Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Konkurs 2 (Prace konkursowe)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Pojedynki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Necklice
Pani mórz
Pani mórz



Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 3175
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 0:35, 28 Sie 2011    Temat postu: Konkurs 2 (Prace konkursowe)

Drodzy userzy!
Z powodów technicznych, w których szczegóły wchodzić nie będę, nieco opóźnił nam się termin publikacji prac. Mam jednak nadzieję, że wybaczycie mi tę drobną niedyspozycję i z radością przeczytacie konkursowe teksty.

Warunki pojedynku tu.

Jest mi niezmiernie przykro, że nadeszła tylko połowa z zapowiedzianych prac. Zgodnie z zasadami nie powiem czyja, niemniej informacji o tym można się doszukać w głębi forum.
Nie będę się tu zbytnio rozpisywać, bo pewnie i tak nie chce wam się tego za bardzo czytać. Oto meritum, czyli prace:

Tekst A

"Bezsilny wobec prawdy"

Bez odpowiedniego przygotowania bardzo trudno jest zrozumieć Prawa Czasu.
Nie pojmiesz ich jeśli nie jesteś Władcą Czasu. To my mamy pilnować by historia nie wezbrała w swym burzliwym nurcie na tyle by wystąpić ze swoich realnych brzegów. To my mamy naprawiać przesadne ingerencje czasowe. My mamy ratować planety przed przedwczesną zagładą. Jesteśmy niezastąpieni, a zostało nas tak niewielu.
Tak naprawdę jestem sam. Master się nie liczy, bo myśli tylko o przejęciu władzy nad światem. Niech lepiej siedzi w tej swojej Ciemności i bębni palcami o głowę. Cztery uderzenia wzywające do wojny - absurd.
Tak czy inaczej wypełniam swoje obowiązki jak umiem. A czy to moja wina, że wszędzie
gdzie się pojawiam mają miejsce wielkie katastrofy?
No dobra, wysadziłem Wezuwiusza, ale tylko po to by ratować resztę Świata.
No dobra, byłem na Titanicu, w sumie na dwóch i oba nadają się do złomowania, ale
czy nie liczy się to że dzięki mnie i Astrid przeżyła Elżbieta II i jej kochane psy?
No dobra, przeze mnie Agatha Christie straciła pamięć, ale zagadka morderstwa została
rozwiązana.
No dobra, to przeze mnie Charles Dickens prawie udusił się gazem, ale też dzięki mnie
nabrał wiary w siebie i własną wyobraźnię.
No dobra, to przeze mnie baza na Marsie została wysadzona w kosmos, ale tak musiało być bo to stały punkt historii Wszechświata.
No dobra, pozwoliłem:
- Jack'owi Harkness'owi zginąć z ręki (yyy... to bardziej przypomina część miksera, ale fraza to fraza) Daleków,
- Pojmać rodzinę Marthy Jones, a jej samej błąkać się po Świecie w moim imieniu szykując broń,
- Uwięzić Rose Tyler w jednym z równoległych światów,
- By Donna zapomniała wszystko co razem przeżyliśmy.
No i to oczywiście ja zniszczyłem doszczętnie dwie najpotężniejsze rasy wszech czasów razem z Gallifrey. Tak, chyba zbyt często bawiłem się w Boga...
No dobra, wystarczy.
Otrząsam się ze wspomnień i zaczynam przechadzać po pomieszczeniu klikając różne przyciski i przełączając wajchy. Gdzie mogę polecieć? Gastafar? Układ Gwiezdny Lukrecjusza? Nie, to wszystko już było czy tam jeszcze będzie. Potrzebuję odmiany. Czegoś zupełnie nowego. Przysiadam na małej beżowej kanapie i myślę co właściwie mam ochotę zobaczyć. Myślę i nie wiem. Po raz pierwszy w ciągu całego mego życia opuszcza mnie zapał do zrobienia czegoś szalonego, czegoś niebezpiecznego, czegoś z dużą ilością biegania, czegoś po prostu w moim stylu. Wzdycham i spuszczam głowę. Przy okazji zauważam że sznurówka mojej tenisówki trochę się poluzowała. Mechanicznie zawiązuję but po czym podchodzę do drzwi. Otwieram je pstryknięciem palców (ostatnio coraz częściej ćwiczę tę sztuczkę na wypadek gdybym spotkał River). Opieram się o drewnianą framugę i zatapiam wzrok w aksamitnej czerni kosmicznego nieba. Całkiem niedaleko przelatuje kometa.
- Ciekawe w co trafi... - mówię sam do siebie.
Postanawiam podążyć jej tropem. Zamykam drzwi i wracam do konsoli sterowania. Sprawdzam współrzędne na wyświetlaczu. Wklepuję kilka komend i po chwili mój statek rusza. Zwykle strasznie trzęsie, ale tym razem nie mieszamy w naszą podróż Strumienia Czasowego, więc lecę bez zbędnych turbulencji. Podróż nie trwa długo gdyż kometa roztrzaskuje się o księżyc jednej z pobliskich planet.
-No to lądujemy. Proszę zapiąć pasy, lub złapać się czegokolwiek, bo może trząść – mówię i dopiero po chwili zdaję sobie sprawę z tego, że nie ma ze mną nikogo kto mógłby mnie posłuchać.
Planeta, którą wskazał mi los w postaci komety to Lomerhich. Jest mała i prawie niezamieszkana. Zwykle trafiam w całkiem inne miejsca, ale czyż nie o odmianę mi właśnie chodziło?
Udaje mi się wylądować bez zbytnich problemów. Otwieram drzwi TARDIS i widzę coś czego nie spodziewałem się zobaczyć gdziekolwiek w tym stuleciu:
Łąki pokryte różową trawą, miękką niczym najwspanialszy dywan. Drzewa o fioletowych pniach i purpurowych liściach. Całe mnóstwo owocowych krzewów mieniących się wszystkimi kolorami tęczy, ale gdzie okiem sięgnąć, ani jednej żywej istoty.
Oszołomiony pięknym widokiem wychodzę z "budki telefonicznej" i robię kilka śmiałych kroków w stronę najbliższego drzewa. Wyciągam rękę by dotknąć pnia, ale moje palce przenikają przez korę.
- Więc to wszystko to tylko projekcja - mruczę do siebie.
Słyszę za sobą jakiś szum. Błyskawicznie się odwracam i widzę że mój statek rozpływa się w powietrzu. Rzucam się w jego stronę, ale nic nie mogę zrobić. Zniknął. Nagle między drzewami dostrzegam jakiś kształt. Wygląda jak człowiek (no wszędzie i zawsze ich pełno!) i ucieka. To chyba oczywiste że zaczynam go gonić. Uciekinier jest szybki i zna teren, ale ze mną nie ma szans. Tak mi się przynajmniej wydaje. A jednak.
TUK TUK TUK TUK!
Na dźwięk czterech uderzeń staję jak wryty.
TUK TUK TUK TUK!
Podnoszę głowę, bo jak mi się wydaje pukanie dobiega z góry.
TUK TUK TUK TUK!
Na gałęzi jednego ze sztucznych drzew dostrzegam ptaka. Widocznie to jakaś miejscowa, pewnie też sztuczna, odmiana dzięcioła. A ja dałem się nabrać. Rozglądam się i próbuję dostrzec postać którą goniłem. Bezskutecznie.
Zrezygnowany siadam na ziemi. Przeciągam palcami po trawie, która wydaje się być prawdziwa. Nie mam bladego pojęcia co powinienem robić. I gdzie się podział cały mój geniusz?
Nie potrafię udzielić sobie na to odpowiedzi. Wzdycham i z braku lepszych pomysłów zaczynam się wsłuchiwać w otoczenie.
Z początku dociera do mnie tylko odległy szum wiatru, jednak po jakimś czasie zdaję sobie sprawę, że słyszę jakieś odległe głosy. Skupiam się na nich starając się zrozumieć słowa.
"Jeżeli chcesz kochać świat, zbawiać go i karmić, to wspaniale. Lecz najpierw pokochaj i nakarm siebie."
"Nie obchodzi mnie ile wiesz, póki nie wiem, jak bardzo cię to obchodzi."
"Zawsze się znajdzie odpowiednia filozofia do braku odwagi."
"Najpotężniejszym jest ten, kto panuje nad sobą."
- Sentencje? Ciekawe skąd napływają...
Wstaję i próbuję namierzyć z której strony dochodzą głosy. Jak na złość wydaje mi się że ze wszystkich. Na czuja wybieram więc kierunek i idę przez nierealny las. Krok za krokiem, a widok wcale się nie zmienia. Sfrustrowany siadam na trawie i postanawiam chwilę odpocząć. Wyciągam się na trawie i patrzę w chmury. Tak dużo czasu minęło odkąd robiłem to po raz ostatni...
Zamykam oczy i chyba nawet ucinam sobie krótką drzemkę. Tak czy inaczej, gdy moje powieki znów wędrują w górę, widzę nad sobą twarz. Twarz dziecka. Mały ma jakieś 13 lat a mój widok najwyraźniej go bawi.
- Cześć - odzywa się na powitanie.
- Cześć - odpowiadam nieco zdezorientowany.
- Jak cię zobaczyłem, to myślałem, że nie żyjesz. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś nie żył no i pomyślałem, że fajnie by było to zobaczyć, no i podszedłem i patrzyłem, ale ty żyjesz, więc niczego się nie nauczyłem - powiedział dzieciak w tempie, które nawet mnie zaskoczyło.
- Ok... Powiedz mi tylko... zawsze tak szybko mówisz? Nie żeby mi to przeszkadzało, ale wiesz, to nie jest normalne.
- Jasne, że zawsze tak mówię, lubię mówić i muszę to robić, bo inaczej jest mi źle.
- No oczywiście, jak mogłem mieć wątpliwości? Powiedz mi jeszcze, skąd się biorą te wszystkie cytaty - proszę, jak mi się zdaje uprzejmie, jednak dzieciak robi wielkie oczy i patrzy na mnie w osłupieniu. - Powiedziałem coś nie tak?
- Ty słyszysz Mądrość? - pyta dziecko, a ja odnoszę dziwne wrażenie, że w jego głosie słyszę cześć.
- No cóż... tak. I chciałbym się dowiedzieć, kto tę Mądrość wypowiada.
- Nikt i to jest najgorsze - odpowiada ze smutkiem Mały. - Nikt też jej nie słyszy. Znaczy, nikt poza mną... i najwyraźniej tobą.
- Hmm, można się było tego właściwie spodziewać. Chciałem czegoś normalnego... a teraz jeszcze nie wiem gdzie jest TARDIS...
- Możesz przestać mówić do siebie i zacząć mi pomagać? - chłopiec przerywa moje rozważania, a właściwie użalanie się. Ma rację. Co się ze mną dzieje? Zawsze szukam rozwiązań i nie pogrążam się w problemach. Spoglądam na niego uważniej. Ma krótkie, potargane brązowe włosy, ciemne oczy, szczupłą twarz dokładnie uwydatniającą kości policzkowe. Ma na sobie kamizelkę i śmieszną muszkę w kratkę. Strój niezwykle źle dobrany, zwłaszcza dla dziecka. Coś mi mówi, że powinienem go tu zostawić, odejść jak najszybciej, ale nie mogę, bo inna część mnie mówi, że muszę mu pomóc. Chyba nic się nie stanie jeśli zamienię z nim kilka słów, prawda?
- Oczywiście masz rację, przepraszam. Więc mówisz, że nikt poza nami nie słyszy tych sentencji... Boisz się tego?
- A czego tu się bać? Jestem inny, to oczywiste, zdążyłem już zaakceptować tę prawdę.
- To dobrze. W takim razie będziesz musiał zaakceptować również to, że przyleciałem tu statkiem kosmicznym, który zniknął, a ja nie wiem gdzie. Znasz tę planetę, prawda? - chłopiec przytakuje - dlatego musisz mi pomóc w poszukiwaniach.
- Dobrze, ale ty w zamian zabierzesz mnie na Ziemię - stawia stanowcze ultimatum.
- Na Ziemię? - jestem w szoku. - Skąd wiesz o Ziemi? To strasznie daleko.
- Mądrość pochodzi z Ziemi. To tam jest moje miejsce i to tam muszę żyć.
- To bardzo dorosłe stwierdzenia jak na chłopca w twoim wieku...
- Skąd możesz wiedzieć ile mam lat - przerywa mi zanim udaje mi się zapytać czy jest pewny swojej decyzji.
- Wiem bardzo dużo, możesz mi wierzyć. Przemyśl jeszcze kwestię tej przeprowadzki, a w międzyczasie... może zaczniemy szukać mojego statku?
- Dobrze. Jak wyglądał?
- To taka niebieska budka z lampką na górze.
- To twój? Myślałem, że masz coś fajniejszego - chłopiec zaczyna się śmiać.
- Co ci się w nim nie podoba? - pytam oburzony.
- No bez przesady, ten wystrój to trzeba zmienić.
- Wystrój jest... zaraz. Byłeś w środku? Jakim cudem?
- No normalnie, otworzyłem drzwi i... nie uwierzysz, wszedłem - dziecko wyraźnie ze mnie kpi, ale nie zwracam na to uwagi. Przecież zamknąłem drzwi. Zawsze to robię. - Nic to - kontynuuje Mały. - Oczywiście pomogę ci znaleźć twój statek. Jest tu – mówi i podchodzi do najbliższego drzewa. Jego dłoń tak jak moja przenika przez korę, ale on wcale się tym nie zraża. Słychać kilka piknięć charakterystycznych dla czynności wpisywania kodu. Chłopiec odsuwa się, a na miejscu drzewa pojawia się TARDIS. Na widok statku oboje nie możemy powstrzymać uśmiechu. Podchodzę do budki i, jak to mam w zwyczaju, opieram się o jedną z jej krawędzi, tak by móc z wygodnej pozycji obserwować chłopca, który w międzyczasie podchodzi do drzwi i delikatnie je gładzi.
- Stara TARDIS. Już wkrótce się zmienisz – mówi cicho.
- Słucham? - nie potrafię się powstrzymać przed zadaniem tego pytania.
- Ile masz lat? - odpowiada mi pytaniem Mały.
- To chyba moja sprawa. Prawda?
- Właśnie że nie. Ile masz lat pytam - stanowczo dopytuje się dalej młodzieniaszek. Nie przywykłem by ktoś się tak do mnie odzywał. Zwykle to ja zadaję pytania. Znając jednak dziecięcy upór postanawiam odpowiedzieć.
- 903, ale dalej nie rozumiem co to ma do rzeczy.
- Bo widzisz, chyba ci jednak odpuszczę tę podrzutkę na Ziemię - oznajmia nagle mój niedoszły, jak się zdaje, towarzysz podróży. - Sam już niedługo będę mógł ją odwiedzić - stwierdza, zupełnie mieszając mi w głowie, po czym promiennie się uśmiecha. - Muszę już iść, dorosnąć. Trzymaj się Doctorze.
- Ta, ty też - odpowiadam i wchodzę do wnętrza TARDIS. Starym zwyczajem rzucam płaszcz na pobliski "słup" i podchodzę do stanowiska kontroli. Po chwili dociera do mnie, co Mały do mnie powiedział. Zawracam na pięcie i wypadam przez drzwi.
- Skąd wiesz jak mam na imię? - krzyczę, choć Małego nigdzie już nie widać. - Jak chcesz dorosnąć?
Czekam jeszcze jakiś czas, lecz odpowiedź nie nadchodzi. Wracam do środka. Już wiem, zrozumiałem wszystko, mimo że nie dostałem objaśnienia. To prawda, której od dłuższego czasu do siebie nie dopuszczam. Teraz jednak mam dowód. Umrę, a ten chłopiec to moje przyszłe wcielenie, dorastające na małej, zapomnianej planecie. Znalazłem Hodowlę. Po chwili parskam śmiechem. Dociera do mnie bowiem ironia obecnej sytuacji. Chciałem odmiany. Wypoczynku, jakiego nigdy jeszcze nie miałem. A już niedługo, będę go miał na wieki.

Tekst B

"Podróż do końca"

Znowu. Znowu to samo. Znowu czuję jak dryf powietrza porywa mą duszę. Jak lekki wiaterek kotłuje się we mnie. Dookoła słychać tylko szum aut, a światła latarni oświetlają pojedynczych przechodniów zdawających się nie wiedzieć gdzie i po co idą. Zagubionych w tak małym świecie jak ten. Uwięzionych w nim. Ale ja nie jestem taki. Nie jestem jak inni. Ja jestem wolny i mogę odpocząć od tego nudnego i męczącego życia czternastolatka w tak okropnym świecie. Nie mam ochoty dłużej na to patrzeć. Mam tak mało czasu a tak dużo rzeczy do obejrzenia. Tak długa podróż mnie czeka a mam na nią tylko jedną noc... To smutne. Ale też piękne. Nigdy nie odkryję wszystkiego co czeka na mnie w tamtym świecie. Wszystkich tajemnic, zakamarków, pięknych miejsc. Nigdy. Chyba, że... Nie to niemożliwe do zrobienia. Sam nie wiem jak to się dzieje, że w nocy uciekam a co dopiero jak zrobić, żeby tam zostać. To wszystko jest takie nierealne, że czasami mam wrażenie, że to nieprawda. Nie, nie mogę dłużej myśleć na ten temat. Muszę już wyruszyć. Im więcej czasu spędzę tutaj tym mniej będę miał tam, a na to nie mogę pozwolić.
Nie mogę normalnie nigdzie iść czy popłynąć. A właściwie to jest dużo wolniejsze. Mogę po prostu pomyśleć gdzie się chcę przemieścić a resztą nie muszę się martwić. W sumie brak ciała nie jest taki zły. Zdajesz się być tylko myślą znikającą wśród podmuchów wiatrów czy w chmurach ale nadal istniejącą. Jakby nic nie mogło Cię zniszczyć. A właściwie przypuszczam, ze teraz rzeczywiście nic nie może mnie zniszczyć. Jednak najlepsze jest to, że mogę tak zapanować nad energią, którą teraz jestem, że potrafię przybrać dosłownie każdy kształt. Normalni ludzie tak nie potrafią. Za mało działają mózgami i nie potrafią zapanować nad ta energią, którą są. Tak jak właściwie nad całą energią, która ich otacza. W każdym razie ja podświadomie przybieram swój kształt, który mam tam, na dole.
Spoglądam w górę. Na chmury, które zdają się być bramą, która czeka tylko aż ją otworzę i przejdę na drugą stronę. Przenoszę się pod nie. Jeszcze raz patrzę w dół bez tęsknoty a raczej z radością. Cieszę się, że mogę znowu opuścić to miejsce. Nagle zaczynam przemieszczać się w stronę gór. Kiedy już w nich jestem czuję się niesamowicie. Zdaje mi się, że przewraca mi się w brzuchu choć to niemożliwe. Tego nie da się opisać. Jednak po chwili wypływam z chmur. Teraz już znajduję się nad Ziemią. Odwracam się i spoglądam na miejsce, z którego przybyłem. Pomimo tylu złych rzeczy jakie można przeżyć tam, wśród ludzi, jest ono piękne. Niebieskie oceany, białe chmury spowijające większość planety, ogromne lądy. To wszystko daje niesamowity efekt, który zapiera dech w piersiach. Jakbym nie wiedział jakie rzeczy jeszcze mnie czekają zostałbym tam i oglądał ten świat przez cały mój czas. Ale wiem, wiem, że czekają mnie rzeczy równie piękne czy niektóre nawet piękniejsze od tego. Dlatego muszę stąd iść.
Teraz jestem przy Jowiszu. Musiałem go zobaczyć. Choć nie tylko. Spoglądam przez chwilę na Wielką Czerwoną Plamę. Zawsze mnie fascynowała a teraz wiem o niej wszystko.
Przemieszczam się do Jowisza. Otaczają mnie pomarańczowe gazy, a wokół słychać coś w rodzaju grzmotów. Gdybym był normalnym człowiekiem ciśnienie niedoszłej gwiazdy zgniotłoby mnie jednak teraz nic mi nie może zrobić. Jednak nie mogę marnować czasu zachwycając się tą gazową planetą. Teraz przelatuje obok Saturna. Ten niesamowity władca pierścieni też potrafi omamić człowieka równie dobrze jak Jowisz jednak ja i tak zawsze będę wolał wcielenie Jupitera. Potem mijam kolejne planety naszego układu słonecznego aż w końcu mijam jego ostatnie granice. Czuję jak przewraca mi się w brzuchu ze strachu i podniecenia. Pomimo tego całego piękna to wszystko mnie przeraża. Myślałem, że minie to za pierwszym razem kiedy przekroczę te granice ale to nie prawda. Zawsze obawiam się tego co mnie tam czeka. Bo w końcu nigdy nie wiadomo co się spotka na swojej drodze a tu, w kosmosie, jest więcej do zobaczenia, poznania, spotkania niż na Ziemi. Ale jakby tak nie było to nie byłoby to wszystko takie niesamowite.
Teraz kieruję się w stronę układu planetarnego oddalonego o jakieś kilkanaście lat świetlnych od nas. Nie wiele. Zajmie mi to kilka minut. Jednak to co mnie tu ciągnie to to, że właśnie w tym układzie można by odebrać pierwszą audycję radiową z Ziemi. Niesamowitym jest to jak można cofnąć się w przeszłość zaledwie oddalając się od pewnego miejsca. Pięknym jest to, że patrząc w głąb naszej galaktyki tak naprawdę patrzymy na jej przeszłość.
Nagle czuję coś dziwnego. Jakby ktoś mnie obserwował. Jakby wdzierał się we mnie i słuchał tego o czym myślę. Nie... To nie możliwe. Jestem tu sam. Całkowicie sam. W końcu. Nikt nie może mi zakłócić tego spokoju. Nikt. Pora stąd iść. Tym razem postanawiam obejrzeć jedną z ciekawszych rzeczy. Coś o czym na Ziemi jeszcze nie wiedzą choć pewno niedługo to zauważą. Może nawet niedługo. W każdym razie ja zobaczę to już dzisiaj. Tak., to będzie coś niesamowitego. Widziałem coś takiego tylko raz i pamiętam to do teraz jakby było to wczoraj. Już prawie jestem na miejscu. Jeszcze chwila. Tak, już jestem. Może to i okrutne cieszyć się ze śmierci czegoś ale nie mogę się powstrzymać. Kiedy jakaś większa gwiazda ginie powstaje supernowa. Wybuch, który zapiera dech w piersiach. Tak, śmierć piękniejsza od życia jest rzadką rzeczą i ukazuje jak wielkie było to co umarło. Dotyczy to także ludzi ale na Ziemi zdarza się to już rzadko. Nie to co we wszechświecie. Jeszcze tylko chwila... Sekundy... Nie wiem skąd to wiem. Po prostu czuję to. Jakbym był w pewnym sensie powiązany z tym wszystkim. Tak to to. Już... Teraz. Oślepiający błysk, który normalnie zmiótłby moją postać teraz nie może mi nic zrobić. Kawałki gwiazdy, pyły, które po niej pozostały rozprzestrzeniają się w około. A wszystko daje to niesamowity efekt. Jest to coś nie do opisania, To trzeba zobaczyć.
I znowu... Znowu zdaje mi się, że ktoś się do mnie wdziera. Kradnie myśli uczucie, żeby zobaczyć jakie są. Nie. To tylko mi się zdaje. To nie może być prawda. Może już wariuję. Tak to możliwe. Jednak zostało mi już niewiele czasu. Jeszcze tylko jedna rzecz... Tylko jedna. Przemieszczam się w głąb Drogi Mlecznej. Coraz głębiej. Jeszcze trochę. Już prawie jestem. Tak. To już tutaj. Widzę przed sobą gwiazdy, pyły i inne odłamki kosmiczne krążące wokół czegoś. Jednego ciemnego punktu, z którego nic się nie wydostaje. Nawet światło. Wszystko jest tam stłoczone. Tak, to czarna dziura. Miejsce, w którym grawitacja była tak wielka, że pochłonęła wszystko wokół i zapadła się w siebie. Tyle, że to nie normalna czarna dziura. To jedna z tych ogromnych. Nie wiem jak powstała, ale na pewno nie z umierającej gwiazdy. Jest zbyt wielka. To jedna z niewielu rzeczy, których nie wiem o tym miejscu.
I nagle. Czuję to mocniej niż poprzednio. Jakby ktoś kradł mnie. Zabierał stąd. Zewsząd. Z tej czasoprzestrzeni. Kulę się. Próbuję się oprzeć temu. Walczyć. Ale nie mogę. To jest zbyt silne. Wtem to uczucie ustaję. Czuję tylko pustkę. Prostuję się i... Nie widzę nic. Tylko ciemność. Tak jakbym był jedyny w całej wielkiej przestrzeni i nagle... Ukazuje się przede mną twarz. Twarz kobiety, stworzona jakby z tysięcy, miliardów gwiazd. Ale nie do końca... Nie wiem dokładnie. Nie wiem co mam robić. Aż w końcu zadaję tylko jedno pytanie, które przychodzi mi na myśl.
- Kim jesteś?
- Wszystkim - odpowiada twarz. Jednak nie do końca. Zdaje się nie poruszać ustami, nie wydawać, żadnych dźwięków. Tak jakby ten dźwięk był tylko we mnie.
- Jak to?
- Jestem tym co widzisz. Tym co znasz i tym czego nie możesz poznać.
- Po co mnie tu ściągnęłaś?
- Żeby pokazać Ci to co chcesz. Żeby dać Ci szansę.
- Co pokazać? Na co dać szansę?
- Naprawdę nie wiesz? Pokazać to co pragniesz wiedzieć.
Nie wiedziałem o co jej chodzi. W tej chwili niczego nie wiedziałem i niczego nie pragnąłem wiedzieć. Pragnąłem po prostu móc wiecznie się na nią patrzeć.
- Chcę odpowiedzieć na pytania, które Ci dręczą - powiedziała i nagle wokół nas pojawił się na nowo wszechświat. Ale nie taki prawdziwy, ten zdawał się być jakby hologramem - Czy nie chciałbyś wiedzieć od czego się wszystko zaczęło? Co było wcześniej? Czy można się tego wszystkiego dowiedzieć wyprzedzając światło i dochodząc do granic wszechświata tak, żeby móc spojrzeć na tyle daleko w przeszłość by zobaczyć sam początek? Czy można iść jeszcze dalej, poza granice, do miejsc, które nie dowiedziały się jeszcze o Wielkim Wybuchu i zobaczyć co było przed?
- Chcę...
- A czy nie chcesz być częścią tego wszystkiego? Móc oglądać to non stop przez miliardy lat? Móc odpoczywać przez tak długi czas i napawać się pięknem?
- Chcę...
- A zatem to o co prosisz dostajesz.
Nagle poczułem się dziwnie. Jakby to wszystko weszło we mnie. Jakbym to ja był tym wszystkim. Od zawsze. Już wiem, już wiem wszystko co chciałem wiedzieć. Ale... Ale to za dużo. Nie chciałem wiedzieć aż tyle. Nie... Nie dam rady. Za dużo tego wszystkiego. Kulę się w sobie. Tak jak jeż bojący się ataku. I wtem, czuję jakby coś rozrywało mnie na tysiące, miliardy, nieskończoność kawałeczków. A potem znowu wszystko zaczyna się łączyć. Ale nie tak jak powinno. Nie, nie o to mi chodziło. Nie chciałem takiego odpoczynku. Nie. W duchu mam nadzieję, że mi się tylko zdaje ale to wszystko za bardzo to przypomina... Za bardzo przypomina narodziny gwiazdy.


KOŃEC


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Necklice dnia Nie 20:22, 28 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Avress
Błyszczyk Afrodyty
Błyszczyk Afrodyty



Dołączył: 27 Lip 2010
Posty: 387
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 19:58, 31 Sie 2011    Temat postu:

Tekst A:
- Zgodność z tematem: 3 (Wypoczynek miał być tematem pracy.)
- Pomysł (oryginalność): 5 (Fajne.)
- Kanoniczność: 4 (Ok, nawet, jakby był błąd, to bym nie wiedziała, gdzie. Aż tak dobrze nie znam DW. Mimo wszystko Doctor jakby nie był sobą.)
- Poprawność (styl, język, ortografia, interpunkcja etc.):3 (Przecinki, przecinki, przecinki - no daruj, ale przed "że" nie postawić?!)
- Ogólne wrażenie: 5 (Miło się czyta, jest ok.)
- Punkty dodatkowe: 4 (Narracja pierwszoosobowa, czas teraźniejszy, TUK jako odwrócenie uwagi, Hodowla)
Suma: 24/30 = 80%

Tekst B:
- Zgodność z tematem: 4 (Odpoczynek to z definicji przyjemność.)
- Pomysł (oryginalność): 5 (Co tu powiedzieć. Wow.)
- Poprawność (styl, język, ortografia, interpunkcja etc.):2 (Przecinki, przecinki i 3 ortografy.)
- Ogólne wrażenie: 5 (Jest git.)
- Punkty dodatkowe: 4 (Narracja pierwszoosobowa, czas teraźniejszy, narodziny gwiazdy, bycie myślą.)
Suma: 20/25 = 80%

Dałam na %, bo w jednym jest kanoniczność, a w drugim nie. Wyszło tak samo, co zrobić... ;)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Avress dnia Śro 20:00, 31 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Podróżniczka
Róg Minotaura
Róg Minotaura



Dołączył: 27 Lip 2010
Posty: 517
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: "Trzy plichy"
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Czw 12:21, 01 Wrz 2011    Temat postu:

Nie oceniałam kanoniczności, bo w jednym tekście jest, a drugi to twórczość własna (tak mi się zdaje ;)).

Tekst A
- Zgodność z tematem: 4,5 (Jest zgodne, ale mi się nie podoba właśnie taki czarny humor. Razz)
- Pomysł: 5 (No, nie powiem, jest to oryginalne.)
- Poprawność: 3,5 (Ta interpunkcja...)
- Ogólne wrażenie: 4,5 (Bo tak. Razz)
- Punkty dodatkowe: 3 (Tytuł, narracja pierwszoosobowa, "zginąć z ręki miksera" Very Happy)
Razem: 20,5

Tekst B
- Zgodność z tematem: 4,5 (No, jest ten wypoczynek, ale...)
- Pomysł: 5 (Zaskoczyła mnie końcówka.)
- Poprawność: 4 (Także interpunkcja, jednakże w tym tekście było więcej zdań pojedynczych.)
- Ogólne wrażenie: 4 (Ciekawe, ale... nie porywające.)
- Punkty dodatkowe: 3 (Narracja pierwszoosobowa, narodziny gwiazdy, kojarzy mi się z ostatnio czytaną książką - "Chopaki Anansiego" Neila Gaimana.)
Razem: 20,5

I wyszło po równo, haha. Very Happy

Jak któryś z autorów ma pytania, to pisać do mnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Pojedynki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin