Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Metamorfomag[FF][Harry Potter][NZ][1/?][+13]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Twórczość literacka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nike126
Kryzys Tantala
Kryzys Tantala



Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 540
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olimp
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Sob 12:20, 19 Sty 2013    Temat postu: Metamorfomag[FF][Harry Potter][NZ][1/?][+13]

PROLOG

Wielka Sala biła blaskiem wielkiej liczby białych, woskowych, zapalonych i po prawdzie już trochę nadpalonych świec. Machoniowe blaty lśniły w ich świetle niczym wypolerowane, kasztanowe lustra odbijające ciemną czerń usianego gwiazdami nieboskłonu. Cztery długie stoły uginały się pod morzem różnorakich potraw przygotowanych przez skrzaty w kuchniach z okazji uroczystości rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Wysoko w górze, w miejscu, w którym powinien być sufit, świecił mały rogalik księżyca.
Przy stole nauczycielskim, u szczytu, na podwyższeniu, na krześle o wysokim oparciu siedziała posiwiała już, ale nadal prosta jak drut dyrektor McGonagall. Położyła obie dłonie splecione ze sobą na oparciach z obu stron krzesła i wpatrywała się w drzwi prowadzące do holu. Po chwili wrota się otworzyły, wpuszczając do środka strumień dzieciaków w czarnych szatach. Prowadził ich lekko pyzowaty, czarnowłosy nauczyciel o miłej z wyglądu twarzy - profesor Longbottom, nauczyciel zielarstwa, opiekun Gryffindoru i wicedyrektor.
Longbottom stanął przed podwyższeniem, gdzie chwilę wcześniej woźny o wiecznie skwaszonej minie przytachał drewniany stołek. Nauczyciel podniósł z niego strasznie starą i zniszczoną tiarę i powiedział głośno:
- Gdy wyczytam czyjeś nazwisko, ta osoba podchodzi i siada na stołku; wtedy wkładam jej na głowę Tiarę Przydziału, która powie wam, do jakich domów będziecie należeć.
Profesor wyciągnął z kieszeni płaszcza zwinięty pergamin i zaczął wyczytywać imiona w porządku alfabetycznych, rozpoczynając od nazwisk.
- Abernathy, David!
Do stołka podszedł mały chłopiec o przestraszonych, brązowych oczach. Wicedyrektor włożył mu na głowę Tiarę, która wykrzyknęła gromko:
- Ravenclaw!
Krukoni powitali oklaskami pierwszego nowego członka swojego domu. David pobiegł do nich prędko, potykając się o końce nowej szaty.
- Alamino, Vanessa!
Diewczynka o krótkich blond włosach podeszła spokojnie do stołka. Tiara opadła na jej niskie czoło i wrzasnęła:
- Gryffindor!
Blondyneczka podskoczyła radośnie i pobiegła do wydzierających się Gryfonów.
- Brackenrose, Nathaniel!
Nathaniel, czarny i porażająco wysoki, dostał się do Huffelpuffu. W tłumie przejętych pierwszaków Teddy nagrodził go oklaskami razem z innymi.
Gruby "Culler, John!" trafił do Ravenclawu, a ospały "Lockwood, Francis!" do Slytherinu. Z kolei "Danwell, Patricia!" została Gryfonką, a myszkowata "Eleanor, Amanda" - Ślizgonką.
W głowie Teddy'ego kotłowała się plątanina myśli. Gdy poznany uprzednio w pociągu Charlie Far został Krukonem, a nieznany jeszcze Christopher Hanover - Puchonem, układ sił zaczął się powoli chwiać.
"Proszę, niech to będzie Gryffindor, proszę, Gryffindor", modlił się bezgłośnie.
Na peronie 9 i 3/4, tuż przed odjazdem pociągu, wujek Harry złapał go za rękę, uścisnął i powiedział, że nieważne, do jakiego domu trafi. Patrząc w jego oczy, tak łatwo było przestać się denerwować: duże i intensywnie zielone, skryte za szkiełkami okrągłych okularów.
Jednak teraz, postawiony przed jednym z najważniejszych wydarzeń w swoim życiu, Teddy nie mógł przestać się martwić. Harry'emu łatwo było mówić: był Gryfonem do szpiku kości, bohaterem, którego podobizna zdobiła jedną z kart w czekoladowych żabach. A Teddy nigdy w życiu nie czuł się bohaterem. Był sierotą, synem dwójki wielkich ludzi, ale nie bohaterem.
Prawda, miał tę jedną umiejętność. Był metamorfomagiem i potrafił zmieniać swój wygląd dowolnie do nastroju równie łatwo, jak ktoś robił kawę. Dziś - pewnie po to, by nikt się na niego niepotrzebnie níe patrzył - sprawił, że włosy stały się brązowe i zupełnie przeciętne, a oczy były ich lustrzanym odbiciem.
Zachował przeciętny wzrost, dodał kilka piegów na nosie i przedstawiał się tylko imieniem. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, dostanie się do Gryffindoru i nikt tej jednej nocy nie będzie się na niego gapił.
Gdy "Louis, Natalie" usiadła przy stole Ravenclawu, wiedział, że teraz będzie jego kolej. Nieznośny żołądek począł tańczyć kankana.
- Lupin, Ted!
Ciekawscy nauczyciele i uczniowie wpatrzyli się zaciekawieni w tłum pierwszaków. Pierwszoroczni popatrywali na siebie, jakby mogli poznać, który z nich jest dzieckiem wilkołaka wymienianego w "Bitwie o Hogwart", "Zakonie Feniksa" oraz kontrowersyjnej biografii Harry'ego Pottera autorstwa Ritty Skitter (o której zresztą wujek Harry mówił, że to bujdy wyssane z palca).
Nie miał wyboru. Ruszył do przodu, przeszedł przez podwyższenie i usiadł na stołku. Wpatrywało się w niego tysiąc zdziwionych spojrzeń.
"Nie tak sobie mnie wyobrażali", pomyślał Teddy. "Nawet nie przypominam w tej chwili swoich rodziców."
Widział dużo razy twarz matki. Babcia trzymała jej zdjęcia w albumie w kredensie. Na każdym miała inny kolor włosów, czasem nawet kształt nosa - ale oczy na każdym były te same, przynajmniej dla niego.
Co do fotografii ojca, miał tylko trzy. Ślubną, na której miał podkrążone oczy i był chudy jak szkapa, ale szczęśliwy - Teddy widział to w jego oczach. Drugie zdjęcie było już dość stare - ojciec nie mógł mieć na nim więcej niż 20 lat. Była to fotografia pierwszego składu Zakonu Feniksa, na której stał koło rodziców wujka Harr'ego i Syriusza Blacka.
Ostatnie zdjęcie pochodziło z dnia, gdy się urodził. Tata obejmował mamę, uśmiechając się do obiektywu. Mama trzymała na rękach zawiniątko.
Pozwolił Tiarze opaść na oczy. Widział tylko ciemność. Po chwili w jego głowie odezwał się głos:
- Ciekawe, ciekawe...
Teddy poczuł, jak włosy jeżą mu się na karku.
- Twojego ojca planowałam wysłać do Huffelpuffu, tak jak matkę, ale miał w sobie coś, co widziałam u Gryfonów. Odwagę. Twoja matka była raczej buntowniczką, a poza tym... Hm, nie mogę wpakować całej szkoły do Gryffindoru, więc...
Teddy'emu wydało się, że Tiara mruczy pod nosem.
- Odwaga to dziwna rzecz. Znajdujemy ją w miejscach, w których byśmy nie szukali. Ale ty masz nie tylko odwagę. Masz głowę na karku i talent, który trzeba szlifować. Wiem, jaki dom ci pomoże.
"Proszę, tylko nie to!", chciał krzyczeć Teddy. "Starałem się być odważny, honorowy i dzielny. Wyślij mnie do Gryffindoru!"
- Hufflepuff! - wykrzyknęła mu przy uchu Tiara Przydziału.

______________________________________________________

Jakby co, to przepraszam za błędy. Telefon ;)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nike126 dnia Sob 13:56, 19 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Raphael
Kryzys Tantala
Kryzys Tantala



Dołączył: 05 Wrz 2012
Posty: 567
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Percy

PostWysłany: Sob 13:22, 19 Sty 2013    Temat postu:

No, piękny i fantastyczny prolog. Świetnie to napisałaś. Wybitnie wręcz.

Nike126 napisał:
- Gdy wyczytam czyjeś nazwisko, taka osoba podchodzi i siada na stołku; wtedy wkładam jej na głowę Tiarę Przydziału, która powie wam, do jakich domów będziecie należeć.


Taka? Nie znam się na tym, ale mi to słowo w tym zdaniu nie pasuje. Może "ta" by lepiej pasowało.

Nike126 napisał:
Wielka Sala biła blaskiem wielkiej liczby białych, woskowych, zapalonych i po prawdzie już trochę nadpalonych świec. Machoniowe blaty lśniły w ich świetle niczym wypolerowane, kasztanowe lustra odbijające ciemną czerń usianego gwiazdami nieboskłonu. Cztery długie stoły uginały się pod morzem różnorakich potraw przygotowanych przez skrzaty w kuchniach z okazji uroczystości rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Wysoko w górze, w miejscu, w którym powinien być sufit, świecił mały rogalik księżyca.


Wspaniały, wybitnie napisany opis. Te porównania pochłonęły mnie, przeżuły i wypluły. Boski opis wręcz. ARCYDZIEŁO!!

Czekam na więcej rozdziałów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Raphael dnia Sob 13:23, 19 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike126
Kryzys Tantala
Kryzys Tantala



Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 540
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olimp
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Wto 22:01, 22 Sty 2013    Temat postu:

Wiem, że ten rozdział jest dokładnym odwzorowaniem sielskiej utopii innych ff o Harrym Potterze, ale nie mogłam się powstrzymać od wprowadzenia, by w następnych częściach dopiero ruszający tu Express Hogwart rozpędzał się coraz szybciej. Akcja bez akcji - trochę jak w książkach Martina, gdzie trzeba najpierw poznać postać i jej charakter, a machina rusza niczym ciężarówka - powoli, ale póżniej już nic nie może jej zatrzymać.
Szerokiej drogi i miłego czytania! ;)

ROZDZIAŁ 1.

Z dołu dobiegł dźwięk przypominający brzęk tłuczonego naczynia. Teddy otworzył oczy i włożył rękę pod poduszkę, szukając różdzki. Dwanaście i pół cala twardego drewna jesionowego wysunęło się spod pościeli. Chłopak wstał powoli z łóżka, starając się robić jak najmniej hałasu. Światło wpadające przez wysokie okno padało na drzwi na korytarz. Powoli okręcił mosiężną klamkę, otwierając drogę na schody. Teddy wyśliznął się z sypialni i zszedł bezszelestnie do salonu.
Pokój dzienny był jasnym pomieszczeniem z kominkiem. Skręciwszy w lewo, zajrzał do kuchni.
Andromeda Tonks zaklęła, patrząc na okruchy wazonu na kafelkach. Wycelowała w nie różdzkę i warknęła:
- Reparo.
Kawałki ceramiki połączyły się ze sobą na nowo, tworząc okrągłą bańkę pomalowaną w kropki.
Babcia Teddy'ego wzięła do ręki naczynie, stawiając znów na blacie.
- Teddy, níe kryj się po kątach - powiedziała, níe odwracając się. - Dzisiaj wszystko mi wypada z rąk. Siadaj przy stole, zaraz podam śniadanie.
Chłopak wymamrotał przeprosiny i usiadł na krześle, wsadzając różdzkę do kieszeni w spodniach od piżamy. Gospodyni rozłożyła talerze i sztućce na stole, stawiając przed wnukiem talerz obficie wypełniony jajecznicą z boczkiem.
- Już myślałem, że przyszły wyniki sumów - powiedział nastolatek, szybko odróżniając zawartość talerza.
Andromeda uniosła jedną brew, nalewając do dwóch kubków kawy.
- Powinny przyjść niedługo razem z listą podręczników. A tymczasem níe martw się o sumy, tylko wcinaj. - Pogłaskała wnuka czule po głowie, mierzwiąc włosy. - Niedługo przyjdzie po ciebie Harry.
Teddy zdążył pochłonąć całe śniadanie, gdy usłyszał pukanie w okno.
- Otworzę - zaoferował się, biorąc do ręki kubek i podchodząc do wykuszu. Na parapecie siedziała szkolna sowa, przechyląjac łebek na bok. Chłopak otworzył okno, by zwierzę mogło wfrunąć do środka. Babcia odwiązała list od jego nóżki, a sowa wyfrunęła z powrotem.
Andromeda podała kawałek pergaminu wnukowi i wróciła do mieszania w wielkim rondlu na kuchence. Teddy delikatnie złamał lak i otworzył pierwszy list. Ręce trzęsły mu się bardziej niż przed egzaminami.
Wyniki jednak były naprawdę dobre. Z większości przedmiotów miał powyżej oczekiwań - z wyjątkiem astronomii, z której dostał dostateczny, i historii magii, którą oblał z oceną "okropny". Zaskakującą pociechą w tej sytuacji był wybitny z transmutacji i obrony przed czarną magią.
- I jak? - spytała starsza pani znad kotła.
Chłopak nic nie powiedział, podeszła więc i zajrzała mu przez ramię. Na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Z takimi sumami zostaniesz, kim tylko będziesz chciał - zapiała, ściskając go z entuzjazmem. Teddy uśmiechnął się, wciąż patrząc na wytarty pergamin.
- Gdy wrócisz od Potterów, upiekę tort - postanowiła pani Tonks, wyciągając z regału książkę kucharską i przeglądając jej zawartość. - Leć się ubrać.
Teddy popędził na górę, włożył jeansy i czystą koszulkę. Przeczesał palcami skołtunione - w tej chwili czekoladowe - włosy i spojrzał w lustro na korytarzu, zamykając za sobą drzwi. Od rozpoczęcia nauki w Hogwarcie pozwalał ciału rosnąć samemu. Ze zdziwieniem odkrył, że natura obdarzyła go dość wysokim wzrostem i całkiem niebrzydką twarzą. Jedyną jak dotąd znaczącą poprawką była zmiana koloru oczu na niebieskie, ponieważ słyszał od Rona, że panny wolą niebieskookich.
- Zobaczysz, ciągną jak pszczoły do miodu - zachwalał, waląc go łapą po plecach. - Coś o tym wiem.
W tym momencie sprzed domu dobiegł go odgłos aportacji. Zbiegł na dół, zawołał do babci, że wróci koło piątej, a potem zamknął za sobą drzwi wejściowe i przywitał gościa.
- Hej, Harry.
- Cześć, Teddy. Gotowy?
Harry Potter był niskim gościem koło trzydziestku pięciu lat, ze zmierzwionymi czarnymi włosami i ciepłymi zielonymi oczami wyglądającymi zza szkieł okrągłych okularów.
- Gotowy na teleportację?
- No jasne.
Teddy złapał przyszywanego wuja za rękę i razem się obrócili. Chłopak poczuł się, jakby ktoś przepychał go przez dziurkę od klucza. Przez chwilę było zimno, duszno i ciemno. Gdy otworzył oczy, stał na chodniczku biegnącym w dół zbocza, w stronę domu rodziny Potterów.
Budynek miał dwa piętra i niebieską dachówkę. W każdym oknie wisiała firanka, a po werandzie piął się bluszcz. Przed domem ustawiono stoły i ławy, na których można było siedzieć w ciepłe dni. Stała tam duża grupa ludzi, a większość była rudowłosa.
Ruszyli razem w dół zbocza. Teddy z daleka poznał miłą twarz Ginny, żony Harry'ego, która siedziała na ławie i pisała coś piórem na pergaminach. Koło niej stała Hermiona, zaglądając jej przez ramię i coś mówiąc. Trochę dalej bracia Ron i Bill ustawiali poręcze do gry w miniquiddicha. Albus i James byli już w gotowości - obaj trzymali miotły w rękach.
Pierwsze przybycie nowych osób odnotowały Lily i jej kuzynka Dominique. Lily, ośmioletni rudzielec o miłym usposobieniu, przyczepiła się do nogi Teddy'ego niczym pluskwa.
- Teeedyyy... - zawołała. Był dla niej kimś w rodzaju autorytetu, który się naśladuje. Sam chłopak wprost ją uwielbiał.
Za Lily nadbiegła Dominique, młodsza córka Billa i Fleur. O dziwo, srebrne włosy przebiły jednak nieustępliwe ogniste grzywy Weasleyów. Dominique miała trzynaście lat i stanowczo zbyt wielką manię na punkcie podrywania chłopaków. Od niedawna uznała za punkt honoru chodzenie z co najmniej piątoklasistą, a Teddy mieścił się w jej planach idealnie: o trzy lata starszy, prefekt, metamorfomag. Oznaczało to, że biedak starał się níe zostawać z nią sam na sam.
- Jak sumy? - spytała Dominique, otwierając szeroko ciemnoniebieskie oczęta. - Candice zjawiła się niedawno, przyleciała na miotle. Mówiła, że ma już wyniki.
- Zupełnie zapomniałem - przyznał Harry z uśmiechem. - Jak ci poszło?
- Lepiej, niż myślałem. Wybitny z transmutacji i obrony, dostateczny z astrologii, okropny z historii magii. Reszta to "powyżej oczekiwań".
Harry klepnął go w plecy.
- To wspaniale! Historią magii się níe przejmuj. Nikt níe dostaje z tego przedmiotu dobrych ocen.
- Oprócz Hermiony - zauważył Ron, podchodząc do nich z Billem i ściskając rękę Teddy'emu. - To wina przeklętego ducha. Jego opowieści powoli człowieka zabijają.
- Gdzie Candice? - spytał metamorfomag. - Dominique mówiła, że gdzieś tu jest.
Candice Travers była przyjaciółką Teddy'ego z roku i domu. Mieszkała niedaleko Potterów, więc często się w wakacje widywali, níe mówiąc już o roku szkolnym.
- Z Victoire i Frankiem w salonie. Z tego, co mi się udało wywnioskować, chwalą się między sobą sumami, a Vic dopinguje.
Dotarcie do domu z uczepioną nogi Lily było ciężkim wyzwaniem. Na szczęście gdzieś w połowie drogi dziewczynka pobiegła do braci obserwować mecz quiddicha.
W pokoju dziennym - elegancko umeblowanym pod kolor zielonych ścian - Candice, szczupła, ładna brunetka o lekko kręconych włosach, i Frank Smith, jej cioteczny brat i kumpel Teddy'ego - przerzucali się ocenami z sumów. Victoire, starsza wersja Dominique, siedziała rozparta na fotelu i przyglądała się temu widowisku z uśmiechem.
Na widok przyjaciół serce Teddy'ego odtańczyło tradycyjny irlandzki taniec szczęścia i zabiło mocniej.
Candice pierwsza go dostrzegła i podbiegła do niego, łapiąc w objęcia. Pachniała wanilią i cynamonem. Frank uśmiechnął się do przyjaciela, puszczając oczko. Uważał, że świetnie do siebie pasują, choć Teddy ciągle zaprzeczał.
- Z Candice to tylko przyjaźń - mówił za każdym razem, ale czym więcej razy powtarzał, tym bardziej czuł, że tak nie jest. Krył się z tym przed Candice, to níe był do końca pewien, czy níe zepsuje to ich relacji. Zresztą, niedawno zerwał z Palomą, dla której liczyły się tylko jego koneksje. Nie, lepiej o tym níe myśleć.
Gdy Candice go puściła, usiadł na sofie naprzeciwko Victoire.
- Jak wam poszło? - spytał, naprawdę zaciekawiony.
Okazało się, że Frank, który był zresztą potomkiem Helgi Hufflepuff, dostał dobre oceny z tych przedmiotów, których potrzebował, by pracować w Ministerstwie Magii w Departamencie Magicznych Stworzeń, co było dla niego bardzo ważne.
- Po owutemach od razu mnie zatrudnią, zobaczycie! - cieszył się.
Candice wybrała zawód Uzdrowiciela. Miała wybitnego z eliksirów, zielarstwa i zaklęć.
Teddy cieszył się ich szczęściem. Sam wybrał zawód aurora. "Twoje umiejętności bardzo nam pomogą", przekonywał go listownie pół roku temu Harry. "Jesteś świetnym materiałem na zabójcę czarnoksiężników".
Ale chłopak níe był tego wcale taki pewien.
Miał czasem wrażenie, że jego życie jest bez sensu. Był jedynakiem, który stracił rodziców w kołysce; miał dobrych przyjaciół, ale schrzanił sprawę z Candice; posiadał niezwykłe umiejętności, ale níe miał po co z nich korzystać.
Chiał przygody, ale jego życie było przewidywalne i jakby z góry zaplanowane przez jakąś wyższą siłę. Nudne.
Cały późny ranek i popołudnie spędzili na rozmowie i zabawie. Victoire przejmowała się brakiem pomysłów na spędzenie reszty wakacji, jaka im pozostała. Pograli dla zabawy z Jamesem i Albusem, a Harry i Ginny przyłączyli się, biegając po ziemi i próbując złapać znicz. O dwunastej wpadł Percy Weasley, by spędzić z nimi chwilę wolnego przeznaczoną na lunch. W Ministerstwie działo się coraz lepiej i widać było, że wyszli na prostą. Zjedli pyszny obiad, a gdy kilka godzin później Harry wstał i oznajmił, że czas się zbierać, Teddy był szczęśliwy jak mało kiedy. Może i níe miał rodziców, ale to była jego rodzina.
Andromeda upiekła gigantyczny miodowy tort.

________________________________________________

P.S. - Przepraszam za błędy, ale nie chciało mi się sprawdzać, gdy już piszę kolejny rozdział. Mój słownik z upodobaniem stosuje "i" z kreską i różne dziwne błędy... Mam nadzieję, że nie ma ich dużo i nie wyjdę na okropną gramatyczkę :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Twórczość literacka Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin