Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Wyspa Ugo [NZ][1/?][+13]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Twórczość literacka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Wto 18:03, 27 Gru 2011    Temat postu: Wyspa Ugo [NZ][1/?][+13]

Wstawiam, bo Yap chciała. ;)
Życzę miłej lektury. :]

Prolog

- Tomeeek! Kolacja! – usłyszałem głos mojej mamy. Dokończyłem szybko pakowanie i zbiegłem po schodach do kuchni. Zastałem mamę mieszającą coś w garnku.
- Co dzisiaj na kolacje? – spytałem.
- Właśnie co? – spytał tym razem tata, który właśnie wrócił z pracy.
- Spaghetti – odpowiedziała z uśmiechem.
- Super! – krzyknęliśmy z tatą niemal w tym samym czasie.
Moja mama jest świetną kucharką. Uwielbiam wszystko co gotuje, a już szczególnie spaghetti.
- Pomyślałam, że skoro Tomek jutro wyjeżdża, muszę ugotować coś specjalnego.
Tak, jutro wyjeżdżam. Właściwie to wylatuję. Razem z dwoma kolegami lecimy na zagraniczną wymianę do USA. Ciężko będzie mi rozstać się z Warszawą, ale wrócę tu za pół roku.
- Siadajcie do stołu –zarządziła mama.
Podczas posiłku dużo rozmawialiśmy o moim wyjeździe.
- Umówiłeś się jakoś z Jankiem i Marcelem – zapytał tata.
- Tak, przyjdą tu jutro rano i razem pojedziemy na lotnisko – odpowiedziałem.
- Podwieźć was? – zaproponował tata. – Mam jutro wolne w pracy.
- Dobrze – pokiwałem energicznie głową – Nie będziemy musieli tłuc się autobusami.
Jedliśmy dalej w ciszy, jeśli nie liczyć mojego „Kurde”, kiedy sos wylądował na moich spodniach.
- A gdzie Julek? – spytałem. – Nie ma go w domu?
- Jest u kolegi – wyjaśniła mama.
Julek to mój młodszy brat. Niedługo skończy trzynaście lat. Ma rude włosy i mnóstwo piegów. Uwielbia pakować się w kłopoty.
W następnej chwili do domu wpadł nie kto inny jak właśnie Julek.
- Spóźniłem się? – wydyszał i ruszył po schodach na górę.
- Julek! – krzyknął tata. – Myj ręce i szybko schodź na dół!
- Jasne tato! – usłyszeliśmy głos mojego brata, a po chwili był już w kuchni. Usiadł, jak zwykle obok mamy i naprzeciwko mnie i zaczął jeść.
- Dobra, jedzcie chłopaki bo zaraz obejrzymy sobie mecz Legii*.
- Z kim grają? – spytałem.
- Z Lechem** - padła odpowiedź.
- No, to będzie ciekawie – podsumował z uśmiechem Julek.

- Wstawaj, wstawaj! – usłyszałem głos Julka. – Chyba nie chcesz się spóźnić na samolot?!
- Która godzina? – spytałem.
- Trzecia – brzmiała odpowiedź.
- Co?! – krzyknąłem – Julek, głupku, mam samolot o w pół do siódmej.
- Przepraszam, przepraszam. Pomyślałem, że zawsze lepiej być wcześniej, niż się potem spóźnić – usprawiedliwiał się mój brat.
- Dobra, idź spać. Za dwie godziny będą tu Janek i Marcel. Można się godzinę przespać.
- Już idę – wymamrotał Julek. – A będę mógł pojechać z tobą i z tatą na lotnisko?
- Będziesz mógł – odpowiedziałem. - Tylko się jeszcze spytamy taty.
_________________
* Legia - klub piłkarski z Warszawy.
** Lech - klub piłkarski z Poznania.
_________________
Niedługo wstawię pierwszą część pierwszego rozdziału.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap
Zezowaty Cyklop
Zezowaty Cyklop



Dołączył: 03 Cze 2011
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zakopane
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Wto 18:12, 27 Gru 2011    Temat postu:

Hmmm...
Zapowiada się ciekawie. Zaintrygował mnie tytuł. Wyspa Ugo...
Prolog w zasadzie to dopiero początek, więc mój komentarz dziś jest króciutki. Podczas wstawiania kolejnych rozdziałów będę się rozpisywać. Tymczasem życzę weny w pisaniu :) .
Chcę się dowiedzieć co było dalej!
Wstawiaj szybciutko I rozdział!
Pzdr od Yap!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Wto 18:25, 27 Gru 2011    Temat postu:

Dobra. Wstawiam pierwszy rozdział, a raczej jego pierwszą część. :)


Rozdział I - Wyspa



- Siema! – Marcel wszedł do mojego mieszkania. – Jest już Janek? – spytał.
-Cześć. Jeszcze nie – odpowiedziałem.
Marcel był chłopakiem w moim wieku, czyli miał 16 lat. Nosił jasnobrązowe włosy do ramion. Był ode mnie niższy o kilka centymetrów i bardzo wesoły. Jak to mówił Janek „Z Marcelem nie można się nudzić”. To prawda. Zawsze coś wymyśli.
- To chwilę poczekamy – stwierdził. – Nie ma to jak Janek i jego włosy.
Zadzwonił dzwonek. Otworzyłem. W drzwiach stał Janek, ale my byliśmy w szoku. Nagle Marcel wybuchnął śmiechem.
- Co z twoimi włosami?! – śmiał się. – Zgubiłeś grzebień?
Faktycznie włosy Janka sterczały we wszystkie strony. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby to były włosy na przykład Julka, ale to były włosy Janka, które zawsze są idealnie ułożone.
- Zaspałem – wyjaśnił. – Nie zdążyłem się uczesać. – Marcel nadal się śmiał. Ja byłem raczej zszokowany.
- Przestań – warknął Janek, który już się rozzłościł.
- Dobra, jedziemy! – zadecydowałem.

- Nigdy jeszcze nie byłem w USA – odezwał się Janek kiedy usiedliśmy już na swoich miejscach w samolocie.
- To tak jak ja – powiedziałem – Ja nawet nigdy nie leciałem samolotem. W tej chwili samolot wystartował. Marcel, który siedział przy oknie przystawił nos do szyby, ale po chwili znudziło mu się podziwianie widoków i wyjął książkę.
- No nie! Ty tylko czytasz i czytasz – oburzył się Janek.
- No… tak – stwierdził Marcel i z powrotem zagłębił się w lekturze.
- Skoro tak to ja idę spać – oznajmił Janek i zamknął oczy.
- Po prostu świetnie – mruknąłem i wyjąłem słuchawki.

Po godzinie, kiedy Janek jeszcze spał, Marcel czytał, a ja słuchałem Eminema*, zachciało mi się do toalety. Wstałem i poszedłem opróżnić pęcherz.
Po chwili znalazłem się w pomieszczeniu o wymiarach około pięć na pięć metrów. Po lewej stronie znajdowały się trzy niebieskie umywalki. Po prawej stronie zobaczyłem dwie kabiny, również niebieskie. Podłoga była wyłożona kafelkami tego samego koloru. Toaleta sprawiała wrażenie mało zadbanej.
Kiedy już się napatrzyłem udałem się do jednej z kabin. Była zamknięta. Postanowiłem poczekać, aż osoba wyjdzie, ponieważ w drugiej kabinie ktoś nie spuścił wody i nie miałem ochoty tam wchodzić.
Mijały minuty, ale nikt nie opuszczał kabiny. Pomyślałem, że może coś się komuś stało. Zapukałem, ale nie było odpowiedzi.
- Wszystko w porządku? – spytałem. Nic. Cisza. Powtórzyłem pytanie kilka razy, ale nikt nie odpowiadał.
- Czy wszystko w porządku? - spytałem kolejny raz, ale tym razem doczekałem się odpowiedzi.
- Tak, wszystko dobrze – odpowiedział mi znajomy głos.
Julek!
Tak to na pewno był głos mojego brata, ale skąd on się tam wziął?
- Wyłaź stamtąd gówniarzu! – wrzasnąłem. – Już! – Julek ociągając się wyszedł z kabiny.
Zapominając o moich potrzebach, zacząłem się na niego drzeć.
- Co ty sobie w ogóle myślałeś?! – krzyczałem.
- Ja tylko… chciałem pojechać z tobą. Przeżyć przygodę!
- Ty… ty… ty idioto! – znowu się wydarłem. – Jaką przygodę?!
- No nie wiem, na pewno tak ucieczka z domu, lot samolotem do USA jest dla mnie przygodą.
Kiedy już ochłonąłem zaprowadziłem go do moich kolegów. Janek już nie spał i rozmawiał teraz z Marcelem, który już nie czytał.
- Patrzcie kogo znalazłem – syknąłem.
- Julek! - ucieszył się Marcel – Julek? – powtórzył zdziwiony. – Skąd się tu wziąłeś?
Marcel bardzo lubił Julka. Właściwie, na swój sposób, byli do siebie podobni.
- Uciekł z domu bo chciał przeżyć przygodę – wyjaśniłem.
- Co? – w tym samym czasie spytali Janek i Marcel.
- No nie wiem, może niech sam wam to wytłumaczy.
Julek stał ze spuszczoną głową i milczał.
- Może daj mu już spokój. Samolotu już nie cofniesz – odezwał się Janek. – Tylko zadzwoń do rodziców i powiedz im, że Julek jest z nami.
- Dobrze mówi – przyłączył się Marcel.
- Niech będzie. Teraz już i tak nic się nie da zrobić – zgodziłem się.
Wtedy zdarzyło się coś strasznego. Samolot nachylił się pod dziwnym kontem. Wszyscy pasażerowie pobiegli do drzwi. Dalej wszystko potoczyło się tak szybko. Ktoś podbiegł do nas. Krzyknął, żebyśmy się ratowali. Wszystko wyglądało jak scena z jakiegoś filmu. Niestety to nie był film. Pobiegliśmy za przykładem innych ludzi w stronę drzwi. Wszyscy po kolei skakali do wody. Kiedy przyszła kolej na mnie zobaczyłem, że na wodzie kołyszą się koła ratunkowe.
Skoczyłem.
Nigdy nie zapomnę tego uczucia kiedy leciałem w dół, w lodowate wody oceanu. Potem wpadłem do wody. Wszystko nagle ucichło. Tak jak by ktoś wyłączył głos. Kiedy się wynurzyłem widziałem skaczącego Julka, a po nim Marcela i Janka. Podpłynąłem do najbliższego koła ratunkowego. Oni zrobili to samo. W następnej chwili z samolotu wyskoczył pilot. Wielka maszyna leciała jeszcze przez chwilę, by następnie wpaść z ogromnym pluskiem do wody.
Byliśmy w katastrofalnej sytuacji. Nigdzie nie było widać lądu. Niestety nasz pech się jeszcze nie skończył. Zaczął padać deszcz. Najpierw lekko kropiło. Potem coraz mocniej, aż w końcu rozpoczęła się burza. Sztorm. W mgnieniu oka wszędzie pojawiły się ogromne fale. Wiatr wiał zagłuszając krzyki ludzi.
To co było potem pamiętam jak przez mgłę. Z całych sił walczyłem, żeby nie puścić koła ratunkowego. Fale poniosły mnie tam gdzie chciały. Mogłem liczyć tylko na szczęście.

Ledwo przytomny uderzyłem głową o piasek. Nic nie pamiętałem. Czułem okropny ból w lewym kolanie. – Muszę ich odnaleźć. – pomyślałem.
Z trudem podniosłem się z ziemi. Byłem na ogromnej plaży. Dalej, w głąb wyspy ciągnęła się dżungla.
- Julek! Marcel! Janek! – próbowałem krzyknąć, ale za miast tego wyszedł mi jakiś niezrozumiały bełkot. Spróbowałem jeszcze raz. Tym razem z lepszym efektem.
- Julek! Marcel! Janek! Julek! Marcel! Janek! – darłem się tak już od godziny.
- Tomek?! – odpowiedział mi głos mojego brata. Siedział na kamieniu przy brzegu. – Tomek! – wrzasnął gdy też mnie zobaczył.
- Julek! Nic ci nie jest? – wydyszałem.
- Raczej wszystko dobrze – odpowiedział Julek. – Ale nie wiem czy z tamtym kolesiem jest wszystko dobrze. – wskazał kciukiem ze siebie. Dopiero teraz zobaczyłem młodego mężczyznę z twarzą w piasku za Julkiem.
- I co? Nie pomogłeś mu? – spytałem z oburzeniem.
- Chciałem, ale on mówi, żebym spadał i cały czas beczy.
Podszedłem do mężczyzny, który rzeczywiście płakał. Był nie wysokim, krępym człowiekiem, z krótkimi blond włosami.
- Niech pan wstanie – poprosiłem. – Nic panu nie jest?
- Idź sobie! – jego krzyk stłumił piasek.
- Nie – powiedziałem bardziej stanowczo niż się spodziewałem. – Niech pan wstanie. Zobaczymy czy nic panu nie jest.
Wreszcie z ociąganiem, mężczyzna podniósł się z ziemi. Wtedy zorientowałem się, że jest nie więcej niż 5 lat starszy ode mnie. Wyglądał raczej marnie. Kilka zadrapań na czole, twarz w piachu. Podarty garnitur nadawał się już tylko do wyrzucenia. Cały czas płakał.
- Hej! – usłyszałem głos Marcela. – Tomek, Julek! Jane… Kto to jest? Gdzie Janek?
- Nie znaleźliśmy go jeszcze.
- A to kto? – spytał podejrzliwie.
- To… - zacząłem. – Jak pan się nazywa? – zwróciłem się do mężczyzny obok mnie.
- Pan? – parsknął Marcel. – On jest w naszym wieku, albo nie dużo starszy.
- Wypraszam sobie. Ukończyłem już 23 rok życia – zaprotestował.
- Dobrze, ale jak pan się nazywa? – spytałem czując na sobie kpiące spojrzenie Marcela.
- Friedrich – odpowiedział.
- Nie będę mówił do ciebie Friedrich – powiedział Marcel podkreślając słowo „ciebie”. – Będę mówił na ciebie Fritz. Zgoda?
- Nie. Nie masz mojej zgody – nie zgodził się mężczyzna. – Ja jestem Friedrich! Pan Friedrich!
- Dobra, Fritz.
- FRIEDRICH! – wrzasnął. Marcel już się nie odezwał.
- Dobra, ale musimy znaleźć Janka – zadecydowałem.
Wszyscy postanowiliśmy, że będziemy iść wzdłuż brzegu – w końcu Janek się znajdzie.
- Idziesz z nami, Fritz? – spytał Julek. Cały czerwony mężczyzna pokiwał kilka razy głową i ruszył za nami.

- Gdzie on jest do cholery?! – Marcel coraz bardziej się denerwował. Ja z resztą też, ale nie dawałem tego po sobie poznać.
- Nie martw się w końcu go znajdziemy – próbowałem go pocieszyć.
- Skąd możesz to wiedzieć – spytał zrezygnowany. Właśnie skąd mogłem to wiedzieć?
Szliśmy więc dalej nie rozmawiając na początku szedłem ja, obok mnie raźno maszerował Julek. Kilka metrów za nami szedł Marcel, a pochód zamykał Fritz.
- Pośpiesz się! – warknął na niego sfrustrowany Marcel. Musiał gdzieś wyładować swoją złość i wypadło właśnie na Friedricha.
- Wleczesz się za nami i wleczesz! – krzyczał. – Nie masz siły? To dobrze, może cię tu zostawimy, będzie wreszcie spokój!
- Przestań! – próbowałem go uspokoić. – To do niczego nie prowadzi.
- Właśnie, że prowadzi. Mam go dość! – awanturował się. – Tylko jęczy, beczy lub narzeka.
- Teraz to ty narzekasz – zauważyłem. Marcel tylko posłał mi lodowate spojrzenie i się odwrócił.
- Słuchaj! Ostatnie czego nam potrzeba to kłótnia! Więc może łaskawie przestał byś się obrażać na wszystkich wokół bo to nie pomaga w odnalezieniu Janka.
On jak by coś zrozumiał bo trochę się rozchmurzył.
- Może masz rację – przyznał nie chętnie.
- Jasne, że mam – powiedziałem. – Marcel, przecież to ty zawsze dawałeś nam tą pozytywną energię. To dzięki tobie zawsze było wesoło. Co się stało?
- Nie wiem. Ja po prostu nie umiem się z tym pogodzić, że może już nigdy nie wrócimy do Polski, do Warszawy – ukrył twarz w dłoniach. – Przecież to prawie nie możliwe.
- To jest możliwe – zaprotestował Julek. Na twarzy Marcela pojawił się cień uśmiechu.
- Chodźmy! – zadecydował. – Musimy go znaleźć.
- No to mi się podoba – uśmiechnąłem się do niego. Odpowiedział tym samym.

Szliśmy już bardzo długo szukając Janka, ale nie było po nim ani śladu. Nagle trafiliśmy na drewnianą ścianę. Pojawiła się z nikąd. Po prostu wyrosła przed nami.
- Co to jest do diabła!? – wrzasnął Julek.
- To coś w rodzaju tamy – ocenił Fritz. Rzeczywiście, ściana ciągnęła się około sto metrów w stronę oceanu.
- Zobaczcie! – krzyknął Marcel. – Tam jest jakaś postać! – wymachiwał teraz palcem w stronę wody.
- Tak, wygląda na to, że wisi na czymś – stwierdziłem. – Wisi nad wodą!
- To na pewno Janek! – Julek, aż kipiał z podekscytowania.
- Sprawdźmy to – zadecydowałem.
- Jak? – spytał sceptycznie Fritz.
- Coś się wymyśli – stwierdził Julek. – Tobie raczej na nim nie zależy.
Była to prawda, chociaż Fritz się do tego nie przyznawał mało obchodziła go sprawa Janka.
- Właśnie – przyznał mu racje Marcel – Ciebie nic nie obchodzi!
- Wiem co zrobimy – wpadłem na pomysł. – Nie zależnie czy to Janek, czy nie, uratujemy tego człowieka.
- Jak? – powtórzył pytanie Fritz. – Masz w kieszeni czarodziejską różdżkę?
- Nie, mam plan.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap
Zezowaty Cyklop
Zezowaty Cyklop



Dołączył: 03 Cze 2011
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zakopane
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 20:17, 28 Gru 2011    Temat postu:

ZHmmm...
No cóż, zacznijmy od najgorszego- wyłapałam kilka ortografów i literówek. Ale nie są szczególnie ważne.
I już po najgorszym :) .
Fabuła ciekawa. Nie aż tak jak "Blizn", ale też wciąga. Fritz zachowuje się jak bobas, może ma gościu wstrząśnienie mózgu?
Martwi mnie to, co stanie się z Jankiem. To imię jest mi szczególnie bliskie...
Czekam na dalsze części!
Pozdrówka od Yap.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Unforgiveable
Przypalona Ambrozja
Przypalona Ambrozja



Dołączył: 26 Lis 2011
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: północ
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 20:20, 28 Gru 2011    Temat postu:

Witam, witam. Postanowiłam przeczytać i to opowiadanie. Może dlatego, że mi się nudziło i nie miałam co robić. Z góry uprzedzam, że cały komentarz jest szczery i pojawi się w nim krytyka. Proszę, nie bierz tego do siebie, próbuję pomóc. :)

Tekst jest, ogólnie, kiepski. W Cboxie mówiłeś, że będzie to gorsze, bo pisałeś, gdy byłeś młodszy itp, itd. i miałeś rację. Może fabuła zapowiada się ciekawa, co nie znaczy, że nie było już miliona książek o katastrofach lotniczych, ale cały warsztat kiepściutki i o tym będę mówiła w większości.

Dużo błędów. Interpunkcyjnych, ortograficznych i stylistycznych. Nie będę ich wszystkich wypisywać przez moje lenistwo. Przeczytaj cały tekst jeszcze raz i zobacz, ile powtórzeń narobiłeś. Szczególnie imion.

Dużo dialogów, mało wnoszących do całości, za to mało opisów. Przykład:

Cytat:
Nigdy nie zapomnę tego uczucia kiedy leciałem w dół, w lodowate wody oceanu.


I na tym skończyłeś. A tu mogłeś przepięknie rozwinąć dobre kilka zdań o tym całym uczuciu, które mogłoby zająć cały osobny akapit. Myśl zaczęta dobrze, ale jej nie rozwinąłeś, co byłoby naprawdę fajne.

Dalej. Cała sprawa z nazywaniem Fredericha "Fritzem" miała wypaść zabawnie, zapewne, i prawie Ci się to udało. Było naprawdę blisko. Prawdopodobnie zaśmiałabym się, gdyby nie to, że jestem chora i takie żarty są już przeżyte.
Sama postać "Fritza" jest trochę przerysowana. Ma 23 lata, tak? Słowa "wypraszam sobie" i podobne są ewidentnym przerysowaniem. Osoby w jego wieku tak nie mówią, gwarantuję Ci to. Może specjalnie go tak wykreowałeś, tego nie wiem. Może ten cały garniturek itp miało dać znać, że on się uważa za pana świata i wszyscy mają mówić do niego per "panie" i tak miało być. W takim razie, wyszło Ci. Tego jednak nie wiem, powtarzając.

Mam nadzieję, że weźmiesz do serca moje porady i nie obrazisz się za nie jakoś szczególnie mocno. :)
Unforgivable.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Enzo
Apollo w spodenkach
Apollo w spodenkach



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Percy

PostWysłany: Śro 20:26, 28 Gru 2011    Temat postu:

Ja się za takie coś nie obrażam. ;)
Z Fritzem to miało być właśnie tak, że on jest takim sztywniakiem i w ogóle. :]
Tak naprawdę do tego opowiadanie przywiązuję mniejszą wagę niż do 'Blizn' bo zdaję sobie sprawę, że zawaliłem już sporo rzeczy. Very Happy
Mimo to pozwól, że będę kontynuował dodawanie. Nie wiem, oceń czy się później poprawiam, czy też jest jeszcze gorzej. ;)

Następna część rozdziało I:


- Zbudujemy tratwę – zacząłem przedstawiać swoim towarzyszom plan, który powoli zaczął układać się w mojej głowie.
- Genialnie – mruknął Fritz, który siedział kilka metrów dalej.
- Zamknij się – warknął na niego Marcel. – Mów dalej, Tomek.
- Jeden z nas wejdzie na tą zaporę i przejdzie po niej, aż do miejsca gdzie wisi ten nieszczęśnik. Kiedy już tam będzie, my podpłyniemy, a on zrzuci tego człowieka na tratwę – popatrzyłem na towarzyszy, żeby zobaczyć co sądzą o moim pomyśle. Marcel w skupieniu kiwał głową, a Julek już był gotowy do pracy.
- No to na co jeszcze czekamy?! – wrzasnął. – Do roboty!
- Nie tak szybko – uspokoiłem go. – Usiądź.
- Myślę, że to dobry pomysł – powiedział powoli Marcel, jakby ważył każde słowo. – Spróbujmy.

Pół godziny później już szukaliśmy materiałów do budowy tratwy. Wspólnie uznaliśmy, że raczej naddaje się bambus, którego jest tu akurat pod dostatkiem.
Staraliśmy nie oddalać się za daleko bo obawialiśmy się dzikich zwierząt i „Miejscowych”.
- Myślicie, że ktoś na tej wyspie mieszka – spytał Julek piłując gałąź bambusa. Do tego typu roboty używaliśmy ostrych kamieni, które znaleźliśmy na plaży.
- Nie wiem, ale jeżeli tak to nie sądzę, żeby byli przyjaźnie nastawieni – wydyszał Marcel siłując się z inną gałęzią.
Mieliśmy sporo szczęścia, ponieważ w pobliżu zapory znaleźliśmy kilka lin.
Pracowaliśmy dalej w milczeniu przy jednostajnych odgłosach chrapania Fritza.
„Głupek”, „Leń”, „Śmierdzący Kujonek” – takie słowa co jakiś czas powtarzał Marcel. Od razu było widać, że ci dwaj się nie polubią. Muszę przyznać, że ja też nie przepadam za Fritzem, ale jakoś będziemy musieli go znieść.
- cenzura – zakląłem patrząc jak ciepła strużka krwi spływa po mojej ręce.
- Co się stało? – zapytał Julek nie odrywając wzroku od bambusa.
- Skaleczyłem się w palec – odpowiedziałem.
- Aha – odpowiedział beznamiętnym tonem. Owinąłem palec jakimś liściem, oderwałem nitkę od koszulki i obwiązałem palec.

Pracowaliśmy, aż do zmroku, ale wtedy zrozumieliśmy, że to nie był dobry pomysł – było ciemno, a my zostaliśmy bez schronienia na noc, nawet bez ognia.
- Trudno, może znajdziemy sobie jakieś drzewo na którym się prześpimy? – zaproponował Marcel.
- Dobra myśl – ocenił Julek. – Ale co zrobimy z nim? – wskazał palcem śpiącego Fritz. – On raczej nie wejdzie na drzewo.
- Obudzimy go, a jeśli nie wejdzie to lepiej dla nas, im dalej od nas się znajduje, ty mniej słychać jego chrapanie.
Marcel podszedł do śpiącego mężczyzny i wrzasnął mu do ucha:
- Hej! Kolego! Wstajemy!
Fritz zerwał się na równe nogi bardzo szybko mimo swojej pokaźnej tuszy.
- Odbiło ci?! – wydarł się na Marcela.
- Nie, idziemy spać na drzewo – odparł spokojnie ten drugi.
- Na drzewo?! – oczy Fritza zrobiły się nienaturalnie duże. – Jak to na drzewo?
- Normalnie, wchodzisz, znajdujesz jakaś wygodną gałąź i śpisz – wytłumaczył Julek. – Nigdy tego nie robiłeś.
- Nie, nie będę spał jak jakaś małpa, albo coś.
- Możesz zostać tutaj my cię do niczego nie zmuszamy – stwierdziłem.
- Dobra – zgodził się. Kiedy już szliśmy do najbliższego drzewa rzucił jeszcze :
- Dzikusy.

Kiedy po raz kolejny przewróciłem się, z nie małym trudem, na drugi bok usłyszałem szept:
- Hej! Mogę jednak do was dołączyć? – to był Fritz. Zignorowałem wołanie i dalej próbowałem usnąć. Fritz jeszcze kilka razy wyszeptał tą samą formułkę, a potem zapadła cisza. Zastanawiałem się czy zrezygnował i poszedł położyć się na ziemi. Julek i Marcel spali mocno. Podłożyłem rękę pod głowę, ale nie była to wygodna pozycja. Liście, na których miałem głowę spadły i teraz w dłoń wbijała mi się szorstka kora. Pomyślałem, czy gałęzie, które utrzymywały mój ciężar ciała, nie złamią się w nocy i czy nie spotka mnie nie miłe uderzenie w twardą ziemię.
W następnej chwili usłyszałem odgłos łamanych gałęzi i coś jakby „ Aaa! Moje plecy!” Sprawdziłem czy to nie Julek lub Marcel spadli z drzewa, ale nie – leżeli cały czas w tym samym miejscu.
- Głupia gałąź! – usłyszałem znowu czyjś głos. To był Fritz.
- Cicho bądź! – warknąłem. Po chwili usłyszałem kilka niewyszukanych przekleństw, co było dziwne jak na ułożonego Friedricha.
Za chwilę zasnąłem.

- Fritza nie ma! – obudził mnie wrzask Julka. Po chwili zbudził się też Marcel.
- O co mu chodzi? – spytał przecierając oczy.
- Fritza nie ma! – wrzeszczał dalej mój brat. Tylko teraz zaczął podskakiwać i biegać w ogół naszej prawie skończonej tratwy. Wyglądało to bardziej na szczęście niż na to, żeby się martwił.
- Fritza nie ma! Fritza nie ma! - darł się wyraźnie uradowany.
- Nie wiem czy to nie lepiej – stwierdził jeszcze nie do końca przebudzony Marcel. – Mamy go z głowy. – spiorunowałem go wzrokiem, ale w głowie krążyły mi podobne myśli.
- Pewnie się obraził – stwierdziłem. – Jak zgłodnieje to wróci.
- Oby nie – mruknął Julek, który podszedł do drzewa.

Przed południem skończyliśmy naszą tratwę. Nie była doskonała, ale mniej więcej wyglądała na tratwę i co najważniejsze – unosiła się na wodzie.
- Mam nadzieję, że ten człowiek żyje – odezwał się Marcel. – Właściwie nie jestem pewien czy chciał bym, żeby to był Janek…
- Ja też nie wiem – stwierdziłem. Jeśli to Janek i… i on nie żyje. To ja sam nie wiem…
- Zamknijcie się! – skarcił nas Julek. – Myśleć pozytywnie!
Patrzyliśmy na niego z szeroko otwartymi oczami. Taki mały, a nam rozkazuje, no ale ma rację. On wzruszył tylko ramionami i rzucił:
- A co? Nie mam racji?
- Masz, masz. Tylko musimy jeszcze ustalić kto będzie szedł po tej tamie – przypomniał Marcel.
- Już o tym pomyślałem – odezwał się mój brat. – Oczywiście będę to ja.
- Nie zgadzam się! – zaprotestowałem. – A co będzie jeżeli coś ci się stanie? Jak ja spojrzę w oczy mamie? – W tej chwili pomyślałem, czy w ogóle będę miał jeszcze ku temu okazje. „Myśleć pozytywnie!” usłyszałem w swojej głowie głos Julka.
- Nic mi nie będzie – przekonywał mnie dalej. - Poza tym jestem z was najlżejszy, nie wiadomo czy to – wskazał palcem zaporę – wytrzyma mój ciężar, a co dopiero któregoś z was.
Musiałem mu przyznać rację, poza tym przecież ktoś musi tą tratwą wiosłować. Jesteśmy silniejsi od mojego brata.
- Zgoda, ale uważaj na siebie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Twórczość literacka Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin