Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Trzy kroki od Paryża [+13][M][tekst własny]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Tartar / Porzucona twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
coolness
Nawiedzona Romantyczka



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 21:04, 02 Cze 2010    Temat postu: Trzy kroki od Paryża [+13][M][tekst własny]

Tym razem tekst własny, pisany na polski już jakiś czas temu. Jak zwykle wyszedł inaczej niż chciałam. Mimo to mam nadzieję, że nie jest aż tak źle, jak mi się wydaje.




Trzy kroki od Paryża



Paryż jesienią jest naprawdę piękny. Czasami, kiedy przemija lato, a odchodząc macha wesoło ręką, mówiąc przy tym „Aurevoir*” i nadchodzi smutna i melancholijna, a zarazem tak piękna jesień, mam wrażenie, że przeniosłem się do innego świata. W takie dni czujesz, że wystarczy unieść dłoń, by zanurzyć ją w magii... Ona jest nieodłączną częścią jesieni.
Zawsze, kiedy nadchodzi ta jedyna w swoim rodzaju pora roku, najpiękniejsza z czterech dla mnie, mam ochotę wybiec z domu, nic nie jest wtedy w stanie zatrzymać mnie, siedzącego w jednym miejscu. Mam wtedy zawsze ochotę pobiec gdzieś daleko, tak szybko, że odbierze mi dech w piersiach, moje włosy będą tańczyć wesoło na wietrze, a ja zapomnę… zapomnę choć na chwilę, ucieknę od wszelkich trosk… Tak bardzo chciałbym zapomnieć.
Ale nie mogę. Ona jest warta zapamiętania. Zawsze, kiedy zamykam oczy, widzę jej roześmianą, pełną dziecięcego uroku twarz. W takich momentach nigdy nie żałuję, że ją poznałem.
- Znowu palisz – dobiega mnie cichy i oskarżający głos.
Wstaję i odwracam się, papieros trzymam w ręku.
- Dzisiaj jest trzeci października – mówię.
Moja siostra uśmiecha się smutno i odchodzi, a ja wiem, że wybacza mi to, że zatruwam się. W ten jeden dzień w roku, wybacza mi wszystko. Wie, jak bardzo mnie to boli…
Patrzę za jej oddalającą się sylwetką i uśmiecham się lekko. Ona zawsze była dla mnie oparciem, nic dziwnego, przecież wychowała mnie po śmierci rodziców.

***

Luwr jest duży, zawsze wydawał mi się być monumentalny. Odkąd pierwszy raz go zobaczyłem, mając zaledwie pięć lat, na zawsze pozostał mi w pamięci. Takich miejsc się po prostu nie zapomina.
Lubię siedzieć na słońcu z zamkniętymi oczami, niedaleko wejścia do muzeum. Zawsze wtedy zastanawiam się, co by było gdybym urodził się Napoleonem, Richelieu, Ludwikiem XIV, czy kimkolwiek innym znanym mi z lekcji historii. Lubię gdybać, ot co.
Dzień był normalny, co zrozumiałe. Przecież w naszym świecie nie dopatrzymy się działań jakiegoś czarnoksiężnika, wróżki, czy elfa, prawda? Wiał jesienny wietrzyk, ale nie było zimno. Siedziałem na marmurowym murku, kiedy poczułem, że ktoś mnie ciągnie za bluzkę. Otworzyłem, czym prędzej, oczy. Przede mną stała mała około siedmioletnia dziewczynka. Odrzuciła do tyłu swoje rude włosy i spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem, godnym kota ze Shreka.
- Pomożesz mi? – poprosiła. – Latawiec zaczepił mi się na drzewie. – Ręką wskazała wysoki dąb, stojący nieopodal.
- A co z tego będę miał? – zapytałem, uśmiechając się szeroko.
Wydęła zabawnie usta, przygryzając lekko górną wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Pokażę ci magiczne miejsce – odpowiedziała w końcu.
- Niech będzie – odparłem, sądząc, że siedmiolatka ma zapewnie na myśli jakiś plac zabaw, łąkę, czy coś innego w tym rodzaju. Myliłem się, ale wtedy tego jeszcze nie wiedziałem.
Podszedłem do drzewa i wspiąłem się po najwyższych gałęziach dębu. Już po paru minutach zszedłem spowrotem na ziemię, ściskając w ręce czerwono-niebieski latawiec dziewczynki.
- Jak się nazywasz? – spytała zamiast podziękować.
- Chłopiec z latawcem. – Uśmiechnąłem się, podając siedmiolatce jej własność.
- Aha, dziękuję… do jutra! – krzyknęła i już jej nie było.
Postanowiłem przyjść tu następnego dnia. Przecież ta mała dziewczynka obiecała mi pokazać jakieś magiczne miejsce…

Następnego dnia niewiele po siódmej rano wyszedłem z domu, nie mogąc tam usiedzieć. Była niedziela, więc mogłem robić co chciałem. Siostra na szczęście nie matkowała mi już tak, jak kiedyś.
Znów świeciło słońce i było cieplej niż dnia wcześniejszego. Nim zegar wybił godzinę ósmą, siedziałem już na tym samym murku co zawsze, przed Luwrem, czekając na rudowłosą siedmiolatkę. Mogłem czekać długo, zważywszy na fakt, że tak naprawdę nie umówiliśmy się, o której się spotkamy. Zamknąłem oczy i zacząłem rozmyślać, nic nadzwyczajnego, jak już wcześniej wspominałem, często tak robię. Po raz kolejny do rzeczywistości przywróciło mnie szarpnięcie za bluzkę.
Nie myliłem się, ta sama rudowłosa dziewczynka, którą spotkałem wczoraj, stała przede mną, tupiąc niecierpliwie nóżką.
- No chodź! – Ponownie mnie pociągnęła za T-shirt.
Z uśmiechem zauważyłem, że tego dnia nie ma już przy sobie latawca.
Kiedy przemieszczaliśmy się w miarę szybkim tempem ulicami Paryża, zapytałem:
- A twoi rodzice… nie mają nic przeciwko temu, że włóczysz się gdzieś sama… z nieznajomym…?
Wzruszyła ramionami.
- Mama u fryzjera, jak tam idzie nigdy nie zwraca na mnie uwagi, a tata wyjechał – odpowiedziała.
Dalszą drogę przebyliśmy w milczeniu. Ruda, bo tak ją zacząłem w myślach przezywać (być może to wpływ czytania zbyt wiele razy „Harry’ego Pottera”. Ginny była ciekawą postacią, nieprawdaż…?), odezwała się dopiero, kiedy weszliśmy w małą, najwyraźniej nieczęsto odwiedzaną uliczkę.
- Teraz musisz być cicho – stwierdziła, kładąc palec na ustach. – Nikt nie może nas tu zobaczyć… Dużo złodziejów się tu kręci… - dodała.
- Wielu złodziei – poprawiłem ją mimowolnie.
- Mama twierdzi, że złodziejów też jest poprawnie – szepnęła cicho.
- Ale na pewno mówi się wielu, nie dużo złodziei, czy też jak twierdzisz złodziejów. – Uśmiechnąłem się.
Walnęła mnie w rękę.
- Bądź już cicho.
Zaśmiałem się.
- Jesteś niemożliwy – stwierdziła.
- Ty też, ty też… - dodałem, wciąż się uśmiechając.
W pewnym momencie Ruda przystanęła i schyliła się nad kamienną płytką, której z daleka można było w ogóle nie dostrzec. Była ona doskonale wkomponowana w scenerię ulicy. Dziewczynka podniosła ją i prostując się, odezwała się.
- Przyrzeknij, że nie zdradzisz nikomu, gdzie to miejsce leży. Możesz jedynie komuś powiedzieć, że ono istnieje – powiedziała. – Ale i tak pewnie nikt ci nie uwierzy – dodała.
Zanim zdążyłem ją o cokolwiek zapytać, weszła w dziurę, którą chwilę wcześniej odsłoniła, podnosząc kamienną płytkę.
- No chodź… - Usłyszałem po chwili.
- Tylko zamknij pokrywę – powiedziała, kiedy już stawiałem pierwszą nogę na szczeblu drabinki, prowadzącej w dół. Chcąc nie chcąc musiałem się cofnąć.

Na dole było ciemno, nic nie było widać. Nie rozróżniałem żadnych kształtów. Dopiero, kiedy moje oczy przywykły do wszechobecnej ciemności, zobaczyłem, gdzie się znaleźliśmy. To były kanały pod Paryżem. Tyle, że one nie wyglądały jak kanały, przynajmniej nie tak jak powinny wyglądać kanały.
Po piętnastu minutach drogi, można było zauważyć znaczącą zmianę. Tu już nie było ciemno. Co kilkanaście metrów były rozmieszczone latarnie, oświetlające całe miejsce.
Rozejrzałem się. Mogłem stąd dostrzec paręnaście drzwi, rozmieszczonych wzdłuż „korytarza”, którym szliśmy.
- O rany… - zacząłem – tu mieszkają ludzie! – dokończyłem.
Ruda potwierdziła moje przypuszczenia skinięciem głowy.
- I ci na górze, ludzie tacy jak ja, nie mają o tym pojęcia? – zapytałem retorycznie. – Nie wierzę… naprawdę w to nie wierzę.
- Wierz w co chcesz – roześmiała się moja towarzyszka.
Spojrzała na zegarek i uśmiech momentalnie zniknął jej z twarzy.
- Coś się stało? – spytałem.
- Mama wyszła już od fryzjera… - wydukała Ruda. – Więcej miejsc tutaj pokażę ci jutro, dobrze? – zapytała. – Teraz muszę się pośpieszyć…
- Ok. – Skinąłem głową na zgodę. – Wracajmy.

***

Tym razem umówiliśmy się, że spotkamy się na ulicy, znajdującej się przecznicę od miejsca, gdzie wchodziło się do kanałów nie-kanałów.
Czekałem na Rudą, siedząc przy stoliku na zewnątrz w kawiarence na rogu ulicy.
Zobaczyła mnie i pomachała do mnie ręką. Zamierzałem już wstać, ale sama ruszyła przez ulicę, idąc w moją stronę, więc postanowiłem na nią poczekać, tam gdzie siedziałem.
Nie zauważyła nadjeżdżającego samochodu, a kierowca nie zauważył jej, mój krzyk do niej nie dotarł.
Zerwałem się z krzesła, biegnąc w jej stronę, jednocześnie wiedząc, że nie mogę nic zrobić, że to nie ode mnie zależy, czy coś jej się stało.
Kiedy podbiegłem na miejsce wypadku, wokół niej zebrał się już spory tłum gapiów. Przepchnąłem się przez nich.
Ktoś zadzwonił po karetkę i policję, obie służby pojawiły się niemal natychmiast.
- Czy ona… czy ona nie żyje…? – zapytałem lekarza, spoglądając na nieruchomą twarz Rudej.
- Nie żyje – potwierdził. – A teraz spadaj stąd, chłopcze – dodał oschle.
- Ale… ale… ja ją znam… znałem… - wydukałem.
Spojrzał na mnie przenikliwie.
- Jak się nazywała, chłopcze? – spytał.
- Nie wiem… - Musiałem to przyznać.
- Żarty sobie robisz, chłopcze? – oburzył się mężczyzna. – Nie powinieneś drwić ze śmierci! – dodał wciąż oburzonym tonem.
Nie zdążyłem zaprotestować, wytłumaczyć, że wcale z niej nie drwię, kiedy warknął na mnie:
- A teraz stąd spadaj! Lepiej żebym więcej cię tu nie widział…

Był trzeci października, dzień, który miałem zapamiętać już na zawsze.

Długo obwiniałem się o to, że zginęła. Zastanawiałem się, czy gdybym krzyknął głośniej, ostrzegł ją sekundę wcześniej, ona wciąż by żyła. W końcu musiałem zaakceptować oczywistą prawdę, że nic nie mogłem zrobić. Czasami człowiek jest bezsilny wobec tego, co zgotuje mu los.

Nigdy więcej nie wróciłem do kanałów nie-kanałów, znajdujących się zaledwie trzy kroki od Paryża, tuż pod stolicą Francji. Nie czułem się po prostu na siłach. Tęskniłem za tą małą dziewczynką, którą znałem zaledwie dwa dni. Dlatego nie chciałem tam wracać, bałem się, że się rozpłaczę. Chłopcy nie powinni płakać, prawda?

***

Ruda, jesień zawsze będzie twoja, słyszysz? Słuchaj, gdziekolwiek jesteś. Trzeci października będzie zawsze twój. Nie zapomnę cię, myślę, zapalając kolejnego papierosa.

Nazywam się Jacques, mam szesnaście lat. Ona już nie żyje, a ja nawet nie zapytałem jej o imię.





*Aurevoir – z fr. do widzenia


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez coolness dnia Wto 11:47, 22 Cze 2010, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Artemis
Zezowaty Cyklop
Zezowaty Cyklop



Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Góra Olimp
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 17:47, 09 Cze 2010    Temat postu:

Piękne. Szkoda tylko, że takie krótkie, ale mimo to na prawdę piękne.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Chihiro
Przypalona Ambrozja
Przypalona Ambrozja



Dołączył: 29 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 18:52, 09 Cze 2010    Temat postu:

Jak to czytałam popłakałam się. Bardzo smutne.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Persefona
Boy z hotelu Lotos
Boy z hotelu Lotos



Dołączył: 19 Maj 2010
Posty: 278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Sob 22:04, 12 Cze 2010    Temat postu:

Wow, dziewczyno masz talent. Twoje opowiadania są świetne. Tak z ciekawości spytam: co dostałaś za to na Polskim? ;)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coolness
Nawiedzona Romantyczka



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 21:44, 13 Cze 2010    Temat postu:

Dziękuję wszystkim za miłe słowa.
Jednakże sama dostrzegam w tym tekście kilka (a może nawet więcej) niedociągnięć. Choćby trywialny wypadek. Mogłam wymyślić coś mniej banalnego.
Persefona, co do Twego pytania. Nie wiem jeszcze, aczkolwiek mam nadzieję załapać się na 4 ;)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez coolness dnia Nie 21:45, 13 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annie
WannaBeMD
<b>WannaBeMD</b>



Dołączył: 25 Paź 2009
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Czw 11:24, 17 Cze 2010    Temat postu:

Nessie, nareszcie miałam czas na spokojnie przeczytać i się zastanowić. Ale na konstruktywny komentarz to raczej nie licz :)
Bardzo, bardzo, bardzo mi się podobało. Wiesz, w Twoich opowiadaniach lubię to, że są "niedopowiedziane", można sobie dowolnie wymyślić mnóstwo rzeczy (chociażby te kanały nie-kanały, ludzi w nich żyjących, dlaczego tam są i tak dalej).
Od razu przypadła mi do gustu Ruda, taki fajny dzieciak. Bez większych oporów zaczepia nieznajomego chłopaka, bo przecież latawiec to sprawa najwyższej wagi :)
Na początku obstawiałam, że Jacques jest starszy, trochę mnie zaskoczyło te szesnaście lat, bardzo "poważny" Ci wyszedł. Ale potem doszłam do wniosku, że po takich doświadczeniach życiowych może być bardzo dojrzały.
Bardzo podobał mi się wstęp. W Paryżu wprawdzie nie byłam, ale jesień uwielbiam :) Fajnie się tam komponuje czas teraźniejszy, bardzo zgrabnie Ci to wyszło. Plus ostatni akapit, ładna klamra "zamykająca" opowiadanie.
A wypadek wcale nie jest trywialny, to zależy od tego, jak się go opisze, udało Ci się uniknąć... Brakuje mi słowa, czego udało Ci się uniknąć, ale w każdym razie Ci się udało Razz (tak, wiem, zrozumienie mnie graniczy z cudem... Ale wiesz, o co mi chodziło, prawda? ^^). Wydaje mi się tylko, że ten lekarz niepotrzebnie co chwilę mówi "chłopcze". Chyba że to było zamierzone, a ja się nie znam.

Bardzo lubię czytać to, co piszesz. Skad Ty bierzesz takie pomysły? :) Tak z ciekawości - temat wypracowania był narzucony, czy zupełna dowolność? No i pochwal się w końcu, co dostałaś :)

Mówiłam, że nie będzie konstruktywnie Razz Za dużo emotków jak na konstruktywny komentarz, ale ja jestem totalną amatorką i na pisaniu się nie znam. Wiem tylko, co mi się podoba, a to podobało mi się bardzo bardzo.
Czepnę się do błędów, nie pogniewasz się?

Cytat:
- Pokarzę ci magiczne miejsce – odpowiedziała w końcu.

pokażę

Cytat:
Podszedłem do drzewa i wspinając się po najgrubszych gałęziach dębu. Już po paru minutach zszedłem spowrotem na ziemię, ściskając w ręce czerwono-niebieski latawiec dziewczynki.

Coś Ci ucięło w tym pierwszym zdaniu. I powinno być "z powrotem" :)

Cytat:
W pewnym momencie Ruda przystanęła i schyliła się nad kamienną płytką, której z daleko można było w ogóle nie dostrzec.

z daleka

Cytat:
Co paręnaście metrów były rozmieszczone latarnie, oświetlające całe miejsce.
Rozejrzałem się. Mogłem stąd dostrzec paręnaście drzwi, rozmieszczonych wzdłuż „korytarza”, którym szliśmy.

Te "paręnaście" jest jakoś za blisko siebie.

Zastanawiam się, jak miała na imię Ruda, jakie imię by do niej pasowało. Miałaś jakieś wybrane, czy zostawiłaś ją bezimienną? :)
Ogólnie, jak zwykle, chylę czoła i czekam na więcej :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Necklice
Pani mórz
Pani mórz



Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 3175
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 19:08, 21 Cze 2010    Temat postu:

Przewspaniałe opowiadanie.

Ja dałabym Ci 6+ (jak to czasem robi nasz pan od religii;)).


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coolness
Nawiedzona Romantyczka



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Wto 11:50, 22 Cze 2010    Temat postu:

Necklice, dzięki.
Annie, jak zwykle dziękuję za wymienienie błędów - już poprawiłam. Temat wypracowania nie był do końca narzucony - jedynym warunkiem było pojawienie się tajemniczego miejsca. A pomysły z głowy biorę, szkoda, że nie starcza mi czasu na ich spisywanie. I nie wiem co dostałam, pani nie oddała, a do dziennika nie chciało mi się zaglądać. Ale mam piątkę na koniec z polskiego, więc nie mogłam aż tak zwalić ;)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Miss Holmes
<b>Miss Holmes</b>



Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pią 18:31, 26 Lis 2010    Temat postu:

Świetne, masz prawdziwy talnet no i wyobraźnie. Według mnie bardzo dobrze oddałaś 'uczucia' tego opowiadania.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Tartar / Porzucona twórczość Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin