Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Odnaleźć siebie [NZ][5/?]
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Tartar / Porzucone ff
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Neysa
Przypalona Ambrozja
Przypalona Ambrozja



Dołączył: 05 Wrz 2010
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olympus
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 14:29, 06 Wrz 2010    Temat postu: Odnaleźć siebie [NZ][5/?]

To mój pierwszy FF i liczę na wyjątkowe ostre słowa krytyki i wytykanie błędów.



Prolog – Gadający dąb.

Prawdę powiedziawszy wolałabym nie dowiedzieć się prawdy o sobie i wciąż żyć w niewiedzy jak na normalną gimnazjalistkę przystało.
Nazywam się Nikki Crawford i chciałabym podzielić się z wami moją historią.
Zacznijmy od tego, że mieszkam z moimi przybranymi rodzicami w samym centrum Manhattanu. Kiedy byłam jeszcze w domu dziecka opiekunowie mówili mi, że moi biologiczni rodzice zginęli kilka miesięcy po moim narodzeniu. Nie miałam po nich żadnej pamiątki, żadnego wspomnienia.
Kiedy skończyłam pięć lat adoptowała mnie młoda para, która sama nie mogła mieć własnych dzieci. Kiedy po raz pierwszy ich zobaczyłam poczułam dziwną więź, ale nie podeszłam do nich tak jak reszta moich rówieśników. Czułam się zawstydzona i zakłopotana. Stojąc w kącie i przyglądając się parze dostrzegłam wzrok młodego mężczyzny, który wpatrywał się we mnie z zainteresowaniem. Podszedł do mnie i zapytał o imię. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczął się ze mną bawić i w jaki sposób jego żona do nas dołączyła...
No dobra... Koniec zanudzania nudnym życiorysem i przejdźmy do tego koszmarnego dnia.
Siedziałam w ławce czytając książkę i totalnie olewając nauczycielkę historii. Zresztą nie tylko ja. Cała klasa toczyła między sobą rozmowy na temat zbliżających się międzyszkolnych zawodów bejsbolu. Moja przyjaciółka Susan Thomson siedziała tuż obok mnie słuchając muzyki i rysując coś w zeszycie. Cóż można o niej powiedzieć. Cierpi na dysleksje i ADHD, co tłumaczy jej dosyć mizerne oceny i nadpobudliwość. Może w angielskim nie jest dobra, ale sprawności fizycznej nie można jej odmówić. Kiedy biega zdaje się być prawdziwą gazelą uciekając przed drapieżnikiem. Z tego, co wiem mieszka tylko ze swoją mamą, która jest najbardziej roztrzepaną osobą na świecie, ale również niezwykle miłą.
-Hej Nikki wytłumaczysz mi te funkcje? Nic z tego nie rozumiem, a niedługo zaczynają się testy... - podenerwowany głos mojego przyjaciela siedzącej przede mną wyrwał mnie z lektury.
Spojrzałam na niego zaciekawiona, a następnie odebrałam zeszyt, który mi podał. Jego kozia bródka zadrżała, kiedy kątem oka spojrzał w stronę okna, ale mimo to uśmiechnął się szeroko. Ten jegomość zwie się Grover Underwood i zaczął chodzić z nami na historię oraz matematykę od tego semestru. Wszyscy w szkole mają go za łajzę, bo chodzi dość dziwaczny sposób i daje sobą pomiatać dryblasom drużyny piłkarskiej. Jak dla mnie jest świetnym kumplem, trochę tajemniczym, ale za to wiernym.
Odwzajemniłam uśmiech i zaczęłam prowadzić osobiste korepetycje nie zwracając uwagi na błagalny głos pani Brown, która rozpaczliwie starała się zainteresować nas kulturą średniowiecza. Kiedy rozbrzmiał upragniony dzwonek wszyscy w trybie natychmiastowym ewakuowali się z sali, a nasza trójka wypadła z klasy, jako pierwsza. Przeciskając się przez zatłoczone korytarze kierowaliśmy się w stronę stołówki. Wraz z Susan usiadłyśmy w kącie, kiedy uradowany Grover pobiegł po swoją ulubioną porcję tortilli.
-Masz jakieś plany na lato? - mruknęłam wpatrując się w krajobraz za oknem.
-Mama zapisała mnie na jakiś letni obóz... Spędzę na nim całe wakacje – burknęła z niesmakiem.
-Całe lato? - skinęła głową bawiąc się słuchawką – Trochę dziwny ten obóz – dodałam.
-Podobno nauczę się na nim wielu przydatnych rzeczy, które ułatwią mi przeżycie. Wydawała się być strasznie zdenerwowana, gdy mi o tym mówiła – zamyśliła się, ale po chwili na jej twarzy ukazał się szeroki uśmiech – A ty? Co będziesz robić przez calusieńkie lato, kiedy mnie nie będzie?
-Sama nie wiem. Ojciec mówił o wyjeździe do Europy, ale ja wolałabym zostać w domu. Po przyjeździe jestem jeszcze bardziej zmęczona niż przed nim...
Kiedy tylko Grover dosiadł się do naszego stolika spytałyśmy go o plany na wakacje. Połykając kęsy tortilli opowiadał nam o obozie, na który się wybiera i jego przyjaciołach – Percym i Annabeth. Okazało się, że Susan jedzie na ten sam obóz, więc podekscytowana szatynka zaczęła go zasypywać gradem pytań. Kiedy zasypywała go pytaniami wyglądał na zakłopotanego i zdziwionego więc nie odpowiedział na żadne z nich. W końcu zapienił ją, że wszystkiego dowie się na miejscu i wydawało mi się, że w tym czasie zaczął konsumować kawałek serwetki, którą podtrzymywał sobie ukochaną tortillę. Oczywiście niepocieszona szatynka strzeliła focha i do końca przerwy siedziała naburmuszona, kiedy my z Groverem pokładaliśmy się ze śmiechu.
Po dzwonku każde z nas udał się w stronę swoich sal lekcyjnych. Ja udałam się w stronę szatni, aby hipotetycznie móc przebrać się na kolejną lekcję wuefu pod okiem zboczeńca Masona. Kiedy miał z nami zajęcia zawsze miałyśmy ćwiczenia, które miały za zadanie podwinięcie naszych koszulek i ukazanie trochę ciała. W szczególności uparł się na mnie. Jednak tego dnia nie miałam zamiaru dawać mu satysfakcji i nie przebrałam się. Usiadłam na trawie niedaleko wysokiego dębu, który dawał mi cień. Natomiast zawiedziony wuefista zaczął prowadzić lekcje lekkiej atletyki.
Miała stamtąd dobry widok na klasę Grovera, który aktualnie miał angielski. Siedział pod oknem i zajadał się swoim ołówkiem wpatrując się w surową twarz nauczyciela. Mężczyzna tłumaczył im coś, a jego poważna twarz była tak przerażająca, że sama mimowolnie się wzdrygnęłam. Grover odwrócił się na moment w stronę okna i zanim znowu wrócił do obserwowania tablicy zdążyłam mu pomachać. Odpowiedział mi słabym uśmiechem, a jego twarz wykazywała objawy rozpaczy. Było mi go żal. Gdybym mogła podejść do okna i jakoś pomóc mu się wydostać...
Nie krepuj się, może nauczyciel nie zauważy. Zwykle nie zwraca na niego większej uwagi.
Że co? Co to ma być?
Jak to, co? Porada starego dębu, ot co...
Zaskoczona spojrzała na drzewo i gapiłam się na nie z otwartymi ustami. To coś gada?
Hej! Żadne coś! Młoda damo powinnaś się nauczyć szacunku do starszych od siebie.
Super... Nie dość, że gada to jeszcze prawi mi kazanie na temat kultury.
Skrzywiłam się z niesmakiem, ale nie odwróciłam od niego wzroku. Zawiał mocny wiatr kołysząc jego gałęziami.
Więc jak? Pomożesz przyjacielowi czy będziesz tak gapić się na mnie jak wół w malowane wrota?
No ty chyba żartujesz... Gdybym do niego podeszła to pewnie wpakowałabym się w kłopoty, a do tego pociągnęłabym go za sobą. Taka głupia to ja nie jestem, panie dębie.
Mam na imię Chuck, młoda damo. I jeśli masz zamiar nadal wylegiwać się na trawie to mam do ciebie małą prośbę. Czy mogłabyś mnie podlać? Dawno już nie padało, a moje pąki zaczynają obsychać.
-Wracać do szatni! - ryk wściekłego Masona rozległ się po okolicy.
Kilka przerażonych dziewczyn wyleciało z boiska do szatni. Chyba przestraszyły się donośnego głosu tego zboczeńca.
Leniwie podniosła się z ziemi otrzepując się z trawy. Spojrzałam na korę dębu wzdychając. Chyba nici z podlewania.
Spoko... Mogę poczekać do jutra, nie?
Zacisnęłam wargi i szybkim krokiem udałam się w strony szatni. Kiedy spotkałam się z Susan przy szafce wolałam nie wspominać jej o gadającym dębie. Na pewno wzięłaby mnie za wariatkę albo podekscytowana zapytała, jakimi prochami się faszeruje, że załapał mnie taki odlot.
Jednak to nie była jedyna niespodzianka, jaka mnie dzisiaj czekała...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Neysa dnia Wto 19:06, 16 Lis 2010, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Miss Holmes
<b>Miss Holmes</b>



Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 15:48, 06 Wrz 2010    Temat postu: Re: Odnaleźć siebie [NZ][1/?]

(...)zaczął chodzić z nami na historię oraz matematykę od tego semestru.

Mężczyzna tłumaczył im coś, a jego poważna twarz była tak przerażająca, że sama mimowolnie się wzdrygnęłam.

Gdybym mogła podejść do okna i jakoś pomóc mu się wydostać...

Znalazłam kilka niewinnych pomyłek, ale kilka mi się zgubiło.

Samo opowiadanko jest fajne. Piszesz ciekawie i lekko. No i uwielbiam narrację pierwszoosobową Very Happy Czekam na ciąg dalszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Neysa
Przypalona Ambrozja
Przypalona Ambrozja



Dołączył: 05 Wrz 2010
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olympus
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 17:18, 06 Wrz 2010    Temat postu:

O matko... Co za wstyd. Takie błędy. Wielki dzięki, za sprawdzenie. Jeśli znajdziesz jakieś jeszcze to napisz Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Miss Holmes
<b>Miss Holmes</b>



Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 18:21, 06 Wrz 2010    Temat postu:

Przestań Very Happy Wiesz ile ja popełniłam błędów w moim ff Razz To nie powód do wstydu. Jeszcze raz napiszę, że bardzo mi się podoba. I jak coś znajdę to dopiszę Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Avress
Błyszczyk Afrodyty
Błyszczyk Afrodyty



Dołączył: 27 Lip 2010
Posty: 387
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 18:30, 06 Wrz 2010    Temat postu:

Zaczniemy od błędów (sama tego chciałaś ;)):
- raz piszesz w narracji pierwszo-, raz w trzecioosobowej,
- przecinki, przecinki i jeszcze raz przecinki! (Jak u większości.) Wybacz, ale nie chce mi się ich wypisywać.
- czy w USA jest takie pojęcie jak gimnazjalista?
Więcej nie widzę...

A teraz wrażenia:
Całkiem fajnie. Lekko się czyta. Grover, gadające drzewo - niezłe pomysły. Ciekawie się zapowiada... Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Avress dnia Nie 18:27, 12 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Necklice
Pani mórz
Pani mórz



Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 3175
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 20:19, 06 Wrz 2010    Temat postu:

Oj Av, poprawiasz, a sama robisz błędy. "...jest takie pojęcia..." - Pojęcie, na LB!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Podróżniczka
Róg Minotaura
Róg Minotaura



Dołączył: 27 Lip 2010
Posty: 517
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: "Trzy plichy"
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pią 17:27, 10 Wrz 2010    Temat postu:

Mi się podobało. Pisz dalej.

A co to jest te "LB"?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Necklice
Pani mórz
Pani mórz



Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 3175
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pią 18:58, 10 Wrz 2010    Temat postu:

To znaczy na Litość Boską Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Avress
Błyszczyk Afrodyty
Błyszczyk Afrodyty



Dołączył: 27 Lip 2010
Posty: 387
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 18:27, 12 Wrz 2010    Temat postu:

Rrrrrrrraaaaaaaaahhhhhhhhh, zwykła literówka! Evil or Very Mad

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Neysa
Przypalona Ambrozja
Przypalona Ambrozja



Dołączył: 05 Wrz 2010
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olympus
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 18:44, 19 Wrz 2010    Temat postu:

Rozdział Pierwszy – Nawiedzona ekspedientka.

Gdy rozbrzmiał ostatni dzwonek wraz z Groverem udaliśmy się do swoich szafek. Susan musiała zostać na dodatkowej lekcji angielskiego, którą załatwiłam jej u mojej nauczycielki, pani Smith. Ta kobieta jest wprost stworzona do bycia nauczycielką. Jeszcze nigdy na nikogo nie nawrzeszczała, ani nie kazała zostać po lekcjach. Susan zaczęła brać u niej korki jakiś miesiąc temu i od tamtej pory idzie jej coraz lepiej.
Wracając jednak do naszej dwójki. Postanowiliśmy poczekać na nią w jednej z knajpek. To znaczy Grover wysunął taką propozycję. Zdawał się wtedy bardzo zdenerwowany. Bardziej niż zwykle. W gruncie rzeczy nie miałam nic innego do roboty. Rodzice i tak wyjechali na kilka dni w jakiś sprawach służbowych, więc miałam mnóstwo czasu dla siebie.
Przez całą drogę mój przyjaciel oglądał się za siebie i czujnie obserwował otaczających nas ludzi. Zupełnie jakby bał się, że coś wyskoczy z tłumu, jaki nas otaczał. Nic jednak w tym dziwnego. Ostatnio wzrosła liczba kradzieży, szczególnie w okolicach Central Parku. Ale on raczej nie miał przy sobie czegoś bardzo wartościowego. Pieniędzy ani komórki ze sobą nie nosił, więc nie miał się, czego obawiać.
-Hej, Grover – złapałam go za ramię.
Podskoczył przestraszony i pewnie spotkałby się z ziemią gdybym go nie potrzymała. Spojrzał na mnie ze strachem i położył dłoń na piersi.
-Chcesz mnie zabić? - wyjęczał prostując się.
-Raczej dowiedzieć się, co cię trapi – odparłam zakładając dłonie na biodrach.
Przegryzł nerwowo dolną wargę i zaczął niecierpliwie przebierać nogami. Rozejrzał się jeszcze po ulicy, po czym wciągnął mnie do cukierni, przed którą się zatrzymaliśmy. Zaprowadził mnie do lady i kupił kilka ciastek. Usiadł przy jednym ze stolików i zaczął je konsumować mrucząc przy tym pod nosem.
-Grover – ponagliłam go.
-Spoko... Nic się przecież nie dzieje – wybeczał.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam w stronę lady, za którą stała ekspedientka. Wpatrywała się z mojego przyjaciela, ani na moment nie spuszczając z niego wzroku. On za to udawał, że ona nie istnieje. Wpatrywał się w okno, co jakiś czas posyłając jej ukradkowe spojrzenia.
W milczeniu spoglądałam raz na niego, a następnie na nią.
Z grubsza wydawała mi się normalna, ale zachowanie Grovera definitywnie świadczyło o tym, że wcale tak nie jest. Nagle poczułam niezwykłą wręcz potrzebę opuszczenia tego miejsca i wyjścia na świeże powietrze. Podniosłam się z miejsca i szybkim krokiem udałam się w stronę drzwi. Kilka sekund później ponownie stanęliśmy na chodniku. Co najdziwniejsze ekspedientka nie spuszczała z nas wzroku. Grover wymamrotał coś w stylu, „Dlaczego wcześniej tego nie wyczułem?” nie przestając obżerać się ciastkami.
Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę Central Parku, co jakiś czas przyśpieszając. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęliśmy biec. Przepychaliśmy się między przechodniami omal nie taranując pewnej staruszki, która spokojnie szła sobie chodnikiem. Zwolnił dopiero, kiedy naszym oczom ukazał się budynek Metropolitan Museum of Art.
Usiedliśmy na schodach i w ciszy wpatrywaliśmy się w przechodzących obok nas ludzi. Grover uspokoił się i w spokoju przeżuwał resztę ciasteczek, które kupił. W hałasie wywołanym przez klaksony samochodów udało mi się dosłyszeć melodię mojego dzwonka i odebrać telefon.
-Słucham? - krzyknęłam do aparatu.
-Nikki! Gdzie wy się podziewacie?! - mimowolnie odsunęłam telefon od ucha słysząc wrzask Susan.
-Jesteśmy przed Metropolitan Museum of Art... Raz, raz... To tu już skończyłaś zajęcia? - odkrzyknęłam.
-Tak. Pani Smith dostała jakiś arcyważny telefon i musiałyśmy skończyć wcześniej... Właśnie przechodzę obok jakieś ciastkarni. Może coś kupię?
-Nie trzeba... Właśnie z niej wyszliśmy i... Ciastkarnia?
-No właśnie ci mówię. Za ladą stoi jakaś dziwna kobieta i... Ooo... Patrzy na mnie jakoś tak dziwnie – zajęczała, iż z ledwością mogłam ją usłyszeć.
-Susan? Wyjdź stamtąd! Słyszysz! - krzyknęłam, ale nie otrzymałam odpowiedzi – Susan?
Musiała się rozłączyć, bo niczego już nie usłyszałam.
Poderwałam się z miejsca jak poparzona. Zapominając o torbie pobiegłam w stronę cukierni, z której przed chwilą wyszłam.
-Nikki! - wrzasnął za mną Grover.
Nie zwracałam na niego uwagi. Miałam strasznie złe przeczucia, a z każdym krokiem nasilały się. Popchnęłam kilku przechodniów, którzy wrzeszczeli o braku kultury i takich tam. Kiedy byłam już wystarczająco blisko słyszałam wrzaski przechodni i odgłos tłuczonego szkła. Jakaś uciekająca dziewczyna uderzyła we mnie i obie padłyśmy na chodnik. Na moment zrobiło mi się ciemno przed oczami, a klatka piersiowa bolała mnie niemiłosiernie. Z trudem podniosłam się do pozycji siedzącej i położyłam dłoń na mostku. Spojrzałam przed siebie, a wszystkie moje mięśnie napięły się boleśnie. Dosłownie kilka metrów przede mną na jezdni leżała Susan. Łuk brwiowy miała rozcięty, co było przyczyną sporej kałuży krwi, jaka się zebrała wokół niej. Nad nią natomiast stałam owa ekspedientka tylko, że nie wyglądała tak jak ostatnio.
Zamiast nóg miała wężowy ogon, a jej twarz była tak niezmiernie brzydka, że trudno było mi się na niej skupić. Oczy miała ja u węża, a jej skórę pokrywały zielone łuski. Uśmiechnęła się, ale zamiast zębów miała kły niczym noże. Kiedy pochyliła się nad Susan zebrałam w sobie siłę i podniosłam się rzucając tym samym na jej plecy.
-Odwal się od mojej kumpeli – krzyknęłam.
Oplotłam jej ręce na szyi i mocno do niej przywarłam. Podskakiwała i potrząsała się warcząc przy tym. Za wszelką cenę starałam się nie spaść. To zaskakujące, że jeszcze nie wpadłam w panikę. W końcu wskoczyłam na kark jakiemuś potworowi. Odczułam ją dopiero po tym jak zdałam sobie sprawę z tego, iż Susan leży nieprzytomna na asfaltowej jezdni, a ludzie zamiast pomóc uciekali wrzeszcząc.
W końcu skończyło się na tym, iż zostałam przygnieciona do ściany cukierni. Puściłam się jej upadając z hukiem na chodnik. Plecy bolały mnie niemiłosiernie, a w głowie zaczęło huczeć. Eks-ekspedientka wpatrywała się we mnie przez moment oblizując zęby. Szybko jednak straciła mną zainteresowanie i zaczęła sunąć w stronę nieprzytomnej szatynki. Pomału podniosłam się, zatoczyłam niewielkie kółko i chwiejnym krokiem zaczęła się do niej zbliżać. Nie mając lepszego pomysłu nadepnęłam jej na koniec ogona i mocno przycisnęłam do ziemi. Wtedy wydała z siebie potworny ryk bólu i wściekłości. Odwróciła się w moją stronę, a w jej oczach płonął prawdziwy ogień. Zamachnęła się swoją krzywą ręką celując w twarz. W ostatniej chwili udało mi się uchylić nie puszczając przy tym ogona. Złapałam ją za nadgarstek i pociągnęłam do siebie. Kiedy jej paskudna twarz była wystarczająco blisko mojej uderzyłam ją czołem w nos. Jej ludzkie ciało odchyliło się do tyłu, a ona wydała z siebie zaskoczony okrzyk.
Kiedy przypomniało mi się, że ma wolną drugą rękę dostałam potężny cios w brzuch, który odrzucił mnie z powrotem na ścianę. Bezwładnie zjechałam po niej na chodni czując metaliczny smak krwi w ustach. Czułam jak zaczyna spływać po mojej brodzie lądując na bluzce.
Podniosła mnie do góry i cisnęła mną w stronę jezdni. Uderzyłam głową o asfalt i przetoczyłam się tuż obok Susan. Spojrzałam na nią zamglonym wzrokiem i zacisnęłam wargi.
Kiedy pomyślałam, że już po nas usłyszałam głośny świst i krzyk potwora. Później jakiś piach przefrunął między moimi palcami. Ktoś złapał mnie za ramię i odwrócił na plecy. Wydałam z siebie jęk bólu. Nade mną pochylałam się jakaś blond dziewczyna. Mówiła coś do mnie, ale nie potrafiłam zrozumieć, o czym do mnie mówi.
Pochłonęła mnie ciemność.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Neysa dnia Nie 21:19, 19 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Necklice
Pani mórz
Pani mórz



Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 3175
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 19:09, 19 Wrz 2010    Temat postu:

Ekhem, czy przypadkiem prolog nie był dłuższy od rozdziału? Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Neysa
Przypalona Ambrozja
Przypalona Ambrozja



Dołączył: 05 Wrz 2010
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olympus
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 19:19, 19 Wrz 2010    Temat postu:

Następny będzie o wiele dłuższy... Very Happy

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Neysa dnia Nie 19:19, 19 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Miss Holmes
<b>Miss Holmes</b>



Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 19:33, 19 Wrz 2010    Temat postu:

Neysa napisał:

Jeszcze nigdy na nikogo nie nawrzeszczała, ani nie kazała zostać po lekcjach.


Neysa napisał:

Zupełnie jakby bał się, że coś wyskoczy z tłumu,


Neysa napisał:

Ale on raczej nie miał przy sobie czegoś bardzo wartościowego.

Neysa napisał:

Co najdziwniejsze ekspedientka nie spuszczała z nas oczu.

Neysa napisał:

co jakiś czas przyśpieszając.

Neysa napisał:

Za wszelką cenę starałam się nie spaść.

Neysa napisał:

To zaskakujące, że jeszcze nie wpadłam w panikę.

Neysa napisał:

Złapałam ją za nadgarstek


Wyłapałam kilka drobnych pomyłek Very Happy Samo opowidanko super, trochę krwawo, ale za to ciekawie, akcja się rozkręca Very Happy Czekam na ciąg dalszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Neysa
Przypalona Ambrozja
Przypalona Ambrozja



Dołączył: 05 Wrz 2010
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olympus
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 21:05, 19 Wrz 2010    Temat postu:

Tak to jest jak pisze się szybko, że nie stracić pomysłu... Dzięki Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Neysa
Przypalona Ambrozja
Przypalona Ambrozja



Dołączył: 05 Wrz 2010
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olympus
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 19:43, 20 Wrz 2010    Temat postu:

Nie miałam czasu aby sprawdzić ten rozdział więc z pewnością znajduje się multum błędów, o który chyba nawet nie chcę wiedzieć...

Dedykacja dla Sophie, która jeszcze nie załamała się nerwowo czytając moje wypociny...


Rozdział Drugi – Nieudana bójka i partyjka remika.
 
Otaczała mnie ciemność, a jedynym źródłem światła było moje ciało, które otaczała biała poświata. Było mi strasznie zimno, a za każdym razem, kiedy starałam się objąć rękami czułam nieprzyjemny gorąc. Skóra pod bluzką zaczynała mnie piec by po chwili znów odczuć dotkliwe zimno. Nie jestem pewna czy stałam czy też wisiałam w powietrzu. Rozpaczliwie rozglądałam się wokoło w poszukiwaniu choćby odrobiny światła. Nagle jakaś siła pociągnęła mnie w dół. Kiedy spojrzałam w tamtą stronę dostrzegłam niewielki jasny punkcik, który z każdą chwilą robił się coraz to większy.
Zatrzymałam się kilka centymetrów przed postacią, która stała odwrócona do mnie tyłem. Po sylwetce mogłam wywnioskować, że była to kobieta, najprawdopodobniej była starsza ode mnie o kilka lat. Pomału zaczęła się do mnie odwracać, a kiedy zobaczyłam jej twarz opadła mi szczęka. To była najpiękniejsza osoba, jaką w życiu widziałam. Miała niezwykle zielone oczy i włosy koloru ziemi. Nie miała więcej niż dwadzieścia pięć lat.
Obrzuciła mnie czujnym spojrzeniem, po czym uśmiechnęła się delikatnie, aż zrobiło mi się słabo. Oprócz przyjemnego ciepła biła od niej niesamowita wręcz moc. Chciał coś do niej powiedzieć, ale słowa uwięzły mi w gardle nie potrafiąc się wydobyć. Kiedy chciałam ruszyć ręką czułam jak zaczyna mi drętwieć.
Kobieta uniosła dłoń i zaczęła ją kierować w stronę mojego policzka...
 
Otworzyłam szeroko oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Oddech miałam przyspieszony, a serce waliło mi w piersi jak oszalałe. Zajęło mi chwilę zanim udało mi się uspokoić.
Dopiero teraz zorientowałam się, że nie leżę na jezdni, tylko w łóżku. Plecy mnie już nie bolały i nie kręciło mi się w głowie. Dokładnie się obmacałam, ale nie wyczuwając żadnego gipsu ani bandaża odetchnęłam z ulgą. Dopiero teraz zauważyłam, że nie znajduję się u siebie. Obok mnie stał rząd starannie zaścielonych łóżek. Na szafce za to stała szklanka wypełniona jakimś bezbarwnym napojem.
Coś mi mówiło, że lepiej będzie, gdy zostawię ją w spokoju, więc tak też zrobiłam. Pomału podniosłam się z łóżka i wolnym krokiem podeszłam do drewnianych drzwi. Otworzyłam je na oścież i omal się nie przewróciłam.
Kilka metrów przede mną stała czwórka osób. Jedną z nich była Susan, która wyglądała tak jakby chciała zabić gołymi rękami stojącego przed nią bruneta. Tuż obok niej stała blond włosa dziewczyna. Obok bruneta stał Grover, ale nie taki Grover, jakie udało mi się zapamiętać. Od pasa w dół pokryty był gęstą sierścią, a zamiast normalnych ludzkich stóp miał kopyta.
Wpatrywałam się w jego owłosione łydki jak zahipnotyzowana opierając się tym samym o framugę. O matko.. Musiałam naprawdę mocno zaryć głową o asfalt. Poza tym cała czwórka nosiła pomarańczowe bluzki z czarnym nadrukiem „OBÓZ HEROSÓW”
-Co ty sobie wyobrażasz?! - donośny krzyk Susan wypełnił okolicę.
Och... Będzie draka.
-Chejron chce się z nią zobaczyć zanim wraz z Panem D. podejmą decyzję – spokojny głos blondynki spowodował, że twarz mojej kumpeli zrobiła się czerwona jak pomidor.
I bynajmniej nie był to efekt zawstydzenia, ale prawdziwej wściekłości. Grover zaczął nerwowo przebierać kopytami próbując jakoś dotrzeć do wściekłej szatynki. Ona jednak nie słuchała i rzuciła się z pięściami na blondynkę. Obie wylądowały na trawie i zaczęły się między sobą przepychać. Susan próbowała uderzyć ją w twarzy, a zaskoczona blondynka skutecznie ją zablokowała. Turlały się po ziemi, a szatynka warczała przy tym jak zły pies.
Grover i jego kumpel wpatrywali się w ich bójkę, a kiedy mój kozłonogi przyjaciel próbował je rozdzielić został znokautowany przez kopniaka wymierzonego przez blond włosom. Złapał się za brzuch i cofnął kilka kroków omal nie wpadając na swojego przyjaciela.
-Znowu to samo – mruknęłam pod nosem i westchnęłam cicho.
Susan zawsze miała skłonności do bójek, ale to ja byłam prawdziwą mistrzynią w ich rozpoczynaniu. Zwykle wchodziłam w konflikt z dryblasami drużyny piłkarskiej, którzy znęcali się nad uczniami młodszych klas. Oczywiście najpierw próbowałam dotrzeć do ich maleńkich móżdżków, ale kiedy dyplomacja nie rozstrzygała problemu trzeba było przejść rękoczynów. Pamiętam, że zanim zostałam adoptowana pobiłam trzech dziesięcioletnich chłopaków, którzy zabrali lalkę młodszej ode mnie dziewczynce. Skończyło się karą w postaci tygodnia bez kolacji. Dotąd nie żałuję, że tak postąpiłam. W końcu w słusznej sprawie.
Wolnym krokiem podeszłam do bruneta, który nieudolnie próbował zdjąć, Susan ze swojej znajomej. Grover spojrzał na mnie z radością i zanim się obejrzałam znalazłam się w jego „kozim” uścisku.
-Nikki! Ty żyjesz! - krzyknął wzmacniając uścisk.
Zajęczałam czując jak zaczyna miażdżyc mi żebra. Przepychanka między dziewczynami zakończyła się z chwilą mojego głośnego jęki bólu. Susan zerwała się jak oparzona i rzuciła się w moją stronę. Tak, więc byłam przygniatana przez dwójkę moich dobrych przyjaciół, którzy najwyraźniej zapomnieli o metodzie pobierania przez płuca tlenu.
-Dusicie mnie – wychrypiałam z trudem.
Oboje jak na komendę puścili mnie, a ja zaczęłam łapczywie pobierać nowe dawki tlenu. Szatynka posłała blondynce mściwe spojrzenie, a następnie spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem.
-Cieszę się, że nic ci nie jest – odparła.
-Ja też się cieszę, że nic poważniejszego ci się nie stało – mruknęła z przekąsem.
Spojrzała na mnie posępnie i spuściła głowę doskonale wiedząc, o co mi chodzi. Nie lubię, gdy wdaje się w bójki szczególnie, gdy nie ma do nich żadnego uzasadnionego powodu.
Spojrzałam na leżącą blondynkę, która wpatrywała się we mnie ze zdziwieniem jak i ulgą. Miała kręcone włosy i oczy o zaskakującym odcieniu chmur burzowych. Stojący obok Grovera chłopak przeszywał mnie przenikliwym spojrzeniem, a kiedy na niego spojrzałam miałam wrażenie, że patrzę w głębiny oceanu. Pomogłam wstać leżącej dziewczynie, która była niewiele starsza ode mnie.
-Przepraszam – wymamrotała Susan wyciągając w jej stronę rękę.
Blondynka uśmiechnęła się do niej niepewnie i uścisnęła jej dłoń. Ja jednak nie wierzyłam w jej skruchę i byłam w stu procentach pewna, że w ciągu najbliższych dni szarooka będzie miała jakiś wypadek, który będzie miał na celu skompromitowanie jej. To było więcej nie pewne.
-Skoro już się obudziłaś to możemy iść do Chejrona – mruknął brunet i uśmiechnął się – Jestem Percy Jackson, ta mądrala to Annabeth Chase, miło mi się poznać, Nikki – dodał, za co dostał kuśka w bok od Annabeth.
Uśmiechnęłam się do nich i po chwili całą piątką ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku. Po drodze opowiadali mi o obozie i obozowiczach. Każdy z uczestników był dzieckiem greckiego boga i zwykłego śmiertelnika. Widząc mojego przyjaciela, który okazał się satyrem byłam w stanie uwierzyć we wszystko o czym mi powiedzieli na temat tego miejsca. Pokazali mi dwanaście domków, w których mieszkali obozowicze, pola truskawek, ścianę do wspinaczki, po której płynęła lawa, arenę, na której ćwiczyli i kantynę.
Na sam koniec przyprowadzili mnie do największego budynku, jaki znajdował się w obrębie obozu. Na werandzie, przy stoliku do pokera siedziało dwójka mężczyzn. Jednym z nich był sympatycznie wyglądający mężczyzna siedzący na wózku inwalidzkim. Naprzeciwko niego miejsce zajmował drugi mężczyzna ubrany w hawajską koszulkę w lamparcie cętki, szorty i tenisówki. Miał czerwony nos i oczy.
Kiedy podeszliśmy bliżej podniósł leniwie wzrok na naszą gromadkę. Utkwił we mnie swoje spojrzenie i pociągnął łyk dietetycznej coli, która stała tuż obok jego ręki.
-Dzień dobry – odezwałam się dość niepewnie.
Mężczyzna na wózku uśmiechnął się do mnie serdecznie i przywołał do siebie gestem ręki. Przełknęłam ślinę i przystanęłam przy nim.
-Cieszę się, że w końcu się obudziłaś – odparł i zapisał sobie punkty na kartce.
-Remik? - spytałam wpatrując się w jego karty.
-Ano remik. Umiesz w to grać dzieciaku? - spytał pulchny facet w hawajskiej koszulce.
-Umiem, proszę pana – odpowiedziałam twardo.
Zmrużył oczy i wskazał na krzesło obok niego. Pociągnął jeszcze jeden łyk dietetycznej coli i rozdał karty.
-Czego tu jeszcze szukacie? Zmiatać na zajęcia – odparł nieprzyjemnym tonem zwracając do moich przyjaciół.
Grover posłał mi jedno smutne spojrzenie i siłą zaciągnął Susan na arenę. Tak, więc zostałam sama na palcu boju wraz z inwalidę i jakimś pijakiem. W ciszy wpatrywałam się w swoją karty i zaczęłam zbierać kolor. Co jakiś czas kątem oka spoglądałam na pijaka, który w skupieniu przyglądał się swoim kartom.
-Nazywam się Chejron, a to jest Pan D., dyrektor obozu – spojrzałam na inwalidę, a następnie na dyrektora obozu.
-Pan D? To znaczy jest pan Dionizosem, bogiem wina? - spytałam zaskoczona.
Spojrzał na mnie przenikliwie, a po moich plecach przeszły ciarki. Teraz rozumiem, dlaczego Grover był taki przerażony, kiedy o nim mówił. Jednak zawsze wyobrażał go sobie, jako jednego z najmilszych bogów olimpijskich... Och jakże się myliłam.
-Masz z tym jakiś problem dzieciaku? - spytał.
-N-nie... - wyjąkałam, – Jeśli pana uraziłam to bardzo przepraszam – dodałam zakłopotana.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się niezauważalnie. Nie wiem czy był to uśmiech skierowany do mnie czy też do kart, które miały mu sprzyjać. Nic jednak nie powiedział, a Chejron wydawał się tym zaskoczony prawie tak samo jak ja.
-Percy i Annabeth pewnie opowiadali ci o obozie – skinęłam głową, a on odetchnął z ulgą – Pewnie zastanawiasz się, w jaki sposób się tu znalazłaś. Nie masz dysleksji ani ADHD, a jest to znak rozpoznawczy dla herosów. Co ciekawe Grover przekroczył granicę z tobą na rękach bez specjalnego pozwolenia – mruknął coś pod nosem i wyprostował się – Wraz z Panem D. doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie dla ciebie, jeśli pozostaniesz na obozie przez całe lato, a ja w tym czasie będę prowadził z tobą indywidualne zajęcia. To zaskakujące, że pomimo też, iż jesteś zwykłym człowiekiem mogłaś swobodnie dostać się na teren obozu – dodał i zamilkł.
-Nie wiem czy normalnym można nazwać rozmowę z dębem – odpowiedziałam z przekąsem.
Spojrzał na mnie z zaskoczeniem i zainteresowaniem. Chcąc nie chcąc opowiedziałam mu o mojej rozmowie z drzewem w czasie lekcji wuefu. Kiedy skończyłam zamyślił się wbijając wzrok w blat stołu. Zaczął mamrotać coś po staro grecku. Pan D. natomiast podniósł na mnie wzrok spod kart i zaczął przeszywać spojrzeniem. Zacisnęłam wargi i opuściłam głowę wpatrując się w brudne jeansy.
-Wydaje mi się, że wygrałem – odparł wykładając karty.
Chejron spojrzał na nie z niechęcią, a ja skuliłam się w sobie. Podliczył swoje, a potem moje punkty, po czym uśmiechnął się prawie niewidocznie.
-Coś mi się wydaje, że to nasz gość wygrał to rozdanie – odpowiedział.
Skuliłam się, kiedy na twarzy Dionizosa ukazał się szok. Wypił duszkiem całą zawartość puszki z colą i zabrał się za tasowanie kart.
-Przegrałem ze zwykłą śmiertelniczką? Żądam rewanżu – mruknął rozdając karty.
Za każdy następnym razem, kiedy udało mi się wygrać robiłam się coraz bardziej rozluźniona. Nie bałam się go już jak na samym początku, a po jego piątej przegranej zaczęło mnie to bawić. Oczywiście nie pokazałam tego po sobie, bo pewnie zmieniłby mnie w chomika. Chejron za to miał z niego niezły ubaw i co jakiś czas chichotał.
-Panie D. może wystarczy już na dzisiaj?
Spojrzał na Chejrona posępnie i złożył karty. Omiótł mnie jeszcze przenikliwym spojrzeniem, podniósł się z miejsca i udał się w stronę drzwi do Wielkiego Domu.
-Nie myśl sobie Crawford, że zawsze będę taki miły jak dzisiaj – odparł z oburzeniem i zatrzasnął za sobą drzwi.
Westchnęłam cicho i odwróciłam się do uśmiechniętego Chejrona.
-Twoja przyjaciółka Susan będzie czekała na ciebie przed domkiem numer jedenaście... Lepiej będzie jak już pójdziesz.
Skinęłam głową i zaczęłam maszerować w stronę domku Hermesa.
-Ach, Nikki – krzyknął za mną – Nie przejmuj się Dionizosem. Jesteś jedyną obozowiczką, którą polubił do tej pory polubił – dodał uśmiechając się.
No nie wiem... Jeśli tak miał okazywać sympatię, to wolę nie wiedzieć, co zrobiłby gdybym go wkurzyła...
Kiedy dotarłam do domu numer jedenaście zobaczyłam Susan, która chodziła tam i z powrotem. Ucieszyła się na mój widok i zaprowadziła do środka. Pokazała mi wolne miejsce na ziemi, które dla mnie zarezerwowała i zaczęła przedstawiać osobom, które znajdowały się wewnątrz. Większość z nich była nieokreślona zupełnie jak Susan. Tylko niewielka część była dziećmi Hermesa. Jeden z jego synów imieniem Travis załatwił mi ręcznik i śpiwór, a jego brat Connor zaczął mi opowiadać o psikusach, które wywinęli obozowiczom domku Afrodyty.
Później, gdy rozbrzmiał odgłos konchy wszystkie domki udały się w stronę kantyny. Wraz z Susan usiadłam przy przepełnionym stoliku jedenastym. Pomachałam do Annabeth, która siedziała przy stoliku Ateny i właśnie się we mnie wpatrywała. Percy siedział sam, a Grover wraz z innymi satyrami przy stoliku dwunastym w towarzystwie Pana D. Złożyliśmy ofiary bogom, a później udaliśmy się na ognisko. Bracia Hood robili z siebie błaznów, do których przyłączyło się kilku synów Apolla.
To dziwne, ale poczułam się jakby w końcu odnalazła swoją prawdziwą rodzinę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Miss Holmes
<b>Miss Holmes</b>



Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 19:59, 20 Wrz 2010    Temat postu:

Dziękuję za dedykację <rumieni> Dlaczego miałabym się załamać, piszesz świetnie ^^Czuję się jakbym czytała książkę. Ciekawe kim jest ta tajemnicza osoba ze snu. Chociaż mam pewne podejrzenia :) Czekam na ciąg dalszy ^^

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Neysa
Przypalona Ambrozja
Przypalona Ambrozja



Dołączył: 05 Wrz 2010
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olympus
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 20:22, 20 Wrz 2010    Temat postu:

nmzc Very Happy i dziękuję serdecznie za kilka ciepłych słów, które wręcz zachęcają do dalszego pisania Embarassed

Oczywiście jeśli pominie się te cudowne literówki, ortografię i interpunkcję...

Ciekawa jestem jakie są to podejrzenia... Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Miss Holmes
<b>Miss Holmes</b>



Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 20:29, 20 Wrz 2010    Temat postu:

Nie będę pisać tu, żeby nie zdradzić innym, gdybym w jakiś sposób zgadła ^^ Nie przejmuj się błedami Razz
I coś mi się wydaje, że Nikki nie jest tak bardzo śmierlelniczką jak wszyscy sądzą Very Happy
Ten fragment o Panu D. jest boski : Jeśli tak miał okazywać sympatię, to wolę nie wiedzieć, co zrobiłby gdybym go wkurzyła...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Neysa
Przypalona Ambrozja
Przypalona Ambrozja



Dołączył: 05 Wrz 2010
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olympus
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 20:33, 20 Wrz 2010    Temat postu:

To napisz mi na PW... Sprawdzimy jak blisko jesteś Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Miss Holmes
<b>Miss Holmes</b>



Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 20:40, 20 Wrz 2010    Temat postu:

Właśnie miałam to zrobić. To jak zgadłam? ^^
Taka mała pomyłeczka
Cytat:
Chciałam coś do niej powiedzieć ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Tartar / Porzucone ff Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin