Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Blizny [NZ][1/?][+13]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Twórczość literacka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Yap
Zezowaty Cyklop
Zezowaty Cyklop



Dołączył: 03 Cze 2011
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zakopane
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Wto 16:54, 27 Gru 2011    Temat postu:

Teraz ja się postaram:
Podczas czytania moja mama zaczęła patrzyć na mnie jak na debila. Z czego się tak ryjesz?- pytała. Środkowy palec i zacięty rozporek były świetne! Choć na chwilę wywołały dziś uśmiech na mojej twarzy Very Happy.
Fabuła: Zdiwiłam się dzisiaj. Chłopcy górą! Aż otwarłam buzię, gdy czytałam o tym, że wygrali walkę z osiłkami! Ucieszyłam się. Endo zaczął mi się podovać. Intryguje mnie to, że mówił o jakimś szefie... Dziwne. Zainteresowałeś mnie tym.
Mam nadzieję, że w przyszłym rozdziale pojawi się Yala. Fajnie się o niej czyta. Brzmi podobnie do Yap Very Happy.
Jest kilka błędów- literówek itd, ale jak na swój wiek (13- dobrze pamiętam?) nie są one ważne.
Jednym słowem- pisz dalej!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Wto 17:01, 27 Gru 2011    Temat postu:

Yap napisał:
Choć na chwilę wywołały dziś uśmiech na mojej twarzy Very Happy.


Bardzo się cieszę na myśl, że kogoś rozbawiłem. :)

Taa. Mam trzynaście lat...

Co do Yali, pewnie się pojawi. W następnym rozdziale powinno się zrobić ciekawiej. :]

Dzięki za komentarz. Nie wiesz, jak ważna jest dla mnie świadomość, że kogoś zainteresowałem i że komuś się podoba. :]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Unforgiveable
Przypalona Ambrozja
Przypalona Ambrozja



Dołączył: 26 Lis 2011
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: północ
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 21:02, 28 Gru 2011    Temat postu:

Tym razem będzie krócej.

Muszę powiedzieć szczerze, że na razie fabuła jest odrobinę nudna. Już piąty rozdział, a oni nadal się tłuką. Cały czas to samo. W kółko i w kółko. Nie jest to czymś w moim stylu, może dlatego nie podoba mi się.

Nie rozbawiło mnie nic. Może dlatego, że nie mam dziś humoru. To może być jeden z czynników.

Pozdrawiam,
Unforgivable


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Czw 16:54, 29 Gru 2011    Temat postu:

Taa. Dzięki za szczerość.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Unforgiveable
Przypalona Ambrozja
Przypalona Ambrozja



Dołączył: 26 Lis 2011
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: północ
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Czw 19:35, 29 Gru 2011    Temat postu:

Nie no, chłopie, nie obrażaj się.
Zapewne, gdyby to przeczytał jakiś chłopak, spodobałoby mu się to. To niespecjalnie w moim stylu, a do tego jestem chora, przez co humoru też nie mam. Wybacz, że nie potrafię słodzić.
Pozdrawiam,
Un.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Pią 13:24, 30 Gru 2011    Temat postu:

Ale ja się nie obrażam. Nie ma takiej opcji. ;)
To nie był sarkazm, ani nic. Cenię szczerość. Bo co bym miał z tego, jakbyś napisała, że opowiadanie jest świetna, maga, genialne, skoro byś tak nie uważała? :]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Pon 9:12, 02 Sty 2012    Temat postu:

Dodaję rozdział szósty. ;)


Rozdział VI



Yala stała na dachu fabryki oparta o barierkę. Jej czarne włosy powiewały lekko na wietrze. Jak zwykle była punktualna. Czekała na Endo, a ciekawość co takiego odkrył zżerała ją od środka.
Ruch na dachu sąsiedniego budynku przyciągnął jej uwagę. Zaczęła wpatrywać się w miejsce gdzie dostrzegła cień. Pewnie schował się za jednym z kominów, pomyślała. Zaraz powinien przeskoczyć na dach fabryk i go zobaczy.
Nic się nie wydarzyło.
Była pewna, że młody wojownik chce przeczekać, a następnie przeskoczyć na ten budynek, kiedy jej uwaga będzie rozproszona. Nie tym razem kochany, pomyślała.
Odkąd byli dziećmi rywalizowali między sobą. Yala zazwyczaj wychodziła z tych rywalizacji zwycięsko. Rzadko zdarzało się, żeby Endo ją zaskoczył. Natomiast ona bez trudu wyszukiwała jego słabe punkty. Była sprytna i potrafiła to wykorzystać.
Zaczęła się niepokoić.
Co jeśli to nie Endo? Jeśli to ktoś inny, na pewno z łatwością sobie poradzi. Ale nie, ona była pewna, że to jej stary towarzysz. Nieskończoną ilość razy widziała jak się skrada. Nie było innej możliwości. Na tamtym dachu był Endo.
Ziewnęła ostentacyjnie i właśnie w tamtej chwili ktoś złapał jej za rękę i ją obezwładnił. Przycisnął jej twarz do zimnego betonu i szepnął do ucha.
- Powiedz: „Dałam się podejść Wielkiemu Endo. Jestem słaba i bezradna. Zrobię co będziesz kazał, mój panie.”
Ogarną ją gniew na samą siebie, że dała się tak łatwo podejść.
- No powiedz to! – szepnął jeszcze raz wojownik i mocniej przycisną jej twarz do dachu fabryki.
Czując wielkie upokorzenie i bezradność zaczęła recytować:
- Dałam się podejść Wiel… Wielkiemu Endo – zaczęła i poczuła, że uścisk nieco zelżał. Spróbowała się wyrwać, ale chłopak wyczuł jej zamiar i znów przycisnął jej policzek do betonu. Krztusząc się i plując dokończyła formułkę.
- Jestem słaba i bezradna. Zrobię co karzesz.
- Zapomniałaś o „mój panie” – przypomniał jej. – Powtórz to jeszcze raz.
- Daj spokój – warknęła, czując ogarniającą ją bezsilność.
- Powtórz – naciskał. – Tylko ostatnie zdanie.
- Zrobię co karzesz, mój panie.
Wreszcie ją puścił. Leżała jeszcze przez chwilę na betonie łapiąc oddech. Nigdy w życiu nikt jej tak nie upokorzył.
- Wstawaj – powiedział Endo wyciągając do niej rękę. Nie przyjęła pomocy. Tego byłoby za wiele.
Wstała otrzepując płaszcz. Spojrzała spode łba na uśmiechniętego chłopaka.
- Tym razem byłem górą – wyszczerzył się.
- Miałeś szczęście – warknęła.
- Zapomniałaś dodać „panie”.
- Zamknij się!
Uniósł ręce w pojednawczym geście.
- Wiele razy byłem w takiej sytuacji, jak ty teraz. To moja zemsta.
- Niech będzie – powiedziała. Nie chcąc dłużej mówić o swojej porażce dodała. – Co z bliźniakami?
- Panie…
- Zamknij się!
- Dobra, dobra. No więc, widziałem jak kilka razy starsi uczniowie układali ich kijami bejsbolowymi. Ledwo mogli chodzić, a następnego dnia jeden z nich grał w piłkę. To prawie na pewno dzięki Bliznom. Potem ich zgubiłem.
- Co za ofiara – mruknęła pod nosem Yala.
- Nigdzie nie mogłem ich znaleźć i miałem szczęście, że akurat byłem w pobliżu szkoły, kiedy z niej wychodzili. To co potem zobaczyłem było niesamowite! Dwóch pierwszoklasistów stłukło czterech trzecioklasistów. Mało tego jeden miał kij bejsbolowy. Walczyli tak, jakby trenowali wcześniej sztuki walki, albo uczęszczali na zajęcia samoobrony. A z akt wynika, że nic takiego nie miało miejsca.
- Czyli potwierdzasz zagrożenie? – spytała.
- Jak najbardziej. Kiedy rozpoczynamy operację?
- Dzisiaj wieczorem, albo jutro. To zależy od decyzji Mistrza. Ty powinieneś jeszcze ich obserwować.
- Kto będzie brał udział?
- Ja, ty, Edan, Ushya, Kazenga i pewnie Zavon.
- Sześć osób to nie trochę za dużo?
- Możliwe, ale jeśli twoje relacje wydarzeń są prawdziwe, to nie zaszkodzi.

Matt i Patrick zastali nianie krzątającą się nerwowo po kuchni. Kiedy ich zobaczyła na jej twarz wypłyną radosny uśmiech.
- Jesteście! – zaszczebiotała. – Nie wiecie jak się martwiłam!
- Cześć nianiu – przywitał się Matt. – Chcieliśmy cię tylko powiadomić, że nic nam się nie stało. Spędziliśmy noc u Jamesa.
Przez twarz gospodyni przemknął dziwny grymas.
- To dobrze. Tylko następnym razem zadzwońcie, żebym się nie martwiła.
Odwróciła się i szybkim krokiem pomaszerowała do lodówki.
- Jesteście głodni? – spytała.
- Trochę. Ale spieszymy się do szkoły.
Niania szybko zapakowała im kanapki do torebek.
- Miłego dnia – powiedziała odprowadzając chłopców do wyjścia. Pocałowała ich w czoło i otworzyła drzwi.
- Idźcie z Bogiem!
- Na razie! – krzyknął Patrick.

Ten dzień w szkole mijał bliźniakom wyjątkowo bezboleśnie. Z jakiegoś powodu ani Todd, ani Noel nie ważyli się ich zaczepiać, a co dopiero bić. Mijając się na korytarzy szkolny tyran rzucał braciom wściekłe spojrzenia, ale spojrzenia, w których czaił się strach.
Patrick wątpił, żeby Todd bał się ich z powodu ich wygranej bójki z kolegami Noela. Tu chodziło o coś jeszcze. Tylko nie był pewny jeszcze, o co. Chłopak wiedział, że jeżeli Todd by mógł, zabił by ich z uśmiechem na ustach.
Bracia na korytarzu natknęli się na Jamesa. Trzecioklasista szedł swoim dziwacznym krokiem pogwizdując. Zauważył bliźniaków i na jego twarz wypłynął szeroki uśmiech.
- Siema chłopaki! – przywitał ich. – Słyszałem o waszej dzisiejszej, porannej akcji! Wszyscy w szkole o tym mówią. Podobno pobiliście sześciu koleżków Noela?! Coś takiego rzadko się zdarza. Czujcie się dumni!
- Siema, James – mruknął Matt. – Po pierwsze to było ich tylko trzech. Nie licząc oczywiście tego tchórza Noela. Po drugie, skąd wszyscy o tym wiedzą?
- Jakiś chłopak widział całą akcję idąc do szkoły – wyjaśnił. – Opowiedział wszystkim, a wiecie jak się plotki rozchodzą… Każda osoba dodaje coś od siebie do historii.
Pierwszoklasista, przechodzący obok rozmawiających chłopaków spojrzał na Matta oraz Patricka i spytał:
- To wy pobiliście kumpli Todda?
- Tak, tak, tak! – odpowiedział mu James. – To oni. Widziałem to na własne oczy. Byli niesamowici! Strzelali z oczu zielonymi promieniami i spalali nimi wszystko, co spotkali na swojej drodze i…
- Nie przesadzaj z fantazjowaniem James – Patrick złapał go za koszulkę i lekko potrząsnął. – Brakuje nam tylko dzieciaków wierzących, że mamy jakieś super moce.
Starszy chłopak przyjrzał mu się uważnie.
- Dobra - powiedział w końcu. – W każdym razie ja spadam. Mam zaraz kartkówkę z chemii. Wiecie jaka jest pani Oassi… Na razie!
Oddalił się korytarzem i bracia zostali sam na sam z wpatrujących się w nich z uwielbieniem pierwszoklasistą.
- Pokazalibyście mi te lasery z oczu? – spytał z nadzieją w głosie.
Patrick pokręcił głową zrezygnowany.
- Może innym razem kolego.

Endo siedział na tym samym budynku co zazwyczaj i obserwował szkołę. Nie mógł się doczekać rozpoczęcia operacji. Mistrz polecił im przeprowadzenie jej dzisiaj wieczorem. Jemu oczywiście przypadło najnudniejsze zajęcie, czyli pilnowanie Celu. A w tym wypadku raczej Celów.
Rozejrzał się i dostrzegł starsze małżeństwo siedzące małżeństwo na ławce i karmiące gołębie okruszkami chleba.
Spojrzał w drugą stronę i zobaczył żebrującego o pieniądze bezdomnego. Zarośnięty mężczyzna w średnim wieku klęczał na ziemi i prosił przechodniów o pieniądze.
Młody wojownik zaczął zastanawiać się, czy jego życie jest podobne, do życia tego bezdomnego – całkowicie uzależnione od innych. Po części tak właśnie było. Był uzależniony od Mistrza. Musiał wykonywać jego polecania. Na razie nie przeszkadzało mu to. Jedyny niesmak stanowiło dla niego zabijanie dzieci z Bliznami.
Upewnił się, że nikt nie idzie i już miał się zsunąć po rynnie, kiedy uświadomił sobie, że szybciej będzie przeskakiwać po budynkach. Zawrócił i ruszył w stronę Central Parku.

Endo dotarł na miejsce – polankę w Central Parku osłoniętą ze wszystkich stron krzakami i drzewami. Miał się tu spotkać w południe z Edanem, żeby omówić postępy w przygotowaniach.
Nie rozejrzał się i to był błąd. Rozmazany kształt wyskoczył z za drzewa powalając go na ziemię. Przez chwilę mocowali się na ziemi, ale potem Endo musiał dać za wygraną.
- Nie ładnie – cmoknął z udawanym niezadowoleniem chłopak, który powalił skośnookiego wojownika. – Taka nie uważność z twojej strony? Chyba będę musiał donieść Radzie.
Endo roześmiał się.
- Miło cię widzieć Edanie!
Chłopak, który powalił Endo był od niego niższy i drobniejszej budowy. Jasnobrązowe włosy opadały lekką falą na niebieskie oczy. Miał taki sam czarny płaszcz. Na jego nadgarstku widniał tatuaż. Ciężko było stwierdzić co przedstawia.
- Ciebie również Endo. Jak tam nasze małe Cele?
Uśmiech zniknął z twarzy wojownika.
- Myślę, że dobrze – powiedział. – Tylko strasznie nudne jest ich pilnowanie. Wiadomo, że nigdzie się nie ruszą. Zawsze ja dostaję najgorsze zadania!
- Wiesz, Mistrz daje ci takie, żebyś się nam nie plątał pod nogami i nie przeszkadzał.
- Bardzo śmieszne! – mruknął wojownik. Po chwili dodał. - Mam pytanie…
- Wal.
- Nie da się jakoś przyśpieszyć Operacji?
- Wątpię. Chcemy się jak najlepiej przygotować, żeby nie było nieprzewidzianych sytuacji.
- Rozumiem.
Rozmawiali jeszcze przez chwilę, zanim usłyszeli wściekły glos należący bez wątpienia do ogrdnika.
- Dzieciaki! Nie bawić się w krzakach! Wiecie ile się napracowałem, żeby wyglądały tak jak wyglądają?!
Wojownicy spojrzeli po sobie. Edan następnie odszedł do krzaków i wyjrzał, żeby zobaczyć mężczyznę. Był raczej starszym człowiekiem z długimi siwymi włosami. Na twarzy miał tygodniowy zarost tego samego koloru. Jego ubranie stanowiła hawajska koszula rozpięta do połowy i żółte szorty.
Edan rzucił spojrzenie koledze i wyją shuriken.
Wyłazić stamtąd zaraz! – darł się ogrodnik. – Zaraz zadzwonię po odpowied… - urwał wpół zdania bo w drzewo kilka centymetrów od jego głowy wbiła się ostra broń. Wrzasnął i czym prędzej uciekł.
- No, to nie możemy tu długo zostać – westchnął Endo.

Matt i Patrick wychodzili ze szkoły w dobrych humorach. Zaczynało już się ściemniać. Tego dnia, żaden ze zbirów Todda nie odważył się ich zaczepić. Oprócz tego pan Wood dał Patrickowi jeszcze jedną szansę na poprawienie sprawdzianu. Matt dostał piątkę z chemii i następnego dnia miał jechać na zwody. Krótko mówiąc ich życie zmieniło się diametralnie.
James tego dnia postanowił odprowadzić ich do domu. Stwierdził, że nie ma nic lepszego do roboty i, że musi zamienić kilka słów z ich nianią.
- Jak chcesz, to możesz zostać u nas na noc – zaoferował Matt.
- Właśnie – zgodził się Patrick. – Niania na pewno się zgodzi.
- Dzięki chłopaki, ale sądzę, że nie będzie dzisiaj takiej potrzeby – odparł i przyspieszył kroku.
Spojrzeli po sobie ze zdziwieniem, ale nic nie powiedzieli.

Endo z miłym zaskoczeniem przyjął wiadomość, że Operacja odbędzie się, kiedy tylko się ściemni. Obserwował teraz bliźniaków wychodzących ze szkoły. Szli razem z jakimś kolegą. Wojownik pomyślał, że to pewnie James, o którym czytał w aktach.
Wyjął komórkę i z przyjemnym podnieceniem wybrał numer do Yali.
- Jesteście na pozycjach? – spytał, a kiedy usłyszał twierdzącą odpowiedź dodał. – Zaczynamy Operację.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap
Zezowaty Cyklop
Zezowaty Cyklop



Dołączył: 03 Cze 2011
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zakopane
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 14:00, 02 Sty 2012    Temat postu:

Po pierwsze: każesz, a nie karzesz i żebrający nie żebrujący...
Sorry, ale uderzyło mnie to po oczach.
Fabuła wszystko wynagradza xD.

Szczerze mówiąc to masz świetne pomysły. Jeja, już się nie mogę doczekać jak Endo będzie "zabijać" chłopców. Jednak mam nadzieję, że nie dopuścisz do tego, bo jak nie... Very Happy
Ten rozdział spodobał mi się wyjątkowo. Rzuciłam się wręcz na niego. Więcej akcji, mniej bicia się. Podoba mi się. Cieszę się, że Todd wreszcie się ich nie czepia, ale cóż to było w porównaniu z tym, co ich czeka...
No jakbym to miała wyrazić jednym słowem: czekam na kolejny rozdział!(ups, sorry, to były 4 słowa ;) )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Pon 17:40, 02 Sty 2012    Temat postu:

Taa. To 'karzesz' to głupi błąd rzeczywiście, ale 'żebrujący' to literówka. ;)

Dzięki za komentarz. Muszę sporo rzeczy przemyśleć zanim będę pisał następny rozdział, więc proszę o cierpliwość. Bo może pojawić się za około tydzień... ;)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Nie 19:30, 08 Sty 2012    Temat postu:

Wiem, że długo to trwało i w ogóle, ale już jest. Nowy rozdział 'Blizn'. Zapraszam! ;)

Rozdział VII


Patrick, Matt i James otworzyli drzwi i weszli do mieszkania. Z niewiadomych powodów James bardzo śpieszył się przez większość drogi, a kiedy bracia po wejściu do domu chcieli zdjąć buty powiedział:
- Obawiam się, że nie będzie takiej potrzeby.
Chłopcy wymienili spojrzenia, ale nic nie powiedzieli. James zachowywał się co najmniej dziwnie.
- Cześć chłopaki! – krzyknęła z kuchni niania. – Jesteście głodni?
- Ee… Trochę. Przyszedł James – powiedział Patrick.
- James? – niania wyszła z kuchni, a na jej twarzy malował się niepokój. – Co tu robisz?
- Witaj Suzanne – przywitał się James. – Niestety. Czarny alarm.
Niania pobladła, ale za chwilę otrzeźwiała.
- Kiroyu?! Bardzo, bardzo nie dobrze…
- Nie musisz mi mówić.
Bracia patrzyli na rozmawiających w osłupieniu. James mówił do ich niani po imieniu! I do tego używali jakiegoś nieznanego im słowa. Cała sytuacja była… interesująca.
- Musimy się zmywać – rzuciła niania do bliźniaków. – Weźcie co potrzebniejsze rzeczy i spadamy.
Stali w osłupieniu. Z tego co wiedzieli niania nie używała takich słów.
- Co tak stoicie?! Jazda!
Pobiegli do swojego pokoju, wyrzucili z plecaków książki i powrzucali do nich szczoteczki pasty do zębów, zapasowe bokserki, skarpetki i puszki napojów energetycznych.
Kiedy wrócili do przedpokoju niania i James prowadzili jakąś ożywioną dyskusję. Widząc zbliżających się chłopców zamilkli.
- Czy ktoś może mi powiedzieć co się dzieje? – spytał ostro Patrick.
- Wyjaśnię wam po drodze – rzucił przez ramię James wychodząc z mieszkania. – Nie mamy czasu!
Zbiegli klatką schodową na parter zeskakując co dwa stopnie. Bracia chcieli od razu wybiec z bloku, ale silna ręka Jamesa ich zatrzymała.
- Ani mi się ważcie – ostrzegł. – Na dworze pewnie roi się od Czarnych.
Nie protestowali, ale na ich twarzach malował się strach.
- Mamy transport? – zwrócił się do Suzanne James.
- Taa. Wszystko załatwione. Ed będzie za chwilę.
W głowach chłopców kłębiło się wiele różnych myśli. Matt skinął na brata i poszli usiąść na schodach. Pierwsze pytanie, które im się nasuwało brzmiało: Co to jest Kiroyu? Myśleli nad tym, ale nie potrafili znaleźć odpowiedzi. To słowo wywoływało w nich coś na kształt strachu, ale i podniecenia. Uczucie rosło z każdą chwilą.
Wreszcie James wstał i oznajmił:
- Przyjechał Ed. Chodźcie. Tylko cicho – ostrzegł. – Nie chcemy, żeby Czarni zbyt szybko zorientowali się, że uciekamy. A raczej wy uciekacie – poprawił się.
Bliźniacy po raz kolejny tego wieczoru wymienili spojrzenia pełne strachu.
Wyszli po cichu z budynku rozglądając się uważnie dookoła. Zaczynało się ściemniać. Przemknęli boczną uliczką do zaparkowanego przy śmietniku, czarnego samochodu.

Endo obserwował blok Matta i Patricka z wysokości dwupiętrowego budynku. Nie mógł się doczekać rozpoczęcia operacji. Uczestniczył już wcześniej w czterech, ale za każdym razem czuł przyjemne podenerwowanie.
Upewnił się, że Estropajo – sztylet o złotej głowicy i czarnej, cienkiej klindze – spoczywa bezpiecznie w pochwie.
Nazwa broni pochodzi z języka hiszpańskiego i oznacza Czyściciela.
Młody wojownik wyjął komórkę i zadzwonił do Edana.
- Wszystko w porządku w twoim sektorze?
- Na razie tak – odpowiedział tamten. – Ale czekaj!
Endo zamarł.
- Co jest?
- Uciekają! – potwierdziły się jego najgorsze obawy.
- Gdzie są? – warknął.
- Wsiadają do Czernego BMW z tyłu bloku.
- Bierz samochód i ruszaj za nimi. Ja też zaraz jadę. I zadzwoń do Yali.
- Robi się!
Schował komórkę do kieszeni i zaskoczył z budynku. Jeżeli ktoś, nie przeszedłby szkolenia, które odbył Endo, prawdopodobnie połamałby sobie przy tym skoku nogi.
Rozejrzał się i zobaczył mężczyznę w średnim wieku wsiadającego do samochodu. Bez wahania podbiegło niego i chwycił za koszulkę. Silne ramiona wyrzuciły człowieka z pojazdu.
Wojownik usiadł za kierownicą i ruszył zanim mężczyzna zdążył zaprotestować.

Bracia z nianią i Jamesem wsiedli do Czernego samochodu. Okazało się, że za kierownicą siedzi chudy mężczyzna w koszuli w czerwoną kratę. Na oko miał około pięćdziesięciu lat.
- Cześć chłopaki! – uśmiechnął się. – Który chce poprowadzić?
Oni byli jednak zbyt przerażeni całą sytuacją, żeby odpowiedzieć.
- Ed! Zjeżdżaj z za kierownicy! – zaskrzeczała niania. – Ja prowadzę!
Mężczyzna usłużnie usiadł na siedzenie pasażera, a James i bliźniaki wgramolili się na tylne miejsca.
- Powie nam ktoś wreszcie co tu się dzieje?! – krzyknął Patrick, kiedy niania ruszyła z piskiem opon.
- Już wyjaśniam – zaczął James. – Chodzi o to, że macie Blizny.
- Właśnie – wtrąciła niania. – Ty Matt, masz na prawym boku, a Patrick na lewym udzie.
- Chwila! Skąd wiesz, że mam tam bliznę? – zdziwił się blondyn.
- Skarbie, jestem waszą nianią odkąd skończyliście pół roku. Musiałam was karmić, zabawiać i przewijać… Uwierz mi, że nie tylko uda widziałam.
Patrick zrobił się cały czerwony, ale nic nie powiedział.
- No więc Kiroyu, lub też jeśli wolicie Szepczący, albo Czarni, zabijają wszystkie dzieciaki z Bliznami. Jesteście niebezpieczeństwem dla całej ich Sekty. Blizny mogą mieć różne kolory. Są blizny niebieskie, a dzieci, które je mają stanowią dla Kiroyu najmniejsze zagrożenie. Są jeszcze czerwone, szare i czarne. Odpowiednio coraz większe zagrożenie.
- Poczekaj! – przerwał mu Matt. – My mamy czarne Blizny. To znaczy…
- Tak – potwierdził James. – Jesteście dla nich największym niebezpieczeństwem. A wierzcie mi. Czarne blizny rzadko się zdarzają.
Patrick zamknął oczy, żeby uspokoić szalejące w głowie myśli. W tym momencie z bocznej uliczki wyjechał samochód zmuszając nianię do ostrego hamowania.
- Jak jeździsz baranie! – wydarła się przez otwartą szybę i wystawiła przez nią rękę z wyprostowanym środkowym palcem.
Matt i Patrick osłupieli.
- Zawieziemy was teraz do Obozu dla dzieciaków z Bliznami– ciągnął James. – Oczywiście, jeżeli uda nam się uciec Czarnym.
- To daleko? – spytał Matt.
- Nie tak bardzo, ale na tyle, żebyśmy mieli czas zgubić Endo i resztę.
- Jakiego Endo?
- To jeden z Szepczących – wyjaśniła niania.
- A ty masz Bliznę? – zwrócił się Patrick do Jamesa.
- Tak. Czerwoną.
Matt odwrócił się na tylnym siedzeniu, żeby obserwować drogę za nimi. Zorientował się, że wyjeżdżają z miasta. W pewnym momencie z bocznej uliczki wyjechało żółte ferrari.
- Nianiu… - szepnął.
- Widzę ich skarbie – odpowiedziała. – I nie jestem nianią, tylko Suzanne. Jasne?
- Niech ci będzie.
Żółty samochód przyspieszył i zrównał się z ich pojazdem. Matt spojrzał w stronę auta i stwierdził, że kierowcą jest niespełna dwudziestoletni chłopak. Ferrari zbliżyło się do ich samochodu i uderzyło w jego bok. Niania zaklęła szpetnie i przyspieszyła.
- Edward! – próbowała przekrzyczeć hałas silników. – Strzelaj w nich!
Pan Ed wyjął pistolet i wymierzył, ale w tym momencie tylna szyba samochodu rozpadła się na drobne kawałki. Za nimi jechał jeszcze jeden samochód, z którego ktoś do nich strzelał.
- Nie wygląda to dobrze – mruknął James. – Może po prostu oddamy im chłopaków…
Matt spojrzał na niego z nieskrywaną urazą.
- Tylko żartowałem. – James uniósł ręce do góry w pokojowym geście.
- Lepiej teraz nie żartujcie – upomniała go Suzanne. – Najpierw musimy uciec Kiroyu.
- Jasne, szefowo – zasalutował James.
- Bez wygłupów! Masz jakąś broń palną?
- Tylko berette 92* – mruknął.
- Lepsze to niż nic. Postaraj się celować w opony, albo w kierowcę.
- Myślisz, że w którymś z samochodów siedzi Mistrz Czarnych? – zwrócił się Ed do niani. – W końcu oni mają czarne Blizny. Wiesz, największe zagrożenie i w ogóle.
- Wątpię. On woli wyręczać się swoimi wojownikami. Wiem na pewno, że Endo jest w którymś i Yala też. No i Edan prowadzi to przeklęte ferrari.
Samochody, które ich ścigały zastosowały teraz inną taktykę i wzięły ich w kleszcze. Niania wyjęła pistolet i oddała kilka strzałów w oponę pojazdu jadącego z lewej. Żółte ferrari przejechało kilkadziesiąt metrów zygzakiem po czym się zatrzymało.
- Dobra robota – pochwalił Ed, który też ostrzeliwał, tyle, że inny samochód.
- Umiecie strzelać? – spytał James bliźniaków.
- Kiedyś chodziliśmy na zajęcia – odpowiedział Patrick. – Nie wiem tylko czy coś pamiętam.
- Nie ważne – rzucił James. – Za fotelem Suzanne są dwa browningi*.
Chłopcy wyjęli broń i zaczęli ostrzeliwać auto napastników. Nie szło im na początku najlepiej, ale z każdym strzałem nabierali wprawy.
- Uważajcie – krzyknęła niania, a w następnej chwili gwałtownie zahamowała i skręciła w boczną uliczkę. Samochód Kiroyu pojechał jeszcze kilkanaście metrów. Zyskali trochę czasu, którego potrzebowali Czarni, żeby zawrócić.
- Niezła akcja – pochwalił Ed. Nie mieli jednak czasu, żeby dłużej podziwiać manewr Suzanne, bo zyskali tylko kilkanaście sekund i srebrny samochód już ich doganiał.
Mieli sporo szczęścia, że udało im się wyeliminować, przynajmniej na chwilę, żółte ferrari, bo było kilka razy szybsze od ich BMW.

Endo walił pięścią w radio samochodowe. Był wściekły, bo uciekinierzy wyeliminowali ich najlepszy samochód z Edanem, Yalą i Kazengą w środku. Musiał ich złapać. Od tego zależała jego przyszła kariera. Jeśli mu się nie uda… Wolał nawet o tym nie myśleć. Nie był by to tylko uszczerbek na jego ambicji. Niepowodzenie Operacji wprowadziłoby w szał Mistrza, a on byłby pierwszą osobą, która odpokutowałaby porażkę.
Odgonił od siebie te myśli i skupił się na pościgu i na próbach połączenia się z samochodem Edana. Kiedy kolejna próba zakończyła się niepowodzeniem wymierzył radiu potężne uderzenie.
Ushya położyła mu dłoń na ramieniu.
- Uspokój się Endo – poradziła. – Lepiej, żebyś się opanował. Wściekłość potęguje niepowodzenia.
Odepchnął jej rękę.
- Nie potrzebuję współczucia – warknął. – A ten debil Edan nie wziął komórki!
- Zavon! Zostały ci jeszcze shurikeny? – rzuciła Ushya.
- Jeden.
- To daj mi. Bo znając ciebie nie trafisz…
Chłopak oddał Ushyi broń i rozparł się wygodnie na tylnym siedzeniu.

Żółte ferrari stało na środku drogi. Edan starał się zamontować zapasowe koło, a Yala próbowała naprawić samochodowe radio.
- Mogliśmy wziąć jakąś broń palną – gderała. – A ty powinieneś wziąć komórkę.
- Mówiłaś coś? – odkrzyknął Edan.
Yala wzniosła oczy ku niebu.
- Mówiłam, że jesteś kretynem!
Edan wstał i spojrzał z powątpiewaniem na dziewczynę.
- A dlaczego ty nie wzięłaś komórki? – syknął.
- Nie widziałam takiej potrzeby. – odrzuciła z twarzy zagubiony kosmyk ciemnych włosów.
- No, więc ja również nie widziałem takiej potrzeby – warknął. – A teraz zajmij się tym, co miałaś robić.
Marudziła jeszcze przez chwilę, ale zabrała się za naprawianie radia. Po kilu minutach Edan wstał z wyraźnym samozadowoleniem.
- Gotowe – oznajmił. – A jak u ciebie?
- Źle! – odwarknęła.
- Może ja się tym zajmę – zaproponował.
- Nie! Skoro ja nie daję rady, to ty tym bardziej nie dasz.
Nie zaważając na protesty i wyzwiska, Edan zajął się naprawianiem radia.
Po chwili z uśmiechem na twarzy spojrzał na Yalę.
- Naprawione! Jedziemy szukać chłopaków.

- Endo? – głos był niewyraźny, ale można się było porozumieć.
- Edan! Gdzie jesteście?
- Istotniejszy jest to, gdzie wy jesteście – odpowiedział chłopak. – Masz w kieszeni taką czerwoną kulkę. Dzięki temu będę mógł was namierzyć. Żeby ją włączyć musisz trzy razy na nią nacisnąć. I najlepiej przyczep ją do dachu samochodu. Wtedy będę odbierał lepszy sygnał i szybciej was znajdę.
Endo przeszukał kieszenie i znalazł wreszcie czerwoną kulkę wielkości paznokcia. Włączył ją i podał Ushyi.
- Zamontujesz na dachu… Tylko uważaj. Będziesz wystawiona na ostrzał.
- Nie martw się o mnie – powiedziała z łobuzerskim uśmieszkiem. – Nie takie rzeczy już robiłam.
Otworzyła okno i trzymając się oparcia fotela próbowała przyczepić kulkę do dachu samochodu.
- Nie dosięgam – zaklęła.
- Musisz się bardziej wychylić – instruował ją Endo. Zrobiła jak kazał.
- Udało się? – spytał i chwilę potem usłyszał huk wystrzału. Ushya wydała okrzyk bólu i wypadła z samochodu.

Matt i Patrick patrzyli ze zgrozą na Jamesa.
- Niezły strzał – pochwaliła Suzanne zerkając co jakiś czas w boczne lusterko. – Teraz przekonamy się, czy w Endo pozostało choć trochę człowieczeństwa.
- Zabiłeś ją? – spytał z przerażeniem Patrick.
James pokręcił głową.
- Wątpię. Myślę, że trafiłem w jej ramię. Rana nie powinna być śmiertelna. Nie wiem tylko, czy wypadając nie uderzyła głową w asfalt.
- Lepiej byłoby gdybyś ją zabił – mruknęła niania. – Jednego Czarnego mniej.
- Ej! – zawołał James. – Zobaczcie! Endo się zatrzymuje!
Wszyscy wydali triumfalny okrzyk.
- Teraz do Obozu! – zakrzyknął Ed.
_______________________________

* Berette 92 - włoski pistolet samopowtarzalny. Produkowany w wielu wersjach różniących się kalibrem i wymiarami. [link widoczny dla zalogowanych]
_______________________________

[b]Nazwę Kiroyu wymyślił Goltar z FZ, któremu w związku z tym składam ogromne podziękowania.
Szepczących wymyślił Will58 z FZ, również składam ogromne podziękowania.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Enzo dnia Nie 19:31, 08 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap
Zezowaty Cyklop
Zezowaty Cyklop



Dołączył: 03 Cze 2011
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zakopane
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 20:39, 08 Sty 2012    Temat postu:

Obóz?
Łał, jest coraz lepiej. Ciekawe tylko co się stało z Ushyą. Czy rana nie doprowadzi do jej śmierci? Brrr... Twoje opowiadanie trzyma w napięciu. Tylko jedno ukłuło mnie w oczy: niedobrze pisze się razem. Ale może to literówka?
Czekam z ogromną niecierpliwością na dalsze części!
Bardzo przepraszam, że tak krótko, to wcale nie znaczy, że rozdział jest gorszy. Po prostu weny nie mam ;) ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Nie 20:52, 08 Sty 2012    Temat postu:

Heh. Pewnie literówka. ;)
Spoko, nie wiem kiedy następna część się pojawi. Pewnie jeszcze przed w weekend następny, ale może wcześniej. :]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike126
Kryzys Tantala
Kryzys Tantala



Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 540
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olimp
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 16:03, 09 Sty 2012    Temat postu:

Robi się coraz ciekawiej i zaczynam się na serio wciągać. W końcu trochę akcji Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Pon 17:12, 09 Sty 2012    Temat postu:

Hehe. Na początku musiało być nudniej, żeby potem się rozkręciło... ;)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike126
Kryzys Tantala
Kryzys Tantala



Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 540
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olimp
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 17:17, 09 Sty 2012    Temat postu:

Ja też tak miałam. Żadnych odpowiedzi nie było co najmniej pięć postów :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Śro 20:26, 11 Sty 2012    Temat postu:

Dodaję drugą, krótszą część VII rozdziału. Zapraszam do czytania! ;)
___________



Endo podbiegł do leżącej na brzuchu Ushyi i przewrócił ją na plecy. To co zobaczył nie wyglądało dobrze. Z ust dziewczyny ciekła cienka stróżka krwi. Nos był niewątpliwie złamany, ale rana na czole wyglądała na niegroźną. Przez głowę przeszła mu myśl, że dziewczyna nigdy nie będzie już tak ładna jak dawniej.
Wyjął nóż i odciął rękaw prawej ręki. Na ramieniu widniała mała dziurka po kuli. Jednak to jej lewa ręka przyprawiła wojownika o mdłości. W okolicach nadgarstka sterczała naga kość, a łokieć był wykrzywiony pod dziwnym kątem. Przez chwilę bał się, że dziewczyna nie żyje, ale sprawdził jej puls i pozbył się obaw. Musiał ją jednak dostarczyć do siedziby Kiroyu i nastawić złamaną rękę. Był zły, że nie potrafi tego zrobić.
Wyjął komórkę i zadzwonił pod numer alarmowy. Odebrała Orra, koordynatorka misji.
- Co się stało, Endo? – spytała, a jej głos zdradzał niepokój.
- Niestety, misja się nie powiodła. Cele uciekły, a Ushya jest ciężko ranna. Przyślijcie kogoś po nią. Trzeba jej nastawić rękę i opatrzyć rany. Możliwe, że jedna z kul została w ciele.
- Mistrz nie będzie zadowolony – zamyśliła się Orra. – Zaraz przyśle po nią helikopter. Gdzie jesteście? Nie. Czekaj. Już was widzę. Założyłeś nadajnik?
- Tak. Tuż przed wypadkiem Ushyi.
- Edan, Yala, Zavon i Kazenga są z tobą?
- Kazenga. Edan, Yala i Zavon są w innym samochodzie, który zestrzeliła Suzanne.
- Nienawidzę jej – mruknęła Orra. – Z tego co mi mówisz, to ta misja to totalna porażka.
- Nie denerwuj mnie – warknął. – Przyślij helikopter po Ushyę.
- Już leci. A ty poczekaj na Edana i Yalę i szukajcie bliźniaków. Odkąd chłopcy wiedzą o Bliznach, to dopóki nie wykonają rytuału ich Blizny da się wyczuć. To znaczy Kiroyu to potrafią.
- Wiem o tym. Wytwarzają coś na kształt bariery, którą my potrafimy wyczuć.
- No właśnie. Rozpocznij zatem poszukiwania. Ich aura powinna być bardzo wyraźna.
- Dobra. Na razie.
- Trzymaj się.
Schował telefon do kieszeni i podniósł się z kucek.
- Co z nią? – spytał Kazenga stojący kilka kroków za nim.
- Nie najlepiej. Sam zobacz.

Edan patrzył w ekran GPS’a. W pewnym momencie zmarszczył brwi i potrząsnął urządzeniem.
- Albo coś jest nie tak z tym ustrojstwem – mruknął. – Albo oni się zatrzymali. Tylko po co mieliby się zatrzymywać? Chyba, że…
- … ich złapali – dokończyła Yala. – Albo to tamci zestrzelili im samochód, tak jak nam wcześniej.
- Ja tam myślę, że ich złapali – powiedział Edan. – Lepiej być optymistą.
- Nie. Lepiej brać pod uwagę gorszą opcję, żeby nic złego cię nie zaskoczyło…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap
Zezowaty Cyklop
Zezowaty Cyklop



Dołączył: 03 Cze 2011
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zakopane
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Czw 16:45, 12 Sty 2012    Temat postu:

No no, Enzo!
Wiem, że zależy Ci na tym, aby zaciekawić czytelnika. I wiesz, że Ci się udało?
To naprawdę mój styl, wreszcie piszesz w pełni tak, jak uwielbiam. Ciężko ranna, słabe szanse na ratunek... takie coś kocham!
Błędów nie znalazłam, nie starałam się szukać, choć jestem pewna, że nasza kochana Un coś by wynalazła. ;) Jednak ja jestem Yap i dla mnie fabuła jest the most important.
Muszę przyznać, że wyśmienienicie zakończyłeś ten rozdział.
Nie poddawaj się, pisz, bo jak nie, to będziesz miał do czynienia ze mną ;) !
Pzdr, czekam na kolejny rozdział!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Yap dnia Czw 16:48, 12 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Czw 19:19, 12 Sty 2012    Temat postu:

Dzięki. Rozdział VIII jest już w przygotowaniu. ;)
Będę pisał i nie poddam się, bo boję sie mieć z tobą do czynienia. Oczywiście z niezadowoloną tobą. Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Sob 19:56, 14 Sty 2012    Temat postu:

Dodaję pierwszą z dwóch, lub trzech (nie wiem jeszcze) części ósmego rozdziału.


Rozdział VIII


Czarne BMW jechało leśną szosą. W środku panowała wesoła atmosfera, tylko jedna osoba była podenerwowana. Suzanne ściskała mocno kierownice i ze zmarszczonymi brwiami prowadziła samochód.
- Możecie się przestać cieszyć? – syknęła w końcu. – To, że zrezygnowali z pościgu, nie znaczy, że niebezpieczeństwo minęło.
James zasępił się.
- Aura? – jękną.
- Tak. Jest duża, dlatego łatwo będzie nas wytropić. Trzeba odprawić rytuał, ale do tego potrzebujemy Tii Nohemi, a ona przybywa w obozie.
- Czyli musimy jak najszybciej dostać się do obozu.
Po obu ich stronach ciągnął się czarny pas lasu. Samochód co jakiś czas podskakiwał nie umilając podróży.
- Kto to jest Tia Nohemi? – spytał Matt. – Wiem, że tia znaczy ciocia. To po hiszpańsku. Ale kim ona jest?
- To obozowa szamanka – wyjaśnił James. – Jest nieźle pokręconą hiszpanką.
- Czyli może zaprzyjaźni się z Mattem – zachichotał Patrick.

Po kilkunastu minutach jazdy przez ciemny las na krótkich światłach samochód się zatrzymał.
- Co jest? Czemu się zatrzymałaś? – spytał Patrick. – Myślałem, że mieliśmy się dostać do obozu jak najszybciej. A chyba jeszcze nie dojechaliśmy, prawda?
- To nie ja – zaprotestowała Suzanne. – To brak paliwa! – walnęła się otwartą ręką w czoło. – Dlaczego o tym nie pomyślałam?!
- No to nieźle – mruknął James. – Zadzwonię po Justine, żeby przyjechała tu po nas z Tią.
- Dzwoń.
- Będziemy siedzieć w samochodzie? – Matt wyjrzał przez okno. – Może poszukajmy jakiegoś schronienia. Na pewno ktoś tu mieszka.
Niania potrząsnęła głową.
- Zbyt ryzykowne. Powinniśmy ukryć samochód na poboczu i przeczekać.
- Skąd ta dziewczyna będzie wiedzieć gdzie jesteśmy? – spyta Patrick, kiedy James wybierał numer.
- Jej telefon potrafi namierzyć mój – wyjaśnił. – Szkoda tylko, że mój nie może namierzyć jej.
Nacisnął zieloną słuchawkę i w ciszy jaka zapadła dało się słyszeć cichy sygnał. Po chwili odezwał się głos, ale nie był na tyle wyraźny, żeby któryś z bliźniaków mógł usłyszeć co osoba mówi.
James przez większy czas rozmowy milczał, a z komórki wydobywały się niezrozumiale trzaski.
Po kilku minutach chłopak schował telefon do kieszeni i spojrzał na pozostałych.
- Powiedziała, że już zbiera ludzi i, że zaraz wyrusza. – spojrzał znacząco na Suzanne. – Powiedziała też, że przyjedzie z Charlsem.
Była niania bliźniaków uniosła oczy ku ciemnemu niebu.
- Mój ulubiony obozowicz! – zaskrzeczała.
Wsiedli z powrotem do samochodu i wjechali w gąszcz drzew. Było wyjątkowo ciemno i dość nieprzyjemnie.
- Spróbujcie się przespać. – Suzanne odwróciła się do chłopaków. – Do świtu jeszcze około pięciu godzin, a jutro czeka was dzień pełen wrażeń – uśmiechnęła się pocieszająco. – Justine będzie tu niedługo. Odpocznijcie, a ja będę trzymać na zmianę z Edem.
- I ze mną – mruknął James nie otwierając oczu.
Bracia próbowali zasnąć, ale świadomość, że oddział nieobliczalnych wojowników, którzy chcą ich zabić depcze im po piętach nie zachęcała do zaśnięcia. Poza tym nieznośne były odgłosy nocnych zwierząt. Byle szelest sprawiał, że któryś z nich podskakiwał na siedzeniu w obawie, że nadchodzą Czarni. Do tego dochodziła niewygodna pozycja na samochodowym fotelu, która jednak nie przeszkadzała ani Jamesowi, ani Edowi, bo obydwaj spali jak zabici.
W wyniku tych wszystkich niedogodności Matt, kiedy zrobiło się jasno miał na koncie całą nieprzespaną noc, a Patrick spał co najwyżej pół godziny.
Poranne słońce prześwitywało przez gałęzie drzew, tworząc kompozycję cieni o ciekawych kształtach. Majowy dzień zapowiadał się ładnie, ale nikogo to w tej chwili nie obchodziło. Liczyła się tylko ucieczka przed Kiroyu.
- Kiedy ona przyjedzie? – niecierpliwił się James. Próbował zadzwonić do dziewczyny kilka razy w nocy, ale nie odbierała. Teraz nie było inaczej. Rozdrażniony, cisnął komórką o tylne siedzenie. Telefon odbił się i roztrzaskał o framugę drzwi. Większa część jego pozostałości wyleciała z samochodu i wylądowała w błocie.
James zaklął szpetnie i zabrał się za zabieranie części telefonu.
- Głupie urządzenia – gderał. – Strasznie delikatne! Wystarczy byle stuknięcie i się rozwalają!
Patrick zakrył ręką usta, żeby zakryć uśmiech cisnący mu się na twarz. Jego wysiłki jednak poszły na marne.
- Czego się cieszysz , głupku? – warknął James.
- Z niczego – zachichotał chłopak.
Matt natomiast okropnie się nudził i półprzytomnie odbierał to, co dzieje się wokół niego. Chciało mu się spać, ale uniemożliwiał mu to strach. Chyba nigdy w życiu się tak nie bał. Pomyślał, że już wolałby wrócić do normalnego życia i być gnębionym przez Todda. Najgorsze było jednak to, że nie do końca pojmował istotę sytuacji. To, że ktoś mógłby chcieć go zabić nie mieściło mu się w głowie. A jednak było prawdziwe.
- Może pójdziemy zbadać teren? – spytał z nadzieją w głosie. Wszystkie głowy zwróciły się w jego stronę, jakby właśnie powiedział coś niestosownego.
- To zbyt niebezpieczne. – Suzanne pokręciła głową. – Nie możemy ryzykować. Justine powinna tu niedługo być.
- Nie ma jej od siedmiu godzin – jęknął Matt.
- Jeśli w okolicach jest większy oddział Kiroyu to i tak jesteśmy już trupami – mruknął James próbując poskładać swój telefon.
- Kiedy w nocy poszedłem opróżnić pęcherz – zaczął pan Ed. – Widziałem daleko jakiś ciemny rozmazany punkt. Poszedłem dość daleko od samochodu, w obawie, że Suzanne będzie mnie podglądać.
Była niania bliźniaków szturchnęła mężczyznę w ramie.
- Ile mamy broni? – spytała.
- Dwie beretty, dwa browningi – stwierdził James.
- Ja mam KGP-9 – oznajmił Ed.
- Wreszcie coś groźniejszego. – niania podrapała się po głowie. – Ile masz magazynków.
- Mam jeszcze jeden w kieszeni.
- Dobrze.
Odwróciła się do Jamesa, kiedy ten wydał okrzyk triumfu.
- Coś znalazłeś?
- Karabin do paintballu – wyjaśnił chłopak.
- Miej go. Zawsze może się przydać. A teraz chodźmy zbadać teren.

Pięć skulonych postaci przemknęło przez odsłoniętą przestrzeń, żeby zaraz skryć się w zaroślach. W lesie panowała cisza, która przyprawiała o dreszcze. Matt był pod wielkim podziwem odwagi Eda. On nigdy nie zapuściłby się w nocy sam, tak daleko od samochodu.
- Daleko jeszcze do tego budynku? – jęknął.
- Nie. – mężczyzna wyciągnął rękę przed siebie. – Już go widać.
Rzeczywiście, jeśli wytężyło się wzrok można było dostrzec szare ściany budowli. Ruszyli dalej i po kilku minutach stanęli przed pokrytym różnorodnymi graffiti budynkiem. Wyglądał na dość stary i od dawna nie używany.
- Drukarnia – mruknął Patrick.
- Skąd wiesz? – zainteresował się James.
Młodszy chłopak wskazał na napis „DRUKARNIA” namalowany czerwoną farbą nad wejściem.
- Wchodzimy? – spytał Matt, któremu wrócił dawno nie widziany u niego zapał.
- Czemu nie… - westchnęła Suzanne. – W końcu po to tu przyszliśmy.
Ed ostrożnie zajrzał do środka, ale nagle odwrócił się i walnął w czoło.
- cenzura! – krzyknął idąc w stronę samochodu. – Zapomniałem latarki!
Chłopcy zajrzeli do środka. Ed miał rację – bez latarki nie mają po co tam wchodzić.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Enzo dnia Pon 17:37, 16 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sender1
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 22 Lut 2011
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zachodnio-pomorskie
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 9:19, 15 Sty 2012    Temat postu:

Enzo, szybciej wstawiaj te rozdziały na Forum Pisarzy, bo to jest GENIALNE!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Twórczość literacka Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin