Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[Część II] Odnaleźć Rezusa c.d.
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 10, 11, 12  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Forumowe RPG 2 / RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
PercJack17
Róg Minotaura
Róg Minotaura



Dołączył: 27 Paź 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Percy

PostWysłany: Nie 19:31, 02 Sty 2011    Temat postu:

Nagle do Perca podbiegła Adrianna, wyraźnie zmęczona. Perc był trochę zaskoczony widząc ją taką. Obejrzał się i zobaczył jakąś ogromnę roślinę. Ale to były trzy trochę mniejsze, jak widać ludożerne. Strzegły ona przejścia do Celnika. Teraz może on sobie siedzieć i popijać piwko, oglądając jak rośliny pożerają innych herosów. Temu to dobrze... Kiedy tak rozmyślał i patrzył na rośliny, z transu wyciągnęła go córka Demeter. Taa, to jej robota. Nieźle mała, nieźle.
- Oddałem mu Zygzaka, bo czułem się zrezygnowany - widząc zdziwienie na słowo "zygzak" pokazał jej sztylet - Ale się rozmyśliłem i jak się rozpędziłęm na tego dryblasa, takiego mu siniaka nabiłem, że oddał go bez słowa.
No co? Można trochę ubarwnić fakty. W końcu to tylko RPG.
- A te rośliny to twoja robota? - zapytał zmieniając temat, wyraźnie zadowolony że nawiązał rozmowę z Adrianną - I co mu dałaś?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PercJack17 dnia Nie 20:11, 02 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
laniette
Cukiereczek Apolla
Cukiereczek Apolla



Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 594
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 19:54, 02 Sty 2011    Temat postu:

Głupi dziadzio chce coś od Lany. Ale Lana nie chce mu nic dać i co ma biedna Lana teraz zrobić? No więc myślała i myślała a czas leciał. Wyjęła z kieszeni apteczkę nacisnęła guziczek i wyciągnęła fiolkę z dwiema tabletkami. Rzuciła mu je.
- To naprawdę cenna rzecz. Uleczą każdą chorobę, zasklepią każdą ranę. Strasznie ciężko je zdobyć. Mogą być?
Celnik kiwnął głową. Krzyknął coś na roślinki i Lana mogła bezpiecznie przejść. Stanęła obok Perca i Ad.
- Głupi staruch, co on sobie myśli?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mroczny
Gość






PostWysłany: Nie 20:13, 02 Sty 2011    Temat postu:

Gdy wszyscy zapłacili Celnikowi (jeśli ktoś nie zapłacił, to zrobi to później), ruszyli przez most. Nie był nowy. To się okazało, gdy Chris nastąpił na pierwszą kładkę i o mały włos nie spadł. Gdy znów stanął na nogi, obejrzał się. Ach, tak! Na dole ziała pustka. Nawet widoków ładnych nie było. Nie opłacało się spadać. Ale na wszelki wypadek puścił resztę przodem. Najpierw dziewczyny, żeby było po dżentelmeńsku. Potem ten mięczak Perc i w końcu ruszył Chris. Szli raźno, bo nikomu nie chciało się zwlekać z odszukaniem Rezusa. Syn Aresa pogwizdywał sobie w drodzę. Gwizd odbijał się echem od ścian, przez co był jeszcze bardziej irytujący. A o to własnie Chrisowi chodziło. W pewnym momencie zatrząsł mostem, żeby podnieść trochę poziom adrenaliny, bo takie przechodzenie po jakimś czasie zrobiło się nudne. Ale to potrząsanie też w końcu mu się znudziło. Szlag by to trafił. Ile czasu minęło, odkąd Chris ostatnio coś rozwalił? Za dużo. Tak brzmiała odpowiedź. W pewnym momencie coś uparzyło chłopaka w przedramię. Odruchowo chwycił po łańcuchy. Aż się zdziwił, gdy jedna ręka nie poczuł przyjemnego chłodu metalu. No tak. Trzeba będzie odzyskać teń łancuszek. Oj, ten Celnik pożałuje, że się urodził. Chris odwaliłby robotę od razu, ale nie chciał stracić przewodniczki-widmo. Bez niej przecież nie odnajdą Rezusa. A to było kluczowe w tej misji. Odnaleźć Rezusa. Niee, to beznadziejnie brzmi. Powinno być "Chris, syn Aresa, odnajduje Rezusa" albo "Chris i reszta na tropie Rezusa". O tak. To przynajmniej fajnie brzmi. Ale dobra. Coś go parzyło w rękę, a on myślał o jakichś głupstwach. Chris, skup się. Obrócił głowę i dojrzał jakiś dziwaczny płomień. Kolorem przypominał świeżutką krew. Mrrrocznie. I na dodatek nadarzyła się okazja, żeby coś rozwalić. Chłopak machnął mieczem, który już zdążył się uruchomić, i przejął ognistą kulę na pół. Heh! Ale zabawa. Jeszcze raz. O! A teraz była jedna połówka i dwie ćwiartki. Chris zerknął na córkę Hestii, idącą gdzieś na przedzie. Oczywiście, że to jej dzieło. Kiedyś musi ją poprosić, żeby zrobiła takich więcej. Idealnie nadawałoby się do treningu. Gdyby jeszcze posyłać je w różne strony. O tak! Ruchome cele rządzą! No ale i ta zabawa wkrótce się skończyła. Chris przeciął jeszcze kulę na kilka części, aż w końcu sama się rozpłynęła. Nie ma co. W jaskini było wilgotno. Jak to w jaskini. Co chwila z wysokiego suftiu spadałby kropelki wody. I tak ogień długo by się nie ostał. W pewnym momencie Chris zauważył, że z sufitu leci coś większego. Nom. I do tego prosto na nich. Było spore. Pewnie rozwali most na drzazgi, a oni zginą. Trzeba było temu zaradzić. Znów zaczął potrząsać mostem. Chwilę później spotkał się z kilkoma okrzykami protestu. Ech, te dzieciaki były irytujące. Niczym się nie przejmowały. Chyba zaczynały się przyzwyczajać, że dzielny Chris zawsze ich uratuje. No tak. Można było się tego spodziewać.
- Spójrzcie w górę! - mruknął pod nosem.
Po chwili wszyscy bujali mostem. Trzeba było go mocno rozhuśtać, żeby wyminąć kamień czy co to tam było. Po kilku sekundach liny zaczęły trzeszczeć, ale udało się dostatecznie rozbujać most. Teraz trzeba było liczyć na szczęście. Co, jeśli kamień dotrze do nich, gdy będą w pozycji wejściowej? Jednak szczęście dopisało. Udało im się wyminąć kamień o dobre kilkadziesiąt centymetrów. Ech, za mocno rozbujali. Powinni znaleźć się bliżej. A tak to co? Chris nawet nie poczuł powiewu, gdy kamień przelatywał obok nich. Zero adrenaliny. Groźniejszy wydawał się ten wypadek z kładką. Chociaż to też nie było coś wielkiego. W tych jaskiniach było nudno. Na powierzchni spotkali tyle potworów, a tu nic. Cisza! Nawet piekielnego szczeniaka tu nie znajdzie. Może jednak rzeczywiście powinni zajrzeć do tych jaskiń survivalowych? Ale jeśli to znowu chwyt marketingowy? Pewnie ten niby survival to coś a'la plac zabaw dla dzieci do lat siedmiu. A na ziemi ustawione są materace, żeby nikomu nie stała się krzywda. Czyli nuuda. No ale po chwili Chris zauważył, że w oddali widać koniec mostu. No, może tam będą jakieś potwory. W tym samym momencie dobiegł go krzyk. Bardzo głośny. Naprawdę musiał być głośny, bo wydał go ów Celnik. Jego postać jeszcze majaczyła na początku mostu. Ej, co on robił? Zaraz, miał siekierę? Przecinał liny. Nareszcie jakaś zabawa. Ale co go do tego skłoniło? Przecież wszyscy mu zapłacili. Chris rozejrzał się po wszystkich. Jego wzrok przykuło coś błyszczącego. W kieszeni Perca. Jego broń. Przecież Chris widział, jak chłopak daje ją Celnikowi. No nie. Ten dzieciak jest naprawdę taki głupi, czy tylko udaje? Zmierzył go morderzym spojrzeniem i krzyknął:
- Jazda!
Przebiegli kawałek, kiedy puściła pierwsza lina. W ostatniej chwili złapali się jedynego, ocalałego sznura. Było blisko. Ale nie pierwszy raz. Zdarzało im się być w gorszych opałach. Ale teraz Celnik przystąpił do dalszej roboty. A zostało im tak niewiele do przejścia. Ledwie kilkadziesiąt metrów. Ale nie zdążyli. Most został przerwany. Spadali właśnie w przepaść. Na szczęście większość zdołała złapać się kładek lub czegoś innego. Niektórzy pomogli sobie magią. Ktoś przeleciał obok Chrisa, ale ten złapał tego kogoś za rękę, przerywając lot. Wszystkim udało się przeżyć. Uff! Może to nie było takie słabe. Poziom adrenaliny na pewno podskoczył Chrisowi. Oj tam. Poczęli się wspinać. Niektórzy używali latających zabawek, inni magii, inni siły mięśni. Tak więc po jakimś czasie wszyscy byli na górze. No to most mieli za sobą.
- Już niedługo.
Co? Kto to powiedział? Chris właśnie strzepywał kurz ze spodni i nie zwrócił uwagi na to, że ktoś coś mówi. Przewodniczka najwidoczniej zauważyła, że syn Aresa jest lekko zdezorientowany, więc powtórzyła.
- Już niedługo. Zbliżamy się do Rezusa.
- Aha. To super. Dostanie pani spory napiwek. O ile przeżyjemy. - odpowiedział jej Chris.
Tak naprawdę, to nie zamierzał jej wręczać napiwka. Przynajmniej nie ze swojej kiesy. Ktoś inny da jej piątaka. Poszli więc dalej. Tym razem trasa była bardziej zróżnicowana. Co chwila mijali jakieś śmieszne głazy albo inne podziemne jeziora. Ogólnie, było ciekawiej niż na równinie. Ale Chris i tak się nudziło. To nie były jego klimaty. Żeby go zadowolić, co chwila musiałyby spadać kolczaste kule, lawiny, powinny atakować ich potwory, a gorąca lawa miała palić ich w stopy. Tak Chris wyobrażał sobie Elizjum. Tory przeszkód, mnóstwo potworów do zarżnięcia. Czy można chcieć więcej? Przydałyby się jeszcze jakieś egzotyczne tancerki, ale to nie było aż tak konieczne. W gruncie rzeczy, to i Tartar nie wydawał się taki zły. Tam było jeszcze więcej potworów do załatwienia. O tak. Trzeba zastanowić się, gdzie się udać po śmierci. Ale to już po powrocie. A właśnie. Ciekawe, co będzie po powrocie? Jeśli uda im się odnaleźć Rezusa, to może Chris dostatnie w nagrodę zestaw kukieł do rozwalenia. Ciekawa myśl. Trzeba będzie skierować się z tym do Zeusa. Albo może lepiej do Aresa? Ten go zrozumie. Jeśli chodzi o demolkę, to Ares zazwyczaj lubi posłuchać. O, a może spotkają jeszcze Hadesa? Fajnie byłoby jeszcze powkurzać tego starego capa. Te słodkie rozmyślania przerwał mu nagły rozbłysk światła, który oślepił go na dłuższą chwilę. Po chwili blask się potwórzył. Krew zapulsowała Chrisowi mocniej. Czuł, że coś się zbliża. I wiedział już, co to jest. Rezus! Nareszcie. Ale co on tam wyprawiał? Te błyski. Gdy znów odzyskał wzrok, rozejrzał się po terenie. Błysk doszedł zza zakrętu. Tam się schował. Chris obrócił się ku pozostałym, uśmiechnął się łobuzersko i jeszcze raźniej ruszył na spotkanie poszukiwanego dzieciaka. Przed samym zakrętem znów oślepił go błysk. Gdy po raz trzeci odzyskał wzrok, napotkał iście ciekawy widok. Na Rezusa napierała armia potworów. No, może nie armia, ale sporo ich było. A chłopak co chwila raził ich piorunami lub ciosami swojego miecza. Jego miecz też był ciekawy. Szczególnie rękojeść w kształcie pioruna. Chyba dogadałby się z Percem. Ale chyba potwory zaczynały przeważać. Mimo ogromnej mocy, Rezus ciągle musiał się wycofywać. Przewaga liczebna była zbyt duża. Wreszcie coś się działo.
- No, herosi, chyba trzeba pomóc naszemu przyjacielowi. - powiedział, używając sarkazmu przy słowie "przyjaciel".
Potem sięgnął po swój miecz. Dawno nie walczył jedną bronią. Ostatnio używał obu mieczy, wykorzystując jeden z nich do ciskania w potwory. Ale teraz nie miał wyjścia. Oddał miecz Celnikowi. Ale obiecał sobie, że prędzej czy później go odzyska. Musi. A teraz rzucił się w wir walki. Czyli to, co dzieci Aresa lubią najbardziej. Demolka!
Powrót do góry
Annabeth&Percy
Artystka
Artystka



Dołączył: 10 Paź 2010
Posty: 745
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 20:59, 02 Sty 2011    Temat postu:

Adrianna niezbyt uwierzyła Perc'owi z tą historią ale cóż, nie będzie się kłócić szczególnie w tym "stanie". To znaczy kiedy jest tak zmęczona. Dzisiaj wiele razy użyła swojej mocy co wyczerpuje i ani razu nie spała. Normalnie masakra, jak nie znajdziemy tego Rezusa niedługo to ja nie wiem co zrobię...
- Mówiłam, żeby zjeść owsiankę? To nie. Bo ty jej nie lubisz. - usłyszała trochę obrażony ton matki w głowie.
Dajże już spokój z tą owsianka... A z resztą co nagle się tak do mnie zaczęłaś odzywać? Przez chwilę panowało milczenie.
- Bo chcę powiedzieć, że jesteście już blisko celu. I pamiętaj o owsiance! - odpowiedziała matka.
No ta, jeszcze czego. Nie mam zamiaru jeść żadnej owsianki. Pomyślała i szła dalej słuchając Perc'a.
- Tak, moja. W sumie to była moja zapłata. Niestety kosztowało mnie to trochę energii... - powiedziała - Jak to? Nie dostał zapłaty od ciebie? No to pięknie...
Postanowiła rozejrzeć się. Szli po jakimś starym, rozwalającym się moście. Nie wyglądał zachęcająco. Dziewczyna powoli stawiała każdy krok. Wiesz, co, mamo? Mogłabyś powiedzieć naszemu kochanemu Zeusowi żeby coś zrobił z tymi cholernymi jaskiniami. Jak nie jaskinie pełna wody to rozpadający się most broniony przez chciwego celnika. Normalnie wspaniałe te jaskinie.
- A co mi do tego. Jakbyś jadła owsiankę to byłoby ci łatwiej. - usłyszała.
Super, wielkie dzięki mamo. Pomyślała i spojrzała w górę. Zobaczyła jak coś wielkiego leci prosto na ich kochany, piękny mostek i za chwilę go rozwali. Wszyscy zaczęli huśtać mostem. Po pewnym czasie starań "coś" przeleciało obok mostu i wszyscy przyjęli to z ulgą.
- Żyjesz? - zapytała się Perc'a.
Chłopak pokiwał głową. Szli dalej w milczeniu kiedy nagle Chris odwrócił się w ich kierunku i widać było w jego spojrzeniu szczerą chęć zabicia Perc'a. Jak zwykle... Pomyślała. Po sekundzie zobaczyła gdzie patrzył się Chris. Obejrzała się do tyłu i z przerażeniem zobaczyła jak ten cholerny celnik próbuję przeciąć liny mostu. Od razu połączyła fakty ale nie miała zamiaru dogadywać Percowi. Rozumiała jego niechęć do oddania broni.
- Jazda! - krzyknął na nich Chris i wszyscy puścili się biegiem.
Przebiegli pewną odległość kiedy puściła pierwsza lina a po niej kolejna. Zaczęli spadać... Adrianna skupiła się i kazała wyrosnąć pnączom ze ściany skalnej. Ta wystrzeliła prosto w jej kierunku i obwiązała się wokół jej lewego nadgarstka. Adrianna poczuła w nim ból. Cholera, znowu?! Pomyślała ze złością. Spojrzała w górę i zobaczyła, że ktoś dość powoli "nadlatuje" z góry i nie ma jak się uratować. Prędko wysłała po niego pnącza, które "zaniosły" go do skał. Nie mogła sobie pozwolić na użycie większej ilości mocy.
Kazała pnączom zanieść się na szczyt skał. Po chwili wszyscy już tam byli a ona padała z nóg. Nie sądziła żeby miała już dość sił na walkę.
- Mówiłam ci, żebyś wzięła owsiankę? - usłyszała ponownie.
Wolałabym usłyszeć "gratulacje" i nie mówiłaś mi o żadnej owsiance. Nie odzywałaś się wcześniej.
- No może i tak. Ale teraz ci mówię!
Adrianna przewróciła oczami i podeszła do Perc'a.
- Hm... Podsumowując: nie oddałeś celnikowi miecza przez co o mało wszyscy nie zginęli. Jak się czujesz po takim występku? - zapytała uśmiechając się. Jednak zmęczenie nadal dawało jej się we znaki. Cholera, jeśli jeszcze raz będę musiała użyć mocy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PercJack17
Róg Minotaura
Róg Minotaura



Dołączył: 27 Paź 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Percy

PostWysłany: Nie 21:04, 02 Sty 2011    Temat postu:

Zanim Adrianna zdążyła mu odpowiedzieć, podbiegła do nich córka Apolla wyraźnie wkurzona zachowaniem celnika. Trudno się dziwić. Trochę zdziwiło go to, że sztylet pojawił się w jego kieszeni. Jest w nowym świecie, powinien się do czegoś takiego przyzwyczaić. Ale czy to nie przysporzy grupie kłopotów? Jeszcze jak się celnik wkurzy... Więc przyspieszył kroku i zobaczył przed sobą most, na szczęście. Już chciał na niego wejść ale Chris powstrzymał go i wskazał na dziewczyny. Szefuś dżentelmen? Czy może panny na pierwszy ogień? Nieważne.. Per pan przepuścił go po dziewczynach, i Perc nie wiedział co o tym sądzić - uważa go za dziewczynę czy może chce zabezpieczać tyły? Na siłę wierzył, że jednak to drugie. Ale nagle stało się coś dziwnego. Chris wykrzyknął, by spojrzeli w górę, na wielki kamień który spadał w ich stronę. Syn Zeusa zaczął bujać mostem swoją siłą wiatru, jednak nie była ona jeszcze zbyt mocna. I tak siła obozowiczów była silniejsza. Ale przynajmniej się starał. Zapewne nikt tego nie doceni. Ale co mi tam. Kiedy kamień ich ominął Perc starał się użyć wiatru, by z kolei most przestał się bujać, i po chwili tak się stało. Ale nagle liny postu zaczęły puszczać i zanim zdążył się obejrzeć za przyczyną, szybko pobiegł w stronę końca mostu. Kiedy spadał już z popsutego mostu w przepaść, podciągnął się siłą wiatru do góry, po czym złapał się skały i podciagnął, już rękoma. Gdy znalazł się już na górze, odpowiedział Adriannie.
- Nie zrobiłem tego celowo. Sam się pojawił. A poza tym Chris powinien mi podziękować. Przynajmniej coś się działo.
Wędrowali potem tak samo jak na równinie, ale to się nagle zmieniło. Oślepił go, jak i całą grupę nagły rozbłysk światła. Kiedy dotarli do jego źródła ujrzeli jego - Rezusa. Szczerzę mówiąc Perc nie był tego pewien, ale jakoś to czuł, że to on. Po prostu takie przeczucie. Ale nie był sam. Walczył z czymś. A nawet dwoma cosiami. Było ich więcej, niż można było naliczyć. Potwory. O tak! W końcu przećwiczy się umiejętności. Wyjął długopis, kliknął, zmienił się w sztylet i zauważył że całkiem podobną broń miał, jak sądził, jego brat. Ale on miał miecz, a Perc sztylet. Poza tym jego miecz wyglądał olśniewająco. Jak prawdziwa godna boga broń. I był dość potężny, powalał potwory dość szybko. Ale widać było, że chłopak z tą niemal armią sam sobie rady nie da. Także Perc zaatakował potwora, który zbliżał się do Rezuska i jego uwagę nagle odtrąciła blisko twarz Rezusa. Odwagi, dasz radę, potem dasz mu w pysk... I zaatakował potwora. Trafił w brzuch, ale potem potwór oddał mu dość boleśnie w głowę. W sumie nadal było ciemno i trudno było się skupić na walce. Perc szybko zwiał od potwora.
- ZŁOCISTY! - krzyknął jak opętany. Liczył że płomyk światła do niego podleci. Chyba jednak zwariował. Ale to się stało. Duszek się zbliżał. Perc wycelował w niego mieczem, ale nie miał zamiaru go atakować jak wcześniej Chris dla zabicia czasu. Płomyk zrobił to co oczekiwał. Jakby "wszedł" w jego sztylet i teraz świecił on jak miecz świetlny z Gwiezdnych Wojen. Oświecał trochę pole walki. I łatwiej było walczyć. Chłopak przypomniał sobie kilka ataków jakich się nauczył i znów zaatakował tego samego potwora. Cisnął w brzuch, potem wycelował w głowę i kopnął go, po czym wbił sztylet prosto w jego serce i zmienił się w gwiezdny pył.
- O tak! Zabawa dopiero się zaczyna! - i zaatakował kolejnego.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PercJack17 dnia Nie 21:07, 02 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blanca
Muza/Maniaczka Klat



Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 1477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Maków
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 21:42, 02 Sty 2011    Temat postu:

Szło jej się nie najgorzej. Deski trzeszczały pod jej nogami, jednak nie zwracała na nie uwagi. Muzyka w słuchawkach zagłuszała wszystko. Co jakiś czas Chris starał się zwrócić na siebie uwagę ruszając mostem. Pokręciła głową z irytacją. Udało jej się załagodzić ból w nodze, więc teraz dokuczało jej jedynie zmęczenie. Ktoś ją klepnął w ramię. Obejrzała się. Wszyscy przyglądali się sklepieniu. Po chwili bujali mostem, żeby tylko nie oberwać kamieniem. Co jeszcze?? Szli dalej, gdy poczuła mocne szarpnięcie.
- Jeśli jeszcze raz bujniesz... - odwróciła się wściekła z zamiarem wygarnięcia Chrisowi co myśli, gdy oniemiała. Celnik właśnie nacinał siekierą liny. Zaczęli biec. Część już wbiegła na ziemię, nad sobą zobaczyła Alice i Lanę w latających butach. Jeszcze dwa kroki... Ktoś pchnął ją łokciem w brzuch. Zgięła się w pół. I to był jej największy błąd. Nie zdążyła stanąć na twardej powierzchni. Noga obsunęła jej się w dół. Ktoś złapał ją za rękę. Spojrzała w górę. Chris? No to mam przerąbane. Zakład, że będzie komentarz po misji? Drugą chwyciła jakiś większy odłam skały.
- Dzięki. - wymamrotała. Zgrabnie wspięła się do góry. Usiadła na ziemi i głęboko odetchnęła.
- Czy ktoś jest w stanie mi powiedzieć, czemu to obrzydliwe, oślizgłe, śmierdzące coś - wskazała palcem na drugą stronę, gdzie znajdował się Celnik - nie chciało nam pozwolić dojść?
Sprawdziła nogę. Wszystko było w porządku. Nigdy... więcej.
Poszli dalej. W obawie, że jej słuchawki mogą ulec zniszczeniu schowała je do plecaka. Nagle, zza zakrętu rozległy się błyski. W tamtą właśnie stronę się skierowali. Zobaczyli Rezusa walczącego z ogromną ilością potworów. Blanca oparła się nonszalancko o ścianę przyglądając się sytuacji w rozbawieniu. Nie najgorzej idzie dzieciakowi... No i czy mi się zdaje, czy ma prawie identyczny miecz jak Perc? Kiedy jednak zauważyła, że chłopak przestaje dawać sobie radę wyciągnęła dłoń. Jodo zmaterializowało się automatycznie. Walić miecz, nie mam zamiaru odpaść w pierwszej rundzie. Szkoda, że oddałam wachlarze, przydałyby mi się. Odeszła krok od innych, nie chcąc ich poparzyć.
- Ignis. - mruknęła. Krańce kija zajęły się rdzawoczerwonym ogniem. Uśmiechnęła się huncwocko. Czas na zabawę.
- Kto rozwali najmniej potworów, stawia colę! - krzyknęła pozostałym i pobiegła.
Odbiła się od ziemi i skoczyła na pierwszego z brzegu potwora. Uderzyła go w głowę końcem. Kopnęła z całej siły w brzuch, że aż odsunął się na około pół metra, gdzie eksplodował, zostawiając na ubraniach dziewczyny pełno czarnego pyłu.
- Fuj!
Dobra, dalej dziewczyno, dalej. Zgromadziła dookoła siebie kilka potworów. W kółeczko moi drodzy, w kółeczko... Gdy była gotowa, ustawiła kij do pionu i trzymając ręce na żłobieniach, okręciła się kilka razy dookoła jodo. Każdy stwór dostał prosto z buta w klatę. Mwahaha. Ostatniemu, który stał najdalej podcięła nogi i wbiła ognisty koniec tam, gdzie teoretycznie powinien mieć krocze. Zadowolona pobiegła dalej. Adrenalina zdecydowanie wzięła górę. Nawet nie czuła bólu w nodze. Kręcąc bronią zajęła się kolejnym. W końcu, nie mając już ochoty bić na odległość wskoczyła mu na plecy i zacisnęła kij na jego szyi. Stwór zniknął, zamieniając się w pył. Usłyszała okrzyki. Odwróciła się. Gdy jednak wróciła do poprzedniej pozycji silne uderzenie wyrzuciło ją z metr do góry. Upadła na plecy, zwijając się z bólu. Z policzka i ramienia sączyła się krew. Miała ochotę zakląć. Splunęła krwią i wstała. Lekko chwiejnie, ale dała radę. Wyciągnęła kij do przodu i z dziką furią wbiła się w dwa potwory na raz. Uśmiechnęła się i poprawiła włosy. W walce też trzeba się dobrze prezentować.
Mimo długiej wędrówki wszyscy walczyli jak natchnieni. Blanca nie mogła uwierzyć, że to prawdopodobnie ostatnia bitwa na tej misji. Te przemyślenia doprowadziły ją do pułapki.
- Ośmiu na jedną? Tak trochę nie po dżentelmeńsku.
Zmieniła na chwilę jodo na miecz. Poprosiła o wiatr i przecięła klingą powietrze. Stwory odleciały na kilka metrów. W ułamku sekundy wróciła do ukochanej broni i zaatakowała. Trzech z głowy, jeszcze pięciu. Z tym, że ci nie są już tak otumanieni. Przejechała gwałtownie ręką po policzku. Zgarnęła zaschniętą krew i przyjęła pozycję do ataku.
Wszystko inne przestało się liczyć. Najważniejsza była tylko chwila satysfakcji, gdy przecinała kolejnego potwora. Zrobiła ślizg pod jednym i uderzyła go w plecy. Przeciwnik wylądował na ścianie. Przez chwilę zrobiło jej się słabo. Potrząsnęła głową. Kątem oka dostrzegła co zrobił Perc. No, nareszcie pomyślał. Dobry pomysł.
- E, płomyczek? Wiem misiu, że żadnego imienia ci nie wymyśliłam. Może być Aston? - zapytała swojego 'przyjaciela'. Ognik zatańczył wesoło i wstąpił w jodo. Broń zaświeciła srebrnym blaskiem i po chwili ogień stał się większy. Machnęła. Teraz, zamiast zostawiać zwykłą smugę, ogień leciał na odległość pół metra.
- Kocham cię Aston! W sensie, płomyczku! - zaśmiała się i z nową energią przystąpiła do walki. Kręcąc kijem jak mażoretką biegła wprost na garstkę kolejnych potworów. Są moi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annabeth&Percy
Artystka
Artystka



Dołączył: 10 Paź 2010
Posty: 745
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 22:12, 02 Sty 2011    Temat postu:

- Przecież nie mam ci tego za złe. Też nie miałam ochoty oddawać broni. - powiedziała.
Szli dalej w milczeniu. Miejscy było to dość dziwne. Cały czas mijali jakieś kamienie przypominające różne zwierzęta lecz nie rzeźby. Chociaż można to było nazwać rzeźbami ale Adriannie zdawało się, że ich twórcą jest natura. Ale mogła się mylić. Kojarzyło jej się to z Górami Stołowymi mieszczącymi się w Polsce. Była tam kiedyś z ojcem. Chyba rok przed trafieniem do obozu. Z tego co pamiętała tam właśnie były takie skały i o dziwo w kwietniu leżał tam śnieg. Ale najbardziej zapamiętała Serce Króla Gór.
- Jakbyś chciała wiedzieć to ja maczałam palce w tych górach. Oczywiście przedtem zjadłam owsiankę. - usłyszała głos Demeter.
Co ty masz z tą owsianką?! Nie no... Owsianka to, owsianka tamto... Dałabyś spokój...
- No co? Jest dobra. - powiedziała do niej matka.
I niby w czym pomaga? Dobra, lepiej nie odpowiadaj...
- Jak sobie chcesz moja, córko. Ale pamiętaj kto ci dał miecz!
No pamiętam, pamiętam. Dzięki Odpowiedziała jej i szła dalej. Jedyne o czym na razie marzyła to był obóz i jej kochane łóżko. Nie miała ochoty już szukać tego Rezusa i włóczyć się po tych cholernych jaskiniach. Chciała już wracać do domu. No trudno... Ale ponoć jesteśmy już bli... Nie zdążyła dokończyć myśli bo oślepił ją nagły blask. Piorun... Potem znów zrobiło się ciemno. Zerknęła na syna Zeusa ale ten także zdawał się być zdziwiony. Rozejrzała się dookoła i nie zobaczyła swego płomyczka.
- Seldek? - zawołała go a płomyczek podleciał do niej. - Dobra mały, przydałaby mi się mała pomoc. - powiedziała i przemieniła pierścień w miecz. Cholera, ja gadam z płomykiem! Pomyślała. Spojrzała w kierunku Perc'a. Zobaczyła jak jego Złocisty wlatuje w miecz syna Zeusa, który rozbłyska światłem.
- Wiesz co robić - oznajmiła i podsunęła miecz pod płomyczek.
Seldek (bo tak go nazwała) jakby podskoczył w powietrzu i rozdwoił się na dwie części. Zaraz to nie tak miało być... Miał wlecieć w miecz... Pomyślała z zażenowaniem. Ale po chwili Seldek nr. 1 podleciał do jej lewego nadgarstka i wtopił się w niego. Ból ustał i mogła już normalnie poruszać ręką. Teraz po jej ciele rozchodziło się miłe ciepło. Za to Seldek nr. 2 wtopił się w jej broń, która rozbłysnęła seledynowym światłem.
- Jesteś super, Seldek. - pomyślała.
- Ekhem, Myślisz, że płomień jest taki mądry? - usłyszała głos matki.
Ale przecież nad ogniem panuje Hestia...
- No tak, ale Lo podarowała go tobie, córce Demeter, tym samym on posłucha tylko Ciebie no i mnie jako twoją matkę. Ale powiedzmy, że ty nie jesteś na takim "owsiankowym" poziomie jak ja...
Dobra, nie rozgaduj się mamo. Dzięki. Pomyślała i uśmiechnęła się. Czuła się dużo lepiej. Miała więcej sił i energii. Swoją bransoletkę zamieniła w tarczę i pobiegła na pomoc Rezusowi.
Było tam wielu przeciwników. Podbiegła do pierwszej lepszej szkarady. Potwór miał dwie pary macek i parę rąk. W owych rękach miał miecze. Zamiast mieć dwójkę oczu miał cztery a zamiast nóg także macki. No pięknie...
Adrianna spróbowała zaatakować ale potwór sprawnie odparł jej atak. Jako odpowiedź uderzył ją macką w twarz, która jak się okazało parzy. Adriannę to wkurzyło. Kazała pnączom opleść mu nogi ale tan z łatwością je przerwał. Dziewczyna spróbowała obciąć mu jedna mackę lecz on wyprowadził na nią atak drugą przez co musiała się obronić przez co nie trafiła. Był to twardy przeciwnik... Znów kazała wyrosnąć pnączom i opleść mu dłonie w których miał miecze. Szybko wykorzystała okazję i obcięła mu jedną z macek. Jeszcze trzy... Potwór przerwał i te pnącza i już miał wyprowadzić kolejny atak kiedy dziewczyna stworzyła przy jego "stopnych" mackach jakieś cztery małe kwiatki ludożercze, które zaczęły go gryźć po owych mackach. Wydawał się być wkurzony ale Adrianna wykorzystała okazję i wytrąciła jeden miecz z jego ręki. Pnącza znów wystrzeliły z ziemi i owinęły się wokół jego szyi. Potwór zaczął się dusić ale nie trwało to długo bo znów pnącza okazały się za słabe. Pięknie... Potwór wydawał się wkurzony i Adrianna oberwała z macki w nogę. Ból był okropny ale nie zwracała na niego uwagi. Walka trwała dalej. Po długich zmaganiach udało jej się obciąć potworowi kolejną mackę. Krwiożercze płatki dalej gryzły przeciwnika co nie pozwalało mu się skupić dzięki czemu stracił kolejną mackę. Niestety przy następnym ataku potwór wytrącił jej z ręki tarczę co jej wcale nie pomagało. Tego już za wiele mój drogi... Pomyślała kiedy nagle z ziemi wyrosły jakieś trzy pnącza i obwiązały jego mackę i dłonie. Wkurzona dziewczyna obcięła mu ostatnią mackę a potem głowę. Potwór w końcu zamienił się w złoty pył.
- Z córką Demeter się nie zadziera - mruknęła.
Szybko podeszła do swojej tarczy i podniosła ją. Miała już odejść z tego miejsca kiedy jej uwagę przykuło coś co leżało na ziemi. Zdziwiona podeszła i stwierdziła, że jest to sztylet. Przysięgłaby, że z rąk potwora wytrąciła miecz a nie sztylet. Ale i tak nie pogardzę. Podniosła sztylet i stwierdziła, że posiada on dwa ładne kamienie. Nacisnęła jeden z nich a sztylet przemienił się w pierścień. No nie, czemu ja zawsze trafiam na pierścienie? Pomyślała i założyła go na palec. Była zadowolona z siebie i swojej wygranej.
- Gdybyś zjadła owsiankę poszłoby ci szybciej i lepiej... - mruknęła w jej głowie matka.
Ta... Na pewno. Pomyślała z sarkazmem. Posumowanie obrażeń: okropne oparzenie na twarzy, nodze i ręce. Pięknie...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Annabeth&Percy dnia Nie 23:29, 02 Sty 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ailyn
Boy z hotelu Lotos
Boy z hotelu Lotos



Dołączył: 29 Wrz 2010
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z odległych rubieży
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 17:50, 03 Sty 2011    Temat postu:

Ailyn już ukończyła pracę na palmtopie. No, nieźle. Teraz zostały mi tylko robótki ręczne. Zdążyła schować komputer zanim wleźli na most. Był dość chwiejny i mało stabilny. Konstrukcja godna greckich bogów, nie ma co! Szefuńcio wpadł na iście genialny pomysł, żeby zacząć huśtawkę. Cholera, nudzi mu się?! Ech, po synu Aresa nie ma się co spodziewać czegoś lepszego. Po paru kolejnych krokach okazało się, że coś ma zamiar na nich spaść. Dziewczyna bez słowa zabrała się za bujanie mostu, byleby tylko nie walnął w nich kamulec wypełniony czystym złem. Brr. Kiedy nareszcie minęło jedno zagrożenie, pojawiło się drugie. Otóż rozanielony celnik postanowił srawic niespodziankę grupie herosów poprzez zniszczenie mostu. Kilka cięć i wszyscy lecieli w dół. Ailyn szybko uruchomiła linę w pasku, dzięki której złapał się skalnej ściany.
- Skoczek, jesteś cały? - mruknęła do swojego płomyczka, gdy już upewniła sie, że cała reszta grupy jakoś żyje. Wciągnęła linę i zaczęła się szybko wspinać. Na górze dopadło ją to boskie przeczucie świadczące o niebezpieczeństwie. Dasz rad.. - usłyszała jak jej ojciec zaczyna do niej mówić. Zdołała jednak powstrzymać jego głos, choć sama nie wiedziała jakim cudem. Zostaw mnie! Jej mózg gotował się niczym zbita kulka mięsa w zupie. Dopiero teraz podwyższył się jej poziom adrenaliny. Miała ochotę coś rozkwasić i to na dobre. Chwyciła odruchowo za miecz. Po chwili szef doprowadził ich do oczekiwanego celu ich wyprawy. Dziwna poświata nadawała ponury nastrój pomieszczeniu.
- No, herosi, chyba trzeba pomóc naszemu przyjacielowi. - na dźwięk jego głosu Ailyn ujrzała otaczają Rezusa pokaźną grupkę potworów. Ofax ets burrin tehn! Dopiero teraz zorientowała się, ze trzyma rękę na mieczu. Bezzwłocznie go uruchomiła i rzuciła plecak gdzies na bok.
- Skoczek, pilnuj!
Ruszyła w stronę swojej pierwszej ofiary. Potwór był odwrócony do niej bokiem, miał właśnie zamiar zadać kolejny cios Rezuskowi. Biedny Reziu... Kurde, nie taki brzydal z niego! Ech, dobra, koniec filozofii, teraz czas na walkę. Ponownie zebrała się w sobie. Zanim zdążyła dobiec do swojego celu usłyszała świat zaraz obok swojej głowy. Te dupki walą kamieniami! Kiedy już empuza znajdowała się w zasięgu jej miecza cięła na oślep celując w głowę. Zdołała jednak zadać bestii tylko nieznaczny cios, gdyż nagle oślepiły ją płomienie buhające z twarzy potwora. Opanowała sie na tyle, by nie upaść plackiem na kamienne podłoże. W półprzysiadzie zadawała kąśliwe ciosy w uda i łydki przeciwnika, by dosłownie zwalić go z nóg. Na empuzę podziałało to raczej kiepsko. Potwór spuścił klingę swojej broni na dziewczynę, która precyzyjnie zablokowała atak. Wykorzystała chwilę, gdy przeciwnik był skupiony na ataku i wycelowała szbkiego kopniaka w jego brzuch. Bestia w końcu się przewróciła, a leżąca nie stanowiła już dla Ailyn większego problemu. Wyprostowała się i bezceremonialnie wbiła ostrze w ciało empuzy. Papa. Nie zdązyła ochłonać zanim kolejny przeciwnik zwalił się na nią z całą swoją masą. Szczęśliwym trafem nie była ona taka wielka, więc Ailyn zdołała wygrzebać się spo cielska potwora. Poczuła jednak ostry ból w lewym nadgarstku. Miecz potwora zdołał sięgnąc jeszcze jej łydki, zanim wstał. W efekcie z rozdartej części kombinezonu zaczęła tryskać czerwona krew. Stojać już twarzą w twarz z bestią dziewczyna zacząła atakować. Każdy ruch wykonywała z finezją godną pilnego ucznia Chejrona. Na chwilę zmieniła kierunek ruchu swojego miecza, żeby zablokować cios, który w przeciwnym wypadku prześlizgnąłby sie po klindze i odciąłby jej rękę w łokciu. Nagle zapałała niesamowitą żądzą mordu. Prawie słyszała jak kolejni nauczyciele powtarzają jej, że jest idiotką. Miała przed oczami obraz swojego życia pozbawionego ojca. Nie czuła jak wzrasta jej nienawiść. Wiedziała, że te potwory, które stoją wokół niej są uosobieniem wszystkiego, co starała sie zawsze zniszczyć. Powoli zaczęły na nich spływać wszystkie winy, jakie tylko mogła wymyślić dziewczyna. Czuła, że nienawidzi ich bardziej niż ojca. Po chwili, niewiadomo skąd, jej ręce zapłonęły lekkim blaskiem, a z palców tylko chwilowo wymierzonych w potwora buchnęły cieniutki i śmiercionośne linie ognia. Wyglądało to jak płomieniste wyładowanie atmosferyczne, a uziemieniem został jej przeciwnik. Zdążyła jeszcze poczuć swąd spalenizny zanim potwór zamienił się w proch. Znowu nie dostała czasu na myślenie, gdyz otoczyły ja dwie drakainy. Poruszała się z wdziekiem tancerki parując ich ciosy. Wykonywała ruchy z idealną prezycją, zrodzoną z treningów. O wysiłku, jaki ja to kosztowało świadczyły jedynie coraz liczniejsze krople potu na czole.Nie czuła swoich rąk, ani niczego, tak była skupiona na przetrwaniu. Reszta pomieszczenia czy jej własne ciało stały sie czymś, z czego istnienia zdawała sobie sprawę raczej mętnie. Oszołomienie i ból zrobiły jednak swoje i po chwili Ailyn czuła, że już nie długo będzie mogła walczyć z taką zawziętością.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ailyn dnia Pon 17:53, 03 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nereida
Serce Oceanu
Serce Oceanu



Dołączył: 24 Sie 2010
Posty: 501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ocean
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 19:18, 03 Sty 2011    Temat postu:

Herejza dogoniła resztę grupy. Ta część jaskini nie różniła się ani trochę od poprzedniej. Było tu tu dużo skał, teren był ciągle podmokły, co akurat dziewczynie nie sprawiało żadnego problemy, ponieważ jako córka Posejdona była 'nieprzemakalna'. Ciekawe czy gdyby ją wrzucić do basenu wypełnionego oranżadą jej moc także by działała. A tak w ogóle czy mają taki zbiornik. Lecz to nie było teraz najważniejsze, chciała jak najszybciej znaleźć tego bachora i wracać do domu, w którym będzie mogła wejść do wanny z cieplutką wodą, zapalić świeczki i po raz pierwszy od niepamiętnych czasów zrelaksować się. No i oczywiście pójść na fajną imprezę, gdzie będzie mogła tańczyć przy rytmach muzyki Justina Biebera. Haha, ta i co jeszcze?
Obejrzała się za siebie. Nie ujrzała obozowiczów, lecz wielką i złą roślinę, nie powiedziała tego na głos, aby nie urazić Sophie. Tak ona to ma dopiero wielkiego i złego pana winogrona. Miedzy liśćmi można było dostrzec jasnowłosą dziewczynę o błękitnych oczach. Lana, grr.... Nagle na myśl przyszło jej coś wspaniałego. Przystanęła na chwilę i gorączkowo przyglądała się córce Apolla.
- Zjedz ją roślinko, zjedz ją, zjedz ją. - powtarzała cicho tak aby nikt jej nie usłyszał.
Lecz 'niestety' roślinka posłusznie rozsunęła się, a Lana przeszła jak gdyby nigdy nic.
- NIE! - krzyknęła podskakując.
Herosi popatrzyli się na nią dziwnie, czekając na wyjaśnienie.
- Yyy, komar mi uciekł. - powiedziała. Chciała aby wyglądało t jak najbardziej wiarygodne. Ale zawsze można to zwalić na ADHD.
Lana przebiegła jej obok nosa, trącając ją 'niechcący' swoimi włosami. Oj dziewczyno uważaj, bo nawet Apollo Ci nie pomoże. Chętnie by spaliła jej te kudły. Herejza spokojnie. Ona zrobiła to niechcący, po prostu biegła. Wdech, wydech i wdech i wydech... Gdy dziewczyna troszkę się uspokoiła, dogoniła resztę, lecz już przy nowej przeszkodzie - moście. Chris zaprosił panie pierwsze, po tym jak deska spod jego nóg wylądowała sto lub dwieście metrów niżej. Ta... bardzo po dżentelmeńsku, wysłać jako pierwsze 'kobiety', aby ratować sobie tyłek. Lecz Heri ciągle podobał się syn Aresa, tylko dlaczego. Nie był miły, ani nie troszczył się o innych. Co prawda był przystojny, odważny i umiał się bić, ale córka Posejdona nigdy by nie przyznała mu racji.
Dziewczyna szła po moście niepewnie, sama myśl o byciu na dole przyprawiała ją o dreszcze, a co powiedzieć o spadaniu? Ależ oczywiście, jak na przekór Chris zaczął kołysać mostem. Herejza z chęcią coś by mu odpowiedziała, ale wolała się nie odzywać, i tak już miała przechlapane.
Po kilku minutach syn boga wojny zaczął znowu kołysać mostem.
- Ej no, chłopie o co ci... - córka Posejdona przerwała gdy na komendę Chrisa podniosła głowę.
- Wow, dobra. Trzeba działać.
W ich kierunku zmierzał właśnie ogromny głaz wielkości samochodu. Aby zapobiec 'zetknięciu' wszyscy zaczęli bujać mostem. Hmm.. dobry pomysł.
Herejza stała na brzegu mostku, więc oberwała kamieniem w ramię, całe szczęście, że skończyło się to na rozcięciu.
- Do wesela się zagoi. - Heri nie przejęła się tym i maszerowała dalej.
Po drodze rozmyślała jak może wyglądać Rezus. Ciekawe czy jest podobny do Perc'a. Przerwał jej kolejny głupi żart syna Aresa. Podniosła wzrok do góry aby upewnić się czy nie leci na nich kolejny głaz. Już miała do niego podejść i poważnie z nim 'porozmawiać',lecz gdy okazała się, że to wcale nie sprawka Chrisa, Heri opanował się i jeszcze raz spojrzała za siebie. Ku jej zdziwieniu, po drugiej stronie stał Celnik przecinający liny.
- Co jest do licha? Ej ty! - potwór spojrzał na nią. -Chcesz poznać słony smak wody?
Jedna lina pękła, a herosi w ostatniej chwili złapali się desek.
- Ładnie, teraz to na pewno dojdziemy do celu. Czego ten ziomek chce?
Na tym się nie skończyło, ponieważ Celnik zaczął przecinać drugą linę. Most spadał, a herosi za nim. Herejza zaczęła myśleć w rekordowym tempie. Co robić, co robić? Na myśl przyszło jej coś co mogło się udać w 40%. Córka Posejdona siłą woli stworzyła w powietrzu wodę, na którą spadła. O dziwno nie przeleciała przez nią. Kierowała ją w stronę lądu, lecz po chwili stało się to, czego Heri się obawiała, nie była jeszcze tak dobra, a więc straciła panowanie nad wodą i w ostatniej chwili zaczepiła się pnącz Adrianny. Wiedziała, że jest jej ciężko, więc chciała jak najszybciej się wydostać. Herejza stanęła na roślinie, wyglądała jak akrobatka, zawdzięczała to temu, że niedawno zaczęła trenować gimnastykę, i podciągnęła się do góry. Chwilę później stała już na ziemi i pomagała innym herosom.
Gdy upewnili się, że wszyscy byli cali i zdrowi, ruszyli dalej. Kiedy znajdziemy tego smarkacza? Zauważyła, że reszta drużyny była wściekła z tego samego powodu, ale co to się dziwić. Nagle oślepił ich niewiarygodny blask. Kiedy Heri była już w stanie patrzeć w tamtą stronę, zauważyła jak mały dzieciak walczy z potworami, strzelając w nie piorunami. No, no. To pewnie nasz mały Rezusek, braciszek Perc'a. Trzeba było przyznać, że mały nieźle sobie radził, lecz po jakimś czasie zaczął wysiadać. No nic, trzeba dzieciakowi pomóc. I po chwili Herejza rzuciła się w wir walki. Biegła, a wiatr rozwiewał jej włosy. Chwyciła naszyjnik i krzyknęła:
- Luterium!
Biżuteria zmieniła się w w piękny spiżowy miecz. Walka bronią szła jej coraz lepiej, lecz daleko było do perfekcji.
Podbiegła do jednego z 'mutantów' i przywaliła mu z pół obrotu w brzuch. Nie zrobiło to na nim wielkiego wrażenia, po prostu cofną się o kilka kroków. Dziewczynie wcale to nie pomogło, tylko rozwścieczyła potwora. Wielkimi i szybkimi krokami podszedł do niej, Herejza nie zdążyła uniknąć ciosu. Nieprzyjaciel trafił ją prosto w klatkę piersiową, a córka Posejdona odleciała na kilka metrów. Prawdo podobnie miała połamane żebro, a przy okazji zahaczyła o skałę i rozcięła sobie rękę.
- Ej ty kupo gnoju! Nie wiesz, że pań się nie bije?
Wstała i ruszyła z mieczem na potwora. Ten, nie zdążył zrobić uniku i córka Posejdona nadziała jego ciało na miecz jak szaszłyk. Wyciągnęła go równie wściekła. Jej broń była cała umarzana krwią.
- Gdybym miała czas, aha i gdybyś żył, kazała bum ci to zlizać, ty psie.
Którego tu by zabić? O, ten się idealnie nadaje. Podniosła rękę do góry i gorączkowo zaczęła myśleć o wodzie i nagle na jej dłoni pojawiło się kilkanaście kropelek. Zauważyła jak potwór, który walczył z Rezusem zdobywa przewagę.
- Ej! Zostaw tego smarkacza, to ja miałam się z nim policzyć!
Podeszła do niego w miarę możliwości, po czym pchnęła kropelki w stronę napastnika. Te, przeszyły go niczym miniaturowe strzały.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nereida dnia Pon 19:27, 03 Sty 2011, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
laniette
Cukiereczek Apolla
Cukiereczek Apolla



Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 594
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 22:23, 03 Sty 2011    Temat postu:

Lana otrzymała nowego przyjaciela. Super zawsze lubiła mieć za przyjaciół latające płomyki. Tylko jak go nazwać? Myśl Lana myśl? Nie nazwę go Chris żeby nie było problemu dlatego może nazwę go seksiklata? Klaty mają to do siebie, że są seksi.
- Będziesz nazywał się seksiklata kochanie. Jak ci się podoba nowe imię?[/b]- Płomyk podskoczył radośnie.- Wiedziałam, że ci się spodoba
Chris przepuścił wszystkich przodem. Ojojoj czyżby bał się niebezpiecznych mostów. Wrażliwy koleś, słitaśnie. Lana zauważyła, że córka Posejdona dziwnie się na nią gapi. Wręcz wrogo, a Lana nie koniecznie chciała oberwać wodą, ogniem czy co jeszcze ta niunia potrafi. O kurczak czego ona chce? Dziwne dziecko. Po namyśle postanowiła ją zignorować. Wryła się tuż przed nią na wejściu na most zachichotała. No cóż jeżeli ktoś jej nie trawi to to nie jej problem. Stanowczo woli mieć inne problemy. Na przykład czy Chris lubi dziewczyny z bliznami pod piersią. Jakże ciekawe rozmyślania przerwał jej głaz. Lana wzniosła się i zaczęła popychać most jak huśtawkę. Potem emocji dostarczył jej celnik, który nie dość, że ukradł jej dwie mega cenne tabletki to teraz chciał ich zabić.
- Ty stary grubasie pożałujesz tego!
No okej z nią jest spoko bo ma latające buciki i może sobie polatać, ale z innymi było gorzej. Złapała osobę, która szła przed nią i posadziła ją bezpiecznie na ziemi.
Gdy wszyscy jakimś cudem się uratowali ekipa ruszyła przed siebie. Daleko nie zaszła ponieważ nagle pojawiły się jakieś rozbłyski. Ups Rezeus nie najlepiej sobie radzi więc super zdolna ekipa wyruszyła mu na ratunek.
Lana wzniosła się na butach i poprosiła seksiklatę by dała więcej światła by dało się strzelać. Pierwszy napatoczył się jakiś dziwny stwór niewiadomego pochodzenia. Strasznie oślizgły i nieprzyjacielski.
- No dalej tu jestem!- Brzydal popatrzał w grę, a chwilę później się rozpływał w dość nieciekawy sposób. 1:0 Dla mega pięknej córki mega przystojniaczka
- Dzięki Skarbie!- rozległ się głos w głowie Lany
Popatrzała na prawo i ujrzała cudownego synka Zeusa ( nie ciebie Perc!), który właśnie przewraca się, a jakiś stwór przykłada mu sztylet do szyi. Jednak taki seksowny facet nie mógł zginąć, więc Lanowa strzeliła w niego kilka razy. Potworeczek był jednak wytrzymały i przeciął Lanie koszulkę na piersi. Lana popatrzała w dół i zobaczyła niezbyt głęboką ranę. Oczywiście Lanie wisiało, że wszyscy mogą podziwiać kawałek jej piersi. Bardziej martwiła się faktem, że jej stanik właśnie został zniszczony.
- Osz ty /cenzura\
Niestety nie zdążyła się zemścić bo Rezeus właśnie rozwalił potwora. No cóż szkoda. Uśmiechnęła się do niego i posłała mu całuska w podzięce. Wzniosła się znowu w górę strzelając w jakieś potwory, które rozsypywały się.
Nagle coś wyszarpnęło jej łuk z ręki.
- Co jest!?
Jakiś mackowaty potwór wyrwał Lanie łuk, nieszczęśliwie się zdarzyło, że akurat miała strzelić więc, brzydal miał też strzałę. Wracaj w niebyt, wracaj w niebyt Opcja wracania w niebyt nie działała jednak na odległość. Lana wyciągnęła więc nóż zza pasa i spadła na potwora.
- Oddawaj mi łuk ty /cenzura\!
Lana była wściekła wbiła nóż prosto w serce mackowatego. Łuk wrócił do rąk Lany niestety drugą stroną. Strzała wbiła się idealnie w mostek.
- Ło /cenzura\
Bolało okropnie, a krew zalewała całą koszulkę i spływała Lanie po rękach. Upadła, ale jakoś się pozbierała. Poruszała się z łątwością jaką posiadają ludzie ze strzałą w klatce piersiowej. Sama nie dałaby rady opatrzyć rany więc odesłała łuk i spróbowała na czworakach jakoś odszukać Blankę. Wpadła na kogoś z drużyny i ten ktoś ją chyba zaniósł do niej. Chris? Perc? Jeden kit kto to był Lana była mu wdzięczna. Miała krwotok wewnętrzny bo musiała co jakiś czas wypluwać krew z ust. Mało przyjemne. W końcu ten tajemniczy ktoś położył ją koło Blanki. Dzięki bogowie za kogoś kto zna się na leczeniu!
- Cześć kochanie byłabym wdzięczna jakbyś wyjęła mi strzałę, przemyła nektarem i pomogłabyś mi ją uleczyć.
Jeden kit, że byli w środku bitwy. Dziewczyny były doświadczone, więc poszło im szybko. Najpierw Blanca wyrwała strzałę, wylała na nią nektar a potem Lana użyła całej swojej energii. Rana zaczęła się zasklepiać na ich oczach. Jednak cały czas sączyła się z niej delikatnie krew, no i bolało przy ruszaniu. Za to nie pluła już krwią i mogła chodzić. Jednak w tym przypadku wolała nie przemęczać się. Leczenie kosztowało ją naprawdę dużo energii. A potworów było dużo. Dziewczyna wyciągnęła więc apteczkę, wbiła sobie igłę z czymś przeciw zakażeniom. Posmarowała ranę maścią przyspieszającą gojenie. Zjadła batonik z ambrozją i czuła się dużo dużo lepiej. Mogła walczyć!
- Dzięki jestem ci winna przysługę
Nie usłyszała odpowiedzi bo rozdzielił ich jakiś potwór. Ponieważ dalej Lana była bardzo zmęczona więc wzniosła się na bezpieczną odległość i strzelała. Ojciec jej pomagał bo nie trafiła w nikogo swojego. Wydawało jej się też, że pomógł trochę z tą raną. No cóż dużo mu zawdzięczała.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez laniette dnia Pon 22:38, 03 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PercJack17
Róg Minotaura
Róg Minotaura



Dołączył: 27 Paź 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Percy

PostWysłany: Wto 21:00, 04 Sty 2011    Temat postu:

Walka trwała. Perc zastanawiał się nad Złocistym (też mi temat). Ale trzeba robić coś na zabicie czasu. Czy on żyje czy jest po prostu w jego mieczu? Pomyślał, że wypadałoby go pochować. Zamachnął się sztyletem na potwora, odciął mu kawałek maczugi i ciach, drugi kawałek.
- No /cenzura/, za krótki ten - i odcięła jednemu człowiekowi bykowi róg. O, to się nadaje. Wbił kawałek maczugi w ziemię i uświadomił sobie, że nie ma sznurka. Zagadał więc Adriannę która akurat walczyła.
- Hej, Adri, wyczaruj mi jakieś kwiatki.... - Ale gdy córka Demeter wyczarowała pnącza Perc rzucił:
- Dzięki - i wyrwał je z ziemi za pomocą sztyletu, przy okazji powalając jakiegoś potwora na kolana. Wyrwał "kwiatki" i gdy zobaczył leżącego potwora, nie mógł się powstrzymać, wbił mu sztylet w serce i zmienił się w pył. Ehh, nałóg.
Wrócił do swojego "grobu" i zaplątał róg pnączami na kawałku maczugi, wy wyglądało to na kształt krzyża. Zamknął oczy, by uszanować jego pamięć, i gdy po dziesięciu sekundach otworzył oczy leżał na ziemi czując okropny ból w brzuchu. Miał poprosić córkę Apolla, czy go wyleczy, ale ona leżała obok niego, bardziej poszkodowana. Ktoś zaatakował ją w okolicach piersi (Perc zamknął oczy) i pomógł jej wstać. Usłyszał jak mamrocze "ŁblAnCa" i zaprowadził ją do niej wiatrem, patrząc dokładnie by nie zrobić jej krzywdy. Była podczas lotu w pozycji leżącej, więc niech sobie myśli że to jej Książę Z Bajki.
- Zajmij się nią, jak możesz. Jest ranna - rzucił córce Ateny i uchylił się przed atakiem potwora. Jednak tamten powalił go na kolana w ostatniej rundzie i Perc wylądował pod jego nogami. Przez jego nogi stojące przed nim zauważył, że jego zacny krzyż został złamany i leżał zniszczony na ziemi.
- Osz ty, nie żyjesz! - i zaatakował potwora, który zdawał się być tym samym który złamał krzyż. Perc nie musiał tego wiedzieć, by wyrwać się z ziemi i zaatakować go w kroczu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PercJack17 dnia Śro 12:56, 05 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mroczny
Gość






PostWysłany: Wto 21:29, 04 Sty 2011    Temat postu:

Kilka godzin wcześniej

Rezus wybrał się na jeden ze swoich codziennych treningów. Po dawce fizyki w bibliotece, chciał się trochę rozruszać. Chwilę tylko zastanawiał się, gdzie się udać. Kompleks archeologiczny. Tam dawno nie był. Większość jaskiń znał jak własną kieszeń, ale ten przypadek był wyjątkiem. Po prostu był nudny, więc nie interesował go na tyle, żeby był warty zapamiętywania. Jednak to na niego padł wybór. Pewnie też dlatego, że świetnie nadawał się do treningu. Mnóstwo występów skalnych. Jeziora. Kolumny. I wiele innych składników otoczenia, które mogły przydać się w walce. Po jakimś czasie przemierzał już podziemne korytarze, równinę, most. Nie musiał płacić Celnikowi. Warto było mieć znajomości. W końcu znalazł idealne dla siebie miejsce. Wezwał więc kilka potworów. Dziwna umiejętność jak na syna Zeusa, nie? Ale sytuacja przedstawiała się inaczej. To "wezwanie" nie było niczym innym, jak zwykłym gwizdem. W prawie każdym kompleksie czaiły się jakieś potwory. Większość z nich starannie się ukrywała. Ale Rezus był tu niemalże panem. Znał kilka tajemnic jaskiń i potrafił to i owo. A jeśli w którymś kompleksie zabrakło podziemnych stworzeń, sprowadzał je z innych miejsc. Arena treningowa, laboratorium, zoo, itp. Chwilę później stwory zaczęły napływać. Jak zwykle, po pięć, czasem więcej. Nigdy na tyle, żeby stanowiły poważne zagrożenie dla życia. Ale tym razem miało być inaczej.


***

10 minut wcześniej

Ktoś przeleciał obok Chrisa, ale ten złapał tego kogoś za rękę, przerywając lot. Chwilę później chłopak zorientował się, że tym ktosiem był nie kto inny, tylko córka Ateny, Blanca. Podciągnął ją, a gdy upewnił się, że dziewczyna pewnie utrzymuje się na skale, zostawił ją i sam począł się wspinać. Na górze czekał na jej podziękowania. Po chwili się doczekał, ale nie mógł tego tak zostawić. Taka okazja mogła się nigdy więcej nie przydarzyć.
- Wiesz, Blanca? Wydaje mi się, że mój miecz jest nieostry. A przecież tak nie może być. Ej, a może poradziłabyś na to? Nie teraz, rzecz jasna, ale gdy wrócimy do obozu. - powiedział i, nie czekając na odpowiedź, dodał szybko. - Dzięki, wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Później dam ci osełkę.


Teraz

Chris nie mógł pozostać niezauważonym w tej bitwie. Wobec tego postanowił zaatkaować największego z potworów. Tak, właśnie tego 5 metrowego kolosa. Z daleka wydawało się, że jego skóra to najprawdziwszy kamień. Nie okazało się to dalekie od prawdy. Skóra rzeczywiście była z kamienia, ale tworzyła coś na kształt zbroi. Greckiej, oczywiście. Tu i ówdzie znajdowały się niewiekie kawałki blachy, ale, w porównianiu z całym ciałem potworam, nie było jej wiele. Tak więc Chris ruszył ku niemu. Przez kilka chwil stwory jeszcze nie zdawały sobie z ich obecności, a syn Aresa bezlitośnie to wykorzystał. Zamieniał w pył każdego potwora, który odważył się zbliżyć. Jednak Chris nie wykorzystywał całego swojego potencjału. Walka na pewno będzie trwać długo, a on nie chciał się męczyć już na samym początku. W końcu zbliżył się na tyle, żeby zwrócić uwagę kolosa na siebie. A uczynił to oczywiście za pomocą wyzwisk, przekleństw i niepoprawnych gestów. Udało się. O innym scenariuszu nie mogło być mowy. A ten potwór najwidoczniej nie należał do najbystrzejszych. Owszem, na pewno był niewiarygodnie silny, ale za to ociężały, powolny i, jak było wspominane, głupkowaty. Nie było więc dziwne to, że od razu zaatakował Chrisa. Zamachnął się jedną ze swoich kamiennych łap i z całej siły uderzył w miejsce, gdzie przed trzema sekundami stał syn Aresa. I to mógł być moment przełomowy tej walki. Już na samym początku. Chłopak wykorzystał tę okazję i w skoczył na rękę potwora i zaczął się po niej wspinać. Zachwiał się niebezpiecznie, gdy stwór podnosił rękę, i spadłby na pewno, gdyby nie jeden z wyrostków na skórze kolosa. Chwycił się go oburącz, tracąc przy tym miecz, ale przynajmniej utrzymał pozycję.A poza tym, miecz za chwilę ponownie pojawi się jako łańcuch przyczepiony do jego spodni. Kontynuował więc wspinaczkę. Potwór oczywiście nie stał w miejscu. Wierzcie lub nie, ale trochę go irytowało to, że ktoś najbezczelniej sobie po nim łazi. Wymachiwał więc rękami na prawo i lewo, próbując strącić natręta, ale Chris się nie dał. Kilkoma susami dotarł na kark kolosa. Oparł nogi na kolejnych wyrostkach, tym razem wyrastających z pleców potwora. Sprawdził, czy miecz wrócił na swoje miejsce. Jeszcze nie. Trzeba więc posłużyć się tradycyjnymi metodami. Chłopak wziął zamach i pięścią uderzył w głowę potwora. Auć! Chyba nie był to najlepszy pomysł. Skóra nie tylko wyglądała jak kamień. Ona była z kamienia. Jak Chris mógł to pominąć przy obliczeniach. Zaraz, zaraz. Jakich obliczeniach? Syn Aresa i obliczenia, dobry żart. Na dodatek młodzianek stracił na chwilę koncentrację i kolejny raz o mały włos nie znalazł się na ziemi. Pocieszył się jednak tym, że odzyskał miecz. Dobrze było znów poczuć swoją ulubioną broń. Mimo, że stracił ją tylko na kilka chwil. Postanowił spróbować jeszcze raz. Z mieczem mogło się udać. Z tym tępieniem to nie była do końca prawda. Syn Aresa zawsze dbał o swój ekwipunek. Można się tego spodziewać po dziecku boga wojny. Tak więc miecz Chrisa przeciąłby nitkę, rzuconą na jego ostrze. Ba! Pewnie nawet coś większego niż nitkę. Wziął więc kolejny zamach i uderzył. Broń odbiła się, co spowodowało, że tym razem chłopak spadł. Siła odbicia była zbyt duża. Teraz znalazł się na ziemi, a kolos stał tuż obok niego. I właśnie zamierzał zmienić swoje położenie. Wybrał sobie miejsce, akurat tam, gdzie leżał Chris. Cóż za zbieg okoliczności. Chłopak szybko przetoczył się po ziemi, dzięki czemu zdołał uniknąć pierwszego tupnięcia. Ale potwór nie przestawał. Stawiał kolejne kroki, a syn Aresa zaczął się męczyć tym tarzaniem się po ziemi. W dodatku nieźle pocharatał. Podłoże obfitowało w drobne kamyczki, które tylko czekały, żeby rozciąć komuś skórę na plecach, nogach i rękach. Aj, gdyby miał drugi miecz. Wtedy mógłby go przemienić w zbroję. Spowolniałby go nieco, ale przynajmiej nie poraniłby się za bardzo. A teraz leżał, wiedząc że takie tarzanie nie ma sensu. W końcu i tak padnie. Została mu ostatnia nadzieja. Gdy kolos stawiał nogę, podniósł miecz do góry. Tak, udało się! Potwór najwidoczniej miał słaby punkt na podeszwie stopy. Idealnie. W dodatku Chrisowi udało się go powalić. Gdyby miał więcej sił, może udałoby mu się skończyć tę walkę. Ale tę przerwę spożytkował na odpoczynek. Po jakimś czasie kolosowi udało się wygramolić z tej niekorzystnej pozycji i z nowym impetem zaczął atakować. Ale Chris już wiedział, jak sobie z nim poradzić. Gdy potwór się przesuwał, ten wślizgiem wjeżdżał mu pod nogę i ciął. Gdy stwór chciał go kopnąć, on wbijał miecz w stopę. Ale nie to miało mu zapewnić zwycięstwo. Samym uderzaniem w nogi nie wygra walki. Trzeba to było zrobić z pomysłem. Kilkoma ciosami w stopy i tors powalił przeciwnika na ziemię. Sprowadził go do parteru, że tak powiem. Do swojego planu potrzebna była mu jeszcze jedna rzecz. Bomba. Ta, którą podwędził Ailyn podczas postoju idealnie się do tego nadawała. Nie, żeby ją ukradł. Aż tak dobry nie był. Ale zauważył, że leży sobie na ziemi, pewnie wypadła dziewczynie z plecaka, więc przygarnął ją do siebie. A teraz była idealna okazja, żeby ją wykorzystać. Chris wskoczył na kolosa. Szedł do jego brzuchu, odtrącając mieczem jego łapy. Gdy znalazł się przy samej twarzy, potwór zaczął się pluć. Bełkotał coś po potworskiemu, ale nic nie dało się z tego zrozumieć. Nieważne. Chłopak wykorzystał to, że gęba kolosa się nie zamykała i wpakował mu ładunek wybuchowy. Obrzucał go jeszcze kilkoma wyzwiskami i odsunął się w bezpieczne miejsce. Potwór nie zdążył się nawet podnieść, gdy ładunek ekslodował, zamieniając go pył. Łatwizna. Kto następny?


***

Rezus nie wiedział, co się dzieje. Potworów było więcej niż powinno. Nigdy wcześniej mu się to nie przytrafiło. Żeby zaatakowała go cała armia? Nie do pomyślenia. Na początku było normalnie. Co chwila pojawiały się kolejne, mało liczne grupki potworów. Ale w pewnym momencie nieźle się ich namnożyło. I nie działo się to powoli. Liczebność grupek nie zwiększała się stopniowo. Wszystkie naraz rzuciły się na niego. On oczywiście nie pozostał im dłużny. Odpłacał im się ciosami miecza i dawką elekryczności. Jednak przewaga liczebna dawała się we znaki. Potwory po prostu go zalały. I byłby już odpadł z gry, gdyby nie niespodziewany obrót sprawy. Oto jacyś nieznani mu ludzie dołączyli do walki. To było coś pięknego. Wielka przewaga potworów w mgnieniu oka się rozproszyła. W Rezusa wstąpiły nowe siły. Przestał się cofać i przystąpił do ofensywy. Ze zdumieniem patrzył, jak tamci sobie radzą. Byli prawie tak nieźli jak on. Ale "prawie" robi wielką róźnicę. On spędził 9 lat na codziennych treningach. I do tego miał za instruktorów najlepszych z najlepszych. Wtedy jeszcze tego nie wiedział, ale to ojciec sprowadzał mu z Podziemia dawnych szermierzy. Samych mistrzów. Ale największy podziw wzbudził w nim taki jeden chłopak, który sam powalił największego potwora. Animusz pozostałych natychmiastowo osłabł. Jeszcze bardziej. Kilka razy tamci pomogli Rezusowi. Za co był im oczywiście wdzięczny, choć pewnie sam też by sobie poradził. A w gruncie rzeczy, pewnie też zdołał by powalić kolosa. Kilka wyładowań elektrycznych i po sprawie. Jednak postanowił dołączyć do reszty. W grupie miał większe szanse na zwycięstwo. No i przede wszystkim musi się im odpłacić. Nie stanie się przecież dłużnikiem jakichś przypadkowo spotkanych ludzi. Chociaż, czy to rzeczywiście był przypadek? Rezus miał co do tego niejakie wątpliwości. Mimo to, torując sobie drogę mieczem, przedarł się do tamtych. Poszukał wzrokiem tego, który powalił kolosa. Po tej walce wydał kilka poleceń swoim towarzyszom, więc Rezus uznał, że to on tu dowodzi. Postanowił skontaktować się właśnie z nim. Gdy go w końcu odnalazł, ruszył ku niemu. Nie chciał tego robić, ale potwory znów go otoczyły. Nie miał szans ich odpędzić, a nikogo z tamtych nie było w pobliżu. Podjął decyzję. Zebrał w sobie siłę i posłał ją wzdłuż miecza. Po chwili wydobyła się z niego złota poświata w kształcie kuli, która szybko zaczęła rosnąć. W końcu osiągnęła maksymalne rozmiary i rozbłysnęła światłem. Po potworach, które go otaczały, nie było śladu. Za to wszyscy, oprócz niego, zostali oślepieni. Niedobrze, ale nie miał wyjścia. Teraz łatwiej mu było się poruszać i w końcu dotarł do dowódcy. Ten był jeszcze na pół oślepiony, ale podniósł wzrok na Rezusa. Właśnie wtedy syn Zeusa i Rei pchnął mieczem w jego stronę.


***

Chris zauważył, że Rezus zaczął przedzierać się w ich stronę. Postanowił mu w tym trochę dopomóc. Martwy przecież na nic im się nie przyda. Chociaż, jego istnienie i tak stwarzało nie lada kłopoty. A wystarczyło przecież jedno pchnięcie, żeby posłać tego dzieciaka do krainy wróżek. Cóż, kusząca propozycja, ale też nie miała sensu. Bo po co niby przedzierali się przez pół Ameryki, jaskinie, jeziora i mosty, żeby zabić chłopaka, który i tak nic złego nie robił. Nie, to bezsensowne. Wbił więc jednemu potworowi miecz w czaskę i tak go zostawił. Upatrzył sobie jakąś wolną przestrzeń, która idealnie nadawała się na punkt spotkania, więc ruszył w tamtą stronę. Każdego stwora, który naruszył jego przestrzeń osobistą, traktował łokciem, kolanem lub głową. Miecz już do niego wrócił, lecz nie był mu on chwilowo potrzebny. Zauważył jednak, że Rezusa otoczyło stado potworów. No, to była dramatyczna chwila, nie ma co. Syn Zeusa jednak użył jakichś czarodziejskich sztuczek i wyparował wszystkie potwory w jego zasięgu. Aha, więc o to chodziło w tych błyskach. No właśnie. Chris został oślepiony, więc wyjął miecz i zaczął machać nim na oślep, nie pozwalając nikomu się do niego zbliżyć. Nikomu złemu oczywiście. Lecz, gdy zauważył przed sobą Rezusa, zaprzestał ataków. Popatrzył się na niego, a ten uderzył w... niego. No to było nie fair. Chłopaczek Zeusa jednak nie miał złych zamiarów. Jego miecz minął twarz Chrisa o kilka centymetrów i wbił się w ciało bardzo brzydkiego Lajstrogona. Nie, żeby chłopakowi był go żal. Podziękował więc skinieniem głowy za uratowanie i powiedział:
- Skąd tu się wzięło tyle potworów? To twoja sprawka?
Chris zabił międzyczasie wężową kobietę i czekał na odpowiedź Rezusa, odpierając ataki kilku innych stworków.
- To chyba nie najlepszy moment na takie rozmowy. - odpowiedział mu w końcu Rezus.
W sumie racja. Sytuacja nie była najwygodniejsza. Potworów było dużo, trzeba było walczyć, a nie gadać. W momencie, w którym to sobie uświadomił, zauważył, że dwa małe potworki skradają się za plecami Rezusa. Nie namyślając się długo, rzucił w nie mieczem. Ustawiły się jeden za drugim, więc ostrze przeszyło oba na raz. Trafiony zatopiony! Syn Zeusa też to zauważył i również podziękował Chrisowi skienienem głowy. Teraz byli kwita. Najwyraźniej zaczęli się dogadywać, gdyż teraz wspólnie pokonywali potwory. Obróceni do siebie plecami, odpierali ataki. Po jakimś czasie znów się od siebie oddalili, lecz to było zamierzone. Chris zaatakował agresywnie i zmusił kilka drakain do odwrotu. Tymczasem Rezus obrócił się twarzą do pleców Chrisa i przyklęknął na jedno kolano, tnąc w nogi ogara. Syn Aresa właśnie na to czekał. Rozpędził się i wskoczył na kolano Rezusa, potem odbił się od jego ramienia i uciął głowę ogromnemu wężowi. Wylądował zgrabnie i znów zaczął walczyć. Wykonał jeszcze kilka manewrów wspólnie z synem Rei. Raz ten drugi ustawił mu "stopkę", a Chris wybił się od niej, tnąc mieczem wokół własnej osi. Innym razem kilka potworów zablokowało Rezusowi przejście, więc syn Aresa odbił się nogami od jego pleców, wykonując salto i nadając tamtemu impetu, dzięki czemu przebił się przez mur. Trzeba przyznać, że syn Zeusa lepiej radził sobie z mieczem i kontrolowaniem mocy, ale to Chris górował pod względem akrobatyki i widowiskości, połączonej z efektywnością. W takim składzie mogli zdziałać wiele. Gdy liczba potworów wokół nich się zmniejszyła, pozwolili sobie na chwilę oddechu. - Kim wy w ogóle jesteście? - zaczął Rezus.
- To chyba nie najlepszy moment na takie rozmowy. - odpowiedział mu Chris i uśmiechnął się łobuzersko. - Christopher Valley, do usług. - dodał, wyciągając przed siebie dłoń.
- Na mnie mówią Rezus, choć dowiedziałem się o tym niedawno. - odrzekł i uścisnął rękę Chrisa.
- Chyba trzeba pomóc pozostałym, co nie? - zaproponował syn Aresa.
- Tak, to dobry pomysł.
I razem ruszyli do dalszej walki.
Powrót do góry
ailyn
Boy z hotelu Lotos
Boy z hotelu Lotos



Dołączył: 29 Wrz 2010
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z odległych rubieży
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 0:13, 05 Sty 2011    Temat postu:

No zbroja, cholera! Ailyn pomiędzy mętnymi przemyślaniami znalazła tę szufladkę z napisem 'moje durne bajery'. Lewą ręka, która była wygięta pod dość dziwnym kątem uruchomiła spiżową zbroję. Twarde, srebrno-stalowe płaty szybko pokryły jej ciało od pasa w górę. W słabym oświetleniu dało się zauważyć misternie wyryte litery z imionami największych idoli córki Hefajstosa. Jak można się było domyślić na pierwszym miejscu był jej ulubiony krewny Bill Gates. Potem Edison, Baden-Powell, Bell i podobni im ludzie. Drakainy, z którymi walczyła powoli zaczynały się nudzić. Odparła kolejny atak sięgnęła do kieszeni. W tym momencie usłyszała huk wybuchu. Przecież ja nawet... Kątem oka dostrzegła szefuńcia rozprawiającego się z raczej wysokim.. dobra, ogromnym potworem za pomocą jedej z jej zabaweczek. Osz ty... Podcięła jedną z drakain. Niech go tylko dorwę... O ile przeżyję. Jej kolejne myśli przerwał cios jednej z przeciwnicsek. Nie zrobił on Ailyn większej krzywdy, gdyż zbroja dość dobrze chroniła ramiona. Dziewczyna wyjęła w końcu jedną z ulubionych bomb. Była ona wyjątkowa z powodu swoich mikroskopijnych haczyków, które po odbezpieczeniu wysuwały się i idealnie wbijały w ubranie lub skórę wroga. Drakainy syknęły w niby śmiechu nie dostrzegając wyników dziwnego rzutu heroski. Raz... Dwa... Trzy i kaboom! Ailyn odruchowo odsunęła się od wybuchającej drakainy. Jej towarzyszka nie zdążyła tego robić w porę, więc została "jedynie" poważnie ogłuszona. Kiedy fala uderzeniowa już ustała dziewczyna podbiegła do leżącego na ziemi potwora. Ujrzała błagalne spojrzenie drakainy, jednak rzuciła jej tylko bezlitosny i po części również szyderczy uśmiech. Precyzyjnie wymierzonym cięciem pozbawiła ją głowy. Idealne zgranie ciosu z falą oślepiającego światła nie było zamierzonym velem Ailyn, jednak nie zrobiło jej większej róznicy poza tym, że wylądowała na usłanej kamieniami podłodze. Zskoczona nagłym pozbawieniem widoczności poczuła w ustach pył stanowiący pozostałości drakainy. Hm, smakuje jak.. krew. Pycha! Po chwili białe plamy zamieniły się w ciemną jaskinię, w której nadal trwała walka. Głównm dostrzegalnym elementem był jednak brak co najmniej 1/3 potworów. Wzrok dziewczyny zatrzymał się na szefie wymieniającym jakieś uwagi z Rezuskiem. Czyli to sprawka tych huncwotów.. Mogłam się tego spodziewać. Dookoła niej było jakos mnie potworów, więc skoczyła ku plecakowi pilnowanemu ciągle przez Skoczka.
- Dobry Skoczek, siedź tu dalej skarbie.- zabrała się za wyjmowanie cięższej artylerii z plecaka. Co my tu mamy?.. Nie.. Nie.. O, a to co?.. Nie.. To ja mam klucze ze sobą?.. O, nareszcie! Dosłownie wyrwała ze środka plik wąskich strzałek zwiniętych miedzianym drutem. Mieszanka silnych trucizn powinna załatwić potwory.. Przynajmniej te o masie mniejszej niż 250kg.. Dezaktywowała miecz leżący przy plecaku i przypięła go do paska. Podniosła się jednocześnie w ostatnim momencie unikając bliskiego spotkania z obcą klingą. Natychmiast rzuciła strzałkę w kierunku szyi potwora. Strzał w tętnicę powinien szybko roznieść truciznę po organiźmie. Czy potwory wogóle mają jakiś krwioobieg? Tego dziewczyna się nie dowiedziała, chociaż przeciwnik leżał już na podłodze zwijając się z bólu. Specjalnie zaprojektowała strzałki tak, by umieranie po spotkaniu z nimi było dość bolesne. Okrutne, prawda? Specjalnie dla potwórów i ich spółki. Zabrała się celowanie w najbliższych przeciwników. Nie wszystkie jej rzuty były celne, jednak utrzymywały się z daleka od walczących herosów... Oraz jedego czegoś - Rezusa. Ailyn cały czas się przemieszczała szukając jak najlepszego celu. Swoje przeszkody traktowała łokciami i ewentualnymi kopniakami. Jej fart nie trwał jednak wiecznie - w końcu któryś z większych potworów zaszedł ją od tyłu i chwycił jedną ręką w pasie, a drugą zacinął na szyi. Dziewczyna upuściła strzałki unosząc sie kilkadziesiat centymertów w górę. Jej ręce odruchowo zaczęły walczyć z zaciśniętym na szyi potwornym pierścieniem. Powoli zaczynała tracić możliwoś oddychania. Rozpoczęła desperackie próby walki za pomocą zębów i kopniaków, jednak w niczym jej nie pomogły. Tracąc przytomność jedyną jej myślą było: "Twoje zdrowie, tatusiu." Prawie pogodziła się z darmową wycieczką do królestwa tego starego grzyba Hadesa, gdy usłyszała basowy ryk trzymajacego ją potwora. Uścisk zwolnił zwalając ją na twarde kamienie. Upadła na lewy bok pomagając uszkodzonemu nadgarstkowi w zająciu jeszcze ciekawszej pozy niż przedtem. Wrzasnęła ochryple i poczuła, ze ktoś odsuwa ją na bok od centrum walki. Rezus?.. No, masz u mnie dług.
-Zaraz sie wygrzebię, dzięki. - rzuciła. Syn Zeusa i Rei podjął słuszną decyzję pozostawienia jej i ruszenia w dalsza walką. Ailyn spojrzała jeszcze raz na swoją lewą rękę. Raz kozie śmierć. Chwyciła ją mocno i nastawiła na odpowiednie miejsce. Towarzyszył temu wrzask zdolny obudzić umarłego. Odpruła kawałek już i tak mocno naderwanego materiału kombinezonu z nogawki. Następnie chwyciła za pierwszy lepszy podłuzny przedmiot znaleziony w kieszeni i zawinęła razem z kawałkiem ubrania w prowizoryczny opatrunek. Reka jakoś trzymała się na miejscu, więc dziewczyna powoli wstała i chwyciła za miecz. No dobra.. Kto następny? Jak na zawołanie stanęła do walki z kolejnym potworem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annabeth&Percy
Artystka
Artystka



Dołączył: 10 Paź 2010
Posty: 745
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 15:49, 05 Sty 2011    Temat postu:

Dziewczyna po udanej walce z tą dziwną poczwarą postanowiła jeszcze zawalczyć z kimś. Jej miecz nadal błyszczał seledynowym blaskiem co, jakby, podtrzymywało ją na duchu.
- Zamiast dziękować temu płomyczkowi mogłabyś w końcu podziękować matce. No i zjeść kiedyś owsiankę... - usłyszała matkę.
Dziękuje. A o tym żebym zjadła owsiankę możesz tylko śnić. No a właściwie nawet tego nie możesz... Odpowiedziała jej. Zauważyła Perc'a, który robił... A właściwie co on robił?! Wyglądało na drób... No cóż, każdy ma prawa do uczuć. Pomyślała i uśmiechnęła się. No ale nie każdy z niego korzysta... W tym momencie zauważyła Chrisa... Właśnie rozmawiał z Rezusem. Cholera, teraz zapewne się skumają i całe poszukiwania wyjdą na nic. To znaczy uratujemy jakiegoś chłopaka z kompleksami i manią wyższości... Oh, błagam was bogowie! Niech tak nie będzie! Matko, pomocy! Jeśli pomożesz to już zjem tą cholerną owsiankę... Wystarczy jeden taki... No nie ważne. Walka czeka. Pomyślała i podbiega do najbliższego potwora. Był dość dziwny. Mianowicie miał jakieś wielkie łapska nieźle obrośnięte sierścią. Zresztą tak jak i nogi. Ogólnie przypominał niedźwiadka. Tfu... Niedźwiadek to ładny, włochaty zwierz. To raczej jest niedźwiad...
No ale cóż. Potworów się nie wybiera, co nie? Zaatakowała go ale niestety poczwar zablokował cios dłonią. To jest łapskiem. No i jak tu go kurde pokonać?! Adrianna wymyślała plan i broniła sie przed potworem. Niestety obrażenia po poprzedniej walce dawały się we znaki. Wiedziała, że ma na twarzy potworne rozcięcio-oparzenie po czym może nawet zostanie jej blizna? Oby nie... Inaczej te potworzyska popamiętają. Niestety podczas rozmyślań poczwar zaatakował ją. Ona obroniła się tarczą i wyprowadziła cios w brzuch. Niestety poczwar się odsunął i nawet go nie drasnęła. Oj, chyba pora małą zabawę z pnączami, co? Pomyślała się i uśmiechnęła. Za potworem wyrosła lina pnączy na wysokości jego kostek. Dziewczyna ponownie spróbowała wyprowadzić cios w brzuch i tak jak się spodziewała potwór po raz kolejny odsuną się, wpadł na pnącza, stracił równowagę i upadł na ziemię. Dziewczyna natychmiast rozkazała wyrosnąć pnączom i obwiązać jego dłonie i nogi. Nagle coś wybiło ją. Jakiś huk. Uścisk pnączy osłabł a potwór od razu poderwał się. Dziewczyna spróbowała jakoś zareagować, obronić się al potwór był szybszy. Z łatwością podniósł ją i rzucił. Lądując (jeśli to można tak nazwać) uderzyła głową o kamienną "podłogę" jaskini. Ból był okropny. Ściemniało jej przed oczami a wszystko jakby trochę przycichło...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blanca
Muza/Maniaczka Klat



Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 1477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Maków
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 16:58, 05 Sty 2011    Temat postu:

Poczuła, że potrzebuje chwili odpoczynku. Chociaż minutki. Uderzyła ostatniego potwora i upadła na kolana. Złapała się za brzuch i zgięła w pół. Oddech stał się bardziej umiarkowany i głęboki. Pył z potworów na jej twarzy właził jej do oczu. Przemyła je wodą z butelki i rozejrzała się. Wszyscy walczyli. Po chwili usłyszała obok siebie czyjś głos. Perc. Na rękach trzymał Lanę. Chyba miała krwotok. Blanca powstrzymała się od jęku.
- Bogowie, co ci się... - urwała. I czego idiotko gadasz, zajmij się nią! Przyjrzała się strzale. Leżała w bardzo nieodpowiedniej pozycji. Przygryzła wargę i położyła dłoń na brzuchu dziewczyny.
- Będzie boleć. Mogłabym przepchnąć strzałę, ale boję się, że cię uszkodzę. Chyba wolisz, żeby pobolało, niż żeby stało się coś poważnego? - Lana kiwnęła głową. Szatynka wzięła głęboki oddech i szybkim, pewnym ruchem wyciągnęła strzałę. Złapała nektar i sporą ilość wylała na rany dziewczyny. Wyjęła z plecaka swoje maści i w kilka chwil zdezynfekowała ranę. Chciała coś powiedzieć, ale Lana podziękowała i wróciła do walki.
- A nowej koszulki nie chcesz? - wymamrotała już do siebie. Wstała i zobaczyła, że chyba będzie musiała polatać z apteczką. Wyminęła dwa większe potwory i podbiegła do leżącej na ziemi Adrianny. Dziewczyna była nieprzytomna. Blanca poklepała ją po policzku. Po chwili jedna para zielonych oczu spotkała drugie. Szatynka uśmiechnęła się ponuro.
- Jak chcesz odpocząć, to masz. - rzuciła jej na kolana batonik. - Ambrozja. Oprzyj się o ścianę, szybciej się dotlenisz.
Zostawiła koło niej rzeczy i wyjęła miecz. ć siłę. Ej, mamuś! Spojrzała ku górze. Poczuła, że Atena zwróciła na nią uwagę, bo przeszedł ją zimny dreszcz. Chyba masz powód, żeby być ze mnie dumna chociaż raz. Uniosła głowę do góry i zawołała:
- Demonstro tui vis!* - miecz zajaśniał blaskiem i zamiast jednego żywiołu pojawiły się cztery. Niestety oprócz tego poczuła straszliwe kłucie w nodze.
- Aston? Mógłbyś przejść z jodo na mnie? - zapytała swojego płomyczka. Po chwili znów poczuła przepływającą energię przez jej ciało. Wzrok jej się wyostrzył. Przed nią stały dwa, mierzące około dwunastu stóp potwory. Przyjęła pozycję bojową i z dzikim okrzykiem wskoczyła na plecy pierwszego. Przetoczyła się po jego plecach, starając się uniknąć pięści drugiego. Złapała się rogu stwora i chwiejąc się lekko stanęła na jego karku. Dłonią przejechała po klindze. Zamachnęła się i uderzyła w szyję potwora. Przeciwnik zawył z bólu i wierzgając się na wszystkie strony złapał się w miejscu, gdzie go zraniła. Blanca w tym czasie skoczyła na dół. Wylądowała miękko na ziemi i dźgnęła czubkiem ostrza jego udo. Stwór nie mogąc utrzymać się na ziemi legł na ziemię, rycząc wściekle. Szatynka wzięła rozbieg i skoczyła nad niego. Wbiła miecz w jego brzuch i wyciągnęła miecz, robiąc efektowne salto. Stanęła i odwróciła się. W tym zasie potwór zamienił się w kłębowisko dymu. Zapamiętać. Następnym razem poczekać aż wybuchnie. Jeszcze jeden. Stał lekko zdezorientowany, ale gdy wreszcie dotarło do niego, co się stało począł biec w jej stronę. Ona zrobiła to samo. Nie planowała tego, przestała kierować się umysłem. Upadła na kolana, ślizgając się po ziemi, podniosła miecz do góry. Uderzyła między nogi potwora. Wstała szybko i rzuciła klingą w jego plecy. Twarz zwróciła ku ziemi. W ostatniej chwili. Stała bardzo blisko i siła odrzutu przesunęła ją o kilka metrów. Wygarnęła miecz z garstki popiołu. Świecił srebrną postacią. Dzięki mamo. Chyba. Coś uderzyło ją w plecy. Z wargi poleciała krew. Odwróciła się wściekła. Za nią stał ogromny, włochaty potwór, sporo wyższy od tych poprzednich. Pobawimy się w siatkarzyka. Zaczęła biegać dookoła niego, a gdy stwór przestał za nią patrzeć, przełożyła miecz na plecy i szybko wspięła się na jego ramię. Przyjrzała się jego szyi. Znalazła wzrokiem aortę i z całej siły uderzyła w nią klingą. Krew poleciała prawie jak ze strumienia. Upadła na kolana, podpierając się dłońmi. Były całe poobcierane. Zaklęła cicho i wypluła krew z buzi. Kątem oka dostrzegła Chrisa i Rezusa. Jeden podawał drugiemu rękę. Tylko mi nie mówcie, że jest taki jak Chris, bo będzie masakra z powrotem. Dobra, wracam do jodo. Nie chcę za chwilę paść. Wyszeptała cicho odpowiednie słowo i znów mogła walczyć ukochaną bronią. Przebiegła i złapała Ailyn z obwiązaną ręką.
- Z taką ręką?! Nie ma mowy! Do Adrianny, tam jest mój plecak. Najpierw zielona maść, a potem bandaż!
Włosy pozlepiały jej się w strąki. No tak, jak się nie przypalą, to obleją krwią. Świetnie. Za nią podążała drakaina. Zobaczyła fajne wyżłobienie w skale, niedaleko Chrisa i synka Zeusa. Pobiegła w ich stronę. Potwór ruszył za nią.
- Ona jest moja! - krzyknęła do nich w biegu. W głowie zaczęły jej migotać liczby. Siła odbicia razy kąt padania, plus nacisk... Dobra, teraz! Wbiegła na wyżłobienie i odbiła się od niego. Wykonując salto przejechała ognistym końcem po grzbiecie drakainy. Stwór natychmiast zamienił się w pył. Zadowolona z siebie uśmiechnęła się i oparła o kij. Zaczęło jej się kręcić w głowie.

* łacińskie słowa, teoretycznie miały znaczyć pokaż swą moc, ale ciężko znaleźć dobry translator : /


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Blanca dnia Śro 16:59, 05 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Celestine.
Boy z hotelu Lotos
Boy z hotelu Lotos



Dołączył: 19 Wrz 2010
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: CHB!
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 19:46, 05 Sty 2011    Temat postu:

Zobaczyła biegnące na nią potwory. Ratunku! Już przygotowywała się do odlotu, ale przypomniała sobie, że ma z nimi walczyć, a nie uciekać. Dobra. Niech będzie. Wyciągnęła mały sztylet. Przydałyby się noże do rzucania pomyślała rozczarowana. Cóż, jak trzeba to trzeba. Popędziła w stronę wysokiego cyklopa. Chris będzie zły, że zaatakowałam akurat tego. Zapewne sam chciał się nim zająć. Kiedy była już wystarczająco blisko potwora wybiła się w przestrzeń jak strzała i już po chwili cyklop gonił ją najszybciej jak mógł. Pomyślmy... czego nie umieją te kreatury... Wiem! Zatrzymała się nagle w powietrzu i odwróciła się w drugą stronę. Tak jak podejrzewała jednooki błyskawicznie pędził w jej stronę. Musi się udać. Kiedy monstrum wyciągnęło rękę aby ją złapać Alice gwałtownie zleciała w dół i odleciała w drugą stronę. Zdezorientowane dziwadło obracało się na wszystkie strony, nie mogąc dostrzec dziewczyny. Postanowiła trochę mu pomóc
- Ei, ty! Bezmózgi!- zawołała w jego stronę. Marna obelga, następnym razem wymyślę lepszą. Wymyśliła, że najpierw trochę pomęczy potwora, a następnie spróbuje uszkodzić go sztyletem. Dobry plan. Zaczęła wykonywać w powietrzu różne "akrobacje". Przypominało to trochę szalony taniec. Kiedy zamierzała zaatakować cyklopa w ostatniej chwili wyciągnął do niej łapę i uderzył pięścią.
- Aaaaa! - nie drzyj się idiotko! skarciła się w myślach. Walnęła o ścianę jaskini z impetem. Au? Ostatkiem sił spróbowała rzucić sztyletem w rozwścieczonego potwora. Niestety ostrze odbiło się tylko od jego skóry i poleciało w przestrzeń. No to lipa. Zerwała kluczyk z szyi. Moja ostatnia nadzieja. Hasło. Co mi się kojarzy z Hermesem? Skrzydła, kaduceusz, kradzież... Ei, no pomóż mi może, co? zwróciła się do ojca. Prooosze... Olbrzym miał zgnieść ją za jakieś 15 sekund. Nagle doznała olśnienia. TAK! Jak mogłam być taka głupia!
-Βασίλισσα των κλεφτών.- wyszeptała. W jednej chwili zmienił się w piękny spiżowy miecz. Poczuła podmuch wiatru, który uniósł ją w górę dodając nowe siły. Oh yea, baby. Pani A. powraca do gry. Trwała zacięta walka. Na szczęście po kilku próbach, dziewczynie udało się wbić broń w żebro potwora. Zaryczał przeraźliwie, a po chwili pozostał z niego tylko pył. Miecz błyskawicznie wrócił do jej dłoni. Uu, podoba mi się. Przyjrzała mu się uważnie. Na czarnym spiżu wyryty był biały napis "Królowa złodziei". Oo. Jeszcze bardziej mi się podoba. Usłyszała donośny grzmot.
- AAA! - tym raem przestraszyła się nie na żarty. Obróciła się w powietrzu o 360 stopni z wysuniętym przed siebie ostrzem. W ułamku sekundy ujrzała zaskoczonego piekielnego ogara znikającego w ciemnym proszku.
- To było niechcący Panie Potworze...- powiedziała przepraszająco.

* wcześniej Alice zdążyła oddać celnikowi "magiczną" cegłę (czyli zwykłą kulkę z cegły służącą do rzucania) i zaprzyjaźnić się z Killer'em ( białym płomyczkiem)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Celestine. dnia Czw 13:20, 06 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Miss Holmes
<b>Miss Holmes</b>



Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 21:05, 05 Sty 2011    Temat postu:

Zeszło im szybciej niż przypuszczała z tym Celnikiem. Wszyscy weszli na niezbyt zachęcająco, wyglądający most nad przepaścią bez widocznego dna. W każdym razie Sophie nie chciała spojrzeć i sprawdzić czy widać, żeby nie dostać ataku paniki. A była tego bliska. Lęk wywoływało w niej wszystko, co miało niestabilne podłoże jak np. taki most ze spróchniałymi deskami i starymi linami jako barierki. Wtedy ktoś zaczął huśtać mostem, wesoło gwiżdżąc. Przypuszczała, że to… Ostrożnie się obejrzała. A to niespodzianka! Pomyślała za sarkazmem.
-Chris- warknęła. Pomyślałby kto przywódca misji, doświadczony i bla, bla, bla, zachowywałby się dojrzale, a daje sobą rządzić ADHD, passe.
Po chwili znów zaczął huśtać, a Sophie wyrzuciła z siebie wszystkie przekleństwa jakie znała. Ktoś krzyknął, żeby spojrzeć w górę. Nie miała zamiaru tego robić, bo ktoś inny po chwili wrzasnął:
-Leci na nas głaz! – Most zaczął się huśtać coraz mocniej. Sophie naprawdę próbowała pomóc, ale po chwili po prostu mocno się trzymała i starała się nie wrzeszczeć. Kiedy huśtanie ustało, Sophie rzuciła się biegiem w stronę półki skalnej, gdzie zmierzali. Wtedy most dziwnie podskoczył, a dziewczyna prawie z niego zleciała. Szumiało jej w uszach i nic nie słyszała poza przyśpieszonym biciem własnego serca. Liny mostu puściły, ale chyba można się było tego spodziewać skoro się tak rozhuśtali. Sophie oplotła się wokół liny, która kiedyś służyła im za barierkę. Inaczej prawdopodobnie by spadła. Gdy przywaliła w ścianę przepaści, siła uderzenia wypchnęła jej powietrze z płuc. Wisiała tak z minutę, próbując znów normalnie oddychać. Potem spojrzała w górę. Była metr, maksymalnie półtora pod krawędzią przepaści. Wystarczyło się tylko trochę wspiąć. Spróbowała tak zrobić i chwyciła jedną ręką wyżej, starając się podciągnąć. Co spowodowało, że zjechała w dół kilka centymetrów, przecinając sobie skórę na dłoniach. Chyba nie tak to działa. Przestraszyła się, że spadnie, ale mimo to zaczęła się wspinać dalej. Nie patrz w dół, nie patrz w dół. .. Po chwili oparła stopę na jakimś kamieniu i dzięki temu wypchnęła się do góry i czołgała się na półkę skalną. Oddychała jak po maratonie. Nie ogarniała jak jej się to udało. Wychyliła się by pomóc innym. Natychmiast się cofnęła i wyciągnęła tylko ręce, po czym wciągnęła kogoś.
Spojrzała na przeciwległy brzeg. Stał tam celnik, wymachując czymś i najwyraźniej ich przeklinając. Pokazała mu środkowy palec. Zauważyła, że obok niego stoją trzy lub cztery małe cosie. Czy krasnale też są w mitologii? Chyba powinnam się do niej bardziej przyłożyć…
Drużyna ruszyła dalej, a Sophie wlokła się za nimi. Czemu ten dureń odciął most? Zabrał najlepsze rzeczy i chciał się nas pozbyć?! To przecież nielogiczne! Spojrzała na swoje dłonie. Naskórek był starty i ręce lekko ją piekły. Bywało gorzej.
Żeby było weselej, to znów zaczęli się włóczyć po jakiś jaskiniach, a potem szli w stronę światła. Sophie była z tyłu i nie raziły jej błyski, które pojawiały się co jakiś czas. Na wszelki wypadek posłała mordercze spojrzenie Percowi, ale to chyba nie była jego sprawka.
Po kilku minutowej wędrówce wyszli za róg i zastali tam nierówną walkę mniej więcej sto na jednego. Tym jednym był nie kto inny jak Rezeusek. Możemy wykorzystać element zaskoczenia, zajść ich od tyłu i wybić połowę, zanim skapną się, że coś się w ogóle dzieje. Chłopak wytwarza większą aurę niż my, więc nas nie wyczują od razu… Już miała powiedzieć to na głos, gdy herosi jej towarzyszący rzucili się z dzikim wrzaskiem na potwory, na czele w Chrisem.
-No i po zaskoczeniu – mruknęła. Wiedziała, że na magie nie może już liczyć. Gdyby spróbowała jej użyć, od razu by zemdlała czy coś w tym stylu. Wyjęła więc miecz z pochwy.
Jakiś potwór ruszył w jej stronę. Cofnęła się o krok, co uratowało jej życie. Jedna z łap monstra była ostrym pazurem, który prawie przeciął jej gardło. Robi się nie wesoło. Zamachnęła się mieczem, a stwór warknął ze wściekłości i wtedy oberwała. Na szczęście tą drugą łapą bez pazura. Poturlała się po jaskini, mocno się obijając, a miecz wypadł jej z rąk. Potwór wziął go z satysfakcją i szedł powoli w jej stronę, najwyraźniej się tym napawając. Sophie jęknęła, ale zmusiła się by wysunąć delikatnie sztylet z kieszeni. Leżała zwrócona lewą bokiem w stronę tego czegoś, więc nie wiedział co robiła. Poczuła, że coś wpija jej się w brzuch, sięgnęła tam ostrożnie, spodziewając się rany, ale była to… Zbroja od Hefajstosa! Kliknęła na guzik uruchamiający, a po chwili potwór spróbował ciąć ją jej własnych mieczem, który odbił się od zbroi. Zaskoczone monstrum cofnęło się. Sophie poderwała się na nogi i dźgnęła go sztyletem. Puff! I już go nie było. Dziewczyna jednak zachwiała się i upadła.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mroczny
Gość






PostWysłany: Śro 22:18, 05 Sty 2011    Temat postu:

Odkąd Chris razem z Rezusem na serio włączyli się do walki, sprawa została przesądzona. Potwory nie miały szans. Niezwykła moc elektryczności syna Zeusa w połączeniu z szybkością i walecznością syna Aresa stworzyła wybuchową mieszankę. Po kilku minutach stwory zaczęły się wycofywać. Międzyczasie chłopcy pomagali tym członkom drużyny, którym groziło niebezpieczeństwo. Ostatecznie zlikwidowali zagrożenie po 17 minutach i 32 sekundach. Niezła czasówka. Chociaż mogli się lepiej postarać. Gdy większość potworów pochowała się po grotach lub w cieniach, Chris miał już podnieść miecz w geście zwycięstwa, gdy po pomieszczeniu rozległ się złowieszczy ryk. Coś nadchodziło, o tak. Coś bardzo złego. I to jeszcze jak. Nadeszła kolejna fala podziemnych stworzeń. Nie byle jakich. Te były dobrze uzbrojone zakute w blachę i najwyraźniej znały się na rzeczy. Czyli na zabijaniu. Były to stwory bardzo przypominające ludzi. Tyle, że od przeciętnego człowieka byli o 62 centymetry wyżsi, w rękach trzymali płonące baty, a twarze ich skrywały białe maski. Rodem z greckiej tragedii. Jacyś asasyni czy co. Nie było ich wielu, ale ich umiejętności walki zapewne o niebo przewyższały zwykłe potwory. Teraz miało nie być tak łatwo. Nie był to jednak czas na przyglądanie się. Jeden z przeciwników machnął właśnie batem prosto w Chrisa. Chłopak na szczęście miał niezły refleks i zdołał zablokować uderzenie mieczem. Płonący bicz owinął się wokół klingi. Chwilę później syn Aresa został rozbrojony. Zamaskowany rywal najnormalniej w świecie wyszarpnął mu broń z ręki. No tak się nie robi. Miało być sprawiedliwie. Chris przemyślał sytuację. Obecnie był bezbronny, ale to żaden problem. Potwory celowały w walce na dystans, więc oczywistą rzeczą było, że trzeba się do nich zbliżyć. Nie było to jednak takie proste. Kilku z nich ciągle machali batami, zachowując bezpieczną odległości. Pozostali co chwila wymierzali razy. Tym sposobem mogli w kilka minut rozbroić herosów i ich wychłostać na śmierć. Albo udusić. Albo spalić. Ale to nie koniec. Sprawy zdołały przyjąć jeszcze gorszy obrót. Czterech biczowników posłało baty w górę, zaczepiając nimi o występy skalne. Później przelecieli się na nich jak Tarzan i wylądowali twardo za plecami drużyny. Aż ziemia zadrżała. Chris popatrzył na drużynę i uśmiechnął się kwaśno. A więc to z nimi ma dziś umrzeć, tak? Nie, żeby miał do tego jakieś obiekcje. Czasem rzeczywiście działali mu na nerwy. Ale przydawali się od czasu do czasu. Niech będzie. Oby tylko zszedł do Elizjum. Chociaż przy jego stosunkach z Hadesem nie jest to zupełną pewnością. Ale, jak mówi przysłowie, nie wywołuj wilka z lasu. Atmosfera w jednej sekundzie stała się ponura. Jeszcze bardziej o ile to możliwe. Biczownicy zawahali się. Już nie byli tacy pewni zwycięstwa jak przed chwilą. Ale co spowodowało tę nagłą zmianę nastroju? Odpowiedź pojawiła się chwilę później. Między drużyną a potworami wypłynął czarny dym. Prosto z ziemi. Na dodatek widoczność zmalała do zera. Świetnie, jeszcze tego brakowało. Żeby nic nie widzieli. Ale na szczęście ciemne obłoki szybko zaczęły opadać, ukazując jeszcze gorszy widok. Pojawił się Hades. W tej swojej czarnej pelerynce i psiej czapie. Zaśmiał się złowieszcze, a śmiech ten wypełnił całe pomieszczenie. Prawie jak ten poprzedni ryk.
- Znów się spotykamy, drodzy herosi. - zaczął mówić Pan Podziemia. - Chyba przybywam w samą porę. Te potwory zmiażdżyłyby was w kilka minut. - po tych słowach biczownicy po prostu rozpłynęli się w powietrzu. - Nie musicie dziękować. Wystarczy, że padniecie przede mną na kolana. Ale nie przyszedłem tu po to, żeby wysłuchiwać waszych użaleń. Bardziej mnie interesuje ten o to młodzieniec. Rezus, tak? - dokończył Hades, wskazując na syna Rei.
Rezus zawahał się. Oczywiście, że rozpoznał boga podziemnego świata. Nie trudno go było z kimś pomylić. Ale aura, jaką roztaczał, napawała go lękiem. Jego, syna Zeusa.
- Nie wstydź się własnego wuja. Czy może brata. Kto tam wie. Zeus lubi płatać niezłe figle. Ale nie spodziewałem się, że zrobi coś takiego własnej matce. Nawet ja bym się na to nie poważył. - mówił dalej Hades.
- Mów, czego chcesz, i zostaw nas w spokoju! - wykrzyknął Chris. - Nie mamy czasu na ploteczki z tobą, Hadesie, więc mów albo wypad z baru. - jak zwykle przesadził.
- Syn Aresa. Jak zwykle bezczelny. Zupełnie jak ojciec. Zamknij się. Nie przyszedłem tu do ciebie. Mam ważniejsze sprawy na głowie. - odwarknął mu bóg.
Na tym się jednak nie skończyło. Chris stanął przed Rezusem i zastąpił Hadesowi drogę. Wyciągnął przy tym miecz, który zdążył już ponownie pojawić się przy jego spodniach, i stanął w wyzywającej pozie.
- Jak śmiesz stawać przed bogiem z wyciągniętym ostrzem? - powiedział Pan Podziemia. - Nie masz ze mną żadnych szans.
- Tego jeszcze nie wiemy. Można warto by sprawdzić, co? - odrzekł syn Aresa.
Jednak Rezus nie zamierzał stać bezczynnie i się temu przyglądać. Położył Chrisowi dłoń na ramieniu i wystąpił przed niego.
- Hades nie może mi zrobić krzywdy. Przebywa na terenie mojego ojca. Jego moc mnie broni. - powiedział syn Rei.
- Niedoczekanie! Jak właśnie widzisz, jesteśmy pod ziemią! W moim królestwie! Mam tu nieograniczoną władzę! - ryknął bóg umarłych.
- Nie masz racji. Mój ojciec chronił się tu przed wzrokiem Kronosa. Myślisz, że nie zabiezpieczył tego miejsca przed ręką swojego brata? Spróbuj podnieść na mnie miecz. Wtedy się przekonamy.
Hades aż zadrżał z wściekłości. Oto właśnie ten szczeniak mówi mu, co może robić, a co nie. Do czego to doszło? Ten młodzieniaszek był mu na początku potrzebny. Jego moc była niewiarygodnie duża. Z takim pomocnikiem u boku mógł wywołać nową wojną. Którą by wygrał. Jednak ta bezczelność przyprawiała boga podziemnego świata o gniew, jakiego nie czuł od lat. Wyciągnął miecz z pochwy. Potężna klinga z czarnego stygijskiego żelaza. Miał właśnie wyprowadzić cios, gdy broń rozpłynęła się w powietrzu. Zamieniła się w taki sam dym, jaki towarzyszył przybyciu swojego właściciela.
- Arghh! - wykrzyknął Hades. - To jeszcze nie koniec! Kiedyś znów się spotkamy, Rezusie. O tobie też nie zapomnę, synu Aresa. Od tej pory stoicie na samym szczycie mojej listy wrogów! - dokończył i zamienił się w dym, który chwilę później wsiąkł w ziemię.
Tak zakończyło się kolejne spotkanie z Panem Podziemia. Jednak nie zapowiadało się na koniec nieoczekiwanych spotkań. Do herosów dołączyła przewodniczka, która dotąd skrywała się gdzieś w cieniu. Teraz, gdy zażegnano niebezpieczństwo, przyszła przywitać się ze swoim dawnym podopiecznym.
- Dobrze cię widzieć, chłopcze. - powiedziała i ucałowała go w czoło.
Co najdziwniejsze, nie przeniknęła przez ciało Rezusa, jak przewidywał Chris. Na chwilę przybrała całkiem cielesną postać. Na tę jedną chwilę.
- Ciebie również, Opiekunko. - odpowiedział z uśmiechem syn Zeusa i Rei.
Nie było jednak czasu na czcze pogaduszki, gdyż przewodniczka przemówiła. Tym razem do drużyny.
- Co teraz zamierzacie? Doprowadziłam was do Rezusa. Czy jestem wam do czegoś jeszcze potrzebna? - zapytała.
- Nie, proszę pani. To wszystko. Dzięki wielkie i pa pa. - pożegnał przewodniczkę Chris.
Po tych słowach widmowa kobieta rozpłynęła się. Podobnie jak Hades, w dym. Lecz ten nie był czarny. Tylko biały, w którym błyszczały złote cekiny z jej ubrania. Tego, które przed chwilą było tylko złudzeniem, hologramem, widmem.
- Zaraz, dlaczego ona was do mnie zaprowadziła? Co wy ode mnie chcecie? I może mi w końcu wyjaśnicie, kim do pioruna jesteście? - wtrącił się Rezus.
- Powoli, do wszystkiego dojdziemy. Ale może najpierw zechciałbyś nam powiedzieć... - zaczął Chris, lecz nie zdążył skończyć, gdyż jego miecz spadł na ziemię z głośnym brzękiem. Dziwne. Nigdy nie opuszczał broni. Coś się stało. Spojrzał na rękę, którą trzymał broń... ale ręki nie było. Zniknęło całe przedramię i dłoń.
- Co to ma znaczyć? Ej, gdzie moja ręka? - krzyczał syn Aresa.
Obejrzał się po pozostałych. Zauważył, że im też brakuje niektórych części ciała. Ale wszyscy dopiero teraz zaczęli sobie zdawać z tego sprawę. Po prostu nic nie czuli. Coś zniknęło, ot tak. Nikt się tego nie spodziewał.
- Jak długo tu jesteście? - zapytał gorączkowo Rezus.
- Tylko kilka godzin. Co się dzieje?
- Mam na myśli czas kompleksowy, nie czas powierzchniowy. - powiedział syn Rei, ale dla Chrisa było to kompletnie niezrozumiałem.
- Nie kumam cię, koleś.
- Znasz Kasyno Lotos? Ja czytałem o nim w jednej z książek. Tam czas leci szybciej niż w rzeczywistym świecie. Tutaj jest tak samo. Zapewne jesteście tu już od całego tygodnia, licząc w waszej rachubie.
- Od tygodnia? Co ty bredzisz? - od razu powiedział Chris. Gdy jednak to przemyślał, dodał: - Nie da się tego zatrzymać? Musimy jeszcze coś przedyskutować.
- Owszem, trzeba było zapłacić przewodniczce. Ale ty ją odesłałeś. - odpowiedział mu Rezus.
- No to niedobrze. A wiesz może, co stanie się później?
- Znajdziecie się z powrotem na powierzchni. Taki system zapobiega tworzeniu się tłumów i przesiadywania w kompleksie na gapę. Nie płacisz, wyjazd.
- Skuteczna metoda. Ale jest sposób, żebyś wrócił z nami, prawda? Musimy przedyskutować dużo rzeczy. - rzekł syn Aresa.
- Że co? Ja się nigdzie z wami nie wybieram. Pomogliście mi, super! Jestem wam wdzięczny, ale nie zamierzam stąd wypadać.
- Więc co? Będziesz tu siedział przez wieczność?
Na to pytanie Chris nie doczekał się odpowiedzi. Po pierwsze, dlatego, że Rezus nie chciał na nie odpowiedzieć. Po drugie, syn Aresa prawie całkowicie zniknął. Pozostał mu czas na jedną, ostatnią rzecz.
- Żegnaj, synu Zeusa. To była dobra walka. - powiedział i rzucił mu miecz.
W tym samym momencie zniknął. A Rezus, dobrze wyćwiczony z dobrym refleksem, pochwycił miecz w locie. Na jego nieszczęście.

***

Herosi pojawili się w tym samym miejscu, w którym znajdowało się wejście do jaskini. Nie zastali tam jednak przewodniczki. Zamiast tego:
- Rezus! - wykrzyknął ktoś z drużyny.
I tak było. Syn Zeusa wylądował kilka metrów obok nich. Z mieczem Chrisa w jednej ręce. Ten zaś nie miał pewności, czy to poskutkuje. Ale musiał sprawdzić. To była ich ostatnia nadzieja.
- Prawo kompleksowe mówi, że wszystkie rzeczy, które zostały zostawione w jakiejkolwiek jaskini, zostaną zwrócone prawowitym właścicielom. Natomiast jeżeli jakiś przedmiot znajdował się w rękach innej osoby w czasie przejścia, ta osoba również przechodziła. - wytłumaczył Rezus.
A to oznaczało...
- Hłe hłe hłe! - zaśmiał się Celnik. - Znów się spotykamy, mali herosi. Mamy rachunki do wyrównania. Jeden z was nie zapłacił za przejście.
Ów jegomość trzymał właśnie w ręce miecz Chrisa, a pozostałe zabawki znajdowały się w jego torbie. Syn Aresa uśmiechnął się. Czekał właśnie na taką okazję.
- Jak widzisz, potworze, mamy przewagę liczebną. Oddaj nam nasze rzeczy, a my nie zrobimy ci krzywdy. Przynajmniej dużej. - zaproponował Chris.
- Hłe hłe hłe! Nie zamierzam wam oddawać waszych zabaweczek. Myślicie, że się was boję? - zarechotał Celnik.
- Właśnie tak myślimy. - mruknął chłopak.
Po tych słowach reszta drużyny rzuciła się na stwora. Po chwili zostały z niego małe obłoczki pyłu. Chris nie przyłączył się do zabawy. Musiał mieć oko na Rezusa. Kto wie, czy nie będzie próbował jakichś sztuczek. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Pewnie zdawał sobie sprawę, że mimo wszelkich swoich atutów, nie ma szans z grupą doświadczonych herosów.
- Co teraz zamierzacie? Przeszedłem na powierzchnię, jak chciałeś. I co ze mną zrobicie? - pytał.
Chris znał już odpowiedź. Chejron przed wyruszeniem z obozu postawił mu wybór. Albo odeśle Rezusa do obozu. Albo pośle na Olimp pod sąd. Jednak to nie miało sensu. Bogowie nic nie zrobią w sprawie Rezusa. Zbyt boją się urazić Zeusa. Oczywiste jest, że i tak odeślą go do obozu. Po co więc się męczyć? Prawidłowe pytanie brzmi inaczej. Zebrał więc drużynę w okrąg i zaczęli naradę. Chris uważał, żeby Rezus zanadto się nie oddalił i nie podsłuchiwał. Nic takiego jednak się nie stało.
- Musimy coś zrobić z Rezusem. I nie jestem do końca pewny co. - oczywiście było to kłamstwo. Syn Aresa doskonale wiedział, co robić. Chciał jednak poznać opinie pozostałych. Przynajmniej, żeby zachować pozory. - Chejron dał mi wybór. Mamy więce dwie opcje. Albo odesłać go na Olimp, gdzie bogowie go osądzą i zadecydują o jego losie. Albo... - tu zatrzymał się, żeby scena była bardziej dramatyczna. -... ześlemy go do Tartaru. - złowieszczym tonem zakończył wypowiedź. Teraz ich rękach spoczywały losy tego chłopaka. Chłopaka, który mógłby zostać ich przyjacielem.




To już prawie koniec naszej opowieści. Przed nami jeszcze ostatni etap, ale myślę, że szybko się z nim uporamy. Ale teraz trzeba dokonać wyboru. Wyboru, od którego zależeć będzie temat następnej części. Decyzję składam w wasze ręce. M.
Powrót do góry
laniette
Cukiereczek Apolla
Cukiereczek Apolla



Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 594
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 23:10, 05 Sty 2011    Temat postu:

Przepraszam, ale co!? Lana gapiła się na Chrisa jak na największego seksownego idiotę na ziemi. Czy on właśnie powiedział, że chce wysłać do tartaru te ciacho? Oczywiście Lana nie mogła na to pozwolić. Nie czuła się najlepiej, mostek ją bolał. Rana była niefajna, wszystkich było trzeba poleczyć, normalnie masakra!
- Chris nie ma mowy, nie wysyłamy tego maksymalnego ciacha do tartaru. Mówiąc to podeszła do Rezeusa i przyjrzała mu się. Jakoś ją mało obchodziło, że jej koszulka, stanik i wszystko jest zakrwawione i w strzępach. Na rękach miała zaschniętą krew i prezentowała się mało zachęcająco, no ale jej to aktualnie nie obchodziło.
- Ja się na to nie zgadzam a jak postanowicie inaczej to się będę bić po jego stronie.
Okej powiedziała dwa krótkie zdania i się zmęczyła. Tak nei może być, ta rana ją całkowicie osłabia. Trzeba coś zrobić. Tabletki które odzyskałam no tak Gdy Lana zaatakowała celnika wyszarpnęła mu tabletki. Teraz wyciągnęła pudełeczko z kieszeni, wyciągnęła jedną tabletkę i ułamała pół, skruszyła i posypała na ranę. Tak jakoś wyszło, że zaczęła krzyczeń, ale tylko na chwilę. Gdy ból ustał po ranie nie było śladu. To teraz w razie czego jestem w stanie się bić. Huraaaa


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ailyn
Boy z hotelu Lotos
Boy z hotelu Lotos



Dołączył: 29 Wrz 2010
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z odległych rubieży
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 23:50, 05 Sty 2011    Temat postu:

Ailyn teoretycznie wróciła do siebie. Praktycznie jej ciało było totalnie wykończone, a ogólne wrażenie dało się podpisać komentarzem: heros przez traktor przejechany, zdeptany przed stado słoni i po bliskim spotkaniu z sarlacciem". Z dośc wysokim, humanoidalnym potworkiem dziewczyna radizła sobie nawet dobrze. Ciężko jej było jednak blokować silne ciosy z powodu braku wsparcia lewej ręki. Została zmuszona do przejścia w tryb ataku. Starała sie być jak najszybsza. Cięła głównie nogi potwora. Niestety w pewnym momencie bestia zablokowała jej cios wymierzony w dół. Potężną kllingę potwór zaczął unosić coraz wyżej z lekkim trudem pokonując siłę dziewczyny. W końcu Ailyn nie wytrzymała w wyniku czego ostrze przeciwnika rozcięło jej policzek od prawego kącika ust aż do ucha. Poczuła w ustach ten słodki i rdzawy smak krwi. Again. Pychoota! Korzystając z tego, że od uderzenia lekko się schyliła wyłączyła miecz, przestawiła go ponownie na pozycję idealną do cięcia nóg przeciwnika, uruchomiła ponownie i zadała silny cios potworowi. Włożyła w niego sporo energii. Zamierzony efekt został jednak osiągnięty i dziewczyna mogła w końcu odciąć łeb bestii. Chyba ze wszystkich sposobów zabijania mieczem Ailyn najbardziej lubiła odcinać głowę. To by nawet na szurniętego wampira zadziałało. Już upartzyła sobie kolejną ofiarę i właśnie kierowała się ku niej chwiejnym krokiem gdy ktoś szarpnął ją za rękę. Była to Blanca.
- Z taką ręką?! Nie ma mowy! - patrzyła na prowizoryczny opatrunek wykonany przez Ailyn - Do Adrianny, tam jest mój plecak. Najpierw zielona maść, a potem bandaż!
Dziewczyna aż się przestraszyła stanowczego tonu Blanki. Na dodatek była zbyt otumaniona, żeby się kłócić, więc skinęła potakująco głową i ruszyła w stroną Adrianny. Szybko odnalazła plecak córki Ateny i rzeczoną zieloną maść oraz bandaże. Przypięła wyłączony miecz do paska i zajęła się swoją lewą ręką. Przez "zajmowanie się" należy w jej przypadku rozumieć niedbałe nałożenie maści i szybkie owinięcie ręki bandażem. Chciała jak najszybciej wrócić do walki. Już wstała i odpieła miecz, gdy zorientowała się, że to już koniec imprezy. Ejj no! To nie fair! Miała zamiar głośniej wyrazić swoją opinię, za pomocą eufemizmów oczywiście. Powstrzymały ją od tego wielkie potworki z biczami. Mwah, dzię-ku-ję! Jej radość minęła jednak tak szybko jak sie pojwiła. Otóż naj-boski bóg Hadesik raczył ich odwiedzić przy okazji dematerializując nowoprzybyłe potwory. NIEE! Ty wredny..! Za co?! Nie słuchała całej rozmowy Chrisa, Rezusa i Hadesa. Po pierwsze stała zbyt daleko, po drugie była dość wściekła, a po trzecie zwyczajnie jej się nie chciało. Zaczęła się jednak interesować powolnym znikaniem jej rąk. Ej! To, że tej lewej dłoni nie widzę, to jeszcze rozumiem, bo mogłam ją gdzieś po drodze upuścić, ale co z prawą?! Chciała zapytać o to którąś z dziewczyn, lecz zawuważyła, że otwieranie ust nie bardzo jej wychodzi z powodu ich braku. Cholera! Już chyba nawet mózgu nie mam.. A nie, to akurat normalne. Dobra, o co tu chodzi?! Po chwili wcięło ja również z całą grupką herosów. Na szczęście pojawili się przed wejściem do jaskiń. Koniec wycieczki, ma się rozumieć.. Rozejrzała się dookoła. Wszyscy odzyskali swoje rzeczy, byli w komplecie. Nawet Skoczek ślęczał przy plecaku córki Hefajstosa. Ktoś krzynął "Rezus!". W tym momencie Ailyn spostrzegła syna Zeusa i Rei stojącego w pobliżu.
- Prawo kompleksowe mówi, że wszystkie rzeczy, które zostały zostawione w jakiejkolwiek jaskini, zostaną zwrócone prawowitym właścicielom. Natomiast jeżeli jakiś przedmiot znajdował się w rękach innej osoby w czasie przejścia, ta osoba również przechodziła. - wytłumaczył Rezus. Acha, fajnie wiedzieć.
- Hłe hłe hłe! - usłyszała nagle. OOooo, nie! Tylko nie ten stary oblech! Chris poinformował celnika, że lepiej zrobi jeśli odda drużynie ich przedmioty. Sam jednak nie ruszył się z miejsca, by je zabrać gdy wszyscy rzucili się na brzydala. Pewnie Rezuska pilnuje. Dobry jednak ten nasz szef. Ailyn nie miała wiekszej ochoty na odzyskanie zbroi, więc podchodząc do celnika odebrała mu tylko łańcuch szefa.
-Ta zbroja to prezent. - rzuciła do celnika. W końcu z tego, że konfiskował rzeczy drużyny nie wynikło nic dla niego dobrego, a przecież to była jego poplątana praca... Rzuciła Chrisowi jego broń. Szefuńcio złapał łańcuch w pięknym stylu. Yea, refleks szachisty! Ailyn podeszła blizej chłopaków, a Chris w końcu zaczął gadać na temat Rezusa:
- Musimy coś zrobić z Rezusem. I nie jestem do końca pewny co. Chejron dał mi wybór. Mamy więce dwie opcje. Albo odesłać go na Olimp, gdzie bogowie go osądzą i zadecydują o jego losie. Albo... ześlemy go do Tartaru.
- Chris nie ma mowy, nie wysyłamy tego maksymalnego ciacha do tartaru. Ja się na to nie zgadzam a jak postanowicie inaczej to się będę bić po jego stronie. - reakcja Lany pobudziła córkę Hefajsotsa do działania.
-Sto procent zgody z Laną. W sumie to muszę się koledze odwdzięczyć za pomoc i w ogóle, ale i tak czy siak nie ma opcji lądowania w tartarze. Z resztą co on zrobił złego? To, że się urodził? - Ailyn pominęła fakt, że szlajanie się po świecie i szukanie dzieciaka było samo w sobie głupie. Na jego korzyść okazało się, że taki rozwydrzony i egocentryczny to raczej nie jest. I do tego ładny! - W ewentualnej walce staję po stronie tych, co nie chcą widzieć rzeczonej buźki w tartarze, o!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Forumowe RPG 2 / RPG Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 10, 11, 12  Następny
Strona 11 z 12

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin