Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dom Mroku [NZ] [4/?] [BO]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Twórczość literacka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
PercJack17
Róg Minotaura
Róg Minotaura



Dołączył: 27 Paź 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Percy

PostWysłany: Pon 22:29, 01 Sie 2011    Temat postu: Dom Mroku [NZ] [4/?] [BO]

Moje opowiadanko, twórczość własna.

Prolog
Zakapturzony osobnik szedł środkiem ulicy równym krokiem. Nie chciał pokazać, że się śpieszy, więc nie mógł rzucać się w oczy – szedł przeciętnym tempem człowieka. Krok, krok, krok. Wiedział, że już niedaleko. Lokalizotor w jego kieszeni pikał coraz częściej, narzucając na wewnętrzną stronę kieszeni malutki, czerwony snop światła. Mężczyzna sięgnął do kieszeni i wyjął tajemnicze urządzenie. Było dwa razy większe niż średniej wielkości komórka. Spojrzał na ekran. Lokalizator wyglądał jak w GPSie, jednak zamiast ulicy były małe kwadraty służące jako budynki, a w prawym dolnym rogu odległość kilometrów dzieląca od pożądanego miejsca. W jednym budynku pikało czerwone, małe światełko. I to do niego zmierzał.

Już niedaleko.

Poprawił sobie kaptur na głowie, i popatrzył we wszystkie strony świata, czy nikt go nie śledził. Niewiele był w stanie dostrzec w mroku, ale w najbliższym obszarze, oświetlonym przez oślepiające światła latarni, nikogo nie było. W sumie dziwne żeby ktoś był, gdyż była to ulica. Ale to jedyny bezpieczny sposób, by nikt nie zorientował się, gdzie zmierza.

To już tutaj.

Jeszcze raz rozejrzał się dookoła, ale tylko po to, by ewentualny szpieg to widział. Niech sobie patrzą, pomyślał. Oto chodzi.

Ał! – udał, że przewrócił się przez własną nieuwagę – nie zawiązał sznurówek. Wcześniej specjalnie je rozwiązał, i teraz zaczął zawiązywać. W sekundę jednym, dyskretnym ruchem pozostawił na asfalcie małe urządzenie w kształcie prostokątu, po czym je nacisnął. Wstał szybko, by nikt tego nie zauważył, i ruszył dalej.

Szpiedzy połknęli haczyk.

Ruszył w stronę poszukiwanego już przez pewien czas budynku, całkowicie spokojnie. Jednak nagły podmuch wiatru odsłonil ogromny uśmieszek tańczący na jego ustach, który wcześniej ukryty był za kawałkiem materiału.
Stanął przed schodami prowadzącymi na ganek i przyjrzał się domowi. Zwykły, dwupiętrowy domek rodzinny, w którym chciałaby mieszkać każda rodzina. Furtka, małe miejsce na ogródek, a z prawej strony nawet garaż. Kto by przypuszczał, że w tym oto domu znajduje się coś, co może odmienić losy świata?

Postawił nogę na pierwszym stopniu schodów. Odetchnął głęboko i wszedł po reszczie stopni. Ten moment. Ten moment, na który czekał tyle czasu, nadeszedł teraz. Sięgnął ręką po klamkę i gdy już zacisnął dłon na metalowej dźwigni, popchął ją lekko. Wydawało mu się, że z środka powiał wiatr, ale to pewnie tylko złudzenie. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.

Tymczasem ciemnowłosa kobieta, chowająca się w krzakach na małym pagórku w lesie, miała doskonały widok na tajemniczego mężczyznę. Przyglądała się domowi, który znajdował się po drugiej stronie ulicy od domu, w którym przed chwilą zniknął tajemniczy osobnik. Tak właśnie działało przenośne lustro. Odbijało wszystko, a przynajmniej w oczach obserwatorów. Było to doskonałe urządzenie dla kogoś, kto nie chciał być szpiegowany, zresztą te dwa wyglądające niemal identycznie domy idealnie stwarzały sytuację do użycia „lustra”. Wszyscy patrzący zawsze dali się nabrać, było to jedno z najlepszych urządzeń stworzonych przez człowieka. Nie, pomyłka. Ono nie było stworzone przez człowieka.

***

Jakiś czas później mężczyzna wyszedł z domu, oblał wnętrze benzyną i rzucił zapaloną zapałkę.
Po czym wycofał się, i odchodził w żarze ognia z uśmiechem na ustach, podrzucając w ręce mały, złoty przedmiot.




Rozdział 1 - Dom
- Nie możesz tego zrobić!
- Jakoś ty mogłaś! – odpowiedział chłopak, zbliżając się do niej jeszcze bardziej ze złością narysowaną na twarzy – Mogłaś zabawiać się z nim wtedy, kiedy ja o tym nie wiedziałem. Wszystko za moimi plecami!
- Ale nie możesz! Ja … ja Cię kocham, Cade!
- A ja Cię kochałem … kiedyś. Już nie.
- Ale nie możemy tego odwołać! Nasza wspólna wycieczka z przyjaciółmi, pamiętasz? Do tego starego domu. Nie możesz się teraz wycofać!
- Pojadę tam … ale tylko ze względu na kumpli, nie ciebie.
Patrzył na nią wzrokiem w którym mieszały się kolejno nienawiść, i miłość. Zmarszczył brwi i jego twarz oddawała doskonałe mimikę aktora w dramatycznej sytuacji.
CIĘCIE!
- Dobrze się spisałaś – przybił piątkę koleżance Cade.
- Ty też – odpowiedziała Alicja i na jej twarzy pojawił się wyzywający uśmiech. – Ale ja lepiej.
Wszyscy obserwatorzy zaśmiali się.
- Dobrze, dobrze – pochwalił wszystkich reżyser, David, wstając z krzesła. – Dobrze sobie poradziliście. Na dzisiaj to koniec . Pamiętacie, że za tydzień kręcimy gdzie indziej, tak? Zbiórka w studiu, jedziemy do pewnego domu na przedmieściach. Oczywiście moglibyśmy kręcić w studiu, ale taka wycieczka to też zysk dla was – będziecie tam nocować przez kilka dni, całkowicie wcielicie się w grane przez siebie postacie. Zrozumiano? Ok, to dobrze. KAWA! – krzyknął nagle do asystenki. Dzieci odebrali to jako sygnał, że mogą odejść.
Po drodze w studiu natknęli się na swoich przyjaciół.
- Hej, jak poszło? – zapytał Arthur chociaż znał odpowiedź ; Cade’owi i Alicjii zawsze wychodziło świetnie. Byli to główni bohaterowie ich serialu, taka jakby ikonka. W internecie roiło się od fanów, którzy pokochali paring „Cadelicja”. Zresztą nie da się ukryć, że wysoki blondyn o przystojnej twarzy i niewiele niższa, sympatyczna brunetka z ciekawskim spojrzeniem wyglądali razem świetnie. Ale oboje zaprzeczali, jakby łączyło ich coś więcej niż przyjaźń czy granie zakochanych osób.
- Wiecie co mnie irytuje? – postanowił zażartować Ethan. – Że my gramy w jakimś dramacie. Nie lepiej byłoby np. w komedii?
- Taa, bo w komedii poradziłbyś sobie o wieele lepiej – odpowiedział mu Cade, odpowiedzią wręcz ociekającą sarkazmem. – Dobrze, że w ogóle jesteśmy w telewizji.
- To w ogóle fajny zbieg okoliczności – odezwała się Jamie. – Wszyscy zostaliśmy osobno dobrani z kastingów, a zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Ale co, jak serial się skończy? Wszyscy pochodzimy z innych miast.
- Oj prędko się nie skończy, uwierz mi – odpowiedziała jaj Samantha, wysoka blondyna o chytrym wyrazie twarzy i dużych, niebieskich oczach. – Zbliżamy się do finału sezonu pierwszego, a bijemy rekordy oglądalności. Słyszałaś, ile sezonów ma takie Degrassi? 11, i ciągle kręcą.
- Dobra, więc gdzie idziemy? Wracamy do hotelu, czy idziemy się zabawić? – Cade postanowił złagodzić atmosferę, widząc posępną minę Jamie. – Jakieś pomysły?
- Może na kręgle? Nigdy nie byłam na kręglach – przyznała Jamie.
- Ja w sumie też nie … odpowiedział Ethan, a Arthur, Alicja i Samantha pokiwali głową.
- A więc na kręgle.
***
Tak! – krzyknął Ethan i podskoczył, aż zafalowała mu na głowie czarna czupryna. – Kto mnie pobije? – powiedział, wskazując pole do kręgli, gdzie nie było ani jednej figury, i to któryś raz z rzędu.
- I ty nigdy nie byłeś na kręglach? – zapytała zaczepnie Alicja, unosząc jedną brew.
- No … - odpowiedział jej szerokim uśmiechem, jak na emotce „ : D „ .
- Moja kolej – oznajmij Cade i sięgnął po kulę. – Patrz i się ucz.
Stanął przed torem, odetchnął raz jeden, drugi, trzeci i płynnym ruchem rzucił kulę na tor. Zbiła wszystkie kręgle, a one nawet nie protestowały, bujając się czy coś w tym stylu. Po prostu padły.
- Hej, Samantha nie gra? – zapytał Artur, już z kulą w ręku.
Gra, ale jest nas tak dużo, że postanowiła sprawdzić coś na swoim przenośnym komputerze w przerwie pomiędzy kolejkami – odpowiedział Ethan, posyłając kolejną kulę.
- Hej, chodźcie szybko! – zawołała nagle Samantha. Nikt nie pytał o szczegóły, wszyscy podbiegli do stolika.
- Co się stało? – spytali wszyscy, niemalże chórem.
- Patrzcie – pokazała im na ekranie laptopa zdjęcie jakiegoś domu. Przyjrzeli się, choć nie rozumieli; Ot co, zwykły, jednorodzinny domek, nie rzucający się w oczy.
- Nie rozumiecie? – niby westchnęła, chociaż bardziej brzmiało to jak warknięcie. Poklikała chwilę w mały pulpit i pojawił się adres owego domku. – A teraz … ?
Nie musieli kiwać głowami, ona i tak wiedziała, że nie wiedzą.
- To adres tego domku, w którym będziemy kręcić.
- No i co w związku z tym … ? - spytał Cade.
- To zdjęcie pojawiło się dzisiaj w wiadomościach w internecie, podejrzewam że w telewizji też. Jest nawet artykuł … - miała skończyć, ale przerwała jej nagle Jamie, która już zaczęła czytać.
- Z tego oto domku, położonego w małej mieścinie Poland, niedawno wyprowadziła się pewna rodzina. W sumie słowo „przeprowadziła się” niezbyt pasuje – żona z mężem, który trzymał małe dziecko na rękach uciekli z domu o godzinie 00.25, w nocy. Próbowano przeprowadzić z nimi wywiad, jednak nic można było dowiedzieć się nic już po pierwszym pytaniu.
Dlaczego uciekli państwo z tego domu?
- To nie jest dom. To pułapka. To pułapka. – odpowiedziała Jessica McDuck, kobieta, z dziwnym błyskiem w oku. Niestety mąż nie wniósł niczego nowego do sprawy – powtarzał to samo co żona, z jeszcze większym strachem. Dziecka niestety nie mogliśmy przesłuchać, gdyż ma kilka miesięcy i nie potrafi jeszcze mówić. W każdym razie, jaka jest zagadka tego domu? Przypuszczamy, że po czymś takim prędko nikt tam się nie wprowadzi, bez względu na to czy naprawdę dzieje się tam coś dziwnego, czy to tylko urojenia właścicieli.





Rozdział 2 - Medalion

Hotel Prim, jakiś czas później.

- O co ci chodzi, Alicja? Te dziewczyny chciały tylko autografy, więc im je dałem.
- O nie, nie trylko. Jeszcze do nich mrugnąłeś i użyłeś tego … tego spojrzenia!
- Jakiego … ? – To stwierdzenie zdziwiło trochę Cade’a.
- No tego … - Alicja była wyraźnie zmieszana – Tego, którym uwodzisz dziewczyny!
Po czym szybko zdała sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziała i wyszła z pokoju Ethana w hotelu , gdzie siedzieli wspólnie, by pójść do swojego w samotności.
Cade spojrzał pytająco na Ethana – O co jej chodzi?
- Ło, nie używasz teraz na mnie tego spojrzenia prawda?
- Ehh – Cade wywrócił oczami do góry i też wyszedł z pokoju. We wnętrzu zostali już tylko Samanta, Ethan oraz Arthur i Jamie, którzy siedzieli obok siebie.
- Heeej – wymruczał Ethan, przybliżając się do Samanty, która zajęta była robieniem czegoś przed komputerem. Można było dojrzeć jednak, że znajduje się na stronie sadist.com – Coo robisz?
- Klikam – odpowiedziała wręcz jak robot, byleby nie wchodzić z nim w dyskusję.
- A cooo klikasz? – koleś nie ustępywał. Samanta przyjrzała mu się. Teraz jej głowa była pełna od różnych wizji tortur. Aww, słodkie marzenia.
Chłopak chyba jednak źle odebrał to, że tak mu się przyglądała.
A to? – chłopak wskazał na swoją chudą rękę. – Taak, pakowałem ostatnio. – Szybko jednak zmienił temat – Może kiedyś poklikamy razem?
„Boże, jeśli jednak istniejesz to proszę Cię potorturuj tego chłopaka w sposób taki: …”
***
Alicja szybko wpadła do swojego pokoju. Był to jeden z najbardziej luksusowych apartamentów w całym hotelu „Prim”, w którym się znajdowali. Był raczej w kształcie prostokąta, ale znajdowało się jeszcze wejście na balkon, gdzie znajdował się mały stolik i krzesło. Alicja uśmiechnęła się. Tego właśnie teraz potrzebowała. Spokoju. Odsunęła sobie plastikowe krzesło i usiadła. Spojrzała na niebo. Był już w sumie wieczór, około 22, jednak niebo nadal pozostawało czyste. Alicja liczyła na pojawienie się gwiazd. Pamiętała, jak często przychodziła tu z Cade’m i oglądali niebo, łącząc gwiazdy w różne, zabawne kształty. Wbrew pozorm, znajdowali się już długo w tym mieście. Ich serial był niezwykle długi, posiadał dużo odcinków jak na, dotąd, jeden sezon, a oni sami przez czas kręcenia zdążyli się zaprzyjaźnić. Alicja szczególnie polubiła Cade’a i sądziła, że on ją też. Spędzali dużo czasu na zabawie, śmiali się, żartowali, rozmawiali o wszystkim. Ale czy była to miłość?

Przyjrzała się swojemu medalionowi, który kiedyś dostała od swoich rodziców. Jej rodzice nie żyją już od jakiegoś czasu. Miała 12 lat, gdy zginęli i dzień przed tym wręczyli jej ten medalion, jako prezent urodzinowy. Nie wierzyła, że kupili go w zwyczajnym sklepie. Był zby niezwykły, zbyt piękny. Często lubiła na niego patrzeć ale nigdy go nie założyła. Nie wiedziała, czy to strach, czy może po prostu jakieś przeczucie, ale nigdy tego nie zrobiła. Ale mimo wszystko, zawsze czuła się pewniej i dodawało jej odwagi wspomnienie, że to ostatnia pamiątka po jej rodzicach.

Medalion był duży jak na tego typu biżuterię. Był kulisty, złoty i przedstawiał zamknięte oko. Zamknięte, po prostu. Czasami Alicji wydawało się, że ono żyło i w odpowiednim momencie jego powieki się rozsuną by ukazać wnętrze. Oko nie było wyryte, wręcz „wystawało” z medalionu. Alicji przyszło kiedyś na myśl że otworzy się, gdy medalion to zrobi. Wiele razy próbowała go otworzyć, jednak bez skutku. Żywiła nadzieję, że kiedyś, w odpowiednim momencie sam to zrobi a razem z nim oko, ale to było wręcz absurdalne. Już dawno wyrosła z tego typu powieści i wiedziała, że wszystko co magiczne, może się zdarzyć tylko na ekranie lub powieściach.
Założyła go.
***
Następny dzień, kafiarenka w holu hotelu, pora śniadania.
- Gdzie jest Alicja? – spytał Arthur, pomiędzy dwoma kęsami naleśnika.
- Chyba jeszcze śpi … choć to dziwne. Jest już przed dwunastą.
- Wiecie co mnie zastanawia? – powiedziała nagle Jamie. – Dlaczego mieliśmy kręcić w domu, który jest przez kogoś zamieszkany? David nie wspominał o tym. Jak mógł przewidzieć, że oni uciekną?
- Może to on ich wypędził? – powiedział Ethan, polewając sobie gofry o wiele za dużą dawką syropu klonowego. – Kto wie, co David robi w nocy?
Miał to być żart, jednak nikt się nie zaśmiał. Ta sprawa była zbyt poważna.
- O, patrzcie, kto idzie. – mruknęła bezmętnie Samanta.
W holu nagle pojawił się David. Zawsze, jak zwykle, miał na głowie beret, a gdy przemawiał do kobiety przy ladzie głos miał podniesiony, że nawet dzieci z drugiego końca korytarza go usłyszały. Jak każdy reżyser, Dave posiadał megafon, którym wykrzykiwał podstawowe polecenia na planie. Pewnego dnia jednak urządzenie się zepsuło i musiał krzyczeć siłą własnych płuc. Od tamtej pory mówił o wiele głośniej.
Dopiero gdy odchodził po złożeniu zamówienia od lady, zobaczył dzieci. Postanowił dosiąść się do nich, jedno miejsce i tak było zwolnione przez Alicję.
- Cześć Dave – powitali go wszyscy.
- Siadaj śmiało – zachęcił Cade.
- Siema dzieciaczki – odpowiedział i dosiadł się do stołu. – Jak tam u was leci? Gdzie jest Alicja?
- Chyba jeszcze śpi, w każdym razie nie wychodziła jeszcze z po … - Cade’owi przerwała nagle Samanta:
- Dave, widziałeś już to?– I podsunęła mu pod nos laptop z wiadomością o ucieczce rodziny z domku jednorodzinnego.
- Co … ? – Zaczął czytać artykuł. – Ale co to ma do czego? Hehe, ale ta baba ma śmieszną minę na tym dołączonym zdjęciu …
- Dave, to nie jest śmieszne, to poważna sprawa. To ten dom, w którym mieliśmy kręcić.
- Widać, że poważna, bo nigdy nie mówiłaś do mnie „Dave” … Ale to chyba jakaś pomyłka. W domu, w którym będziemy kręcić, już od dawna nikt nie mieszka.






Rozdział 3 – Władza.

Bliżej nieokreślony budynek, ten sam czas.

Zakapturzona postać przekręciła klamkę i otworzyła drzwi do swojego gabinetu. Pokój raczej mały, kwadratowy, ze ścianami oblepionymi różnymi zdjęciami, dokumentami, artykułami z gazet. Wyglądał jak pokój jakiegoś szalonego naukowca z obsesją na jakimś punkcie. Prawdę mówiąc, to tak było. Ale nie był naukowcem. Odkrył może i wiele rzeczy, o których profesorom się nawet nie śniło. Ale tu nie chodziło o sensację. Chodziło o coś więcej.

O coś znacznie więcej.

Ściągnął kaptur odsłaniając krótkie, czarne włosy. Przeszedł się po pokoju. Na ścianach było wiele artykułów o pewnym domu, albo domach. W każdym razie wszędzie pojawiał się ten sam adres, więc to musiał być jeden dom, prawda?

Podszedł do jednej z bocznych ścian. Znajdowała się na niej średniej wielkości mapka. Narysowana ręcznie, przedstawiała dziesięć domków. Trzy z nich były przebite już czerwoną szpilką. Mężczyzna sięgnął ręką do biurka, otworzył pudełko i kolejną szpilką zaznaczył dom położony gdzieś z prawej strony. Uśmiechnął się. Jeden krok bliżej.

Upewnił się, że złoty przedmiot dalej znajdował się za pazuchą jego płaszcza. Nadal tam był. Odetchnął z ulgą. Rozejrzał się dookoła, po czym zasunął zasłony na wszystkie okna, które były jedynym źródłem światła w tym ciemnym gabinecie.

Mógł sobie dać radę bez światła. Najważniejsze było by nikt nie widział, co teraz będzie robić. Skierował się do ściany po drugiej stronie. Znajdował się tam wielki, pionowy obraz, przedstawiający piękną kobietę stojącą gdzieś na łące z kwiatkiem wplecionym w jej długie, blond włosy. Uśmiechała się, a na jej piękną twarz padały promienie słońca. Miała na sobie niebieską suknię. Piękny obraz. Piękny kamuflaż.

Złapał za ramę i pociągnął. Pojawiło się dziesięć małych szafek, każda jednak była strzeżona innym szyfrem. Były ponumerowane – od 1 do 10, z czego jak na razie 4-10 miały puste wnętrza.

Wykręcił numery do trzech pierwszych by upewnić się, że są na swoim miejscu. Tak, są. Miecz, puchar, księga. Co ciekawe, wszystkie przedmioty były wykonane jakby ze szkła. Były niebiesko – zielone. W księdze jednak tylko okładka, wnętrze było zapisane, ale mimo wielu starań mężczyzna nie dowiedział się, jakim językiem. Nadal nad tym pracował, ale już tracił nadzieję, że to w ogóle język pochodzący z Ziemi. A może coś mu umknęło?

Miecz i puchar były tak samo wykonane. Mężczyzna przyjrzał się jednak nowemu nabytkowi – koronie. Ozdobiona klejnotami, "morskokolorowa" wyglądała naprawdę pięknie. Założył ją na głowę.

Poczuł przypływ energii, mocy. Poczuł się w ogóle inaczej, jakby był kimś innym.
- Opal! – zawołał głosem w ogóle do niego niepodobnym. Służąca przybiegła ile sił w nogach, jak w transie.
- Tak, panie? – spytała, jak we śnie.
Zdjął na próbę koronę z głowy.
- Przynieś mi herbatę – rozkazał, jednak już mniej pewnym i nie tak mocnym głosem.
Opal otrząsnęła się z transu.
- Zaraz, na razie muszę … - odpowiedziała bezmętnie, jakby od niechcenia, jednak gdy mężczyzna znowu założył koronę, szybko się poprawiła. – Tak, panie.
***
Kawiarenka w hotelu.

Dzieci postanowiły nie kontynuować rozmowy o dziwnym domu. Sami wiedzieli niewiele, a nie chcieli by David pomyślał, że zwariowali.

Dalej rozmawiali o serialu, odcinkach i planowanych kolejnych sezonach. Żartowali, śmiali się i aż z tego wszystkiego zapomnieli o Alicji, która niepokojąco długo już nie wychodziła z pokoju. Gdy David wręczył im scenariusze do kolejnych odcinków, by przeczytali i ocenili, Cade w końcu znalazł sposobność by sprawdzić, co u Alicji.

Przekażę jej – oznajmił przyjaciołom i wszedł do windy wybierając drugie piętro, gdzie znajdował się jej pokój.

Winda zatrzymała się wydając charakterystyczny dźwięk i rozsuwając drzwi. Cade przez chwilę szukał odpowiedniego pokoju, po czym, gdy już go znalazł, zapukał do drzwi.

Bez odpowiedzi.

- Alicja? – zapytał, stukając już trochę mocniej. Nadal żadnej reakcji.
- Alicja! – teraz już krzyczał, waląc w drzwi całą pięścią.

Zawahał się, ale sięgnął po klamkę. Dzięki Bogu, drzwi były otwarte. Mogło to znaczyć, że Alicja zapomniała je zamknąć. Ale jak ktoś się włamał? W końcu mogły być otwarte całą noc.

Wnętrze było uporządkowane, jak to ma zwyczaj Alicja. Nie było bałaganu, więc może nikt się nie włamał. Jednak nadal Cade nigdzie nie widział dziewczyny.

Zobaczył tylko lekko uchylone drzwi prowadzące na balkon i domyślił się, że tam musi być.
- Ali … - urwał, gdyż zszokowało go to, co zobaczył. Alicja leżała nieprzytomna na podłodze.





Rozdział 4 – Szpital.

Miejski szpital, godzinę później.

- Ciągle nie oddycha – powiedział Cade, już chyba setny raz sprawdzając oddech Alicji leżącej na łóżku szpitalnym jak trup. Dosłownie – jak trup. Ani razu odkąd chłopak wezwał karetkę dziewczyna nie dała najmniejszej choćby oznaki życia. Do tego jej pierś nie falowała oznaczając, że dziewczyna w ogóle żyje.
Samanta, Artur, Jamie i Ethan nie odzywali się, obawiając się najgorszego. Ale jak to w ogóle możliwe? Zdrowa dziewczyna, rzadko chorująca na choroby a jak już, to zwykłe przeziębienie nagle pada nieprzytomna w ogóle bez powodu? Tego nie mogli być pewni, ale nawet jak dziewczyna coś sobie zrobiła, po prostu nie była w stanie doprowadzić się do takiego stanu.
Cade siedział na małej ławce postawionej po prawej stronie łóżka, ujmując Alicję za rękę. Co się stało, Alice?
Alice. Tak często ją nazywał. Była to angielska forma jej imienia. Dziewczyna pochodziła z Polski, choć praktycznie od dziecka mieszkała w Ameryce. Co się stało? – spytał w myślach po raz kolejny.
Praktycznie to nie wiedział, czego się spodziewa. Co, może zaraz Alicja wstanie jak gdyby nigdy nic i mu odpowie? Absurdalna myśl. Ale w głębi duszy pragnął tego.
To moje wina … mogłem pójść do niej wcześniej. Wszyscy mogliśmy pójść. Może to stało się właśnie wtedy, gdy spokojnie jedliśmy śniadanie? Może …
- Nie możesz się obwiniać. – przerwała mu Jamie. – Co, jak to się stało w nocy? Nie mogliśmy po prostu nic zrobić…
- Co ona ma na szyi? – zapytał nagle Ethan.
To prawda, na szyi Alicji znajdowało się coś, ale jakoś nikt wcześniej nie zwrócił na to uwagi.
Odpowiedział mu Cade.
- To medalion, który otrzymała od rodziców. No wiesz jeszcze wtedy, gdy żyli … Opowiadała mi o nim.
Wszyscy przyjrzeli się ozdobie. Mały, okrągły, złoty medalion, przedstawiający zamknięte oko. Z zadumy wyrwały ich nagle kroki na korytarzu.
Do pokoju weszła pielęgniarka, trzymając w ręce jakiś wykres. Wydawało się, że kobieta wydziela zapach przywodzący na myśl różne tabletki, pigułki i leki. Zdziwiła się na widok dzieci.
- Przepraszam, ale to bardzo poważna sprawa. Chciałabym porozmawiać z rodzicami pacjentki.
- Ona nie ma rodziców. Zginęli. Zginęli, a najbliżsi krewni zostali w jej rodzinnym kraju. My wezwaliśmy karetkę. My jesteśmy jej rodziną. – odpowiedział Cade.
Pielęgniarka wyraźnie się zawahała.
- Eee … dobrze. Mamy wyniki badań.
Wszyscy zamienili się w słuch.
- A więc ona …
Pielęgniarka zamilkła, bojąc się tego słowa. Po chwili jednak kontynuowała.
- … umarła.
Wszyscy milczeli, a ich wyraz twarzy się nie zmienił. Po prostu nie dopuszczali do siebie tego faktu.
Kobieta przerwała niezręczną ciszę.
- Co dziwne, wygląda na to jakby … umarła już dawno temu. W jej ciele nie ma życia. Najwyraźniej już od dawna.
Nie starali się szukać jakiegokolwiek sensu w tych słowach. „umarła …”
Nie wiedzieli, jak się zachować. Nie był to ich serial, gdzie wszystkie uczucia pochodziły z kartki. To było życie.
Cade ścisnął jej rękę jeszcze mocniej mając nadzieję, że wyciśnie z niej jeszcze choćby krztę życia.
- Ale czemu ona go założyła? – spytał sam siebie, wskazując medalion. – Mówiła, że ma jakieś dziwne przeczucie, żeby tego nie robić.
Sięgnął po niego i delikatnie zdjął go przez jej głowę. Przyjrzał mu się.
- Co to w ogóle jest? – spytał Arthur. – Oko?
- Spróbujmy go otworzyć. – poleciła Samantha, zaciskając pięści. – Ja mogę.
- Uaa! – usłyszeli ziewnięcie, a potem charakterystyczny dźwięk przecierania oczy.
- Alicja?! – krzyknęli wszyscy.
- Samantha, Jamie, Ethan, Cade i Arthur?! O co chodzi w tej grze?
- Ale przecież ty … umarłaś! – powiedział Cade, cały czas przecierając oczy by upewnić się, że to nie zwidy.
- Serio? – spytała. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale Cade rzucił jej się na szyję i mocno przytulił. Dla tego było warto umrzeć, pomyślała
***
To dziwne … wszystkie odczyty są poprawne. Wygląda, jak gdybyś ty nigdy … - powiedziała ze zdumieniem pielęgniarka. – Ale tak dla pewności, zostaniesz tu do rana.
***
Resztę wieczora spędzili na rozmowie.
- Słuchajcie … ja naprawdę umarłam? – spytała Alicja. Wcześniej myślała, że to tylko żart, ale nikt się nie roześmiał, nic. Byli śmiertelnie poważni. – Poza tym … jak trafiłam do tego szpitala?
- Cade znalazł Cię nieprzytomną w pokoju hotelowym. Od razu wezwał karetkę … miałaś to na szyi. – Arthur wskazał jej medalion.
Nagle wróciły do niej wspomnienia. Tak, pamiętała to. Pamiętała, jak go założyła ale … nie mogła sobie przypomnieć nic więcej.
Czekajcie … pamiętam. Tak, założyłam go. Potem czułam się jakbym spała i obudziłam się tutaj.
- Ale nie spałaś. – odpowiedział Arthur. – Umarłaś. Myślicie, że ten medalion tak działa?
- Jak? – spytał Cade.
- Tak, że uśmierca nosicieli.
- Wierzysz w takie rzeczy?
- Wiesz stary, do tej pory nie wierzyłem. Ale gdy Alicja tak sobie umarła, dało mi to do myślenia.
- Co sugerujesz?
- Że on może być zaklęty.
- Jakie fantasy tym razem czytałeś? – odezwała się nagle Samantha, złośliwym tonem.
- No to wyjaśnij mio, jak i dlaczego to się mogło stać?
- Nie wiem. Może nawet nie chcę wiedzieć. Ale nie wierzę w wampirki, wilkołaczki i jakieś klątwy.
- O ta ta, ja też nie. Założyłem nawet taką grupę na facebooku – „Nie wierzę w wampirki, wilkołaczki i jakieś klątwy”, dołączysz? – spytał Ethan, ale Samantha jak zwykle go zignorowała.
- Już późno – zauważyła Jamie, patrząc na swój różowy zegarek. – Powinniśmy się zmywać.
- Racja, chodźmy – potaknął Arthur. – Pa, Alicja.
- Pa – odpowiedziała im. Usłyszała jednak jeszcze głos Cade’a.
- Słodkich snów, Alice.
***
Alicja nie mogła zasnąć. Przewracała się z boku na bok, nawet liczyła skaczących Cade’ów, ale i to nie pomogło. Po jakimś czasie sama nie zauważyła, jak zapadła w błogi sen.
We śnie ... była tylko obserwatorem. To dziwne. Nigdy nie zdarzały jej się takie sny. Zauważyła przed sobą młodą, piękną kobietę z długimi, kasztanowymi włosami. Miała na sobie piękną, aksamitną suknię na ramiączkach w kolorze błękitu, a na jej twarzy rysował się ogromny uśmiech. Po wyglądzie można było ocenić, że ma nie więcej niż 25 lat. Była olśniewająco niezwykłej urody.
Najwyraźniej na kogoś czekała. Nagle Alicja usłyszała w głowie głośny głos.

„To już dzisiaj. Ten dzień. To dzisiaj zostanę królową i otrzymam swoją pierwszą insygnie. Dzisiaj … „

Domyśliła się, że to myśli tej kobiety. Ale dlaczego je słyszy?
- Królewno Michelle! – zawołał ktoś tubalnym głosem.
Michelle (bo tak prawdopodobnie brzmiało jej imię) ruszyła w stronę drzwi do, jak sądziła Alicja, ogromnej sali koronacyjnej.
Stanęła przed drzwiami. Odetchnęła głęboko. Przez chwilę lekko się zawahała, ale nie dała tego po sobie poznać.

„Weź się w garść …”

Pociągnęła ogromną, ozdobioną wieloma klejnotami klamkę i weszła do środka. Alicja szybko pobiegła za nią.
Sala była naprawdę ogromna. Wszystko wyglądało jak w kościele – na suficie uwiecznione były różne sceny – wojny z dziwnymi stworami, mnóstwo ludzi, z których wyróżniała się dziewiątka, otoczona złotą poświatą. Każdy trzymał coś w ręce – był łuk, miecz, nawet na głowie pewnego mężczyzny znajdowała się korona.
Różne, podobne sceny znajdowały się również na witrażach, które służyły jako okna. Do tego w Sali było bardzo dużo ludzi. Był to zapewne jedno z najważniejszych wydarzeń dla ludu.
Michelle szła nieśmiałym krokiem w stronę ołtarza, gdzie znajdowało się aż dziewięć osób czekających na nią. Cztery piękne kobiety i pięciu przystojnych mężczyzn.
Alicja wtopiła się w tło i oglądała całą scenę w bezpiecznej odległości.
Tymczasem Michelle wpatrywała się w mężczyznę w średnim wieku. Z myśli Alicja wywnioskowała, że to jej ojciec a starsza kobieta stojąca u jego boku to jej matka.
- Witam wszystkich zgromadzonych na uroczystości ukoronowania mojej pięknej córki, Michelle. Zostanie jej również wręczona insygnia władzy. Będzie ona już dziesiątym władcą na naszej planecie. Podejdź bliżej, Michelle. – zachęcił córkę jej ojciec.
Dziewczyna niepewnie stawiała kroki. Jednak patrzą na mnie teraz wszyscy i nie mogę okazać strachu, pomyślała.
Stanęła przed swoim ojcem i uśmiechnęła się. On również.
- Michelle O’God, moja jedyna córko, zostajesz jedną z władczyń naszej pięknej planety. Chcesz tego i przysięgasz wszystkim tu zgromadzonym, że będziesz działać tylko na korzyść naszego kraju?
- Pragnę tego, ojcze. I przysięgam z całego serca, że będę sprawiedliwa, uczciwa, ale i gdy będzie trzeba nie okażę słabości i zrobię wszystko by uchronić planetę.
Jej ojciec poszedł się naradzić z innymi władcami. Po chwili odwrócił się w stronę Michelle i oznajmił:
- Masz poparcie wszystkich. Oficjalnie zostajesz królową.
Wszyscy bili brawa, a Michelle była bardzo szczęśliwa.
- Teraz zostanie ci wręczona insygnia władzy.
Inny mężczyzna o długich, brązowych włosach podał ojcu Michelle małe pudełko, takie, w jakim chowa się biżuterię.
Mężczyzna uśmiechnął się, po czym otworzył pudełko.
Alicja była w szoku. Był to medalion. Ten sam medalion, który otrzymała od swoich rodziców.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annabeth&Percy
Artystka
Artystka



Dołączył: 10 Paź 2010
Posty: 745
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 23:53, 01 Sie 2011    Temat postu:

Dobra, część moich uwag i rad już znasz ale ocena... Więc, szczerze to nawet mnie to wciągnęło. Jestem ciekawa o co chodzi z tym domem i w ogóle. Ah, no i cały czas uporczywie kojarzy mi się to z jakimś horrorem o nawiedzonym domu. xd
W każdym razie jeszcze taka moja rada: bierta się zara do pisania bo jak nie będzie źle. Very Happy (choć i tak już masz źle xd)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike126
Kryzys Tantala
Kryzys Tantala



Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 540
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olimp
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Czw 11:24, 04 Sie 2011    Temat postu:

Tajemnica, magia, nasze czasy i fantasy... mój klimat.
Podoba mi się, pisz dalej! Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Necklice
Pani mórz
Pani mórz



Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 3175
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Czw 22:02, 04 Sie 2011    Temat postu:

Jako że obiecałam opinię, dodaję.
Jak już wspominałam, to będzie hit. Jedyne co jest nieco nierealne to zachowanie postaci wobec zmartwychpowstania Alicji.
Uwielbiam Polskie wstawki we wszystkim co angielskie lub amerykańskie, więc za mieścinkę Poland i narodowość Alice masz u mnie duży plus.
Czytając miałam kilka skojarzeń, o większości których już wiesz. Moje myśli zaprowadziły mnie między innymi do:
- Tajemnic Domu Anubisa.
- Harry'ego Pottera.
- Lotnika.
- Narnii.
- Pewnej strasznej historyjki z prysznicem w roli głównej, którą kiedyś czytałam.
- Pierwszej wersji Krainy Snów.
- Pioruna.
Nie chcę wymieniać wszystkich.
Jedyny minus to masa drobnych błędów, które jednak da się przeboleć.
Ogólna ocena to: 7/10 (z czasem może wzrośnie).
Czekam na kolejne rozdziały.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PercJack17
Róg Minotaura
Róg Minotaura



Dołączył: 27 Paź 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Percy

PostWysłany: Pią 15:01, 05 Sie 2011    Temat postu:

Rozdział 5 – Dyskoteka

Miejski szpital, następny dzień

Alicję obudziły pierwsze promienie słońca, wpadające do pokoju przez otwarte okno.
Z początku była lekko zdezorientowana, usiłując wydobyć z głowy jakąś myśl. Nie ruszała się i próbowała o niczym nie myśleć gdyż wiedziała, że sen bardzo łatwo jest zapomnieć. Jednak po chwili zaczęły jej się przypominać strzępki wspomnień.
Jakaś dziewczyna, ludzie, medalion.
Medalion.
Wszystko już pamiętała. Tak, medalion. Ale jak to możliwe?
Przecież sen pochodzi z podświadomości, skrytych pragnień, marzeń. A Alicja nigdy w życiu nie widziała tej dziewczyny, czy innych znajdujących się tam osób. Jedyne, co łączyło ten sen z jej światem to ten medalion. Alicja starała się o nim nie myśleć, gdyż starając się sobie wszystko logicznie wyjaśnić, spoczęła na niczym.
To stało się naprawdę. Naprawdę życie opuściło jej ciało, gdy GO założyła. I nie dało się tego w żaden sposób wyjaśnić.
Klątwa. Czy to możliwe, by nad medalionem ciążyła klątwa? Czy w ogóle to wierzyła?
Przetarła oczy. Za duży natłok myśli. Dotknęła wyświetlacz telefonu, wprawiając urządzenie w ruch, po czym spojrzała na cyfry w prawym dolnym rogu.
8.26
Rozprostowała ręce i ziewnęła.
Czas wstawać.

***
Hotel Prim, ten sam czas

Cade niespokojnie spał, cały czas intensywnie myśląc.
Klątwa? Nie, nie wierzył w takie rzeczy.
Choć może … ?
Co się dzieje z Alice?
Alice. Tym imieniem nazywał ją w snach. Często zastanawiał się, czy Alicja myśli o nim tak samo, jak on o niej.

***
Hotel Prim, pokój Ethana, kilka godzin później

- Musimy coś ustalić, Alicjo. Dopóki nie dowiemy się, co to jest i jak działa, nie zakładaj go – powiedział Cade, po relacji Alicji o jej śnie.
- Jakaś królowa? Ale czego? – odezwał się Artur.
- Często wspominali o jakiejś planecie … to możliwe? – spytała Alicja.
- Nie zapominajmy, że to tylko sen – powiedział Cade spokojnie. – Prawda, ostatnio dzieje się dużo dziwnych rzeczy, ale nie zapominajmy trzeźwo myśleć.
Z rozmowy wyrwał ich nagle dziwny odgłos.
„Jesteś
Po chwili odgłos się powtórzył, aż nagle przerwał go Ethan, szybko sięgając do kieszeni.
- Sorki, to mój telefon … - powiedział i przyłożył komórkę do uszu. – Halo? Hej, stary! Tak, mamy jeszcze 5 dni przerwy, a czemu pytasz? Aha? Aha. Serio?! Jasne, że będziemy! Jeszcze pytasz? Hah, nara. – powiedział i rozłączył się. – Ludzie! Jesteśmy zaproszeni na imprezę u Jimmy’ego!
- Kiedy będzie? – spytała Jamie.
- Jutro wieczorem! Będzie tam całe Los Angeles, nawet sławy!
- Nie lubię takich imprez – odezwała się Samanta. – rzadko puszczają punk-rocka.
- Ale leci pop – powiedział Ethan, znacząco ruszając brwiami. – Idealna muzyka do tańca.
- Ooo, ale słitaśnie! Ubiorę moją różową spódniczkę! – pisnęła cukierkowym głosem ironicznie Samanta.
- Ale idziemy wszyscy, nie? – spytał przyjaciół Ethan. – Cade?
- Eee mogę … - powiedział, drapiąc się z zakłopotania po karku.
- Alicja?
- Jasne, czemu nie? – Ona, w przeciwieństwie do Cade’a, idealnie zakłopotania ukryła.
- Jamie?
- Jasne! Uwielbiam imprezy.
- Artur?
- Spoko.
- Samanta?
- Ugh … Niech będzie …

***
Następny dzień, wieczór, pod klubem.

Spóźniają się – powiedział nerwowo Ethan. – Spóźniają się na największa imprezę na świecie!
Wszyscy, Cade’a, Ethan i Artur stali pod wielkim logiem „Music Rlz”. Zaraz miała zacząć się dyskoteka.
- Spokojnie, to dziewczyny … na własną egzekucję by się spóźniły, chcąc ładnie wyglądać – zaśmiał się Artur.
- Umówiliśmy się tutaj wpół dooOoOo – zaczął znowu Ethan, ale urwał, widząc zbliżające się szybkim krokiem Alicję, Jamie i Samantę. Wszystkie wyglądały olśniewająco.
„Ciekawe jak długo musiały torturować Samantę, by włożyła coś takiego …” pomyślał.

***
Brak współrzędnych.

Tajemniczy mężczyzna cały czas wpatrywał się w ekran Lokalizatora. Tym razem jeden z obiektów się nie przemieszczał, ale już wcześniej odkrył, że raz pojawiał się tu, a raz gdzie indziej i było na to tylko jedno wytłumaczenie – ktoś już go znalazł.
A może jeszcze gorzej.
Od czasu tego odkrycia starał się namierzyć tę osobę, i udało mu się.
Była w Los Angeles.
***
- Wyglądacie … wow – zdołał wykrztusić Artur.
- Dzięki – odpowiedziały zgodnie Alicja i Jamie.
Cade cały czas wpatrywał się w Alicję. Ubrana była w czerwoną sukienkę, co z połączeniem z długimi, czarnymi włosami dawało wspaniały efekt. Najbardziej jednak hipnotyzowały oczy. Piękne, zielone oczy …
- Cade? Wszystko w porządku? – spytała.
- A … tak. Wyglądasz … ładnie.
- Taa … Ty też całkiem spoko. – odpowiedziała z uśmiechem.
- To wchodzimy? – spytał Ethan.
Wszyscy kiwnęli głową i weszli do klubu.

***
Mężczyzna w kapturze, odkąd dowiedział się, gdzie przebywa osoba i przedmiot, oczywiście jak najszybciej się tam znalazł.
Wynajął pokój hotelowy i czekał na odpowiedni moment. Prawdopodobnie znalazł właśnie kolejnego kolekcjonera. A nie lubił konkurencji.
Śledził osobę od kilku dni i najczęściej znajdowała się w pewnym hotelu. Chodziła również po sklepach, całym mieście. Raz przyszło mu do głowy, że to zwykła nastolatka.
Cha, cha. Dobre.
Wpatrywał się w ekran Lokalizatora. Osoba właśnie zmierzała gdzieś, a był wieczór.
Czas wkroczyć do akcji.

***

Samanta wyraźnie nie odnajdowała się na tej imprezie. Nie jej klimaty. Nie znosiła popu. Wsłuchała się w muzykę.
Ta, znowu jakieś szmirowate piosenki miłosne. I jak można tego słuchać?
Przyjrzała się ludziom. Wszyscy tańczyli, uśmiechali się. Niektórzy się przytulali, a nawet całowali. Fuj.
Nagle muzyka się zmieniła. Zaczął lecieć wolny kawałek „Just the girl” i tekst wydawał się dziewczynie podejrzany.
Potem leciała inna piosenka, ‘Kidnap my heart”, prawdopodobnie tego samego zespołu.* Ciekawe kto zapodaje muzykę, pomyślała.
Po kilku innych utworach już nie mogła wytrzymać, ledwo powstrzymując atak złości. Jednak gdy zaczęła lecieć „Sexualna, niebezpieczna” już nie wytrzymała i poszła szukać DJ-a.
- Ethan?!?!
Tak, to prawda. Przy konsoli stał średniego wzrostu chłopak ze słuchawkami na uszach, gibając się w rytm muzyki.
- Ethan?! Co ty to robisz?!
- Ja też Cię kocham!
- Co?
-Zdjął ogromne nauszniki.
- O co chodzi, mała?
- Możesz przestać puszczać TĄ muzykę?
- Hm … a może wolisz taką?
Kliknął coś na maszynie i nagle zaczęła grać wolna ballada miłosna rodem z Titanica.
- Jakże nastrojowo, co nie? – powiedział i oparł się łokciami o konsolę, wychylając się do przodu i nastawiając usta do pocałunku.
Samanta dobrze wymierzyła i …
- Aua! – krzyknął Ethan, ocierając obolały nos, który przed chwilą zetknął się z pięścią dziewczyny.

***

Tajemniczy mężczyzna szedł ciemnymi uliczkami, zmierzając w kierunku punktu na małym urządzeniu, który pikał coraz częściej. Tak, już blisko.
Wyszedł zza ciemnego zaułka i po chwili marszu znalazł się przed celem.
Przed klubem „Music Rlz!”


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annabeth&Percy
Artystka
Artystka



Dołączył: 10 Paź 2010
Posty: 745
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pią 17:37, 05 Sie 2011    Temat postu:

A więc tak... Jest kilka błędów ale to już sobie daruję. Jak dla mnie trochę za krótkie są te wstawki. Można by połączyć wszystkie c dzieciakami i po nich wstawić z tym mężczyzną. Ale to tylko moje skromne zdanie. Masz u mnie plusa za wstawienie piosenek The Click Five choć w nie najlepszym świetle ale to się wytnie (już miałam się zapytać skąd znałeś ich piosenki ale już sobie przypomniałam skąd xd).
W każdym razie czekam na następne części. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike126
Kryzys Tantala
Kryzys Tantala



Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 540
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olimp
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 10:57, 08 Sie 2011    Temat postu:

Jak to powiedzieć... fajnie piszesz. Opowiadanie bardzo ciekawe, mój klimacik Very Happy
Czekam na następną część Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PercJack17
Róg Minotaura
Róg Minotaura



Dołączył: 27 Paź 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Percy

PostWysłany: Sob 22:51, 17 Lis 2012    Temat postu:

Pewnie większość zastanawia się, czy to opowiadanie jeszcze żyje. Owszem żyje i ma się dobrze, powstało od ostatniej publikacji dużo rozdziałów i żeby nie wstawiac wszystkich odwołuję do stronki:
[link widoczny dla zalogowanych]
;)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PercJack17
Róg Minotaura
Róg Minotaura



Dołączył: 27 Paź 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Percy

PostWysłany: Nie 11:06, 18 Sie 2013    Temat postu:

Dom Mroku
rozdział 23
‘Strażnicy’


Michelle gwałtownie otworzyła oczy, jednak było to bezcelowe. Przez krótką chwilę wydawało jej się, że oślepła, jednak poczuła fetor i lekki ruch czarnej chusty, która ktoś obwiązał jej wokół twarzy, zakrywając oczy.
Przez lekkie, rytmiczne kołysanie Michelle pomyślała z przerażeniem, że znajduje się na morzu, jednak to nie było to – poczuła silny ucisk na kolanach i udach, a po chwili usłyszała nawet odgłos towarzyszący ruchowi skórzanych butów i ciężkiej, płytowej zbroi. Ktoś ją niósł.
Skrzywiła się, trochę przez smród chusty, a trochę przez własną, beznadziejną pozycję. Ktoś niósł ją jak worek kartofli, jak zabawkę, przerzucając sobie Michelle przez ramię i ściskając ją żelaznym uchwytem za nogi.
‘Co się właściwie stało?’ Ostatnie, co pamiętała to uczta w zamku Strażników Przedmiotów i brawurowy występ przystojnego Raphaela, Strażnika Pierścienia. W ustach wciąż czuła słodki smak barwnego owocu, którego spróbowała dzięki…
‘Niemożliwe. Odurzyli mnie’, uświadomiła sobie z odrazą. ‘Jestem teraz jedną z nich, Strażniczką, Strażniczką Medalionu. Jak mogli to zrobić?’ Mimo niewygodnej pozycji, w jakiej ktoś ją niósł, mogła poruszać rękoma. Po chwili z ulgą wymacała medalion, który ciężko zwisał z jej szyi i poruszał się z każdym krokiem osoby, która ją niosła.
‘Zemdlałam. Odurzyli mnie’. Mimo kilkakrotnego powtarzania tego w myślach wciąż wydawało jej się to niewiarygodne i aroganckie. ‘Może to tylko próba. Test’. Jej blond włosy przez pozycję głowy drażniły jej powieki, łaskotały również nos i wargi. ‘Mama zawsze mówiła, żebym je ścięła’, pomyślała i zesmutniała na myśl o matce. Jest tak daleko stąd...
Syknęła, gdy odkryła, że jej ciepły oddech nie mógł się wydostać przez chustę. Poczuła go na policzkach i żołądek przypomniał jej wszystko, co dzisiaj jadła. Powstrzymała wymioty i postanowiła zająć myśli czymś innym.
Michelle wiele słyszała o tym, jak Strażnicy testowali swoich rekrutów. Sama przeszła wiele takich testów. By zostać chociaż branym pod uwagę do roli Strażnika i Władcy Przedmiotu, trzeba przejść wiele wyczerpujących fizycznie i psychicznie prób. Musiała nauczyć się walki bronią białą, jak również opanować sztukę obrony korzystając ze wszystkich dostępnych środków. Była wyszkolona w walce mieczem, sztyletem, włócznią a nawet zwykłym, prymitywnym nożem do krojenia mięsa. W dzieciństwie ojciec nauczył ją również korzystać z łuku, co okazało się dla niej bardzo przydatne w przyszłości. Pewnego razu trenerzy wypuścili wszystkich uczestników treningu na Strażnika do Bitewnego Lasu, miejsca, gdzie było więcej połamanych mieczy, strzał i krwi niż drzew. Był to las, w którym Strażnicy wygrali ogrom bitew i odparli ataki tysięcy przeciwników. Bitewny Las budził grozę we wszystkich, którzy postawili w nim swoją stopę. Nawet sami Strażnicy niechętnie patrzyli na owoc brutalnych, dawnych wojen. Uczniowie, w tym Michelle zostali wpuszczeni do las bez broni ani jakiegokolwiek prowiantu – wszystko musieli zapewnić sobie sami. Nie pomagał im w tym fakt, że Bitewny Las był zamieszkany przez niewielką ilość zwierząt. Każdy z nich otrzymał brązowy, miedziany pieniążek z liczbą od 1 do 20 (tylko tylu uczestników brało udział w tym teście), a zadaniem każdego z uczestników było chronienie własnej monety i zdobycie reszty, podstępem lub uczciwym pojedynkiem. Test ten sprawdzał zarówno inteligencję, sprawność fizyczną oraz umiejętność posługiwania się bronią. Michelle, która ostatecznie tę próbę wygrała, wcale nie szło łatwo. Swoją monetę straciła już pierwszego dnia i niemal została odsunięta od testu. Udało jej się jednak wystrugać ostrymi kamieniami dość niezdarny, lecz celny i wytrzymały łuk. Odrobina cierpliwości wystarczyła, by Michelle znalazła odpowiedni sposób na podejście i pokonanie swoich konkurentów. Jako, że była jedynaczką, pomagała ojcu w polowaniu na zwierzynę odkąd skończyła dziesięć lat. To nauczyło ją takich rzeczy jak stwierdzenie pory dnia po położeniu słońca, rozpalenie ogniska ze znikomą ilością chrustu czy skradanie się do czujnych zwierząt. Właśnie tak Michelle zaczęła myśleć o innych uczestnikach – jak o płochliwej zwierzynie. Stąpaj cicho i wsłuchuj się w dźwięku lasu, oddychaj głęboko i ostrożnie, ale pewnie stąpaj po ziemi. Stań się zwierzęciem, by złapać zwierzę. To były złote zasady, dzięki którym rodzina Michelle rzadko szła spać o pustych brzuchach. I tak właśnie zaczęła robić podczas próby. Połowę uczestników okradła bez problem, reszta jednak stanowiła mniejszy lub większy kłopot. Koniec końców Michelle Glowstar, z tuzinem sińców i zadrapań, wygrała.
Została Strażnikiem jak niegdyś jej, już nieżywy, ojciec. Nie miała najmniejszych wątpliwości, że była to rzecz, która będzie napawać ją dumą do końca życia.
Teraz jednak sytuacja była inna. Częściowo zwisała głową w dół i została porwana. Spróbowała pomyśleć o tym wszystkim jak o próbie. Mogła uciec lub potulnie jak baranek czekać, aż potężny mężczyzna rzuci ją na ziemię (a przynajmniej miała nadzieję, że to zrobi) i obwieści koniec podróży. Ta druga opcja nie bardzo jej odpowiadała, więc zastanowiła się nad ucieczką. Czuła, że była w stanie to zrobić, jednak co dalej? Nie wiedziała, czy noszona jest pojedynczego mężczyznę bez orszaku, czy jednak jest to większa grupa niebezpiecznych mięśni i mieczy. Wsłuchała się w rytmiczne kroki. Brzmiały równomiernie i nie potrafiła stwierdzić, czy są to kroki dwóch, czterech czy stu stóp.
Wciąż była ubrana w szatę wyjściową, nie miała więc broni. Uśmiechnęła się. Oczywiście, że inne dziewczyny wybierając się na przyjęcie myślą tylko o kolorze swojej sukni i różnych bzdetach typu jak jeść posiłek, by wyglądać przy tym jak najbardziej elegancko, jednak nie Michelle. Uśmiechnęła się na myśl ukrytego noża w ciasnym gorsecie sukienki. Najwyraźniej nikt jej nie przeszukał, lub zrobił to niedokładnie.
Dobrze, powiedziała sobie w duchu. A więc ucieczka. Zaczęła szybko kiwać głową pod chustą i ściśniętymi silną ręką nogami. Nosząca ją osoba nie zdradziła się jednak i tylko wzmocniła uścisk. Michelle mimowolnie jęknęła z bólu.
Dosyć.
Delikatnym, ale silnym ruchem dłoni odepchnęła od siebie niosące ją ręce i kopnęła mężczyznę obcasem buta w twarz. Pod wpływem nagłego bólu puścił ją i Michelle upadła niezdarnie na ziemię. Instynktownie, gdyż chusta wciąż zakrywała jej oczy przeturlała się na bok i szybko wymacała rękojeść ukrytego noża. Wciąż pozostając w ruchu, by nikt jej nie zaskoczył rozdarła chustę na twarzy ostrym ostrzem i wyciągnęła przed siebie dłoń z nożem. Oczy napiekły ją od dziennego światła, szybko jednak oceniła sytuację.
W jej stronę zaczęło zmierzać pięciu, skrywających ciało pod stalową zbroją mężczyzn. Jeden coś wykrzyknął, zanim jednak zdążyła zrobić, co takiego, tuż obok jej ucha przecięła powietrze głowina lśniącego od słonecznego światła miecza. Szybko uskoczyła do tyłu, jednak nie zauważyła ostrej skały, która rozcięła dolną część jej sięgającej do łydek sukienki. Syknęła i szybkim ruchem porwała zaczepiony fragment – z dolnej części została tylko postrzępiona spódniczka. Poczuła chłód na odsłoniętych nogach.
Czynność ta zajęła jej jednak zbyt dużo cennego czasu. Inny mężczyzna kopnął ją tak mocno w brzuch, że zawyła z bólu. Udało jej się jednak wstać.
Sytuacja była beznadziejna. Jej nóż w porównaniu z mieczami przeciwników wyglądał niczym tępa igła i była narażona na atak z każdej ze stron przez miękką sukienkę, którą ich miecze mogły rozpruć tak łatwo, jak nóż wchodzi w masło. Mogłabym obezwładnić dwóch, pomyślała Michelle. Może nawet trzech. Ale nie pięciu.
Wszystkie szkolenia i treningi nie przyzwyczaiły jej jednak do dawania za wygraną. Odtwarzając w pamięci wszystkie ciosy i chwyty, jakich nauczyła się w ciągu kilku ostatnich lat, ruszyła do ataku.
Z ulgą zauważyła, że mężczyźni nieczęsto walczyli razem i drużynowy pojedynek wychodził im po prostu niezdarnie. Nie potrafili zsynchronizować swoich ruchów tak, by zaatakować Michelle równocześnie, co było bardzo jej na rękę. Zacisnęła usta w zębach; na razie nie będzie jej potrzebny.
Rozpoczęła walkę od poznania ruchów i ciosów wroga, a także instynktownych nawyków, które wykonywali mimowolnie. Jeden z nich, któremu spod hełmu wystawały kruczoczarne włosy za ciężko obnosił się z bronią. Jego ciosy nie były szybkie, tylko powolne i niezbyt precyzyjne. Owszem, Michelle miałaby spory kłopot, gdyby w końcu ją trafił, była jednak zwinna i unikała jego miecza z dziecinną łatwością. Po jednym z takich ociężałych ciosów, gdy niemal trafił ją w skroń, przez dobre pięć sekund musiał zaczerpnąć powietrza. Wtedy powaliła go na ziemię kopnięciem błękitnego pantofla a zanim zdążył wstać, dziewczyny dzierżyła lekko w dłoni jego miecz. Zdzieliła go nim w plecy i jeszcze raz kopnęła, by upewnić się, że nie będzie jej już przeszkadzał.
Inny mężczyzna odrzucił swoją kopię na ziemię i z nienawistnym spojrzeniem szarych oczu rzucił się na nią szorstkimi jak papier ścierny dłońmi. Zamrugała, zdezorientowana, gdy z całej siły ścisnął jej kark. Poczuła, jak wbija w niego swoje zielono-żółte pazury – ściągnął nawet rękawiczki, by poczuć na swoich palcach jej krew. Syknęła i na oślep zaatakowała odsłonięte dłonie oprycha mieczem. Przeraźliwy jęk zarzynanej świni upewnił ją, że trafiła. Kopnęła go jeszcze z półobrotu w krocze, po czym zsunął się, obolały i upokorzony, na ziemię. Podniosła jego miecz – teraz miała oręż w obu dłoniach.
‘Zatańczmy!’
Gdy wymachiwała tak stalowymi mieczami, poczuła jak medalion zawieszony na jej szyi zaczyna pulsować błękitnym światłem. Nie była pewna, czy wynikało to z podniecenia walką czy może z innej, nieznanej jej siły. Poczuła w mięśniach dziwną rzecz – jakby ktoś wcisnął jej strzykawkę z adrenaliną. Siekała wrogów z jeszcze większą zwinnością i szybkością, niż przed momentem. Uchyliła się przed atakiem barczystego mężczyzny i zaatakowała go dwoma mieczami jednocześnie – pierwszym w skroń, a drugim w kolano. Opadł ciężko na ziemię.
Zostało dwóch. Z furią zaatakowali ją z dwóch stron, biorąc lekcję z porażek kolegów. Poczuła piekielny ból w plecach i w barku, któremu towarzyszył odgłos rozpruwanej, żółtej sukienki. Straciła równowagę i wylądowała plecami w świeżo powstałym po deszczu błocie. Gdy ledwo udało jej się wstać zdała sobie sprawę, że nie dzierży już dwóch mieczy, tylko jeden. Wyciągnęła z ust nóż i zablokowała nagły cios wroga, po czym kopnęła go w metalowy hełm na głowie tak mocno, że po chwili toczył się on po ziemi. W odsłonięte gardło przeciwnika wbiła nóż i patrzyła z oszołomioną miną na strumień krwi, który wywołała.
‘Co ja zrobiłam…’
Popatrzyła na swoje ręce i narzędzie zbrodni, po czym opuszkami palców dotknęła medalionu. Był tak gorący, że cicho jęknęła z bólu. Emanował mocnym, błękitnym światłem tak bardzo, że oświetlał teren dookoła Michelle.
Popatrzyła na ostatniego wroga. Spojrzał na cztery ciała, pokonane i leżące bezwładnie na ziemi i uciekł w las, potykając się przy tym. Był oszołomiony brutalnością dziewczyny. Jak ona sama.
Właśnie, las. Dopiero teraz miała okazję lepiej rozejrzeć się po okolicy. Znajdowała się na żółtej ścieżce, a z dwóch stron rozpościerał się zielony las. Był to jeden z królewskich lasów, które cechowały się żywo zielonymi i mocnymi liśćmi.
Michelle podeszła do najbliższego drzewa i dotknęła go z fascynacją. Wspomnienia otworzyły się tuż przed jej oczami. Pamiętała, jak przyszła do tego lasu z ojcem, który wówczas był jednym ze Strażników. Miała sześć lat i była pełną energii dziewczynką, która dotykała wszystko i zachwycała się całym światem. Wspinała się na drzewa i śmiała dźwięcznym, lekko melodyjnym głosem. Śpiewała, śmiała się i biegała – robiła to wszystko jednocześnie. Ojciec chichotał spod brody, która otaczała jego usta idealnym, złotym kołem. ‘Edward Złotousty’, pomyślała Michelle. ‘Tak go zwali’.
Przypomniała sobie, gdy podczas wspinaczki złapała za łamliwą gałąź i zaczęła spadać w kierunku ziemi. Krzyczała i wiła się w powietrzu przerażona, jednak niepotrzebnie. Gdy otworzyła przestraszone oczy, zdała sobie sprawę, że lewituje w powietrzu. To jej ojciec, Strażnik Pierścienia, uratował ją przed upadkiem. Spokojny, ze skrytą twarzą w buszu długich włosów i brody stał pewnie na trawie, mierząc pierścień w stronę dziewczynki. Przypomniała sobie tą samą postawę Raphaela z pierścieniem i poczuła smutek. Po śmierci Edwarda, jej ojca, to właśnie miedziany chłopak został Strażnikiem Pierścienia. Wygląda, jakby był w moim wieku, jednak w rezultacie jest starszy – pomyślała Michelle. Wieść o śmierci ojca przekazała jej matka, gdy dziewczynka miała zaledwie dwanaście wiosen. Od tamtej chwili minęły już cztery, długie lata, w ciągu których Michelle całkowicie oddała się treningowi i ćwiczeniom. Jednak nigdy już nie mogła zapomnieć.
Spojrzała na swoją sukienkę. Teraz przypominała raczej postrzępioną szmatkę do wycierania podłogi, niż strój wyjściowy. Miała wiele dziur od ostrych mieczy i cała była upaćkana w błocie, do którego wpadła Michelle podczas walki. Błoto dostało się także do jej włosów. Spróbowała wydłubać je palcami, nic to jednak nie dało. Pogorszyła tylko sytuację, gdyż teraz nawet jej palce były całe w brązowej mazi.
Zastanowiła się, co zrobić dalej. Znajdowała się daleko od siedziby Strażników czy chociaż jakiegoś miasta, do tego nie była pewna, w którą stronę iść. Z każdej strony widziała tylko więcej drzew i błota. Spróbowała znaleźć na ziemi jakieś ślady mężczyzn, którzy ją nieśli by wrócić po nich do zamku, nie znalazła jednak nic. Byli bardzo ostrożni i wiedzieli, że muszą unikać takich rzeczy jak błoto, by nie zrobić śladów. Ich skórzane buty były tak czyste, zarówno podeszwy jak i górna część, jakby ktoś przed momentem je wypastował. Syknęła ze złości.
Po chwili zauważyła, że w jej stronę zbliża się grupka osób. Wychodzili z każdej strony lasu i przez chwilę Michelle pomyślała, że to kolejni wrogowi. Wyciągnęła przed siebie jeden z mieczy i zamachnęła się nim by uświadomić intruzów, że nie jest bezbronna. Jej źrenice rozszerzyły się, gdy zdała sobie sprawę, kim są nadchodzący ludzie.
Otoczyli ją, tworząc idealne koło. Michelle przyjrzała im się uważnie. Pierwszy z nich, śniady, wysoki i szczupły mężczyzna z zaczesanymi do tyłu śnieżnymi włosami sterczącymi na każdą stroną przyglądał się jej uważnie spod zimnych, niebieskich oczu. Miał na sobie niebieską szatę wyjściową w srebrne wzory, jednak Michelle spostrzegła, że pod nią ubrał lekką, ochronną zbroję. Poczuła chłód przez same patrzenie w jego oczy. Lyron, Strażnik Różdżki.
Kolejną osobą była kobieta. Miała krótkie, sięgające zaledwie do ramion fioletowe włosy oraz czarne oczy i Michelle poczuła się, jakby patrzyła w samą ciemność. Miała białą cerę, co nadawało jej oczom jeszcze mocniejszy efekt grozy. Jej pomalowane na mocno czerwony kolor usta lekko drgały, gdy wpatrywała się w dziewczynę. Na oko była mniej więcej w wieku Raphaela, jednak Michelle wiedziała, że jest nieznacznie starsza. Ubrana była w zwyczajną, zieloną koszulę na ramiączkach i szarą spódnicę sięgającą kolan. Na plecach miała zawieszony kołczan strzał. Florence, Strażniczka Łuku.
Następny był mężczyzna, któremu czoło i jedno oko zasłaniała czarna, starannie uczesana czupryna. Michelle z fascynacją wpatrywała się w jego złote oko, które wyglądało, jakby ktoś wylał płynne złoto na białą kartkę papieru. Miał ubrany czarny, bojowy strój, na który składały się: czarny pas z kieszonkami na noże do rzucania, czarny napierśnik i pochwa z mieczem zawieszona na plecach. Deven, Strażnik Zegarka Czasu.
Kolejna kobieta za to nie miała żadnej broni ani bitewnego ubrania. Miała na sobie sukienkę koloru krwistej czerwieni, co idealnie dopełniało jej pomarańczowe włosy i wyglądała jak żywy płomień ognia. Miała przyjazną, rumianą twarz z mocno zaznaczonymi rysami i delikatny, złoty makijaż na rzęsach, co tylko umacniało wizerunek ognia. Shale, Strażniczka Maski.
Kolejnym osobnikiem był silnie zbudowany osobnik z włosami sięgającymi barczystych i umięśnionych ramion. Jego włosy były srebrne niczym moneta, jednak było widać, że są to włosy należącego do starego, doświadczonego w boju mężczyzny, który najlepsze czasy ma już za sobą. Mimo to nie sprawiał mniejszego wrażenia, niż przed laty – jego postawa kojarzyła się Michelle z posągami, które zawsze mijała na rynku w swoim miasteczku. Wyglądał jak silna i twarda skała, twarz miał jednak przyjazną i zobaczyła przez lekkie, jednak intensywne zmarszczki, że się uśmiecha. Spojrzała na brązową pochwę z mieczem przyczepioną do paska jego skórzanych spodni sięgających do kolan i zadrżała. Camden, Strażnik Miecza, a zarazem Król Strażników.
Następna kobieta była znacznie starsza, niż swoje poprzedniczki. Miała złote, kręcone włosy sięgające talii – każdy, kto na nie spojrzał, nie mógł prędko oderwać od nich ciekawskiego i zafascynowanego wzroku. Jej oczy były koloru czystego, morskiego morza wzburzonego przez fale. Michelle poczuła, jak tonie w nich i szybko zamrugała, by pozbyć się tego wrażenia. Kobieta miała na sobie strój bojowy koloru błękitu i długą spódnicę sięgającą kostek. Pomimo wieku wciąż robiła wrażenia na mężczyznach, a mijające lata wcale nie pogorszyły jej umiejętności walki. Zamyra, Strażniczka Teleportującej Laski.
Kolejnym mężczyzna był trochę starszy od reszty i niższy – w porównaniu z wysokim Camdenem wyglądał jak karzeł. Miał na sobie beżowy garnitur z długim, szarym krawatem. Michelle spojrzała w jego oczy starego człowieka – podkrążone, zaczerwienione od krwi, jednak bystre i przenikliwe. Miały limonowy odcień tak mocny, że Michelle poczuła, jakby patrzyła w samo serce tego owocu. Na głowie pozostały już tylko nieliczne, siwe włosy – reszta została odebrana przez starość. Mimo swojego wieku mężczyzna miał silne, długie nogi, które utrzymywały jego postać i mimo wzrostu sprawiał mocne wrażenie jak każdy Strażnik. Willem, Strażnik Pucharu Zdrowia.
Ostatnia już kobieta w tym kręgu miała długie, proste czarne włosy i skórę tak rumianą, że wyglądała niemal jak jasny róż. Miała prostą, biała przewiewną szatę, która otulała jej ciało jak firanka okno. Miała też głębokie, fiołkowe oczy i uśmiechała się szeroko, odsłaniając białe zęby. Cassandra, Strażniczka Księgi Mądrości.
I ostatni, zamykający krąg był on. Nagi tors tym razem zakrył zieloną szatą z żółtymi wzorami, co idealnie podkreślało jego zielone oczy. Miał tą samą postawę, co wcześniej – gotowego do rozlewu krwi Strażnika, a zarazem uśmiechniętego, przystojnego chłopca. Jego miedziane włosy były lekko wzburzone, jakby dopiero co wstał z łóżka, a pierścień, niedbale zawieszony na palcu, migotał zielonym i błękitnym światłem. Raphael, Strażnik Pierścienia.
Michelle jeszcze raz z niepokojem spojrzała na twarze wszystkich obecnych. Nie była pewna, co zaraz nastąpi. Wszyscy tracili głowę przy Strażnikach. W dużej mierze przez ich postawę, a także potężne Przedmioty. Spojrzała na Raphaela. Uśmiechnął się, po czym udał ziewnięcie i zapytał:
- Co zajęło Ci tak długo?
***
Gdy Ethan, Cade, Alicja, Jamie i Samantha musieli rano wstać, by pojawić się na konferencji prasowej, byli zgodni co do jednego: nigdy więcej nie będą pić.
Ethan, jako kierowca oczywiście tego nie robił, jednak przez wydarzenia zeszłej nocy był bardzo zmęczony i skończyło się na tym, że wszyscy zgodnie zadzwonili do swojego starego szofera, Steve’a, który często przewoził ich pijanych z jednego miejsca na drugie. Jazda zajęła kilka mozolnych godzin, podczas których Ethan i Samantha dwa razy wymiotowali, udało im się jednak dotrzeć na miejsce.
Wyszli z limuzyny, w której wciąż było czuć alkohol i zawartość ludzkiego żołądka. Zgodnie ziewnęli i spojrzeli przed siebie – stali na chodniku, a przed nimi znajdował się spalony hotel Prim. Straży pożarnej udało się przyjechać dość szybko po incydencie przyjaciół, więc hotel nie był spalony całkiem, spowodowali jednak wiele istotnych szkód. Aktualnie trwała przebudowa – Cade dostrzegł dźwig, z pomocą którego grupka ubranych na czerwono mężczyzn krzyczała na siebie nawzajem i popijali kawę, sterując ogromną maszyną. Wstawiali nowe fundamenty i już za kilka miesięcy hotel powinien odzyskać dawną świetność.
Alicja, Cade, Jamie, Samantha i Ethan ruszyli w stronę hotelu w ciemnych, zakrywających im pijane oczy okularach przeciwsłonecznych. Jamie powstrzymała szybko odruch wymiotny, zatrzymując się na chwilę, kilka sekund później jednak dołączyła do przyjaciół. Przez zamroczenie dopiero teraz zauważyli tłum ludzi stojących przed spalonym hotelem. Cade spojrzał na zegarek w komórce. Godzina… sto dwudziesta trzecia? Nie, to nie miało sensu.
Tłum ludzi ruszył w stronę młodych aktorów. Około tuzin z nich miało duże mikrofony z logami różnych stacji telewizyjnych i magazynów oraz nienaganną, potraktowaną żelem fryzurę – reporterzy. Reszta, około trzydziestu nastolatek zaczęło piszczeć, gdy rozpoznały twarze swoich ulubionych gwiazd. Ethan szybko zamknął oczy i ścisnął powieki palcami.
- Stary, co ty robisz? – spytał go Cade.
- A, racja… - pokiwał głową ledwo przytomny Ethan i przeniósł palce na uszy. Cade pokiwał głową z uznaniem i zrobił to samo.
- Cade, o bój boże, Cade Anderson, Cade Anderson!!! Podpiszesz mi się na… o nie, nie wzięłam żadnej kartki! Czekaj, Cade! Masz, podpisz mi się na klatce piersiowej! – jakaś na oko szesnastoletnia dziewczyna lekko rozchyliła dekolt i podała Cade’owi długopis. Chłopak nie zaprotestował i zaczął pisać. Alicja przewróciła oczami. Po chwili fala fanów dopadła ich wszystkich i zaczęli szybko pisać, by zaspokoić zwierzęta.
- Nie możemy dopuścić, by znowu porwali nam ubrania – powiedziała ze zgrozą Alicja do Jamie i zaczęli szybko pisać i uśmiechać się serdecznie do nastolatek. Po chwili Ethan i Samantha poczuli pod brodami plastik mikrofonu. Teraz pytania.
- Czy możemy liczyć na więcej romantycznych relacji pomiędzy Cadem a Alicją w kolejnym sezonie? Czy będą jakieś nowe romanse? Czy możemy spodziewać się nowych postaci? Czy pojawi się może… - nawałnica pytań uderzyła ich równie gwałtownie, jak nagły powiew letniego wiatru. Zaczęli odpowiadać na pytania, starając się ukryć kac i zamroczenie. Właśnie stanęli przed najtrudniejszą misją w swoim życiu.
Nie minęły dwie minuty, nim zaczęli chichotać bez powodu i bawić się okularami na nosach. Z jeszcze większego upokorzenia wybawił ich nagły, męski głos.
- Hej, dajcie żyć moim aktorom! – powiedział wesoły głos mężczyzny po czterdziestce w czarnym smokingu, który właśnie wysiadł z limuzyny. Miał długie, siwe bokobrody i Ethanowi skojarzył się ze Sknerusem McKwaczem z Kaczora Donalda. Patrzył na Cade’a, Alicję, Samanthę, Jamie i Ethana wesołymi, piwnymi oczami. Gestem dłoni pokazał reporterom i fankom, że konferencja skończona, a sam machnięciem ręki zaprosił przyjaciół do samochodu, uśmiechając się szeroko.
Mężczyzna pościskał im dłonie, przedstawiając się.
- Morty Powell, nowy producent i reżyser, witam, witam. Słyszałem, co stało się z moim poprzednikiem, Davem i bardzo mi jest przykro. Dave był dobrym człowiekiem. Trochę świrniętym, jednak serce miał ze złota – powiedział, jednak szybko zmienił temat – Więc, pijani gwiazdorzy rozmawiają z prasą. Sami prosicie się o niepotrzebny rozgłos.
- To.. to to nie było planowane to – powiedział Cade i uścisnął Morty’ego, ku zażenowaniu reszty grupy – My tylko… to…
- Taaak – Morty podrapał się po bocznej brodzie i uwolnił się z rąk Cade’a – Wchodźcie do samochodu. Może choć trochę wytrzeźwiejecie po drodze.
Posłuchali go i wsiedli, rozpychając się ze względu na ciasne siedzenia. Gdy szofer ruszył, sceneria na zewnątrz powoli zaczęła się zmieniać. Wyjeżdżali z miasta.
- Najpierw pojedziecie do nowego hotelu – powiedział Morty – kazałem moim ludziom sprowadzić tam wszystkie wasze rzeczy. Tam, gdzie będziemy kręcić nie ma hotelów, w pobliżu nie ma nawet żadnego kiosku, więc zatrzymamy się w hotelu Arte po drugiej stronie miasta. Do tej małej wioski na zdjęcia… chyba nazywała się Poland… będziemy musieli dojeżdżać – zakończył rozmowę i sięgnął coś leżącego na przednim siedzeniu.
- ‘Pijackie upokorzenie młodych celebrytów’?! – Samantha z furią zaczęła przerzucać strony w gazecie – Jak to możliwe?! Rozmawialiśmy z nimi zaledwie kilka minut temu!
- Potęga mediów – powiedział Morty i zaśmiał się – O, chyba jesteśmy już na miejscu.
Wysiedli z limuzyny i skierowali swoje kroki w stronę nowego hotelu. W dużym stopniu przypominał on Prim, w którym zatrzymywali się niedawno – sprawiał ogromne wrażenie i posiadał wiele okien. ‘W sumie jak każdy hotel’, pomyślał Cade. ‘W czym one się od siebie różnią?” Widzieli w swoim życiu już ich tak wiele, że ciężko było im spamiętać wszystkie nazwy.
Weszli do hotelu, po czym Morty przywitał portiera i zaprowadził przyjaciół do ich pokoi na trzecim piętrze. Otrzymali kluczyki i z wielką ulgą położyli się na ogromnych, miękkich łóżkach.
Kilka godzin później Cade’a obudził dźwięk telefonu. Przetarł oczy i spojrzał na ekran.
‘Kocham Cię’ – brzmiała wiadomość od numeru Hayley Hoover, tęczowłosej bogaczki z Beverly Hills. Uśmiechnął się i wystukał odpowiedź.
‘Ja Ciebie też’
***
- Zaliczyłaś pierwszą próbę – mówił dalej Raphael, bawiąc się pierścieniem na palcu – Gotowa na następną?
Michelle wcale nie była gotowa – nie po tej wyczerpującej walce, którą z ledwością udało jej się wygrać. Spojrzała na swój medalion i postrzępioną sukienkę, po czym odezwała się do Strażnika.
- Dlaczego mnie otruliście?
Raphael nie spuszczał wzroku ze swojego pierścienia, uśmiechnął się jednak pod nosem.
- Próba, Michelle. Element zaskoczenia, zaskoczenie Cię w momencie, w którym w ogóle się tego nie spodziewałaś. Musieliśmy sprawdzić, co zrobisz – powiedział i spojrzał na nią mocnymi, zielonymi oczami. Nie mogła oderwać od nich wzroku, tak samo jak podczas uczty w zamku i jeszcze wcześniej, gdy obserwowała go podczas swojej ceremonii otrzymania Przedmiotu. Wszystkie troski w tym momencie zniknęły.
- Przydałaby Ci się teraz nowa sukienka – powiedział i zadowolony z własnego żartu, popatrzył z nadzieją na resztę Strażników. Stali jak mur, a ich wargi nawet nie drgnęły – Widzisz? Stoją jak słupy. Zero poczucia humoru.
Milczący i skupieni na Michelle Strażnicy sprawiali jeszcze bardziej przerażające wrażenie, niż wcześniej. Przełknęła ślinę – ich wzrok wbijał się w nią jak sztylety.
- Na pocieszenie mogę Ci powiedzieć, że to dopiero początek – mówił dalej Raphael i uśmiechnął się szeroko do dziewczyny, zadowolony z tego, co zaraz powie – Próba druga jest o wiele gorsza.
- Na.. na czym polega? – wydukała zaskoczona dziewczyna. Myślała, że to już koniec na dzisiaj.
- Widzę, że zatrzymałaś sobie miecz – popatrzył na miecz w jej drgającej dłoni. – Dobrze. Przyda Ci się. – Przeleciał po kolei wzrokiem wszystkich Strażników i uśmiechnął się jeszcze szerszej; Michelle nie była pewna, czy to możliwe, jednak zaskoczył ją – Tam – wskazał za siebie – Jeśli będziesz szła wystarczająco długo wśród ścieżki, dotrzesz do naszej siedziby. To jakieś… powiedzmy, pięć jardów. Niedużo. Musisz tam dotrzeć, to wszystko.
Michelle również się uśmiechnęła. Wreszcie coś prostego. Kiwnęła głową i zaczęła iść w wyznaczonym kierunku, jednak już po trzech krokach usłyszała rozbawiony dźwięk głosu Raphaela.
- Ah, prawdopodobnie zapomniałem wspomnieć o czymś ważnym. Oczywiście my – wskazał palcem na siebie i pozostałych ośmiu strażników – Będziemy próbowali Cię powstrzymać.


--

Wątpię, że ktoś to jeszcze czyta, ale dodaję nowy rozdział ;)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annabeth&Percy
Artystka
Artystka



Dołączył: 10 Paź 2010
Posty: 745
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Wto 18:34, 20 Sie 2013    Temat postu:

No więc tak, ja dzisiaj przeczytałam jeszcze 7 i 8 rozdział. Na 23 to nie wiele ale zawsze coś. A więc tak. Jak mam być szczera to te rozdziały, które czytam są aktualnie odrobinkę... Dziecinne? Przepraszam ale muszę użyć tego słowa. Są one zbyt ogólnikowe. Za mało opisów. Są jakieś dwa konkretne zdarzenia, z których opisujesz je tylko dialogami i kilkoma zabawnymi zdaniami. Brak bardziej rozbudowanych opisów itd. Jednak jak ostatnio czytałam początek Twojego nowego rozdziału i był już dużo lepszy więc sądzę, że każdy nowy rozdział będzie lepszy i bardziej dojrzalszy.
No i... Jestem dwa rozdziały w przód. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Twórczość literacka Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin