Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Pani Hadesu [NZ] [9/~12][+16]
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Tartar / Porzucone ff
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Eveleine
Boy z hotelu Lotos
Boy z hotelu Lotos



Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Czw 18:14, 04 Mar 2010    Temat postu: Pani Hadesu [NZ] [9/~12][+16]


Pomińmy fakt, że sama mam dopiero 13 lat, ale w tekście mogą (kiedyś) pojawić się dialogi czy sceny, które nie pozwalają na dopisek BO
Przed przeczytaniem uprzedzam, że jest to moje pierwsze opowiadanie na forum. Mogą pojawić się błędy interpunkcyjne i ortograficzne, stylistyczne itp. Jeśli ktoś miałby czas, to prosiłabym o wytknięcie mi tych błędów.

Prolog

- Mrok ci sprzyja, Erin – wyszeptałam cicho, uważnie przyglądając się swoim paznokciom. – Jesteś jego częścią. Jego panią.
Wiatr wokół mnie zawirował szybko, na co ja tylko patrzyłam z dezaprobatą. Wujek Zeus chyba nadal obwinia o wszystko tego beznadziejnego smarkacza.
Oczywiście, wiedziałam o tym słynnym Percy’m Jacksonie, który ponoć ukradł piorun Zeusa. Stary Posejdon pewnie i tak się go wyprze. Gdyby tylko nie zbliżała się wojna bogów.
- A wszyscy obwiniają o to twojego ojca, Erin – stwierdził mały skorpion, do którego byłam wyjątkowo przywiązana. Tak, choć byłam jego panią, to traktowałam go jak równego sobie.
- Wkrótce się dowiedzą, że to nie jego wina. Szkoda, że będą mieli tak mało czasu na uratowanie świata – prychnęłam, kręcąc powoli głową. – Są jakieś wieści o ich poczynaniach, Talesie?
- Pokonali Meduzę – rzekł i spojrzał na mnie wyczekująco.
- CO?! Jak oni śmieli, przecież powinni już dawno zostać zamienieni w kamień. Mój kuzyn, moja kuzynka i ten beznadziejny satyr! – piasek pod moimi stopami powoli się poruszył.
- Spokojnie. Nawet jeśli wygrają tę bitwę, to przegrają wojnę. Głupcy, myślą, że to ten słynny Perseusz jest dzieckiem z przepowiedni. – Tales próbował mnie uspokoić, udało mu się to w dużej mierze.
- Ani on, ani Thalia. Chociaż, może… Przekonamy się o tym za dwa lata. Potwory mi sprzyjają, w końcu czują, że jestem ich panią.
- Tak, Erin, nie mogą cię skrzywdzić, przecież narażą się w ten sposób twemu ojcu.
- Ojcu, który mnie nie potrzebuje. Chociaż mi to nie przeszkadza. – Uśmiechnęłam się z ironią.
Skorpion spojrzał na mnie z zainteresowaniem. Nigdy nie poruszałam tematu mojego ojca, którego wszyscy się boją.
- Jak dla mnie, to on… mógłby nie istnieć. – Mój śmiech poniósł się po całym otoczeniu. Brzmiał jak śmiech szaleńca, którym na pewno nie byłam.
Byłam sobą.
Pół bogiem, pół człowiekiem.
Osobą z przepowiedni, która może zawadzić o życie całej ludzkości.Oczywiście ludzie mnie nie obchodzą. W końcu ja pragnę ich śmierci... Tych wszystkich, którzy mnie nienawidzą
Ja, Erin córka Zoey i siostrzenica Posejdona oraz Zeusa.
Ja, Erin córka Hadesa.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Eveleine dnia Sob 12:45, 04 Gru 2010, w całości zmieniany 14 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Emily_Under
Magiczny termos Dionizosa
Magiczny termos Dionizosa



Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 775
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraj moich ojców <3
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Czw 18:19, 04 Mar 2010    Temat postu: Re: Pani Hadesu

Eveleine napisał:

W końcu ja pragnę ich śmierci. I śmierci tych wszystkich, którzy mnie nienawidzą.

Tak żeby nie było powtórki to może byc "Wkońcu ja pragnę ich śmierci... Tych wszystkich, którzy mnie nienawidzą" ale to tylko moje skromne zdanie. Lecz te "w końcu" popraw, bo powinno być razem :) Tak ogólnie to fajnie, i wciąga


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eveleine
Boy z hotelu Lotos
Boy z hotelu Lotos



Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Czw 18:44, 04 Mar 2010    Temat postu:

Dzięki za to powtórzenie, bo nawet na to nie zwróciłam uwagi. U mnie Mozilla zabrania pisać Wkońcu. Może lepiej tak zostawię? Chociaż ona może się mylić.
Twoje opowiadanie też wciąga Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Emily_Under
Magiczny termos Dionizosa
Magiczny termos Dionizosa



Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 775
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraj moich ojców <3
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Czw 18:46, 04 Mar 2010    Temat postu:

Dziękuję ^^ Napiszę inne bo w tym już sama się zaplątałam.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eveleine
Boy z hotelu Lotos
Boy z hotelu Lotos



Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Czw 18:50, 04 Mar 2010    Temat postu:

Eh, też tak czasami mam, że już sama nie wiem, CO napisałam. Ja oczywiście będę czekać, choć po "Klątwie Tytana" na pewno przybędzie nam wszystkim pomysłów.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Perseusz Jackson
Zezowaty Cyklop
Zezowaty Cyklop



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 219
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Percy

PostWysłany: Czw 18:50, 04 Mar 2010    Temat postu:

wciąga od początku i świetne zakończenie , pisz dalej Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Emily_Under
Magiczny termos Dionizosa
Magiczny termos Dionizosa



Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 775
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraj moich ojców <3
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Czw 18:55, 04 Mar 2010    Temat postu:

Ja już wszystkie części przczytałam po angielsku Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eveleine
Boy z hotelu Lotos
Boy z hotelu Lotos



Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Czw 19:07, 04 Mar 2010    Temat postu:

Emily_Under napisał:
Ja już wszystkie części przczytałam po angielsku Very Happy

Fajnie masz. Ja tam tak bardzo znam angielski, że ledwo się przedstawiam na wakacjach. Wiecie, że we Włoszech dopiero teraz wchodzi film do kin? A w niemieckim Bravo był wywiad z Loganem i plakaty. Cóż, kupiłam oczywiście na stacji benzynowej.
Ale jakoś zeszłam z tematu. Tylko mi nie mów, co będzie w kolejnych częściach, bo sama chcę się dowiedzieć, ok?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annie
WannaBeMD
<b>WannaBeMD</b>



Dołączył: 25 Paź 2009
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Czw 21:20, 04 Mar 2010    Temat postu: Re: Pani Hadesu

Emily_Under napisał:
Eveleine napisał:

W końcu ja pragnę ich śmierci. I śmierci tych wszystkich, którzy mnie nienawidzą.

Tak żeby nie było powtórki to może byc "Wkońcu ja pragnę ich śmierci... Tych wszystkich, którzy mnie nienawidzą" ale to tylko moje skromne zdanie. Lecz te "w końcu" popraw, bo powinno być razem :) Tak ogólnie to fajnie, i wciąga


Emily_Under, "w końcu" pisze się osobno, dobrze jest :) To tak na marginesie, teraz biorę się za czytanie :)

EDIT:

Przeczytałąm, i bardzo mi się podoba :) Zaczyna się intrygująco, coś czuję, że ta Erin to będzie niezłe ziółko...
Co do błędów, były bardzo drobne, w zasadzie niezauważalne, ale skoro sama prosiłaś, to je wymienię Razz

Cytat:
- Mrok ci sprzyja, Erin – wyszeptałam cicho, uważnie przyglądając się swoim paznokciom – jesteś jego częścią.


Po "paznokciom" powinna być kropka, i potem "jesteś" z dużej litery.

Cytat:
Tak, choć byłam jego panią to traktowałam go jak równego sobie.
- Wkrótce się dowiedzą, że to nie jego wina. Szkoda, że będą mieli tak mało czasu na uratowanie świata – prychnęłam, kręcąc powoli głową – Są jakieś wieści o ich poczynaniach, Talesie?


Brakuje przecinka po "panią", i po "głową" powinna być kropka.

Cytat:
Nawet jeśli wygrają tą bitwę, to przegrają wojnę. Głupcy, myślą, że to ten słynny Perseusz jest dzieckiem z przepowiedni – Tales próbował mnie uspokoić, udało mu się to w dużej mierze.


Powinno być "tę bitwę". I znowu kropeczka po "przepowiedni" :)

Cytat:
Chociaż mi to nie przeszkadza – uśmiechnęłam się z ironią.
Skorpion spojrzał na mnie z zainteresowaniem. Nigdy nie poruszałam tematu mojego ojca, którego wszyscy się boją.
- Jak dla mnie, to on… mógłby nie istnieć – mój śmiech poniósł się po całym otoczeniu.


Powinny być kropki po "przeszkadza" (i wtedy "Uśmiechnęłam" z dużej litery) i po "istnieć" (ten sam przypadek, "mój" dużą).

No i jeszcze dałabym przecinki po "Erin" na samym końcu. Aha, gdzieś na początku była literówka, Podejdon zamiast Posejdon Razz

Ale to wszystko są szczególiki, kosmetyka :) Poza tym strasznie mi się podobało, czekam na cd :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Annie dnia Czw 21:44, 04 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eveleine
Boy z hotelu Lotos
Boy z hotelu Lotos



Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Czw 23:41, 04 Mar 2010    Temat postu:

Eh, nudziło mi się dzisiaj, więc zajęłam się pisaniem pierwszego rozdziału, który jest trochę dziwny. Dziękuję wszystkim za wypisane błędy, zaraz wszystko popoprawiam.

Rozdział Pierwszy: "Dziwoląg"


Poranek w Nowym Yorku nie należał do nadzwyczajnych. Ruch uliczny jak zwykle nie pozwalał się wyspać „porządnym obywatelom” jak określali siebie mieszkańcy przedmieść tego miasta. Głównie jednak znaczyło to, że mają na tyle pieniędzy na koncie, iż nie muszą się przejmować pracą i jakimiś obowiązkami.
Spojrzałam z zainteresowaniem na umierającą biedronkę. Oczyma wyobraźni widziałam jak jej życie ulatuje powoli, tworząc cienką spiralę, która natychmiast wsiąkła w trawnik.
Odrzuciłam patyk, którym pozbawiłam życia biedronkę. Nigdy nie umiałam się powstrzymać przed zadaniem śmierci, nieważne komu.
Miałam dopiero pięć lat, ale nie chodziłam do żadnego przedszkola. Moja matka Zoey Black wynajmowała opiekunkę, której jakoś nigdy nie lubiłam.
Nie znaczy to, że była wredna czy coś z tych rzeczy. Nie, ona była za miła i dobra. Zawsze ubierała się w jasne kolory, miała na twarzy wielki uśmiech, a jej kręcone blond włosy połyskiwały w świetle jak złoto.
Usłyszałam jakiś hałas, więc powoli odwróciłam się w stronę dziecięcego placu zabaw, który znajdował się pod moim domem. No tak, Alice Greengrass jak zwykle się wywróciła huśtając się na huśtawce.
Uśmiechnęłam się szyderczo na widok jej smutnej miny i łez spływających po policzkach. Cierpienie innych pozwalało mi zapomnieć o rzeczywistym świecie. W szczególności cierpienie Alice Greengrass, której szczerze nienawidziłam.
To nie powinno się wydawać dziwne, bo w swoim życiu znałam naprawdę niewielką liczbę osób, które tolerowałam. Przywykłam do tego, choć często zdawało mi się, iż powinnam mieć kogoś bliskiego. Oprócz mamy.
Zoey Black to jedna z nielicznych osób, które powinnam bardzo dobrze znać. W końcu to moja matka, słynąca z piękności, choć nie zamierzała nigdy wyjść za mąż.
Często podsłuchiwałam jej rozmowy z koleżankami. Co jak co, ale w szpiegowaniu i podsłuchiwaniu nie miałam sobie równych. Często miałam wrażenie, iż „wnikam” w ścianę lub podłogę. Było mi łatwiej panować nad tym darem w piwnicach lub innych niskich budynkach.
Matka opowiadała o tym, że nigdy nie spotka mężczyzny takiego jakim był mój ojciec. Nie znałam go, nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić jak wygląda, ponieważ mama nieczęsto o nim mówiła.
Wiedziałam tylko, że spotkali się w tunelach pod jakąś ruiną w Grecji, gdzie mama wybrała się na urlop letni. Widziałam często różne bilety i ulotki z tej wyprawy, na którą mama oszczędzała ponad dwa lata. W końcu przelot do Europy trochę kosztuje.
Położyłam swoją głowę na miejscu, gdzie przed chwilą wyparowała dusza biedronki. Spóźniłam się. Nie mogłam już odczuć żadnych śladów, że żyła tu kiedyś jakaś istota, która chodziła po tej ziemi jeszcze przed kilkoma minutami.
Oto kolejny powód by nienawidzić Alice Greengrass – miesza się w nie swoje sprawy. Gdyby wtedy nie krzyknęła to mogłabym usłyszeć odległe myśli biedronki, które jakby „wsiąkły” w żyzną glebę.
Podniosłam się, a widok na świat, który mnie otaczał przesłoniły mi kruczoczarne włosy. Nigdy nie umiałam nad nimi zapanować, zawsze opadały prosto, mimo licznych prób stosowanych przez moją opiekunkę, która chciała by układała się w loki tak jak jej same.
Ciemnoniebieska sukienka, którą miałam na sobie wydawała mi się idealna na ten dzień. Pastelowe kolory, z natury ciemne stanowiły ulubioną część mojej garderoby. Gdyby nie moja opalona skóra mogłabym spokojnie uchodzić za wampira.
Usłyszałam kroki zbliżające się w moją stronę i od razu spostrzegłam Alice, która szła z dumną miną. Jej rude włosy były związane w dwa warkocze, na których końcach wisiały kokardy w kolorze wściekłej zieleni.
Ubrana była w krótkie spodenki oraz koszulkę w paski. Nie wiem jak jej matka mogła wymyślić taki strój dla swojej córki, skoro sama była projektantką mody. Jakoś nikt nie znał jej nazwiska, ale dostarczała swoje projekt tanim firmom, za co dostawała sporą ilość gotówki.
- O, dziwoląg – syknęła w moją stronę i spojrzała na mnie z pogardą. Wytrzymałam oczywiście jej wzrok, jednak nie czułam się za dobrze, gdy patrzyła na mnie swoimi niebieskimi oczami.
I kto tu niby jest dziwolągiem? Chciałam jej wykrzyczeć to prosto w twarz. Ta dziewczyna na pewno była wybrykiem natury, co widział każdy, kto choć raz na nią spojrzał.
- Idiotka – powiedziałam siląc się na spokojny ton, który jakoś nie chciał przedostać się na powietrze. Alice spojrzała na mnie ze zdziwieniem, które malowało się w jej oczach. No tak, nigdy jakoś nie zwracałam na nią uwagi.
Teraz jednak byłam na nią wściekła za przerwanie mojego… jakby to nazwać? Chyba rytuał to odpowiednie słowo. A zabijanie i patrzenie na czyjąś śmierć to jedna z nielicznych rzeczy, na których mi zależało.
- Coś mówiłaś? Bo chyba zerwał się jakiś lekki wietrzyk. Wiesz szłam właśnie na spotkanie z rodzicami. No wiesz, z mamą i tatą. Och, - tu zakryła usta ręką udając przerażenie – przecież ty nie znasz swojego taty, prawda? Pewnie nie chciał cię znać, bo jesteś takim dziwadłem, co nie?
Nie wytrzymałam. Zamachnęłam się i uderzyłam Alice prosto w twarz. Mogła sobie obrażać mnie i moje upodobania, ale nie pozwolę by padło choć jedno złe słowo o moim ojcu.
Alice chyba zechciała przeprowadzić kontratak, bo chwyciła moją rękę i ugryzła ją. Poczułam jak spływają po niej drobne kropelki krwi.
Chociaż cierpienie i zabijanie przyprawiało mnie o dreszcze przyjemności, to na widok krwi zawsze robiło mi się niedobrze. Teraz czułam się tak, jakbym zaraz miała zwrócić swoje śniadanie.
Starając się nie patrzeć na zranioną rękę, drugą pociągnęłam Alice za warkocz z całej siły. Pięciolatka może i nie miała jej za dużo, ale to drobny szczegół.
Bójka może i trwałaby jeszcze, ale na moje nieszczęście, na podwórko weszła mama Alice, która chyba chciała zawołać ją na lunch. Była znajomą mojej mamy, więc mogłam być pewna, że zaraz do niej zatelefonuje i opowie jak skrzywdziłam jej „kochaną córeczkę”. Mama oczywiście jej uwierzy i nie będę mogła wychodzić ze swojego pokoju przez tydzień. Na szczęście znajdował się on tam, gdzie powinna być piwnica. Jeśliby istniał na jakimś piętrze, to chyba umarłabym ze strachu.
Miałam lęk wysokości, choć nikomu o tym nigdy nie mówiłam. Unikałam także samolotów i statków, starając się podróżować pociągami i samochodem. Zoey na szczęście rozumiała to i dostosowywała się do moich potrzeb.
Widywałam ją niezwykle rzadko, bo była stale w pracy, chociaż powodziło nam się teraz całkiem nieźle. Nie to, co kiedyś, gdy musiałyśmy mieszkać w centrum Nowego Yorku, gdzie nie było przyjemnie. Szczególnie dla młodej kobiety z dzieckiem.
Nigdy jeszcze nie porozmawiałam z mamą szczerze. Nie powiedziałam jej, że nie mam żadnych koleżanek, bo wszystkie uważają mnie za dziwoląga, który powinien nie istnieć. Może i naprawdę tak powinno być, jednak cieszyłam się, że mogę żyć. Nie powiedziałam, jej także, iż uwielbiam patrzeć na czyjejś cierpienie. Prawie w ogóle się do niej nie odzywałam przez ostatnie dwa lata.
Popatrzyłam na odchodzącą Alice, która udawała, że płacze, a w rzeczywistości na jej twarzy gościł uśmiech pełen satysfakcji. Osiągnęła to, co zamierzała.
Nie było jej już na podwórku, gdy zrezygnowana usiadłam na najbliższej ławce, patrząc na uschnięty kwiatek.
- Zginiesz Alice Greengrass. Zginiesz w okropnych męczarniach zabita przeze mnie, a ja będę przyglądała się ostatnim chwilą twojego życia.
Sama nie wiem jak mogłam wypowiedzieć te słowa. Czułam się jakby to ktoś przemawiał moimi ustami, jakbym nie miała nad sobą żadnej kontroli.
Spojrzałam ostatni raz na plac zabaw i zdecydowanym ruchem zmiażdżyłam wielkiego żuka, który przechodził, właśnie pod ławką, na której usiadłam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Eveleine dnia Pią 0:00, 05 Mar 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Emily_Under
Magiczny termos Dionizosa
Magiczny termos Dionizosa



Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 775
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraj moich ojców <3
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pią 7:28, 05 Mar 2010    Temat postu:

Annie - sorki... Błąd nierozgarnięcia Razz Kostka nie robi mi dobrze...

Eveleine - drugi rozdział bardzo fajny ^^ Czekam na więcej Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annie
WannaBeMD
<b>WannaBeMD</b>



Dołączył: 25 Paź 2009
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pią 19:50, 05 Mar 2010    Temat postu:

Bardzo fajnie :) Erin zaczyna mnie trochę przerażać Razz Pisz dalej :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eveleine
Boy z hotelu Lotos
Boy z hotelu Lotos



Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Sob 11:04, 13 Mar 2010    Temat postu:

Na razie raczej nic nie napiszę, bo do następnych rozdziałów potrzebny mi "Złodziej Pioruna", którego pożyczyłam koleżance. Jak mi odda to postaram się napisać.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Millien
Boy z hotelu Lotos
Boy z hotelu Lotos



Dołączył: 01 Lip 2010
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Czw 21:49, 12 Sie 2010    Temat postu:

Hm ... jakiś czas ci koleżanka tej książki nie oddaje. A co do rozdziału to bardzo ciekawy i wciągający. Mam nadzieję, że jeszcze powrócisz do tego opowiadania. ;)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Miss Holmes
<b>Miss Holmes</b>



Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 20:39, 30 Sie 2010    Temat postu:

Wow, taki trochę mroczny. Szkoda,że zakończony : )

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eveleine
Boy z hotelu Lotos
Boy z hotelu Lotos



Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 15:30, 20 Wrz 2010    Temat postu:

A jednak zawzięłam się i postanowiłam kontynuować opowiadanie Very Happy Zobaczymy, co z tego wyniknie, ale na razie idzie mi całkiem szybko.

Rozdział Drugi: "Lekcja Historii"

Wpatrywałam się tępo w wielkie czerwone F napisane na mojej kartce. Niby wiedziałam, że nie zdobędę porządnej oceny z tą moją skłonnością do pisania przerażających zakończeń, jednakże teraz naprawdę się starałam, aby nie wyszło to tak bardzo krwawo. Główny bohater w końcu został rozszarpany na drobne kawałki przez jakąś nieznaną bestię, co nie było dla mnie takim okropnym zakończeniem.

„Opowieść nie jest poprawna stylistycznie, a brutalne akty przemocy zniechęcają czytelnika do czytania”
Nathalie Igelly

Usłyszałam za swoimi plecami cichy śmiech Alice Greengrass. Przez ostatnie dziesięć lat wyrobiła sobie opinię szkolnej gwiazdy, za to ja oczywiście zostałam jej kozłem ofiarnym. Nikt w szkole nie był wstanie patrzeć mi prosto w oczy, każdy odwracał wzrok, a kruczoczarne włosy ponoć każdemu kojarzyły się ze śmiercią. Eh…

- Nasz dziwoląg dostał złą ocenę? I jak on to powie swojej mamusi? – syknęła do mnie Alice, odgarniając swoje przefarbowane na blond włosy z czoła i uśmiechając się znacząco do swojej najlepszej przyjaciółki – Mary Evans.

- Oh, zamknij się, Greengrass- odparłam i rzuciłam jej nienawistne spojrzenie, na co ona zaśmiała się złośliwie.

- Bo, co mi niby zrobisz? W końcu zawsze mogę wspiąć się na linę, ty przecież tego nie potrafisz – mruknęła cicho, żebym tylko ja to usłyszała. – Mary, masz może przy sobie lakier do paznokci?

Zagotowało się we mnie. Czy to moja wina, że miałam lęk wysokości, tak mocny, iż nie mogłam wspiąć się po linie na lekcji wychowania fizycznego? Pomińmy fakt, iż to wydarzyło się trzy lata temu. Alice zawsze lubiła mi o tym przypominać.

Zgniotłam swoją pracę i schowałam do torby. Nagle przestało mnie obchodzić, że jestem teraz na lekcji, a nauczycielka angielskiego wyjaśnia, co sądził Szekspir pisząc swój monolog.

Pragnęłam tylko wybiec z tego budynku i znaleźć się na świeżym powietrzu, gdzie idealnie można wyczuć te wszystkie ludzkie zmartwienia, które unosiły się w powietrzu.

Od jakiegoś czasu potrafiłam wyłapać te wszystkie dolegliwości, co więcej zawsze sprawiało mi satysfakcję, gdy odczuwałam czyjeś problemy.

Alice przez cały czas szeptała coś do swej przyjaciółki, ja jednak przez całą lekcję siedziałam jak na szpilkach. Ze swej ławki na środku klasy nawet nie opłacało mi się zaglądać na tablicę. Moja dysleksja od zawsze wprawiała w osłupienie nauczycieli. Czasem nawet myśleli, że zmyślam, aby wymigać się od odpowiedzi na pytanie. Nic bardziej mylnego.

Dźwięk dzwonka okazał się dla mnie wybawieniem. Nie zapisałam pracy domowej, bo i tak nie zamierzałam jej odrabiać. Wrzuciłam szybko wszystkie rzeczy do torby i wybiegłam z klasy.

Idąc korytarzem słyszałam te głupie szepty innych uczniów. No tak, w końcu byłam naczelną ofiarą tej szkoły. Każdy cieszył się, iż to nie z niego się naśmiewano, a ja… Przyzwyczaiłam się.

Wyjęłam z torby telefon komórkowy i nacisnęłam klawisz odblokowujący go. Oczywiście nie miałam żadnych nieodebranych połączeń, bo niby od kogo?

Matka była teraz na jakimś spotkaniu w Las Vegas. Nie zadała sobie nawet trudu, aby zadzwonić do mnie i poinformować, iż lot był spokojny i wróci niedługo. Prawda była taka, że ja jej w ogóle nie obchodziłam. Może jak byłam dzieckiem starała się jeszcze zachować jakieś pozory, teraz już nawet oto nie dbała.

Uznała mnie za błąd przeszłości, który powinno się usunąć. Wybrała jednak najprostsze rozwiązanie – ignorowała mnie. Opłacała moją szkołę i wpłacała, co miesiąc na moje konto gigantyczne sumy, nawet od trzech lat posiadałam kartę kredytową. Zawsze znajdowałam w swojej garderobie markowe ubrania, innych nie tolerowała. I to by było na tyle z jej zainteresowania swoją córką.

Opiekunka nie żyła. Zmarła przy mnie, gdy miałam może dziesięć lat. Nikt nie wiedział, dlaczego zdrowa osoba, ot tak odeszła z tego świata. A ja pozostawiłam to dla siebie.

Kto by uwierzył, iż dziesięciolatka jednym zdaniem może zabić opiekunkę, bo ta kazała jej przeprosić Alice za to, iż nazwała ją „marchewką”.

Nie miałam wyrzutów sumienia z tego powodu. Śmierć zawsze była dla mnie czymś niezwykłym. Jednak od tamtego czasu nie wypowiedziałam już więcej tych słów. Choć ciągle je pamiętałam.

W tamtej chwili czułam się, jakby ktoś przemawiał używając do tego mojego ciała. Zatrzymałam jednak tę informację dla siebie.

Schowałam telefon z powrotem do torby i przewiesiłam ją sobie przez ramię. Jeszcze tylko historia i będę mogła znaleźć się w swoim pokoju pomyślałam. Mieszkałam w szkole z internatem, co wyjątkowo mnie irytowało. Byłam przecież odcięta od świata.

Zabrzmiał dzwonek ogłaszający kolejną lekcję, a ja jęknęłam w duchu. Nie zdążę dobiec do sali historycznej, która znajdowała się na drugim końcu szkoły.

Pobiegłam szybko, jednak nikogo nie było już przed salą. Zapukałam w drzwi i szybko je otworzyłam, chcąc mieć to już za sobą.

- Panno Black, spóźniłaś się – dobiegł mnie głos nauczycielki.

- Przepraszam, pani Henne – mruknęłam i ruszyłam do swojej ławki. Nauczycielka zdawała się nie przejmować mną, co wydawało mi się całkiem pocieszające. Przynajmniej nie dostanę kolejnego szlabanu.

- Jak już mówiłam zanim mi przeszkodzono, dzisiaj zajmiemy się starożytną greką – rzekła i napisała coś na tablicy. – Ktoś może wie, co tutaj pisze?

Znudzona spojrzałam na tablicę i zamarłam. Litery przestawiły mi się w całkiem zrozumiałe zdanie.

Podniosłam rękę do góry, co wywołało ogromne zdziwienie w klasie. Sama pani Henne była tym zdziwiona.

- Tak, Erin? – spytała patrząc na mnie z niedowierzaniem.

- „Na cześć sowiookiej bogini Ateny”. To oznacza to zdanie, nieprawdaż?

Pokiwała głową i zaczęła coś pisać na tablicy. Po kilku minutach zapytała:

- A to umiałabyś przetłumaczyć?

- „Słysz, Srebrnołuki, me modły, o ty, co otaczasz swą pieczą chryzę, Killi świętej patronie i władco Tenedu!” – przeczytałam nie kryjąc zdumienia. Nauczycielka i reszta klasy wpatrywała się we mnie ze zdumieniem.

- Ktoś się czegoś wreszcie nauczył – syknęła Alice, a ja nie wytrzymałam.

Chwyciłam swoją torbę i wybiegłam z klasy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Eveleine dnia Pon 16:52, 20 Wrz 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Miss Holmes
<b>Miss Holmes</b>



Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 17:17, 20 Wrz 2010    Temat postu:

Super ^^ Mrocznie, a zarazem lekko Razz Bardzo mi się podoba.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eveleine
Boy z hotelu Lotos
Boy z hotelu Lotos



Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Sob 14:53, 25 Wrz 2010    Temat postu:

Taa... I dotrwałam do rozdziału trzeciego gdzie zaczyna się coś dziać.

Rozdział Trzeci: "Luke Castellan"

Wbiegłam do swojego pokoju i rzuciłam torbę na łóżko. Zaczęłam otwierać w pośpiechu wszystkie szafki, wyrzucając z nich swoje rzeczy, a następnie pakując te najbardziej niezbędne do jakiegoś plecaka.

Znalazły się w nim między innymi stary koc, jakieś zapasowe ubranie, portfel, karta kredytowa i gotówka.

Po kwadransie byłam już spakowana. Ostatni raz rozejrzałam się po pokoju i żwawym krokiem wybiegłam z budynku.

Przez cały czas miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwował, jakby chciał mi doradzić, co mam robić. Słyszałam nawet jakiś odległy głos dobiegający z ziemi, jednak nie miałam czasu, aby się nad tym zastanowić.

Niezauważona przemknęłam obok strażnika i wybiegłam na zewnątrz. "Nie wierzę, ja naprawdę to zrobiłam" pomyślałam i rozejrzałam się po ulicy.

Moja szkoła niestety nie znajdowała się w Nowym Yorku, co dodatkowo mnie irytowało. Dlaczego musiałam jechać taki kawał do beznadziejnej placówki wychowawczej?

Trzeba jednak przyznać, że Olympia to całkiem urocze miasto. Pomijając fakt, że znajduje się o kilka stanów dalej od mojego domu.

Idąc ulicą mój wzrok napotkał kolorowy szyld: "Fryzjer". Znudzona weszłam do środka, mając nadzieję, iż uda mi się zmienić swoją obecną fryzurę, aby mnie nikt nie poznał.

- W czym mogę pomóc? - zapytała fryzjerka, a ja bez namysłu odpowiedziałam:

- Chciałabym je przefarbować, najlepiej na blond - rzekłam przeklinając w duchu. I do czego mnie to wszystko doprowadziło? Będę musiała grać pustą blondynkę. Po prostu cudownie!

- Oczywiście - mruknęła fryzjerka i kazała mi osiąść na fotelu. Zrezygnowana przyglądałam się, jak zmienia moją fryzurę, ale nie zamierzałam dać się złapać.

Nie miałam pojęcia, gdzie mogę się udać, nie miałam żadnych przyjaciół, czy znajomych, a ojca przecież nie znałam. Co, niby miałabym pojechać do Grecji, skoro on się pewnie stamtąd dawno temu wyprowadził? Niedoczekanie.

- Już - powiedziała po kilku kwadransach fryzjerka, a ja spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Niegdyś czarne, długie do pasa włosy, teraz zostały sporo skrócone i ułożone w spływające wokół twarzy blond fale. Na całe szczęście nie był to platynowy blond, ale jeden z tych ciemniejszych odcieni.

Włosy całkiem nieźle kontrastowały z moją ciemną karnacją i przenikliwymi czarnymi oczyma, które teraz wydawały się jeszcze czarniejsze niż przedtem.

- Ile mam zapłacić? - zapytałam chłodno, nie chcąc, aby zauważyła, że jej praca mi się spodobała. O, nie. Nigdy nie wolno okazywać słabości.

Wypowiedziała jakąś cenę, a ja wyjęłam pieniądze z portfela i odliczyłam podaną sumę.

Wyszłam z budynku i zaczęłam iść przed siebie wsłuchując się w zmartwienia innych ludzi. Ktoś cierpiał po stracie pupila, jakieś dziecko bało się powiedzieć rodzicom o złej ocenie, kogoś wylali z pracy. Taa... Normalka.

Nagle jednak usłyszałam zupełnie inne myśli, które wyróżniały się spośród tych wszystkich szarych ludzi. Brzmiały zupełnie inaczej. "Żeby znowu nie napadła na nas chimera" usłyszałam. Czym była ta chimera?

Skupiłam się i zaczęłam iść w stronę tych myśli. Zamyśliłam się i nagle poczułam jak upadam na chodnik, brudząc najnowsze dżinsy z Esprita. Gdyby była tu moja matka na pewno dostałabym szlaban, lecz teraz... Teraz zupełnie mnie to nie obchodziło.

Podniosłam się z chodnika i zobaczyłam osobę, na którą wpadłam. Był to na oko czternastoletni chłopak o wysportowanej sylwetce i blond włosach. Uśmiechał się zawadiacko, a ja odruchowa zaczęłam szukać swojego portfela. Na szczęście nadal przebywał w moim plecaku, co wyczułam przez cienki materiał.

- Przepraszam, nie zauważyłem cię - powiedział i spojrzał na nie, a ja wytrwałam spojrzenie. Po chwili spuścił wzrok, a ja uśmiechnęłam się w duchu. Kolejne zwycięstwo.

- Nic się nie stało - mruknęłam i nagle usłyszałam jego głos w swoich myślach. No tak, oczywiście słyszałam tylko te pesymistyczne, nie wiem skąd mi się to wzięło. "Muszę prędko odnaleźć Thalię, bo ta chimera zdecydowanie za szybko się porusza". - To ty!

- Co, ja? - spytał zdziwiony, a ja przewróciłam oczami. Ludzie, którzy przechodzili obok nas, przyglądali się nam z dziwnymi minami.

- To ciebie szukałam - powiedziałam i uśmiechnęłam się. - Erin Black.

Wyciągnęłam prawą dłoń, a on - nadal zdziwiony, co łatwo było zauważyć - odwzajemnił uścisk.

- Luke Castellan. Wytłumaczysz mi wreszcie, o co chodzi?

- Co to jest chimera? - palnęłam bez zastanowienia a blondyn wydał się nagle dziwnie przestraszony. - Myślałeś coś o jakiejś chimerze, prawda?

Zaskoczony pokiwał głową, a ja uśmiechnęłam się triumfalnie. Jednak mój instynkt mnie nie zawiódł. Nigdy nie zawodził... Nawet wtedy, gdy stałam się mordercą.

- Skąd wiesz, o czym myślałem? - zapytał, a uśmiech znikł z mojej twarzy. No i się wydałam. Pięć lat utrzymywania tego w tajemnicy, a tu mówię to dopiero, co poznanemu blondynowi. Brawo, Erin, powinnaś dostać za to Nagrodę Nobla.

- Potrafię wychwycić ludzkie zmartwienia i pesymistyczne myśli - stwierdziłam, a ten uśmiechnął się rozradowany.

- Czyli ty też musisz być... Chodź za mną - rzekł i pociągnął mnie za rękę, a ja mimowolnie ruszyłam za nim.

- Niby kim mam być? - zapytałam, gdy biegliśmy jakąś wąską uliczką. Nie odwrócił się, ale i tak zauważyłam, że wzdycha.

- Osobą półkrwi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Eveleine dnia Sob 14:56, 25 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Miss Holmes
<b>Miss Holmes</b>



Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Sob 20:43, 25 Wrz 2010    Temat postu:

Extra, świetnie piszesz. Fajny ten pomysł z czytaniem myśli Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eveleine
Boy z hotelu Lotos
Boy z hotelu Lotos



Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pią 21:51, 22 Paź 2010    Temat postu:

Prawie miesiąc temu był poprzedni rozdział, ale dopiero dzisiaj dopisała mi wena Very Happy Następne wydarzenia też będą trochę przyspieszone, bo zmierzam do końcówki Klątwy Tytana

Rozdział Czwarty: "Walka"

- To znaczy, GDZIE musimy się dostać? - spytałam patrząc uważnie na Grovera, który wydawał się trochę zmieszany.

- Do Obozy Herosów, pod Nowym Yorkiem - stwierdził zrezygnowany, a ja musiałam się powstrzymać przed ucieczką z tego domu wariatów.

Luke uśmiechnął się cierpko, a ja prychnęłam. I co jeszcze? Trzeba się wlec przez pół Ameryki, żeby trafić do jakiegoś głupiego obozu pełnego rozwydrzonych bachorów? Jeszcze czego!

- Nie możemy po prostu polecieć samolotem? - zapytałam wstając z jakiegoś głazu. No tak, przecież od kilku miesięcy musieliśmy mieszkać w jaskiniach, bo inaczej "potwory mogłyby nas zabić", bla, bla, bla...

- Chyba zapomniałaś, że oprócz ciebie nikt nie ma karty kredytowej, a ty jesteś poszukiwana w całych Stanach - zaśmiał się Luke, a ja prychnęłam cicho.

Może i powiedział prawdę. Moja matka, gdy dowiedziała się o moim zaginięciu od razu zgłosiła to na policję. Ponoć ludzka policja miała mnie złapać, a nie udawało się im to od miesiąca.

- To co my niby mamy robić? Dziennie za dużo nie przejdziemy, a nie chciałabym też zmuszać was do długiej wędrówki - uśmiechnęłam się ironicznie, a Thalia siedząca obok Grovera, prychnęła.

- O nas nie musisz się tak martwić, to raczej siebie powinnaś brać pod uwagę. W końcu, KTOŚ musiał wczoraj umówić na wizytę do fryzjera - syknęła.

Wyszłam z jaskini klnąc pod nosem. Usłyszałam jeszcze głos Thalii "Córeczka Afrodyty" przez, co zdenerwowałam się jeszcze bardziej. Może wyda się to dziwne, ale coś powstrzymywało mnie przed powiedzeniem im prawdy o swoim pochodzeniu. Oczywiście, nadal nie wiedziałam czyją jestem córką, więc udawałam córkę Afrodyty, w czym pomagały mi moje blond włosy.

No właśnie. Włosy zaczęły na powrót robić się ciemne, więc musiałam je na nowo zafarbować. Co jak co, ale instynkt to ja miałam. A to on nakazał mi udawać idiotkę w stylu Alice. Do czego to doszło...

***

Usatysfakcjonowana wizytą u fryzjera, który zapewnił, że farba nie zmyje się przez następnych kilka miesięcy, spokojnie przemierzałam ulice miasta. Nareszcie mogłam na jakiś czas zapomnieć o tym całym paradoksie, jakim stało się moje życie.

Bo chyba niecodziennie dowiadujesz się, że jesteś dzieckiem istoty, którą uważałaś za mit? Na dodatek nie masz pojęcia kto nią jest, jednak coś każe ci kłamać, bo nikt nie może się dowiedzieć... No właśnie, czego?

Uśmiechnęłam się drwiąco, zgniatając jakiegoś owada. Ten nawyk pozostał mi z dzieciństwa i jakoś nigdy nie mogłam się go wyzbyć.

Już miałam wracać do tej nieznośnej i skretyniałej córeczki Zeusa, gdy coś wyczułam. No tak, to zachodziło stanowczo za daleko. Ostatnio okazało się, że potrafię "odróżnić" zmartwienia herosów czy satyrów od tych "ludzkich". A teraz usłyszałam myśli jakiegoś herosa.

Zaczęłam się powoli rozglądać, a mój wzrok spoczął na jasnowłosej dziewczynce, która mogła mieć, co najwyżej osiem lat.

Szła sama, z widoczną w oczach determinacją. Do takiego widoku się nie przyzwyczaiłam, więc podeszłam do niej, udając "cudowną starszą siostrzyczkę, Erin", którą na pewno nie byłam. Jednak czego się nie robi dla odrobiny rozrywki?

I tak poznałam Annabeth Chase. Dziewczynę, która spowodowała moje zawieszenie broni z Thalią. Może i czasami bywała irytująca, ale dzięki niej reszta zgodnie uznała, iż jak najszybciej musimy się dostać do obozu. I tak też zrobiliśmy.

"Wariaci, podobnie jak dzieci, nie dają za wygraną, dopóki ich życzenie nie zostanie spełnione."

***

- Daleko jeszcze? - Annabeth spytała cicho Grovera, a ten uśmiechnął się lekko.

- Nie, za kilkaset metrów powinniśmy być na miejscu.

Uśmiechnęła się z ulgą, a Thalia wymownie spojrzała w stronę Luke'a. Trzymała pewnie swój miecz, tak samo zresztą jak ja czy on.

Zaraz znajdziemy się w Obozie - przeszło mi przez myśl. Nareszcie, będę mogła odpocząć od nieustannych zmartwień, bo przecież ja byłam najstarsza i to na mnie spoczywał obowiązek, aby dopilnować wszystkiego.

Powoli zaczynała się we mnie tlić nadzieja, iż przestanę w końcu udawać kogoś kim nie jestem. Pragnęłam nareszcie przestać udawać. Hm... pozostawało tylko przejść te kilkadziesiąt kroków i cieszyć się wolnością.

W tamtej chwili zapomniałam, że moje życie nigdy nie miało doczekać się happy endu. Mnie od zawsze pisany był tragiczny koniec, bo ja nie powinnam zaistnieć. Przez jakiś czas łudziłam się, iż wszystko skończy się szczęśliwie.

Przecież tak naprawdę nie wiedziałam, co znaczy to słowo. I nigdy nie miałam się dowiedzieć, więc po, co się starać? To chyba przez wpływ tych dzieciaków. Wszyscy byli tak ze sobą zżyci, ufali sobie nawzajem, ba, ufali także mi, chociaż ja nie byłam z tego zadowolona.

Dawno temu pomyślałam, że skoro życie jest takie krótkie, to trzeba z niego korzystać i robić tylko rzeczy przyjemne. A dla mnie taką rzeczą było sprawianie cierpienia.

Usłyszałam głośny ryk i wiedziałam, że coś się nie powiedzie. Grover stanął, a my wszyscy zrobiliśmy to samo, bo nikt nie miał pojęcia, gdzie mielibyśmy iść.

- Nie dobiegniemy - jęknął cicho.

- Dlaczego tu jeszcze stoisz? Uciekajcie! - krzyknęła Thalia. Teraz dopiero zauważyłam, że gotowa była zginąć w imię przyjaźni... albo czegoś więcej.

Luke chciał zaprotestować, ale ja odezwałam się do niego szeptem:

- Posłuchaj jej. Zapewnij bezpieczeństwo, Ann, potem będziesz mógł wrócić. Ja jej pomogę - wyszeptałam, a ten tylko pokiwał głową i zaczął biec.

- A ty? - Thalia spojrzała na mnie krytycznie, a ja po raz pierwszy w życiu się uśmiechnęłam.

- Zostanę. Nie mam zamiaru cię tu samej zostawić.

Odpowiedziała uśmiechem. Po chwili obie wskoczyłyśmy w wir walki, chcąc dać innym, choć cień szansy na ocalenie.

W pewnej chwili poczułam, że Thalia oberwała. I to porządnie. Zerknęłam na nią kątem oka. Od razu zauważyłam, iż się z tego nie wyliże. Może i była przemądrzałą córką Zeusa, ale i tak nie zasługiwała na taką śmierć.

Chwila mojej dekoncentracji wystarczyła, abym sama została atakowana. Wiedziałam, że powinnam umrzeć, ale instynkt podpowiedział mi, że to jeszcze nie koniec.

Z uśmiechem na ustach zanurzyłam się w otchłań ziemi, a ostatnie, co zapamiętałam to wielką sosnę, której wcześniej nie było.

***

- Dziewczyny! - krzyknął jasnowłosy młodzieniec wbiegając na pole bitwy. Nie zobaczył żadnej z nich. Na jego twarzy pojawiło się chwilowe niedowierzanie.

- Luke, ja przepraszam, ja... - zaczął szybko Grover, wiedząc, że zawalił. Jednak obie nastolatki wiedziały, co je czeka, gdy kazały im wszystkim uciekać. Gdyby jedna z nich nie była córką jednego z Wielkiej Trójki...

- Gdzie... są... ciała - wyszeptał Luke rozglądając się uważnie. Jedyne, co zauważył to wielką sosnę, a na jednej z jej igieł dostrzegł kawałek bluzki Thalii. Erin nigdzie nie było.

Po jego policzkach spłynęły dwie łzy. Pierwsze i ostatnie w jego życiu, oddane za przyjaciółkę i dziewczynę, którą od dawna darzył większym uczuciem.

Tego dnia, stojąc na tej właśnie polanie Luke Castellan poprzysiągł sobie w duchu, że zemści się za ich śmierć. Nie wiedział jednak, że żadna nie zginęła...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Tartar / Porzucone ff Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin