Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Ludzie Wody [NZ][1/?][+13]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Twórczość literacka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Pią 14:37, 03 Lut 2012    Temat postu: Ludzie Wody [NZ][1/?][+13]

Dodaję prolog mojego nowego opowiadania. Nie wiem czy się spodoba, ale mam nadzieję, że tak. ;)
Nie przedłużając już...



Prolog

Młoda kobieta w brudnym, szarym płaszczu przemierzała przystań na Jamajce. W rękach trzymała małe zawiniątko. Szła szybkim, zdecydowanym krokiem, jednak coś w jej ruchach zdradzało strach.
Spojrzała w stronę tawerny. Jak zwykle słychać było gwar rozmów i odgłos tłuczonych butelek. Piraci prawdopodobnie mocno się upili, więc będzie miała szansę dostać się na pokład. Już nie daleko, mówiła sobie w myślach.
Rzuciła okiem kierunku horyzontu. Słońce już prawie zachodziło i przyjemny, chłodny wiatr rozwiewał jej ciemne włosy.
Przystań była duża i kobieta zmęczyła się idąc cały czas szybkim krokiem. Zatrzymała się na chwilę żeby odpocząć. Usiadła na ławce i położyła sobie zawiniątko na kolanach. Rozmyślała nad swoim planem. Nie był może najlepszy, ale liczyło się dobro dziecka.
Kiedy uznała, że już dostatecznie dużo czasu zmarnowała, podniosła się i ruszyła pewnie w stronę zacumowanego dalej okrętu. Mijała statki jeden po drugim, ale jej celem był jeden, konkretny.
„Cradle”.
Potężny galeon kołysał się lekko na falach, niczym ogromna kołyska. Stąd właśnie pochodziła jego nazwa – „Kołyska”. Co za ironia, pomyślała. Zostawiam dziecko w Kołysce. Zastanawiała się przez chwilę nad tą grą słów, po czym wróciła myślami do swojego planu.
Przez głowę kobiety przebiegła straszna myśl. Co jeśli kogoś zostawili na statku? Na pewno wystawili wartę! Uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Wyrzucała sobie, że nie pomyślała o tym wcześniej. Cały jej plan może się nie powieść, przez jedno głupie niedociągnięcie.
Mimo obaw szła dalej, a jej buty wydawały cichy stukot uderzając o drewniane deski.
Zastanawiała się, jakie życie czeka jej syna. Prawdopodobnie będzie czyścił pokład, albo coś podobnego, ale zawsze lepsze to niż śmierć. Spojrzała jeszcze raz na statek. Teraz stanie się on jego domem.
Drewno cicho zaskrzypiało, kiedy weszła na trap. Zaczęła się skradać. Zachowuj się tak jakbyś miała tu być, upomniała samą siebie. Była to stara zasada, którą wpoił jej brat. Wyprostowała się więc i pewnym krokiem weszła na pokład. Był wczesny wieczór, więc była dobrze widoczna na tle nieba. Zeszła pod pokład i zaczęła szukać kajuty kapitana Spike’a. Kapitan ten wydawał jej się w miarę dobrym człowiekiem. Oczywiście jak na pirata.
Dotarła w reszcie na koniec korytarza, gdzie znajdowały się zdobione, drewniane drzwi. Nacisnęła klamkę. Tak jak myślała – ani drgnęły.
Wyjęła wytrych i drzwi stanęły otworem. Schowała narzędzie z powrotem do kieszeni i weszła do środka.
Kajuta była dużym, schludnym pomieszczeniem. Na środku stał stół zawalony mapami, busolami i kompasami. Po prawej stronie od wejścia stało pozłacane łoże i stolik nocny, na którym leżało kilka książek i listów. Pierwszy z brzegu był od kapitana Grahama Meteya. Na ścianach wisiało mnóstwo obrazów w złotych, lub srebrnych ramach. Największy z nich przedstawiał starszego mężczyznę z bujną, siwą brodą i surowym wyrazem twarzy. Lata żeglugi na słońcu zapewniły mu ciemną cerę. Jego prawa dłoń spoczywała na głowicy kordelasa. Na ramie obrazu widniał podpis: Bernard Spike (1602 – 1663). Mężczyzna umarł niedawno i był zapewne ojcem kapitana Spike’a.
Kobieta podeszła do łóżka i ułożyła na nim zawiniątko. Przez chwilę stała w bezruchu patrząc się na uśpioną twarz syna, a następnie podeszła, pocałowała go w czoło i wyszła z kajuty nie oglądając się za siebie. Nie chciała, żeby odczucia macierzyńskie zmusiły ją do zmiany decyzji.
Idąc korytarzem usłyszała, że ktoś za nią otwiera drzwi. Nie miała gdzie się schować. Konfrontacja była nieunikniona.
- Co pani tu robi?! – usłyszała przerażony głos. Odwróciła się i zobaczyła kobietę, niewiele od niej starszą. Była zapewne pokładową praczką. - Znam wszystkie osoby z załogi i wiem, że pani do niej nie należy!
- Thomas! Niech pani zapamięta – krzyknęła kobieta i wbiegła schodkami na pokład, który toną już w mroku. Rozejrzał się, żeby być pewna, że nikt nie idzie. Za sobą usłyszała kroki spotkanej przed chwilą kobiety.
Zobaczyła ustawione przy burcie działa armatnie. Nie było czasu szukać lepszej kryjówki. Schowała się za jednym z nich i z bijącym sercem obserwowała jak praczka uważnie przeszukiwała pokład wzrokiem w nadziei, że znajdzie nieproszonego gościa. Jednak po kilu chwilach bezowocnego rozglądania się wzruszyła ramionami i wróciła pod pokład.
Matka chłopca wyszła ze swojej kryjówki i ruszyła w stronę trapu. Kiedy postawiła na nim nogę wyczuła na sobie czyjś wzrok. Nie odwróciła się jednak, tylko zbiegła na ląd i zniknęła miedzy budynkami.
___________________

Proszę o szczere opinie. ^^


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Enzo dnia Nie 11:11, 05 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap
Zezowaty Cyklop
Zezowaty Cyklop



Dołączył: 03 Cze 2011
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zakopane
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pią 16:40, 03 Lut 2012    Temat postu:

Moja jest szczera i Ty ją już znasz- opowiadanie jest świetne! Takie tajemnicze i wciągające...
Cóż się będę rozpisywać- Ludzie Wody są po prostu świetni!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Miss Holmes
<b>Miss Holmes</b>



Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pią 17:33, 03 Lut 2012    Temat postu:

Wow, jestem mile zaskoczona. Nie spodziewałam się tak poważnego opowiadania. I dobrego. Masz świetny styl. Taki ładny i dojrzały. Podoba mi się. Jestem zaciekawiona i czekam na więcej. ;D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Pią 19:26, 03 Lut 2012    Temat postu:

Bardzo dziękuję za komentarze. Jutro dodam pierwszy rozdział, mam już na komputerze, ale liczę, że ktoś jeszcze skomentuje. ;)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blanca
Muza/Maniaczka Klat



Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 1477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Maków
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pią 20:09, 03 Lut 2012    Temat postu:

Cytat:
Rzuciła okiem kierunku horyzontu.
- chyba brakuje 'w'.
Cytat:
Wyrzucała sobie, że nie pomyślała o tym wcześniej.
- to wyrzucała coś mi nie pasuje.
Nie chciało mi się szczerze mówiąc sprawdzać interpunkcji, może potem ją ruszę. Ale przyznam, zapowiada się ciekawie. Dawno nie czytałam opowieści o piratach, więc z chęcią będę przyglądała się rozwojowi tego opowiadania.
Kontynuuj! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Pią 21:03, 03 Lut 2012    Temat postu:

Miałem dodać jutro, ale Blanca skomentowała, więc dam jeszcze dzisiaj. ;)


Rozdział I - Złodziej Ciastek


Słońce właśnie wschodziło rzucając na pokład „Cradle’a” jasną poświatę. Statek pogrążony był we śnie. Tylko niektórzy ciężko pracowali. Na przykład okrętowy kucharz Carven, którego głos niósł się teraz po opustoszałym pokładzie.
- Złodziej! Ukradł moje rogaliki! – darł się na cały głos. Statek rozbrzmiewał teraz tupotem uciekających stóp. Otyły mężczyzna wymachując wielką drewnianą łyżką gonił młodego chłopaka.
Wybiegli z pod pokładu, okrążyli grotmaszt i wpadli na mostek kapitański. Lecz gdy tylko stanęli twarzą w twarz, młodzieniec złapał jedną z lin i wspiął się po niej, a następnie przeskoczył na bezanmaszt.
- Złaź natychmiast nicponiu! – darł się kucharz. – Zaraz idę po kapitana!
Chłopak nie przejął się tym zbytnio. Za pomocą innej liny przeskoczył na grotmaszt Usadowił się w bocianim gnieździe i wyciągnął z kieszeni rogaliki.
Po kilu minutach rozległ się donośny głos kapitana Spike’a.
- Thomas! Natychmiast zejdź na dół!
Chcąc – nie chcąc chłopak zsunął się po linie i stanął przed rosłym kapitanem.
- Czy to prawda, że zakradłeś się do kuchni i ukradłeś rogaliki? – spytał, chociaż już znał odpowiedź.
- Tak jest kapitanie! – zakrzyknął chłopak. – Bardzo przepraszam.
- Tak myślałem – westchnął kapitan. – Antoni, chłopak wynagrodzi ci kradzież ciastek. Przez dwa dni będzie ci pomagał w kuchni. Może być?
- Nie! Nie! – kucharz zaczął wymachiwać rękami w powietrzu. – Nie kapitanie! Tylko jego mi w kuchni brakuje! Niech lepiej weźmie sobie te rogale i mi się na oczy nie pokazuje.
Thomas uśmiechnął się pod nosem widząc wybuch mężczyzny.
- Dobrze – ton głosu kapitana był pełen znużenia. – Możesz odejść Antoni. Chciałbym porozmawiać na osobności z Thomasem.
- Tak jest kapitanie – krzyknął kucharz i się oddalił. Spike skinął na chłopaka, żeby ten poszedł za nim. Weszli na mostek kapitański. Potężny mężczyzna staną za sterem i milczał.
- Kapitanie… - zaczął cicho Thomas. – Ja… przepraszam.
- Już przepraszałeś – mruknął kapitan. – Ale i tak będziesz robił swoje.
- Czyli co?
- Rabował, kradł – zaśmiał się mężczyzna po czym spojrzał na chłopaka. Stojący przed nim młody człowiek miał czarne, kręcone włosy i ciemną karnację. Brązowe oczy patrzyły teraz daleko, w horyzont. Ubrany był w prostą, szarą koszule i ciemne spodnie. – Myślę, że ten galeon jest dla ciebie za mały mój drogi.
- To największy statek jaki widziałem, kapitanie!
- A widziałeś inne? Zresztą nie o to mi chodziło.
Chłopak zmarszczył brwi, a mężczyzna ciągnął dalej.
- Kiedy byłem w twoim wieku, wydawało mi się, że bycie piratem to najlepsze zajęcie pod słońcem. Byłem taki jak ty. Lubiłem rabować, walczyć. Ale z czasem się to zmieniło. Teraz, kiedy mam już fortunę, wolę spokojnie pływać po Morzach Karaibskich i odpierać sporadyczne ataki małych jednostek.
- Nie ma pan czasem ochoty walczyć? – spytał Thomas.
W ciemnych oczach kapitana pojawiła się tęsknota.
- Oczywiście, że mam. Ale trzeba myśleć racjonalnie. Mam dobrą pozycję wśród innych kapitanów. Jeżeli zaatakujemy jakiś inny statek i nawet jeżeli zwyciężymy, to inni będą chcieli wykorzystać nasze chwilowe osłabienie. Rozumiesz?
- Chyba tak – stwierdził chłopak. – Dziękuję za rozmowę kapitanie!
Mężczyzna uśmiechnął się promiennie.
- Lubię te nasze pogawędki – powiedział kapitan.

Thomas Thief wszedł do swojej niewielkiej kajuty i ułożył się wygodnie na koi. Myślał o tym, co powiedział mu kapitan. - Myślę, że ten galeon jest już dla ciebie za mały mój drogi. – Co to mogło znaczyć? Że kapitan już go nie chce na swoim statku, bo sprawia tyle kłopotów? Od razu odrzucił od siebie tę myśl. Może i nie był święty, ale kapitan traktował go prawie jak syna.
Jak syna…
Tak naprawdę chłopak nie widział jak to jest mieć ojca. Nigdy go nie miał. Przynajmniej tego nie pamiętał. Z drugiej strony kapitan też nigdy nie miał syna.
Thomas czuł dziwny sentyment do tego okrętu. Wychował się na nim i dorastał. Z tego co słyszał od załogi, kapitan przygarnął go, kiedy miał kilka miesięcy. Nadał mu imię Thomas po słynnym piraci Thomasie Tew. Jedyny problem stanowił jego głód przygód. Chciał zostać sławnym piratem, a „Cradle” trochę go ograniczał. Nie pamiętał, żeby brał udział w żadnym abordażu, ani żadnej akcji rabunkowej. Jedyną atrakcję dla niego stanowiły lekcje szermierki i sporadyczne wizyty na Tortudze. To życie powoli nużyło Thomasa.
Wstał i postanowił poszukać jedynej, poza kapitanem, osoby na statku, która by go rozumiała. Schował swój kordelas do pochwy i wyszedł z pomieszczenia. Drzwi obok prowadziły do kajuty Johanny Laatikainen – córki byłego Pierwszego Oficera, który zginął podczas jednej bitwy. Osłonił własnym ciałem kapitana Spike’a przed kulą muszkietu. Poległ jako bohater. Dziewczyna pochodziła z Finlandii, chociaż urodziła się na okręcie.
Thomas stanął przed drzwiami i zapukał.
- Wejść! – krzyknęła Hanna, kiedy chłopak przestąpił próg obdarzyła go półuśmiechem. – Witaj Tom!
- Witaj – mruknął i usiadł na krześle. – Masz ochotę na darmową lekcję szermierki?
- Chyba śnisz! – krzyknęła. – Jak zwykle cię pokonam! – Jej blond włosy zafalowały, kiedy zamaszystym ruchem wyciągnęła kordelas. – Nie traćmy czasu! Chodźmy!
Wyszli na korytarz i wbiegli po schodkach na pokład. Piraci leniwie się po nim snuli. W taki piękny dzień nikomu nie chciało się pracować.
Thomas i Hanna pokonali kolejne schody i weszli na mostek kapitański. Za sterem stał kapitan Spike. Uśmiechnął się widząc młodych piratów.
- Witam panno Laatikainen, panie Thief – powstrzymał uśmiech wypowiadając „nazwisko” chłopaka. Nadał mu je dawno temu kucharz Carven, twierdząc, że wyjątkowo do niego pasuje. – Widzę, że szykuje się mały pojedynek…
- Tak jest, panie kapitanie! – odpowiedzieli.
- Zapowiada się niezwykle interesująco. – kapitan oparł się o nadburcie. – Chętnie popatrzę. Mam nadzieję, że nie będzie was to rozpraszało.
- Ani trochę, kapitanie – Thomas wyszczerzył zęby w uśmiechu. Wyjęli broń i stanęli naprzeciwko siebie. Ostrza połyskiwały w porannym słońcu. Na twarzy chłopaka malowało się skupienie. Bardzo zależało mu na zwycięstwie w tym pojedynku. Zazwyczaj przegrywał z Hanną, a dla chłopaka bycie gorszym w czymkolwiek od dziewczyny, bywa nader upokarzające.
Klinga kordelasa wydała cichy świst, kiedy Thomas zaatakował. Cięcie z prawej, z lewej, obrót i z za głowy. Kapitan patrzył na ruchy młodego pirata z nieskrywanym podziwem. Biorąc pod uwagę jego wiek, radził sobie naprawdę dobrze. Dziewczyna jednak odpierała wszystkie ataki, jakby od niechcenia. Zablokowała ostatnie cięcie po czym westchnęła teatralnie i zaatakowała. Chłopak zaczął rozpaczliwą obronę, ale ciosy spadały na niego z niesamowitą szybkością. Zanim zdążył się zorientować, stał przyparty do burty z kordelasem Hanny przy szyi.
- Koniec – zadeklarowała dziewczyna i spojrzała w stronę kapitana, żeby zobaczyć, jakie wrażenie na nim wywarł pojedynek. Thomas wykorzystał jej chwilę nieuwagi i lekko ją popchnął. Zachwiała się, a on przeskoczył przez nadburcie i zniknął w wodach Morza Karaibskiego. Hanna i kapitan Spike podbiegli i wychylili się przez reling. Ich oczy błądziły po falach w poszukiwaniu Thomasa. Wreszcie się wynurzył i zaczął beztrosko pływać w okolicach okrętu.
- Czy mogła bym? – Hanna spojrzała błagalnie na kapitana.
- Dzień jest dzisiaj bardzo ładny – zaczął. – Szkoda byłoby go zmarnować…
- Dziękuję, kapitanie! – krzyknęła i śladem Thomasa przeskoczyła przez nadburcie. Woda nie była umiarkowanie ciepła. Rzuciła okiem w stronę przyjaciela. Dzieliła ich odległość około dziesięciu metrów. Nagle chłopak zniknął pod wodą. Johanna cierpliwie czekała, aż wypłynie, ale w chwili, kiedy coś złapało ją za kostkę rozszyfrowała jego zamiary. Pociągnął ją pod wodę. Zaczęła wierzgać nogami, ale nic to nie dało. Po kilkunasto przerażających sekundach wreszcie ją puścił. Wypłynęła na powierzchnię i wzięła głęboki oddech. Thomas pojawił się kilka metrów dalej.
- Nigdy… - zakrztusiła się wodą. – Nigdy więcej mi tak nie rób!
- To tylko żarty – mruknął Tom i znowu zanurkował. W obawie, że powtórzy dowcip odpłynęła kilka metrów dalej. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Głowa chłopaka pojawiła się tuż przed nią. Położył się na plecach i wypluł wodę z ust tworząc małą fontannę.
- Wracamy? – spytał.
Skinęła głową i ramię w ramię popłynęli ku linie rzuconej ze statku.
Thomas w szybkim tempie wspiął się na pokład. Hannie zajęło to trochę więcej czasu.
- Jesteście wreszcie! – zagrzmiał kapitan, poczym spojrzał na dziewczynę. – Muszę cię zganić za twój brak skupienia podczas pojedynku. Miałaś go jak na talerzu.
Thomas wyszczerzył zęby.
- Może następnym razem, kochana – zaśmiał się.
- Nie bądź taki pewny siebie! – uśmiechną się kapitan. – Miałeś szczęście. Ale wcześniej zmiatała tobą pokład.
Uśmiech zniknął z twarzy Toma.
- Chyba już pójdę do siebie – mruknął i powlókł się pod pokład.
- Co mu się nagle stało? – spytała Hanna.
Kapitan uśmiechnął się szeroko.
- Musisz wiedzieć, panno Laatikainen, że mężczyźni bardzo nie lubią przegrywać z kobietami.

Thomas wszedł do swojej kajuty i rzucił się na koję. Jego mina jednoznacznie wskazywała na to, że nie jest w dobrym humorze. Kapitan miał rację. Hanna go zniszczyła. Po raz kolejny w tym tygodniu. Musiał przyznać sam przed sobą, że umiejętności szermierskie dziewczyny były poza jego zasięgiem.
Rozżalał się nad sobą jeszcze przez chwilę, po czym wstał i wyszedł z kajuty, nie sprawiając sobie problemu zamykaniem drzwi. Postanowił pójść w swoje ulubione miejsce na statku. Na bocianie gniazdo.
Piracie witali się z przechodzącym Tomem, ale on odpowiadał tylko skinieniem głowy. Był lubianą osobą na statku. Jedynymi ludźmi, którzy za nim nie przepadali byli kucharz Carven i jego żona. Chociaż i oni żywili do niego umiarkowaną sympatię.
Dotarł do grotmasztu i wspiął się po nim, z taką łatwością, jakby wchodził po schodach. Kiedy wreszcie stanął w bocianim gnieździe rzucił okiem na pokład. W dole krzątali się piraci, a za steram stał pan Boyer – sternik. Odkąd chłopak pamiętał, potężny mężczyzna nieprzerwanie zajmował to stanowisko. Był prawą ręką kapitana Spike’a i jego przyjacielem.
Thomas westchnął i odwrócił wzrok, który padł teraz na Hannę czyszczącą jedną z armat. Była jego przyjaciółką. Razem dorastali na tym statku i obydwoje nie mieli rodziców. Tylko, że w przeciwieństwie do niego, dziewczyna swoich znała.
Że też chce jej się pracować?, zdziwił się chłopak. Po namyśle stwierdził, że i jemu przydałoby się trochę pracy. Może tak nie lubiane przez niego zajęcie pomoże mu zapomnieć o upokorzeniach dzisiejszego dnia…
Spojrzał jeszcze raz w stronę horyzontu i dostrzegł dwa statki płynące w ich kierunku. Jego uwagę przykuła bandera jednego z nich.
Zsunął się po maszcie i pobiegł w stronę kajuty kapitana.
Dotarł na miejsce i zapukał kilka razy.
- Otwarte! Proszę wejść! – usłyszał znajomy głos. Wpadł do środka i zastał kapitana Spike’a siedzącego przy biurku i odmierzającego „kroczkiem” odległości na mapie.
- Co się stało, panie Thief? – spytał.
- Dwa statki angielskiej Marynarki Wojennej płynął w naszym kierunku!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blanca
Muza/Maniaczka Klat



Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 1477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Maków
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 15:13, 06 Lut 2012    Temat postu:

Jest dobrze i sądzę, że będzie jeszcze lepiej Very Happy
Nie patrzyłam specjalnie na błędy, raczej skupiałam się nad treścią. Rzadko czytuję takie opowiadania, ale sądzę, że z chęcią będę kontynuować Twoje :). Czekam z niecierpliwością.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Miss Holmes
<b>Miss Holmes</b>



Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 16:22, 06 Lut 2012    Temat postu:

Nie zauważyłam za wiele błędów. Fajnie to rozwinąłeś i jak Blanca czekam na kolejną część. ;3

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Pon 19:10, 06 Lut 2012    Temat postu:

Dobra, dodaję rozdział drugi. Mam na komputerze jeszcze trzeci, a potem będę już dodawał wolniej, bo trzeba będzie je napisać. :>


Rozdział II - Pierwsze zabójstwo


Kapitan Spike stał na mostku kapitańskim i patrzył przez lunetę na dwa płynące w ich kierunku statki. Co jakiś czas pochrząkiwał i mamrotał coś pod nosem marszcząc przy tym brwi. W końcu odłożył lunetę i zwrócił się do Boyera oraz stojącego obok Thomasa.
- To bez wątpienia okręty Royal Navy*.
- Jakie rozkazy, kapitanie? – spytał rosły mulat.
- Zobaczymy czy będą nas atakować – zdecydował kapitan. – Bez względu na wszystko bądźcie gotowi do walki.
Boyer zwrócił się do załogi.
- Przygotować się do odparcia ataku! – zagrzmiał i zamaszystym ruchem wyciągnął swój kordelas. Załoga powtórzyła ten gest i wydała krótki okrzyk bojowy.
- Będzie ciężko – westchnął kapitan Spike. – Gdyby to był jeden okręt, ale dwa?
- Dawno się nie walczyło. – Boyer wyszczerzył zęby w uśmiechu i zakręcił steram zwracając powoli okręt w stronę nadpływających jednostek. – To nie będzie zabawa taka, jak rabowanie kupieckich statków. Angielska marynarka chce dać wyraźny sygnał innym pirackim kapitanom wysyłając naszą łajbę na dno, że są niebezpieczni i nie warto z nimi zadzierać.
- To niech spróbują nas zatopić jednym statkiem, nie dwoma – prychnął Thomas.
- Wiesz dobrze, że ich nie obchodzi sposób, ale efekt. Jeżeli my przegramy, inni piraci będą się mieć na baczności – wyjaśnił kapitan.
- A uciec nie możemy – dodał Boyer. – Nasz galeon jest wolniejszy od ich fregat. Dogonią nas zanim zdążymy mrugnąć okiem.
- Nawet gdybyśmy byli w stanie uciec – powiedział ostro kapitan – to nie zrobimy tego. Nie jesteśmy tchórzami!
- Wiem – mruknął sternik. – Tylko tak kalkulowałem.
Statek bujał się spokojnie na falach, jakby oceniał swoje szanse w starciu z dwoma mniejszymi jednostkami.
- Angielska marynarka? – spytała Hanna, która właśnie weszła na mostek kapitański. W jej niebieskich oczach widać było determinację i nienawiść. Thomas się jej nie dziwił. W końcu właśnie w walce z jednym ze statków Royal Navy poległ jej ojciec.
Kapitan pokiwał smętnie głową.
- Obawiam się, że stracimy dzisiaj nie jednego zdolnego pirata – mruknął i wyciągnął swój zdobiony kordelas.
Nieprzyjacielskie okręty leniwie zbliżały się do „Cradle’a”. Widać było tylko ich kontury w dopiero co powstałej mgle, ale na tyle wyraźnie, by można było rozróżnić poszczególne elementy statku.
Rozległ się głośny huk i pierwsza salwa spadła na pokład galeonu nie czyniąc mu większej szkody. Następna natomiast uszkodziła bezanmaszt. Statki zetknęły się ze sobą i ludzie Royal Navy przeskoczyli na pokład „Cradle’a” z muszkietami i rapierami w dłoniach.
Thomas z okrzykiem bojowym ruszył w stronę jednego z nieprzyjaciół. Ostrza zetknęły się wydając niesłyszalny wśród huku wystrzałów dźwięk. Thomas ciął ze swojej prawej strony, ale mężczyzna z którym walczył z łatwością odparował atak. Widać było, że jest to dobry szermierz. Walka była dość wyrównana i wtedy chłopak postanowił zaryzykować. Udał cięcie prawą ręką i w ostatniej chwili przerzucił kordelas do lewej. Ostrze rozdarło mundur mężczyzny na klatce piersiowej. Wydał z siebie ostatni zduszony jęk i osunął się na pokład.
Thomas nie miał czasu zastanawiać się nad tym, że właśnie pierwszy raz w swoim krótkim życiu zabił człowieka, ponieważ naprzeciwko siebie dostrzegł człowieka celującego do niego z muszkietu. Nie było czasu, żeby się gdzieś ukryć. Był przygotowany na to, że podczas tej bitwy może umrzeć, jednak teraz, kiedy widział wredny uśmiech tego mężczyzny bał się. W następnej chwili wyraz twarzy marynarza diametralnie się zmienił. Jego oczy nie patrzyły już na młodego pirata, ale w nieokreślony punkt za plecami chłopaka. Broń wypadła mu z ręki i padł bez życia na deski pokładu.
- Nie ma za co – rzucił Boyer i pognał w stronę grupki walczących marynarzy.
Thomas dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nienaturalnie mocno trzyma swój kordelas. Rozluźnił uchwyt i otarł wierzchem dłoni pot z czoła. Nie wiele brakowało.
Odszukał wzrokiem Hannę. Walczyła z dwoma przeciwnikami, ale wyraźnie słabła. Nie zastanawiając się popędził w jej stronę. Deski pod jego nogami trzeszczały, a wiatr smagał go po twarzy.
Dobiegł do walczących i uderzył płazem broni w tył głowy marynarza, który stał tyłem.
Mężczyzna zachwiał się i wypuścił broń z ręki. Hanna odparowała atak drugiego marynarza i cięła tego ogłuszonego w kolana. Wiedziała, że nieprzyjaciel z uszkodzonymi kończynami jest nieszkodliwy, a nie chciała zabijać.
Usłyszała krzyk bólu i odwróciła się, żeby zobaczyć co się dzieje. Za nią leżał jeden z ludzi Royal Navy w kałuży własnej krwi. Nad nim stał Thomas. Klinga jego kordelasa była poplamiona szkarłatną cieczą. Patrzył się w nieokreślony punkt przed sobą i lekko dygotał.
- Otrząśnij się! – wrzasnęła Hanna. Ona nigdy nie zabiła człowieka, ale domyślała się, jaki to musi być wstrząs. Wiedziała jednak, że prędzej, czy później to nastąpi. Być może nawet tego dnia.
Potrząsnęła jeszcze raz chłopakiem, który powoli wracał do siebie.
- Nie mamy czasu na… - urwała, bo jeden z nieprzyjaciół zaatakował z jej lewej strony. Z łatwością sparowała cios i przeszła do kontrataku. Walka to był jej żywioł, o czym mógł się doskonale przekonać marynarz, który ją zaatakował. Nie mógł wyjść z podziwu, jak taka mała i drobna osoba, może tak dobrze władać bronią. On sam nie był najgorszym szermierzem, ale w porównaniu z Hanną wyglądał jakby pierwszy raz miał styczność z bronią.
Dziewczyna tymczasem cięła w szaleńczym tempie. Przez chwilę pomyślała o Thomasie, który pewnie dalej stoi po środku bitwy, nie zdolny, żeby się ruszyć. W tej chwili nie mogła jednak nic dla niego zrobić. Rozkojarzona, poślizgnęła się na śliskim pokładzie i jej przeciwnik to wykorzystał. Z całej siły uderzył swoją bronią w jej. Kordelas poszybował w powietrzu i z cichym pluskiem wpadł do wody.
Na twarzy marynarza pojawił się grymas triumfu. Stanął jej ciężkim buciorem na stopę i lekko popchnął. Wymachiwanie rękami na nic się nie zdało. Runęła plecami na deski pokładu. Mężczyzna tymczasem podniósł rapier, żeby następnie przekuć nim serce młodej Finki.
W następnej chwili błysnęło ostrze i klinga kordelasa spadła na nieosłoniętą klatkę piersiową marynarza.
Thomas stał z tak samo nieobecnym wyrazem twarzy jak wcześniej. W ręce trzymał swój kordelas.
- Dzięki! – Hanna rzuciła mu się na szyję. On jednak ani drgnął. Złapała go za rękę i poprowadziła przez pokład. Tym razem nikt ich nie zaatakował. Zeszła z nim pod pokład i wprowadziła do swojej kajuty.
- Usiądź na koi – poradziła. – Zaraz przyjdę.
Thomas zrobił jak powiedziała i zaczął przyglądać się bez zainteresowania czubkom swoich butów.
Po chwili Hanna wróciła. W ręce trzymała wiadro.
- Wstań – poleciła. Stanął naprzeciwko niej i rzucił okiem na trzymany przez nią przedmiot. Zrozumiał co chciała zrobić. Jednak zanim zdążył się cofnąć, kilka litrów zimnej wody wystrzeliło z wiadra w jego stronę.
- Co zrobiłaś?! – jęknął. – Masz teraz całą mokrą kajutę, a ja koszulę!
- Tak. I ciebie w pełni poczytalnego. – uśmiechnęła się, ale kiedy na niego spojrzała jej uśmiech zniknął.
- Ja zabiłem tamtych ludzi, prawda?
- Tak. Zabiłeś – przyznała. – Ale nie zrobiłeś tego dla przyjemności. Ba! To oni nas zaatakowali, nie my ich! A teraz na deskach naszego pokładu mordują naszych przyjaciół! I ty jeszcze masz do siebie pretensje, że ich zabiłeś?!
- To ludzie, Hanna.
- Ludzie, przez których zginęła już połowa naszej załogi! Nie wymagam od ciebie, żebyś polubił zabijanie. Chcę tylko, żebyś zrozumiał, że takie rzeczy się zdarzają. Zwłaszcza, kiedy jesteś piratem.
Thomas wstał i uśmiechnął się smutno.
- Chodź. Skopmy kilka marynarskich tyłków!

Hanna przesadziła, mówiąc, że połowa załogi nie żyje. Jednak straty były duże. Boyer biegał po pokładzie z kordelasem w jednej ręce, a garłaczem** w drugiej.
- Tam! – krzyknął Thomas. Wskazywał mostek kapitański. Kapitan Spike walczył z trojgiem ludzi z Royal Navy.
- Szybko! – rzuciła Hanna i pognali w stronę walczących. Jeden z marynarzu odwrócił się w ich stronę.
- Ani kroku dalej, dzieci! – syknął. Dopiero teraz uświadomili sobie, że uzbrojony jest w muszkiet. Następnie zwrócił się do mężczyzny, który stał oparty o ster:
- Miej ich na celowniku! Ja przypilnuję kapitana. Greg! Zwiąż Spike’a. Dutch! Dzieciaki!
Rosły marynarz podszedł do młodocianych piratów i zaczął wiązać Thomasowi nadgarstki.
- Bydlak! – warknęła Hanna i początkowała mężczyznę kopniakiem w jądra.
- Jeszcze jeden taki wybryk, a twój koleżka zostanie bez głowy! – warknął oficer z muszkietem.
Ludzie z Royal Navy związali ich i kapitana po czym ten, który trzymał muszkiet w ręce staną za sterem i krzyknął w stronę walczących na pokładzie:
- Szlachetni piraci! Mamy waszego kapitana i dwójkę brudnych dzieciaków! – Dutch podszedł z kapitanem do balustrady mostku tak, żeby wszyscy widzieli kapitana i przyłożył mu garłacza do skroni. – Jeśli nie chcecie, żeby wasz, jakże szlachetny, kapitan zginął poddajcie się!
Był to blef, ponieważ zadaniem Royal Navy było stawienie Spike’a przed sądem, a następnie powieszenie.
- Nie! – zagrzmiał kapitan. – Nie pozwolę, żebyście wszyscy zginęli!
- Milcz głupcze! – warknął mężczyzna z muszkietem. Kapitan odwrócił się do niego i przybrał wyzywającą pozę.
- No już! – krzyknął tak, żeby wszyscy go słyszeli. – Zabij mnie!
Przez pokład przeszedł szmer niedowierzania i trwogi. Oficer zawahał się, a kapitan mówił dalej:
- Widzicie! To fortel! Nie zabiją mnie, dopóki nie stanę przed sądem!
Piraci wydali okrzyk triumfu, ale przerwał im wściekły głos Dutcha.
- Zabiję chłopaka! – wrzasnął.
- Zabijaj. – Kapitan machnął ręką. – Nie jest nic wart.
Thomas wybałuszył oczy. Człowiek, któremu przez tyle lat ufał, który był dla niego prawie jak ojciec, skazuje go teraz na pewną śmierć.
Ku jemu zdziwieniu, Dutch się jednak zawahał. Spojrzał na oficera, a ten skinął głową.
-Nie! – krzyknęła Hanna, która uświadomiła sobie, co to znaczy. Thomas zamknął oczy. Tym razem chyba się nie wywinie.
Huk.
Chłopak otworzył jedno oko. Już nie żyję?, spytał sam siebie. Otworzył drugie oko. Wszyscy rozglądali się nerwowo. Spojrzał na deski pokładu. U jego stóp leżało bezwładne ciało Dutcha. Wokół niego było mnóstwo krwi.
- Co się stało? – zachłysną się Tom, ale właśnie w tej chwili zauważył jeszcze jedną fregatę koło „Cradle’a”. Różniła się jednak od statków Royal Navy. Na jej maszcie powiewała czarna bandera.
Piraci z fregaty sprawnie przeskoczyli na pokład „Cradle’a” i zaatakowali zdezorientowanych marynarzy.
Kapitan Spike korzystając z zamieszania wyswobodził nieudolnie związane ręce. Pchnął lekko oficera Royal Navy w plecy. Ten odwrócił się i wielka pięść spadła na niego z niewiarygodną prędkością miażdżąc mu szczękę. Runął na deski pokładu i złapał się za obolałą twarz.
Tymczasem piraci, którzy przybyli z odsieczą toczyli nierówną walkę z marynarzami Royal Navy. Większość z nich, nie chcąc dać się zabić po prostu wyskakiwała za burtę. „Cradle” stał się miejscem rzezi. Pokład usłany był zwłokami. Większość stanowili angielscy marynarze, ale było też trochę poległych piratów.
Kiedy na mostku nie było już żadnego nieprzyjaciela kapitan podszedł do Thomasa i poklepał go po ramieniu. Chłopak jednak odepchnął go i zbiegł po schodkach, a za chwilę zniknął pod pokładem.
Spike zganił się w duchu za to, że próbował tego podstępu. Nie powinien mówić, że Thomas nic nie jest wart. Tak naprawdę był wart dla kapitana więcej, niż większość ludzi z załogi. Był dla niego jak syn.
Czym prędzej popędził pod pokład, tnąc przy tym napotkanych wrogów. Zbiegł po schodkach i dotarł do drzwi kajuty chłopaka. Zapukał, ale nikt się nie odezwał, więc pchną drzwi i zrobił krok do środka.
Zastał Thomasa siedzącego na swojej koi z wzrokiem utkwionym w podłodze. Jego czarne, spocone włosy przyklejały się mu do policzka. Spojrzał na kapitana i na jego twarzy pojawił się grymas obrzydzenia. Przynajmniej tak się zdawało Spike’owi.
Zapanowała niezręczna cisza, którą przerwał Thomas:
- Może pan usiądzie? – zaproponował i ruchem głowy wskazał krzesło przy ścianie.
Rosły mężczyzna uśmiechnął się i skinął głową z wdzięcznością.
- Dziękuję. Faktycznie mamy dzisiaj męczący dzień.
Thomas milczał i dalej przyglądał się drewnianej podłodze.
- Thomasie – zaczął kapitan. – Chcę, żebyś wiedział, że to co powiedziałem tamtemu oficerowi to nie prawda. Chciałem tylko, żeby się zawahali. Chciałem cię uratować. Uwierz mi. Nie jesteś nikim. Jesteś Thomasem Thiefem do stu tysięcy beczek zjełczałego tranu! – krzyknął. – Najbardziej przebiegłym i wesołym człowiekiem załogi, a przy tym świetnym szermierzem. Twoja śmierć byłaby niepowetowaną stratą.
Thomas podniósł wzrok na kapitana. W jego oczach zatańczyły iskierki rozbawienia.
- Myślę, że za dużo się już nasłuchałem komplementów – powiedział z uśmiechem.
- Jeszcze raz cię przepraszam – powiedział kapitan.
- Nic nie szkodzi, ale pewnie wie pan jak ja się poczułem. Co było minęło. – machną ręką na znak, że nie chowa uraz. – Chodźmy zobaczyć jak sobie radzą nasi nowi sprzymierzeńcy.

Fregata pod czarną banderą odpływała już, kiedy weszli na pokład. Piraci krzątali się po pokładzie zabezpieczając zwłoki swoich poległych przyjaciół. Ciała ludzi z Royal Navy wyrzucano za burtę.
Kapitan i Thomas weszli na mostek kapitański. Za sterem stał Boyer. Rosły mulat uśmiechnął się do przybyłych i zakręcił sterem.
- Co to był za statek? – spytał go kapitan. – Chodzi mi o ten co nas uratował.
- To statek hiszpańskiego kapitana Alejandro Cervánteza. Nazywa się „Mścicielka”.
- Jesteśmy winni przysługę panu Cervántezowi.
__________________________

*Royal Navy - marynarka wojenna Wielkiej Brytanii, najstarsza zorganizowana siła zbrojna Zjednoczonego Królestwa.

**Garłacz - odprzodowa broń palna wyposażona w lufę z rozszerzeniem przy wylocie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap
Zezowaty Cyklop
Zezowaty Cyklop



Dołączył: 03 Cze 2011
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zakopane
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 19:26, 06 Lut 2012    Temat postu:

Thomas, wiesz już co ja myślę o tym opowiadaniu- błędów baaardzo mało no i akcja szczególnie tu świetna. Mmm, pierwsze zabójstwo Thomasa. Nawet nie wiesz jak Yap lubi taką akcję ;) . Słowem jednym to ujmując domagam się następnych części! Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Śro 14:23, 15 Lut 2012    Temat postu:

Dodaję trzeci rozdział. Mam nadzieję, że ktoś oprócz Yap czyta. :>

Rozdział III - Decyzja


Thomas Thief siedział oparty o balustradę bocianiego gniazda. W ręce trzymał rogalik waniliowy – specjalność okrętowego kucharza Carvena. W dole krzątali się piraci zajęci codzienną pracą.
Od niespodziewanego ataku Royal Navy na „Cradle’a” minęły trzy dni. W tym czasie poległym urządzono morskie pogrzeby. Kapitan Spike odprawił mszę pożegnalną, po czym trumny z ciałami wrzucono w wody Morza Karaibskiego.
Nie zginęło jednak wielu piratów. Po pogrzebie, na dnie spoczywały cztery trumny więcej, a załoga uszczupliła się o czterech ludzi.
Kapitan ogłosił trzydniową żałobę, która właśnie się kończyła. Thomas nie mógł się doczekać, kiedy to nastąpi, ponieważ mieli udać się do Port Royal świętować zwycięstwo nad marynarką angielską. Chłopak miał nadzieję, że zastanie tam załogę „Mścicielki”. Chciał im osobiście podziękować za wyratowanie z opresji.
Dokończył skradzione z kuchni ciastko, po czym zsunął się po maszcie i ruszył w stronę swojej kajuty.
Zamknął za sobą drzwi i ułożył się wygodnie na koi.
Poranna kradzież ciastka, wylegiwanie się w bocianim gnieździe, południowa kradzież ciastka, wylegiwanie się w bocianim gnieździe, obiad, kradzież ciastka, drzemka w kajucie, lekcja szermierki – tak wyglądał zwykły dzień Thomasa na pokładzie „Cradle’a”. Musiał przyznać sam, przed sobą, że jest okropnym leniem. A może to atmosfera na okręcie kapitana Spike’a wpływa tak na niego? Nie był tego pewien. Był chłopakiem głodnym przygód, a ten statek go ograniczał.
Monotonność i jednolitość dni spędzanych na tym okręcie doprowadzała go czasem do obłędu. Chodził wtedy w kółko po kajucie bez konkretnego celu i rozmyślał. Tak jak teraz.
A co by było, gdyby niepostrzeżenie uciekł ze statku w poszukiwaniu przygód? Oczywiście, nie myślał poważnie o porzuceniu piractwa. Co to, to nie. Zastanawiał się po prostu, czy jakiś inny kapitan przyjąłby go do załogi.
Dopadły go wyrzuty sumienia wobec kapitana Spike. Przygarną go, wychował – był jedyną rodziną. Czy nie miałby mu za złe, jeśli chłopak bu uciekł?
W tej samej chwili przyszła mu do głowy pewna myśl. Wstał. podszedł do stołu stojącego naprzeciwko koi, wyjął kartkę oraz pióro i zaczął pisać.
Po kilku minutach list był gotowy. Chłopak złożył go starannie i wsunął do kieszeni. Usiadł na krawędzi koi i odetchnął głęboko. Podjął decyzję – przy następnej okazji opuści „Cradle’a”

Wyszedł na korytarz. Drzwi zamknęły się za nim z cichym zgrzytem. Przeszedł korytarzem i staną przed drzwiami prowadzącymi do kajuty Hanny. Ileż to już razy stał w tym miejscu.
Postanowił, że nikomu nie powie o swojej decyzji, ale fińska dziewczyna stanowiła wyjątek. Była jego najlepszą przyjaciółką. Nie mógł zostawić jej bez słowa.
Zapukał.
Żadnej reakcji.
Spróbował ponownie i znowu nic. Domyślił się, że pewnie jest na górnym pokładzie. Ruszył więc wolno w tamtą stronę.
Na schodach wpadł na kucharza Carvena.
- Witam młodzieńcze – zaczął mężczyzna. – Właśnie miałem do ciebie iść. Dzisiaj zniknęły mi dwa rogale waniliowe… Wiesz może, co się z nimi stało?
- Nie mam najmniejszego pojęcia – skłamał Thomas.
Kucharz zbadał go wzrokiem, po czym strzepną okruchy z fartucha.
- I tak wiem, że je sobie wziąłeś, więc daruj sobie.
- Były pyszne – odparł Thomas. – Do widzenia.
Pognał po schodach na górę. Przeszukał wzrokiem pokład i od razu znalazł Hannę. Czyściła pokład. Nie mógł się nadziwić.
- Też jej się chce – mruknął pod nosem i ruszył szybkim krokiem w stronę dziewczyny. Była odwrócona. Szorowała na klęczkach deski pokładu.
- Witaj! – rzucił. – Chce ci się?
Odwróciła się i spojrzała na niego przeciągle.
- Nie za bardzo – przyznała szczerze. – Ale ty też mógłbyś zająć się czymś pożytecznym.
- Daj spokój – odparł Tom. – To nie dla mnie. – Złapał ją za rękę i pomógł wstać. – Chodź na chwilę do mojej kajuty. Muszę ci coś powiedzieć.
Nie czekając na jej reakcję ruszył z powrotem, skąd pod pokład.
Hanna stała przez chwilę patrząc na oddalającego się chłopaka, ale ciekawość wzięła nad nią górę i poszła za nim. Musiała podbiec, żeby się z nim zrównać.
- Jeśli chcesz mi się pochwalić, ile ciasteczek ukradłeś Carvenowi – odezwała się dziewczyna, kiedy schodzili po schodkach. – To może sobie już pójdę.
- Nie – odparł Thomas. – to nie to.
Westchnęła i szła dalej.
Wreszcie dotarli do kajuty chłopaka. Otworzył drzwi i, jak na gentelmana przystało, przepuścił przodem Hannę.
- Siadaj – rzucił i sam wziął sobie krzesło.
- Co takiego chciałeś mi powiedzieć – spytała siadając na brzegu koi.
Spojrzał na nią poważnie.
- Opuszczam „Cradle’a” – powiedział cicho.
- Jak… Jak to? – wydukała. – Nie możesz nas opuścić. Niby nigdy nic nie robisz, nie pracujesz i jesteś leniwy, ale jesteś dla mnie jak brat. Nie pozwolę ci odejść!
- Hanna – powiedział spokojnie. – Nie nudzi cię życie na tym statku?
- No…
- Bo mnie bardzo i dlatego zamierzam odejść.
- Nie odejdziesz! Powiem kapitanowi i cię zatrzyma.
Spojrzał na nią i pobłażliwie pokiwał głową. Wiedział, że taka będzie jej reakcja i wiedział, że trudno będzie ją przekonać, żeby nikomu nie powiedziała. Jednak musiał się z nią tym podzielić.
- Nie możesz nikomu powiedzieć…
- Kapitan będzie się martwił!
- Zostawię mu list.
- Dużo to nie zmieni… I tak będzie się martwił.
- Co z tego?
- To kapitan!
- Właśnie – odparł. – Nie mój ojciec.
Dziewczyna milczała z rękami podpartymi pod boki.
- Hanna – przerwał ciszę Tom. – Proszę. Ja muszę to zrobić. Zmarnuję się na tym statku. Ty nigdy nie miałaś uczucia, że tu nie pasujesz? – spytał.
- No… Miałam, ale ta załoga, to moja rodzina.
- Rodzinę trzeba czasem opuścić.
- Dobrze – powiedziała w końcu. – Będę trzymała język za zębami. A niech cię!
Roześmiał się z ulgą. Wiedział, że opuszczenie statku będzie oznaczać rozłąkę z najlepszą przyjaciółką. Znali się do dziecka i nie chciał z nią tracić kontaktu. Wolał jednak nie mówić tego na głos. Bał się, że zmieni decyzję.
- Dobra – powiedziała Hanna. – Wracam do szorowania pokładu i do robienia innych ciekawych rzeczy.
Thomas uniósł brwi.
- Ciekawych? Poważnie mówisz?
- Tak. – Wzruszyła ramionami. – Chodź. Pokażę ci, jaka to świetna zabawa!
Wiedział, że się z niego nabija, ale postanowił pójść. Chociaż ostatnie dni na „Cradle’u” może spędzić pożytecznie.
Popchnął drzwi i wyszli na korytarz.

Kapitan Spike skończył pisać list do kapitana Bruchera i starannie wsunął go do żółtawej koperty. Odłożył pióro i rozprostował zesztywniały kark. Wstał i zaczął przechadzać się po kajucie. Jego ciężkie obuwie uderzało o drewniane deski z głuchym dźwiękiem.
Ostatnio napłynęło do niego wiele listów z zapytaniami o ostatni atak Royal Navy. Większość pirackich kapitanów nie zdawało sobie sprawy, że gdyby nie pomoc „Mścicielki”, piękny galeon Spike’a spoczywałby teraz na dnie.
Spojrzał na zabandażowane lewe ramię. Podczas walki jeden z rapierów przeciwników ugodził go w rękę sprawiając niemały ból. Rana nie była groźna, ale na pewno nie przyjemna.
Postanowił wyjść na górny pokład i porozmawiać trochę z załoga. Pchnął drzwi, które nie omieszkały cicho skrzypnąć. Mężczyzna zanotował w pamięci, żeby je naoliwić, po czym ruszył korytarzem.
Popołudniowe słońce uderzyło po oczach, kiedy stanął na pokładzie. Przeszedł kilka kroków między pracującymi zawzięcie piratami, po czym jego oczom ukazał się niespotykany, wręcz niezwykły widok.
Przyklęknięty Thomas Thief szorował deski pokładu mokrą, szarą szmatą. Było to coś, koło czego nikt z załogi nie mógł przejść obojętnie.
Rzeczywiście, kilku ludzi z załogi przyglądało się całej scenie z uniesionymi brwiami. Tom i praca – te dwa pojęcia kłóciły się ze sobą. On jednak zdawał się nie widzieć wpatrzonych w niego piratów.
Kapitan pokonał odległość dzielącą go od młodego chłopaka i staną przed nim tak, że jego postać rzucała cień na pracującego Thomasa.
- Czego?! – warknął młody pirat nie podnosząc głowy.
- Niczego – rzekł szczerze rozbawiony kapitan. Dopiero w tej chwili chłopak zorientował się. z kim ma do czynienia.
- Przepraszam – powiedział szybko. – Ja tylko… myślałem, że to ktoś inny.
Kapitan machnął ręką, na znak, że uważa incydent za nieistotny.
- Nie ważne – odparł. – Pracujesz?
- Jak widać. – Uśmiechnął się Tom.
Mężczyzna uniósł jedną brew.
- Dlaczego?
- Warto czasem zrobić coś pożytecznego – wyjaśnił chłopak, a brew kapitana powędrowała jeszcze wyżej. – Odkryłem, że to nieźle zabija czas.
- Czyżby… - mruknął Spike.
- Tak. Wyczyściłem już armaty, a teraz szoruję pokład.
- O co ten zakład? – spytał ni stąd, ni zowąd kapitan.
- Jaki zakład? – Thomas był wyraźnie zdezorientowany.
- O co i z kim się założyłeś? – powiedział powoli kapitan, jakby chłopak był głupi.
- Wiem, co to zakład! – odparł szorstko.
- No więc…
- No wiec, z nikim się nie założyłem. O co panu chodzi, kapitanie?
- Pracujesz – stwierdził odkrywczo mężczyzna.
- Tak.
- Z własnej woli? – Mina kapitana była tak śmieszna, że Thomas nie wytrzymał i zachichotał.
- Tak. Hanna mnie namówiła, ale nie zmuszała. Właściwie… jest to nawet przyjemne.
Wcale nie uważał, że praca jest przyjemna, ale powiedział tak, żeby zobaczyć minę kapitan i… chyba się nie zawiódł.
- Co ci się stało? – spytał mężczyzna.
- Nic. Pracuję. Jak cała reszta załogi.
- Ty nigdy nie pracowałeś, ale dobrze, że wreszcie zacząłeś. Dobry będzie z ciebie pirat.
Thomas poczuł wyrzuty sumienia. Może i doby, ale niestety nie na tym okręcie. Odrzucił od siebie te myśli. Kapitan nie będzie miał mu tego za złe.
- W takim razie – powiedział Spike. – Miłej pracy życzę, panie Thief!
- Dziękuję kapitanie.
Mężczyzna oddalił się w stronę mostka kapitańskiego, kręcąc głową i mamrocząc coś pod nosem.
- Co się stało, Richard? – spytał Boyer, który stał za sterem. Francuz jako jeden z niewielu ludzi z załogi, zwracał się do kapitana po imieniu. Łączyła ich wieloletnia przyjaźń, więc było to w pełni uzasadnione. Potężny mulat spojrzał na kapitana i po chwili się roześmiał. – Pewnie widziałeś pracującego Thomasa, co?
- Ano właśnie – rzucił kapitan i oparł się o reling. – Myślisz, że to jednorazowy… wybryk?
- Kto wie, co siedzi w głowie tego chłopaka. – Zaśmiał się znowu Boyer. – Diabeł wcielony.
Oblicze Spike’a rozjaśnił uśmiech.
- Zdecydowanie masz rację.

Chwilę po odejściu kapitana Thomas uznał, że dość na dzisiaj pracy i zniknął pod pokładem. Szybkim krokiem zmierzał do pralni. Miał ochotę porozmawiać z pokładową praczką imieniem Maggie. Była to kobieta w wieku około czterdziestu lat.
Podszedł do drzwi i zapukał.
- Proszę! – usłyszał znajomy, ciepły głos.
Przestąpił próg.
- Witaj ciociu Maggie – przywitał się.
- Ach to ty! – Uśmiechnęła się kobieta. – Co cię do mnie sprowadza?
- Brak towarzystwa – odparł. – Jak idzie praca?
- Dobrze. Ci śmierdzący piraci błyskawicznie brudzą ubrania, więc mam dużo roboty. A jak praca idzie u ciebie? – spytała z przekąsem.
- Świetnie. Wyczyściłem armaty na błysk i wypolerowałem pokład.
Spojrzał na swoją rozmówczynię, żeby zobaczyć jej reakcję.
- A tak poważnie, to pewnie przeleżałeś cały, boży dzień w bocianim gnieździe, prawda?
- Skąd! Było tak, jak powiedziałem.
- Oczywiście – odparła, wkładając w wypowiedź dużą dozę sarkazmu.
- Nie ważne – mruknął. – Opowiesz mi jak spotkałaś moją matkę?
Słyszał tą historię nieskończenie wiele razy, ale nigdy mu się nie nudziła. Maggie była jedyną osobą z załogi, która znała jego matkę. Nie, „znała” to złe słowo. Widziała, jego matkę.
- No więc – zaczęła kobieta. – Kiedy przypłynęliśmy na Jamajkę, prawie cała załoga zeszła na ląd – do tawerny. Nie przepadam za takimi miejscami, więc zostałam na pokładzie.
Thomas podciągnął kolana pod brodę i słuchał z szeroko otwartymi oczami, jak małe dziecko, któremu opowiada się bajkę na noc.
- Kończyła właśnie pracę – ciągnęła Maggie. – I wychodziłam z pralni z zamiarem udania się do swojej kajuty. Jednak na korytarzu zauważyłam kobietę w szarych, zniszczonych szatach. Odwróciła się do mnie, a na jej twarzy malował się niepokój. Wiedziałam, że nie powinno jej być na pokładzie. Nie zdążyłam zareagować, bo ona już biegła w stronę schodów. Krzyknęła jeszcze, że masz na imię Thomas. Była bardzo do ciebie podobna. Kruczoczarne włosy i zielone oczy, dokładnie takie jak twoje. – przerwała na chwilę, żeby napić się wody. – Pobiegłam rzecz jasna za nią. Jednak, kiedy wyszłam na górny pokład, nigdzie jej nie było. Udałam więc, że wracam z powrotem na dół, ale przycupnęłam za schodkami. Nasłuchiwałam. Ciężko było wyłowić ciche kroki twojej matki, ale udało mi się. Najostrożniej jak potrafiłam weszłam z powrotem na górę i zauważyłam ją schodzącą po trapie.
- Dlaczego mnie zostawiła? – zasępił się Thomas. Za każdym razem, kiedy słyszał tą opowieść zadawał sobie to pytanie.
- Na pewno cię kochała – zapewniła Maggie. – Musiała mieć jakiś ważny powód.
- Pewnie tak – powtórzył nieobecnie chłopak. – Dziękuję ci. Jutro płyniemy do Port Royal, więc możemy liczyć na kolejne podrzucone dziecko. – Zdobył się na słaby uśmiech. – Cześć Maggie!
- Żegnaj!
Zamknął za sobą drzwi i powlókł się na górny pokład. Miał sporo rzeczy do przemyślenia, a najlepiej myśli się na bocianim gnieździe.

Cięcie z prawej, z lewej i z półobrotu!
Hanna ćwiczyła cięcia pod czujnym okiem Elwooda - jednego z najlepiej wyszkolonych pod tym względem piratów na „Cradle’u”. Odpierał jej ataki, ale z niemałym trudem. Musiał przyznać, że dziewczyna ma talent.
- Stop! – krzyknął. – Starczy! Jeszcze chwila i byś mnie pokonała.
Hanna dobrze wiedziała, że to nie prawda, ale i tak była dumna, że ją pochwalił.
- Dziękuję.
- Na dzisiaj koniec – powiedział i odwrócił się, żeby odejść. -
- Poczekaj! – zawołała Hanna.
Zatrzymał się i spojrzał na nią.
- O co chodzi? – spytał.
Dziewczyna przestępowała z nogi na nogę.
- Zdarzyło ci się już kogoś zabić, prawda?
- Tak. – Spojrzał na nią przeciągle. – Co z tego?
- Jak to jest? Można się na to jakoś… przygotować?
- Nie wiem. Podczas walki nie zastanawiasz się, jak się będziesz czuła, kiedy zabijesz przeciwnika. W pierwszej kolejności martwisz się o własne życie. Dopiero, kiedy ochłoniesz przychodzą ci do głowy myśli „co ja zrobiłem?”, albo tego typu. Nie mam pojęcia, jak i czy w ogóle można się na to przygotować.
- Rozumiem – odparła. – Do zobaczenia Elwoodzie.
Młody mężczyzna uniósł dłoń w geście pożegnania i zniknął jej z oczu.
Spojrzała się w stronę zachodzącego powoli słońca. Myślała o tym, co powiedział jej Thomas. Prawdopodobnie jutro o tej porze, będą dopływać do Port Royal, a on będzie się szykował do ucieczki. Nie mogła tego znieść. Był jej przyjacielem od najmłodszych lat i jedynym (oprócz niej, rzecz jasna) dzieckiem na statku. Życie bez tego leniwego drania będzie nudne.
O wilku mowa. Tom wspinał się po grotmaszcie z kocią zwinnością. Jego ciemna sylwetka rysowała się wyraźnie na tle rozświetlonego czerwienią nieba.
Uśmiechnęła się do siebie. Będzie jej brakowało tego widoku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap
Zezowaty Cyklop
Zezowaty Cyklop



Dołączył: 03 Cze 2011
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zakopane
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 16:56, 22 Lut 2012    Temat postu:

Jak na razie nikogo oprócz Yap nie widać -,-
A przecież to jest świetne!
Super, do listy rzeczy, które powodują, że mam dzisiaj doła dopisać:
-Nikt nie komentuje opowiadań Enza.
Pfff... -,- -,- -,-
Teraz mój komentarz:
No jak zwykle super ^^ .
Thomas podjął decyzję! Ha! Ucieka ze statku!
Tylko Hanny żal. Szkoda, że Thomas od niej ucieka, bo jak widać ona lubi jego czarne loczki <3 .
Ok. Spokojnie Yap. Wdech. Wydech. (loczkiiiiiii! <3)
Masz świetny styl, robisz mało błędów, opowiadanie jest bardzo ciekawe. No i jak wiadomo Yap je uwielbia. W ogóle wszystkie Twoje dzieła są super. Czego się tylko tkniesz, zawsze Ci wychodzi.
Kurczę, no wiecie co. Słów mi zabrakło. Sorry, że tak krótko. Nie mam weny na koment. Very Happy
Całuski
Od Yap


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Śro 19:27, 22 Lut 2012    Temat postu:

Dzięki Yap. Chociaż jedna osoba. Podtrzymujesz mnie na duchu. Blanca miała śledzić mojego opka, a tu nic. :>


Rozdział IV - Port Royal


Zaczynało się ściemniać, kiedy „Cradle” dopływał do Port Royal. Słońce powoli chowało się za horyzontem ustępując wieczornej szarości. Miasto jednak tętniło życiem. Z daleka słychać było gwar rozmów, śmiechy i wiele innych odgłosów świadczących o tym, że ludzie świetnie bawili się w tawernach i gospodach.
Kapitan Spike stał na mostku, a piraci uwijali się jak w ukropie cumując statek.
- Wspaniały wieczór – odezwał się Boyer wkładając koszulę. – Wręcz idealny, żeby się uchlać.
Spike zaśmiał się i przeczesał palcami ciemne włosy.
- Zgadza się – przytaknął, a następnie zwrócił się do załogi: - Macie ochotę na dobrą zabawę i rum? Schodzimy na ląd!
Odpowiedziało mu głośne: „Ahoj!”.
Trap skrzypiał głośno, kiedy załoga „Cradle’a” schodziła po nim na ląd. Wszyscy byli w doskonałym humorze na myśl o czekającym ich rumie i pięknych kelnerkach. Tylko Thomas wlókł się smętnie na końcu.
- Możesz jeszcze zmienić decyzję – szepnęła do niego Hanna.
Pokręcił głową.
- Nie ma mowy.
Hanna nie lubiła takich miejsca jak „Tawerna Śmierdzącego Karima”. Nie dla niej było „upijanie się” piwem imbirowym, czy też wszechobecny zapach chmielu. Tak naprawdę wolałaby posiedzieć na statku trenując szermierkę. Tego wieczoru postanowiła jednak towarzyszyć załodze. Głównie ze względu na Thomasa. Jeśli się nie wycofa, będą to jego ostatnie chwile w towarzystwie kapitana i całej załogi.
Duży, wyblakły, zielony szyld nie rzucał się w oczy, ale wszyscy i tak wiedzieli, że tam należy iść.
Kapitan Spike pchnął ciężkie drewniane drzwi i weszli do środka. W nozdrza Hanny od razu uderzył zapach chmielu, którego tak bardzo nie lubiła. Trudno. Tego wieczoru się przemęczy. Była tylko ciekawa, czy zauważy jak Thomas się wymyka. Wszyscy wiedzieli, że był mistrzem skradania się, krycia i bezszelestnego chodzenia. Między innymi dlatego kucharz Carven miał kłopot ze znikającymi ciastkami.
Wielki mężczyzna stojący zaraz przy wejściu uśmiechnął się na widok kapitana Spike’a i odsunął się na bok robiąc przejście. Hanna wiedziała, że ten osiłek pilnuje, żeby nikt nieproszony nie dostał się do środka. Wbrew nieszczególnie zachęcającej nazwie „Tawerna Śmierdzącego Karima” była jedną z lepszych w Port Royal. Większość tamtejszej ludności chciałaby tu coś wypić.
Kapitan rozejrzał się po obszernym wnętrzu. Tak jak się spodziewał większość ław była już zajęta. Jednak specjalnie zarezerwowany stół dla jego załogi był wolny. Ruszył przez salę pozdrawiany przez innych kapitanów.
Wszyscy rozsiedli się wygodnie przy stole i po chwili podbiegła do nich młoda, urodziwa kelnerka z pytaniem: „Co podać?”.
- Rum! – wrzasnął ktoś z załogi. – Mnóstwo rumu!
- Spokojnie Benjamin! – skarcił go z uśmiechem kapitan, po czym zwrócił się do dziewczyny: - Prosimy o pięć butelek wina, dużo rumu i kilka kufli piwa imbirowego.
Kelnerka skinęła głową i udała się w stronę baru.
Thomas rozejrzał się po sali, ale widocznie nie dostrzegł tego, co zamierzał bo z powrotem zwrócił wzrok na brzeg drewnianej ławy.
- Kogo tak wypatrujesz? – spytał kapitan. – Czyżby wpadła ci w oko jakaś dziewczyna?
Usłyszawszy to kilka osób z załogi zagwizdało głośno i roześmiało się.
- Nie – odparł Thomas. – To nie to. Po prostu myślałem, że spotkamy tu kapitana Cervánteza. Chciałem mu podziękować.
- Myślisz, że ja nie? – spytał kapitan. – Temu człowiekowi zawdzięczam życie większości, o ile nie wszystkich, ludzi mojej załogi. Mam u niego długo wdzięczności…
Przerwał, bo młoda kelnerka powróciła z tacą pełną trunków. Przed nosem Toma wylądował kufel z piwem imbirowym. Opróżnił go duszkiem, wytarł usta rękawem i sięgnął po następny.
Hanna z kolei przypatrywała się swojemu napojowi z widoczną odrazą na twarzy. Nie ukrywała, że tego typu „przyjemności” po prostu nie były dla niej. Zapach piwa od razu ją odrzucał. O smaku już nie wspominając.
Zastanawiała się, kiedy Thomas się wymknie i w jaki sposób. Czy zauważy to? Postanowiła, że nie będzie spuszczać z niego wzroku.
Siedział oparty o ścianę i dopijał piwo imbirowe. Wyglądał na przygnębionego. Nie dziwiła mu się. Też by taka była, jeśli opuszczałaby okręt, na którym się wychowała i spędziła całe życie. No i kapitan. Nie wiedziała jak on może go zostawić. Jeszcze, gdyby był zwykłym człowiekiem z załogi, ale nie. Kapitan był kimś na kształt ojca Toma.
Postanowiła wziąć łyk tego ohydnego napoju. Za każdym razem to robiła, kiedy byli u Śmierdzącego Karima. Nigdy jej nie smakowało, ale zawsze warto próbować.
Zanurzyła usta w białej pianie.
- Fuj – mruknęła i odstawiła kufel.
Kelnerka podeszła do niej i z przymilnym uśmiechem spytała, czy dziewczyna czegoś sobie życzy.
- Nie, dziękuję. – Pokręciła głową Hanna.
Przeniosła wzrok z powrotem na Thomasa i doznała szoku. Jej przyjaciel zniknął!

Tom wymknął się bocznymi drzwiami z tawerny i szedł pewnym krokiem na pokład „Cradle’a”. Musiał wziąć z kajuty przygotowany wcześniej bagaż i, co ważniejsze, zostawić list kapitanowi. Miał nadzieję, że Hanna da mu spokoju i nie będzie próbowała go powstrzymać. Niech lepiej pije piwo imbirowe i mi nie przeszkadza, pomyślał. Doceniał to, jak bardzo starała się go zatrzymać na statku, ale to nie miało sensu. Nic nie było wstanie nakłonić go do zmiany decyzji. Tylko niepotrzebnie traciła czas…
Zbliżając się do statku starał się robić coraz mniej hałasu. Zależało mu, żeby nikt go nie zauważył. Nie będzie to specjalnie trudne zadanie. Większość załogi pije u Karima, a reszta pewnie śpi. Prawdopodobnie zostawili jednak kilku ludzi na straży. Ominięcie ich nie będzie jednak dla niego problemem. Mógłby ukraść im wszystkim kordelasy, a oni nawet by się nie zorientowali.
Nie to było jednak jego celem. Wszedł bezszelestnie po trapie. Nie skrzypiał on tym razem, jak wtedy, kiedy cała załoga schodziła po nim na ląd. Piraci, którzy pozostali na pokładzie spodziewają się, że jeżeli ktoś będzie wchodził na statek usłyszą najpierw skrzypienie trapu. Tym razem nic z tego.
Przemknął bezszelestnie pod pokład, a następnie korytarzem do swojej kajuty i zamknął drzwi, które wcześniej naoliwił. Nie chciał, żeby wydały jakikolwiek odgłos zwracając tym samym uwagę załogi. Podszedł do swojej koi, na której spoczywał cały jego dobytek.
Wziął pakunek i przewiesił go sobie przez ramię. Spojrzał ostatni raz na swoją kajutę. Spędził tu całe swoje życie i szkoda mu było rozstawać się z ty miejscem. Nie chcąc przedłużać nacisnął klamkę i wyszedł na korytarz.
Udał się prosto do kajuty kapitana, która znajdowała się stosunkowo nie daleko od jego własnej. Ciężkie, dębowe drzwi były na pewno zamknięte, z resztą Thomas nie chciał ich otwierać. Wyjął kartką z kieszeni, przeczytał jeszcze raz całą jej treść i wsunął pod drzwiami do środka.
Odwrócił się, żeby odejść, ale w tej samej chwili usłyszał skrzypnięcie drzwi za plecami. Nie miał czasu, żeby się schować.
- Tommy? – rozbrzmiał bardzo znajomy mu głos. – Co ty tu robisz?
W drzwiach swojej kajuty stała Maggie.
- Masz talent do nakrywania mojej rodziny na gorącym uczynku – zaśmiał się.
- Ano mam. – Uśmiechnęła się.
- Cześć Maggie – rzekł. – Odchodzę. Tylko… - Przyłożył wskazujący palec do ust i jego twarz rozpromienił uśmiech. – Zobaczymy się jeszcze!
Po tych słowach pognał schodami na górę. Kiedy był już na pokładzie zdał sobie sprawę, że powinien zachować ciszę i zaczął znowu uważniej stawiać stopy.
Nie spotkał nikogo z załogi, więc szybko zbiegł po trapie i ukrył się między ścianami dwóch budynków. Mógł stamtąd bezpiecznie obserwować przystań bez obawy, że zostanie zauważony. Oparł się o ścianę i obserwował.
Przez miasto przewijało się sporo ludzi. Niektórzy mieszkańcy przychodzili tu, żeby napić się piwa i porozmawiać ze znajomymi. Inni chcieli kupić coś na pchlim targu, który nie cieszył się wielką sławą. Większość sprzedawanych tam rzeczy było skradzione. Ale kogo to obchodziło? Taki życie piratów. Ciągłe kradzieże, potem sprzedaż tego co się złupiło i od nowa. W końcu Port Royal było główną ich siedzibą.
Niektóre dzieci przychodziły tu, żeby posłuchać morskich opowieści od pirackich wygów. Ileż razy on sam słyszał złowieszcze historie o krakenie – legendarnym potworze morskim, którego pasją życiową było zatapianie statków. Był chyba ulubionym tematem opowieści starych, emerytowanych piratów a dzieci uwielbiały o nim słuchać.
Innymi znanymi stworami były syreny. Z tą różnicą, że w przeciwieństwie do krakena, Thomas wierzył, że naprawdę istnieją. Pół kobiety – pół ryby czyhały na zbłąkanych piratów, uwodziły ich i zjadały. Dzieci nie bały się ich tak jak krakena, ale według Toma powinny o wiele bardziej.
Pamiętał jeszcze, że w którymś porcie, stary pirat opowiadał mu o Ludziach Wody. W tej chwili nie mógł sobie jednak nic o nich przypomnieć.
Zaprzestał swoich wspomnień na temat potworów, kiedy zauważył kapitana wychodzącego z „Tawerny Śmierdzącego Karima”. Dowódca „Cradle’a” był w bardzo dobrym humorze. Zresztą jak cała załoga. Śmiali się głośno i żartowali. Prawdopodobnie nie zauważyli jeszcze jego nieobecności. Na to w głębi duszy liczył, ale jednocześnie było mu żal, że nie zwrócili uwagi na jego brak. Miał jednak nadzieję, że zanim zorientuje się, że nie ma go na pokładzie, będą już daleko na morzu.
Rozpita załoga wchodziła po trapie, ale Thomas nie wiedział wśród nich Hanny. Odwrócił się gwałtownie w chwili, kiedy dziewczyna chciała złapać go za ramię.
- Co ty tu robisz?! – warknął. Był zły, że dał się podejść, ale jednocześnie zły, że dziewczyna próbuje zmienić jego decyzję.
- Chodź ze mną na statek – nalegała. – Źle ci na „Cradle’u”?
- Wiesz dobrze, że nie o to chodzi! – odparł. – Nie powinnaś próbować zmienić mojego postanowienia. To moja decyzja!
Spojrzała na niego wściekle.
- Dlaczego to robisz?
- Tłumaczyłem ci to już kilka razy! Szukam przygód, prawdziwego pirackiego życia, którego kapitan Spike mi nie daje. Dlatego.
- Ale dał ci dom! – krzyknęła. – Tak się mu odpłacasz?
- Czy ty nie rozumiesz?! – wrzasnął. – Dlaczego tak bardzo chcesz żebym został, skoro ja sam chcę odejść? Kapitan jest dla mnie jak ojciec, ale ja potrzebuję przygód! Chcę rabować! Żyć jak pirat!
Dziewczyna spojrzał na niego posępnie.
- Żebyś się tylko nie przeliczył – rzuciła i udała się w stronę statku.
Patrzył przez chwilę jak drobna sylwetka Hanny oddala się w stronę okrętu, a następnie wchodzi na pokład. Nie chciał rozstawać się z nią w taki sposób, ale nie dała mu wyboru.
Minęło kilka minut, a „Cradle” nie odpływał. Thomas zaczął się denerwować. Odkryli, że go nie ma? Zaraz zaczną go szukać? Jeśli tak, to cały jego plan spali na panewce.
Postanowił wcisnąć się głębiej między ściany budynków, a w następnej chwili „Cradle” zwrócił dziób w kierunku otwartego morza. Teraz już nie ma odwrotu, pomyślał. Nie wiedział tylko ile czasu będzie musiał czekać na statek, który go przyjmie. Czy w ogóle się doczeka? Najbardziej marzyło mu się zaciągnięcie do załogi kapitana Cervánteza. Miał już nawet obmyślony plan, jak dostać się na pokład „Mścicielki”.
Kiedy „Cradle” zniknął mu z oczu, wstał, przewiesił przez ramię pakunek ze swoim dobytkiem i ruszył w stronę „Tawerny Śmierdzącego Karima”. Postanowił jednak nie pokazywać się jej właścicielowi. Lepiej będzie, jeśli na razie nikt nie będzie zwracał na niego uwagi. Musi tylko jakoś obejść Pita. Wielki mężczyzna pilnował wejście do Karima odkąd Tom pamiętał. Jeszcze nikomu nie udało się go przechytrzyć. Druga sprawa, że jeszcze nikt nie był Thomasem Thiefem.
Nagle do jego uszu dotarł przeraźliwy krzyk. Nie trudno było go usłyszeć, toteż większość ludzi przerwało wykonywane wcześniej czynności i zaczęło się rozglądać. Niektórzy nie znalazłszy źródła hałasu powracały do przerwanych zajęć. Inni jednak, wśród których był Thomas, dalej rozglądali się w nadziei, że odnajdą wzrokiem krzyczącą osobę. Chłopak podbiegł kilka metrów i jego sokole oczy dostrzegły tłumek ludzi, z którego dobiegały krzyki. Przepchnął się przez stłoczonych gapiów i jego oczom ukazał się straszny widok.
U stóp młodej kobiety leżał martwy mężczyzna w kałuży własnej krwi. Na jego łysej głowie utworzyły się cienkie nitki z zaschniętego szkarłatu. Wypalone oczy świadczyły o tym, że człowiek umierał w niemałych męczarniach. Ze strzaskanych rąk sterczały nagie gnaty, a palce były powyginane pod dziwacznym kątem. Jednak najgorzej prezentował się brzuch mężczyzny, który praktycznie toną we krwi. Z głębokich nacięć wylały się hektolitry szkarłatnej cieczy. W jedną z głębszych ran została wbita kość. Prawdopodobnie wycięte żebro zamordowanego. Na trupa padało światło latarni nadając mu jeszcze bardziej koszmarnego wyglądu.
Thomas poczuł gwałtowną chęć zwrócenia piwa imbirowego na ulicę.
- To mój mąż! – łkała kobieta. – Mój mąż! Mój mąż…
Padła na kolana głośno szlochając i powtarzając w kółko imię: „Verth”. Nikt z gapiów nie śmiał się odezwać. Nikt nie potrafił jej pocieszyć. Naturalna śmierć jest czymś strasznym dla najbliższych, ale tak okropne i brutalne morderstwo pozostawia skazę na całe życie.
- Ja się zmywam! – rzucił jakiś młody mężczyzna o szczurzej twarzy. – Jeszcze i mnie dorwą!
Oddalił się odprowadzony przez pomrukiwania zebranych. Niektórzy poszli za jego przykładem i również uciekli się w obawie o własne życie. Inni zostali i przypatrywali się ze smutkiem załamanej kobiecie.
- Mógłbym coś dla pani zrobić? – spytał ostrożnie Thomas.
Zapłakane oczy zwróciły się w stronę chłopaka.
- Nikt nic nie może zrobić! – krzyknęła. – Verth… Dlaczego…
Kobieta klęczała jeszcze kilka minut nad ciałem ukochanego, poczym pocałowała go w zakrwawione usta i wstała. Widać było, że stara się wziąć w garść.
- Przepraszam za takie pytanie – odezwał się jeden ze starszych mężczyzn. – Ale czy wie pani, kto mógłby zabić pani męża?
- N-nie wiem. – Kobieta potrząsnęła kilka razy głową tak, że rozpadł się kok, w które były upięte i fala kasztanowych włosów opadła na ramiona. – Verth przychodził tu czasem i handlował.
- Czym?
- Różnego rodzaju narkotykami – odparła. – Nic więcej nie wiem.
- A więc możliwe było, że ktoś z tej branży chciał pozbyć się pani męża? – pytał dalej starszy mężczyzna.
- Możliwe… Ale dlaczego w taki sposób?!
- Nie wiem – odparł starzec.
Thomas nie słuchał dalej. Wiedział, że nie pomoże, a więc po co miał pchać się nie w swoje sprawy? Czuł, że obraz skatowanego mężczyzny zostanie mu w pamięci na długo. Idąc w stronę „Tawerny Śmierdzącego Karima” zastanawiał się, kto mógłby zrobić coś tak potwornego? W głowie mu się nie mieściło, że ktoś taki może stąpać po ziemi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap
Zezowaty Cyklop
Zezowaty Cyklop



Dołączył: 03 Cze 2011
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zakopane
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 16:38, 29 Lut 2012    Temat postu:

Ohh...
Trupek, trupek, trupek i krew!
Yap jest z Thomasa bardzo zadowolona. Kocham Ludzi Wody. To opowiadanie jest genialne. Ma w sobie coś innego. I człowiek nie za bardzi wie co...
Kurczę, nie wiem co więcej napisać ^^
Podoba mi się, a jak!
Pozdrawia Cię Twa Yap ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Czw 10:03, 01 Mar 2012    Temat postu:

Dodaję końcówkę czwartego rozdziału. ;>
___________________________________________


Kapitan Spike otworzył drzwi swojej kajuty i pierwszą rzeczą, która przykuła jego uwagę była mała karteczka na podłodze. Pomyślał, że coś wypadło mu z kieszeni, kiedy wychodził, ale jednak wolał się upewnić co jest na niej napisane.
Rozwinął ją i zaczął czytać.

Kapitanie, czułem, że ten statek mnie ogranicza. Nie chcę tu Pana urazić. Jest piękny, ale to nie jest prawdziwe, piracki życie. Bez urazy oczywiście. Pokochałem ludzi z załogi. To moja rodzina, ale rodzinę, też się czasem opuszcza.
Dlatego z ciężkim sercem ostanowiłem poszukać szczęścia naiwnym statku. Po cichu liczę na przyjęcie do załogi kapitana Cervánteza.
Bałem się, że będzie chciał mnie Pan zatrzymać – stąd ten list. Niech Kapitan jednak wie, że nigdy nie zapomnę o Panu. Nigdy nie zapomnę o tym, co pan dla mnie zrobił.

Pomyślnych wiatrów, Tato!



Kapitan Spike spodziewał się tego, ale i tak było mu żal, a ostatnie słowa do głębi go wzruszyły.
- Pomyślnych wiatrów, Synu – powiedział do pustej kajuty, a na jego twarzy zagościł uśmiech.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap
Zezowaty Cyklop
Zezowaty Cyklop



Dołączył: 03 Cze 2011
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zakopane
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pią 14:05, 02 Mar 2012    Temat postu:

Thomas. Jakiż długi fragment! No nie wiedziałam kiedy mam to przeczytać normalnie ;) .
Ale świetnie. Liścik fajny, reakcja kapitana bardzo fajna, choć jak dla mnie ciut dziwna. Interesująca. Dobra, a co nie jest w Twych opach interesujące, nie?
Yap się podoba. Jestem z Ciebie zadowolona.
Czekam na kolejną część.
Całuski
Od Yap ;)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Pią 14:11, 02 Mar 2012    Temat postu:

Dzięki. Pierwsza część piątego rozdziału się pojawi pewnie dzisiaj. :>

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Nie 11:13, 04 Mar 2012    Temat postu:

Rozdział V: Skrót


Szum fal. Ten, który towarzyszył mu przez całe życie. Budził go o świcie i kołysał do snu. I tym razem zbudził go nad ranem. Mewy latały nad miastem, a piraci krzątali się w przystani. Zwykły dzień w Port Royal.
Thomas spędził tę noc ułożony w prowizorycznym hamaku, który zrobił z brudnej, niegdyś białej płachty i dwóch haków przyczepionych do dwóch, równolegle biegnących ścian. Było mu dość wygodnie, a zaułek chronił przed wiatrem.
Nie chciało mu się wstawać, więc leżał w prowizorycznym hamaku i obserwował. Właściwie, nie miał za dużo do obserwowania. Z zaułka widział tylko mały fragment przystani, na której nie było dużo ludzi.
Zamknął oczy i zaczął wsłuchiwać się w odgłosy niosące się po mieście. Przez jednostajny szum fal przebiło się żałosne kwilenie. Tom wytężył słuch. Był pewien, że ktoś, lub coś potrzebuje pomocy.
Zszedł z hamaka i rzucił swój dobytek za dwie drewniane skrzynki. Stwierdził, że później po niego wróci. Wziął tylko swój kordelas.
Wyszedł z zaułka i jeszcze raz usłyszał ten dźwięk. Zdawało mu się, że rozlega się niedaleko. Zaglądał do każdej uliczki, aż wreszcie znalazł to, czego szukał.
W podobnym zaułku do tego, w którym spędził noc stało trzech chłopaków. Na pierwszy rzut oka nie robili nic złego, ale Thomas od razu dostrzegł drewnianą deską trzymaną przez najstarszego z nich i skulonego pod ścianą chłopaka. Byli tak zajęci kopaniem i biciem bezbronnego dziecka, że nie zauważyli, iż młody pirat do nich podszedł.
- Co się tu dzieje? – warknął Thomas, który aż kipiał z wściekłości.
Najstarszy z chłopaków – właściciel drewnianej deski – zwrócił na niego swoje podkrążone oczy.
- Nie twoja sprawa – odparł. – Zjeżdżaj!
Młody pirat stał jednak w tym samym miejscu. Dłonie miał zaciśnięte w pięści.
- No już! – wrzasnął chłopak, a jego blond włosy zafalowały, kiedy potrząsnął „bronią”. – Mam ci pomóc?
Thomas ocenił, że nie będzie musiał nawet używać kordelasa.
- Spróbuj – syknął.
Chłopak ruszył niezdarnie w stronę pirata. Był chyba niedużo od niego starszy. Deska uniosła się do góry, żeby zaraz spaść na głowę Toma, ale ten przeturlał się pod nogami blondyna i zanim tamten zdążył się odwrócić trzasnął go w plecy otwartą dłonią, a potem dał solidnego kopniaka w „siedzenie”.
Blondyn zachwiał się i deska wypadła mu z rozdygotanej ręki. Odwrócił się do Toma. Był cały czerwony na twarzy z gniewu i upokorzenia. Dłonie miał zaciśnięte w pięści, tak, że pobielały mu knykcie.
- Ty bezczelny gnojku! – wrzasnął, kiedy już podniósł swoją „broń”. – Zabiję cię!
Thomas pomyślał, że ten chłopak ma problem z agresją i emocjami. Ale nie zamierzał mu odpuścić. Było mu żal dręczonego chłopca. Postanowił, że najpierw da nauczkę tym chłopakom.
Kiedy chłopak z deską ruszył na niego, zrobił to samo co za pierwszym razem. Prawie to samo, bo tym prześlizgnął się pod jego nogami, ale zahaczył obiema rękami o nogi blondyna, który z moment runął jak długi na ziemię.
Aż dziw bierze, że drugi raz się na to nabrał, pomyślał Tom. Choć na pierwszy rzut oka było widać, że jego przeciwnik nie grzeszy mądrością.
Tymczasem jego koledzy z przerażeniem patrzyli jak ich szef obrywa od nieznajomego. Jeden z nich chciał pomóc blondynowi, ale zimne spojrzenie, które posłał mu Thomas zatrzymało go w miejscu.
Blondyn natomiast zaczął gramolić się niezdarnie na nogi. Kiedy jego tłusty tyłek znalazł się w zasięgu buta Toma, pirat nie zawahał się. Nawet mały, skulony w kącie chłopczyk skrzywił się, kiedy jasnowłosy chłopak dostał potężnego kopniaka.
Poleciał na twarz i przejechał kilka metrów po ziemi.
Thomas podniósł jego deskę, złamał ją na pół i rzucił na jego tłuste ciało, które teraz unosiło się miarowo. Blondyn próbował złapać oddech.
- Macie się trzymać od tego chłopca z daleka! – krzyknął do nich młody pirat. – Zrozumiano?
Młodsi chłopcy uciekli szybko z zaułka, natomiast starszy leżał jeszcze przez chwilę, po czym stał, pokazał Tomowi środkowy palec i poszedł za przykładem mniejszych kolegów.
Czarnowłosy chłopak podszedł do skulonej pod ścianą, drobnej postaci. Miała zastraszającą ilość siniaków i drobnych ran, czy też otarć. Piwne oczy patrzyły żałośnie na zbliżającego się chłopaka.
- Nie zrobię ci niż złego. – Thomas mówił powoli i wyraźnie, jak do nieoswojonego psa. – Jak masz na imię?
- Lim – chlipnął chłopiec.
Pirat podrapał się po głowie.
- Ładne imię – powiedział, a malec przytaknął tak, że jego rude włosy opadły na oczy.
- A jak ty się nazywasz? – spytał Lim.
- Thomas Thief – odparł pirat, a obliczę chłopca rozjaśnił uśmiech. Tom pomyślał, że wygląda u wiele lepiej, kiedy jest wesoły.
- Umiesz kraść? – spytał malec.
- Można tak powiedzieć – odrzekł Thomas.
- Ja też. Z tego się utrzymuję.
Tom zmarszczył brwi.
- A gdzie twoja mama? – spytał.
- Nie wiem. Zostawiła mnie – odparł smętnie chłopczyk i zwiesił głowę. Kiedy znów spojrzał na młodego pirata, jego w jego oczach widać było niewyobrażalny smutek.
- Mnie też – odparł Tom. – Tyle, że na statku.
- Jesteś piratem? – Oczy malca zdradzały podekscytowanie. Thomas pomyślał, że można z nich wiele wyczytać.
- Tak – odparł. – Ale na razie bezrobotnym. Szukam statku.
Chłopiec nie odpowiedział, ale jego twarz zdawała się być zamyślona.
- Wiesz, zawsze chciałem być piratem.
Thomas przyjrzał mu się uważnie.
- Co stoi na przeszkodzie? – spytał.
- Nie wiem. – Spojrzał na Toma. – Dziękuję ci. Wiesz, że przegoniłeś tamtych chłopaków.
- Czemu cię bili?
- Dla zabawy – odparł rudzielec. – Robią to od jakiegoś czasu. Staram się przed nimi ukrywać, ale nie zawsze mi to wychodzi.
Coraz więcej ludzi zaczęło pojawiać się na ulicach. Jakiś statek wypłyną z przystani na otwarte morze, a mewy krążyły nad powierzchnią wody szukając posiłku.
Przypomniało to Thomasowi, że on też dzisiaj nic nie jadł.
- Jesteś głodny? – spytał Lima.
Ma twarzy chłopca pojawił się łobuzerski uśmiech.
- Nigdy nie jestem głodny – odparł malec. – Zawsze można wyciągnąć komuś z kieszeni jakieś drobne.
- Tym razem nie będziesz musiał kraść – odparł Tom. – Chodź kupię ci coś.

Pół godziny później szli przez ulicę trzymając w rękach duże bułki wypchane jakimś mięsem. Nie wyglądały apetycznie, ale Thomas musiał przyznać, że są bardzo smaczne. Kupili je w małym sklepiku, który znajdował się bardziej w głębi lądu. Lim powiedział, że mają tam dobre jedzenia, ale piratowi nie chciało się tam i ze względu na długą drogę.
- Możemy pójść gdzieś indziej? – spytał. – Będziemy musieli ominąć ten szeroki budynek…
Na twarzy Lima znowu zagościł ten łobuzerki uśmieszek.
Popędził ulicą, a potem skręcił w bardzo ciasny zaułek. Thomas zorientował się, że są pod ścianą tego budynku, którego mają ominąć.
Rudy chłopiec odsunął wielką deską i oczom pirata ukazało się jeszcze ciaśniejsze przejście. Tom bał się, że się nie zmieści. Kiedy już Lim się przecisnął, poszedł jego przykładem.
Jego obawy okazały się nietrafne, ponieważ z łatwością zmieścił się w małym otworze.
Przez chwilę biegli w ciemności. Thomas nie widział Lima. Starał się iść za odgłosem kroków malca, ale nie było to łatwe.
W końcu wyszli na światło dzienne podobnym otworem, jakim weszli do opuszczonego budynku. Sklepik ukazał się przed ich oczami.
- Niezły skrót – wydyszał Tom.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thenath
Przypalona Ambrozja
Przypalona Ambrozja



Dołączył: 29 Sie 2013
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tartar
Płeć: Percy

PostWysłany: Pią 9:10, 30 Sie 2013    Temat postu:

No,no,no ciekawe nawet bardzo ciekawe;-)

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Thenath dnia Pią 9:11, 30 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Twórczość literacka Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin