Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[Z] Rezus rozrabia cd. [BO]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Chris
Aresowa skarpeta
Aresowa skarpeta



Dołączył: 01 Kwi 2012
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Percy

PostWysłany: Nie 20:11, 01 Kwi 2012    Temat postu: [Z] Rezus rozrabia cd. [BO]

Na początku kilka słów wyjaśniających. Zamieszczony niżej tekst jest alternatywną kontynuacją niegdyś prowadzonego przeze mnie RPG. Stanowi on zakończenie trzeciej części RPG według pierwotnego schematu, który nie zawierał w sobie śmierci Christophera Valleya. Jeśli ktoś nie chce wiedzieć, jak mogły potoczyć się losy postaci, gdyby nie zaszły pewne zmiany, niech wyłączy tę stronę i nigdy do niej nie wraca.
Zapraszam do lektury.




Christopher Valley przyglądał się z zaciekawieniem trzem przedmiotom. Lustro, szata i kielich. Brakowało jeszcze dwóch, jeśli wierzyć słowom tajemniczego właściciela dyskoteki. Czym one były? Nie wiadomo. Mogły być wszystkim. Nawet kanapa, na której siedzieli miała prawo być jednym z niezwykle potężnych przedmiotów magicznych. Nawet jeśli zakrawało to o najczystszy absurd. Jedyną rzeczą, odróżniającą mistyczne rzeczy, które trzymał w rękach, od jakiegokolwiek najzwyklejszego przedmiotu był znak pioruna wyryty na każdej z nich. Znak Zeusa. Dlaczego wszystko wciąż musi się kręcić wokół pana Olimpu? Ach, no tak. Pewnie dlatego, że teraz przebywają w jego kompleksach i to jego syn sprowadzał na biednych herosów wszystkie komplikacje. Chris wciąż się zastanawiał nad tym jakże skomplikowanym problemem, kiedy coś go oświeciło. Powinien wziąć prysznic. Taka okazja może się więcej nie powtórzyć, a jego zapach wyróżniał się niesamowicie na tle innych. Ukradkiem powąchał kołnierzyk swojej koszulki i odruchowo zmarszczył nos. Musiał coś na to poradzić. Zostawił wszystkie przedmioty w rękach pozostałych herosów, nakazując im ich pilnowanie, a sam udał się na poszukiwania łazienki. Udało mu się dokonać tego bohaterskiego czynu w przeciągu kilkunastu sekund. Chwilę później gorące krople zmywały pot i brud z jego umięśnionego ciała. Odprężył się. Spłukał z siebie nie tylko nieczystości, ale też troski i zmęczenie, jakie dopadło go na wspomnienie niedawnej potyczki z hordami potworów w bibliotece. To cud, że żyje. Powinien teraz stawiać czoło Hadesowi w jego mrocznym królestwie, jednak dostał szansę od losu, by do końca poprowadzić swoich towarzyszy do końca tej misji. Po kilku minutach wyszedł odprężającej kąpieli, chwycił za ręcznik i zaczął się wycierać. Cała łazienka była zaparowana, co zostało spowodowane strumieniami gorącej wody. Na jednym obłoczku pary pojawiła się urodziwa twarzyczka, należąca do córki Ateny, niejakiej Diany. Dziewczyna zarumieniła się i szybko odwróciła głowę, gdy zobaczyła Chrisa w tak intymnej sytuacji. Chłopak nie przejął się tym za bardzo nagłym przekazem iryfonicznym, gdyż nie miał się czego wstydzić, jednak by nie wprawiać dziewczyny w dalsze zakłopotanie, owinął się ręcznikiem i polecił jej, żeby ta powiedziała mu, z jaką sprawą do niego iryfonuje. Słowa, które usłyszał, zawiały niepokojem. Wystarczyło jedno słowo, żeby zasiać w Chrisie ziarno niepewności. Rezus. Według relacji Diany zakradł się do gabinetu Chejrona i wykradł mu kilka jego książek. Tych najcenniejszych, w którym kryły się przeróżne tajemnice obozu, bogów i magii. Na jego winę wskazywały dwa niezbite dowody. Pierwszym z nich był znak pioruna wyżłobiony na drogocennym biurku Chejrona wykonanym z przepięknego i delikatnego drewna. Drugim była ucieczka chłopca z obozu, co w oczach Chrisa stanowiło jedynie dowód na tchórzostwo Rezusa. Ksiąg nie udało się odzyskać, co przyjęto ze smutkiem. Syn Zeusa zabrał je ze sobą i nie było pewne, co chciał z nimi uczynić. Przy okazji Diana zaznaczyła, że centaur zabronił jej opowiadać o tym komukolwiek, ale uznała, że skoro Chris jest na misji, to jego ów zakaz nie dotyczy. Chłopak zgodził się z tym i podziękował dziewczynie za informację. Kiedy jej obraz zniknął, skończył kąpiel i dołączył do pozostałych. Podzielił się z nimi nowymi informacjami, co zostało przyjęte z nadmierną emocjonalnością. Następnie, gdy wszyscy ochłonęli, zażyczył sobie, aby ich poszukiwania zostały przyspieszone. W najgłębszych czeluściach swojej mrocznej duszy martwił się o mieszkańców Obozu Herosów, a szczególnie o jedną z nich, i chciał jak najszybciej zakończyć misję, żeby móc dołączyć do tamtych i razem z nimi czekać na następny krok Rezusa. Owszem, liczył na to, że syn Rei odezwie się jeszcze. I nie będzie to przyjemne doświadczenie.

Następnym kompleksem, który mieli zamiar zwiedzić, był obóz survivalowy. Iście ciekawe. Wielu herosów cieszyło się na myśl, że będą mogli połączyć przyjemne z pożytecznym. Kiedy przeszli przez portal, nie spotkała ich niespodzianka. Ujrzeli tam ogromny tor przeszkód. Dużo bardziej skomplikowany niż ten na arenie treningowej i znacznie lepiej wyposażony. Tutaj aż roiło się od wymyślnych urządzeń, pułapek, wirujących ostrzy i potworów. Zanim zdążyli dobrnąć do pierwszej przeszkody, na ich drodze stanął małpi stwór znany Chrisowi z wyścigu po kielich. A więc po raz kolejny miał się ścigać. A na mecie czekał na nich kolejny przedmiot z kolekcji "Najpotężniejsze artefakty świata - edycja limitowana". Zasady jednak zmieniły się nieco. Otóż herosi nie mieli walczyć przeciw potworom, lecz przeciw sobie. Makabra. Taka sytuacja wcale nie podobała się Christopherowi ani tym bardziej pozostałym herosom. Jednak nie mogli się sprzeciwić. Musieli zdobyć wszystkie przedmioty za wszelką cenę. Po to zostali tu przysłani, a porażka mogła przynieść katastrofalne konsekwencje. Podział na drużyny odbył się automatycznie. Ni stąd, ni zowąd ubrania herosów zmieniły się. Od tej pory połowa z nich nosiła czerwone kombinezony, a druga połowa niebieskie. W pierwszej drużynie znaleźli się: Blanca, Laniette, Olgierd, Seth i Adrianna, a drugiej: Perc, Chris, Lira, Herezja i Sophie. Od samego początku zdecydowanym faworytem zawodów była drużyna niebieskich ze względu na obecność w niej syna Aresa. Czerwoni jednak nie mogli się poddać, gdyż wtedy żadna drużyna nie ukończyłaby turnieju i nie zdobyliby nagrody, którą miał być następny przedmiot. Okazało się, że mieli się zmagać ze sobą w parach, jeden na jednego. Na pierwszy ogień poszli Blanca oraz Perc. Mieli ze sobą walczyć na kwadratowej platformie o boku dziesięciu metrów zawieszonej dwadzieścia metrów nad ziemią. Pod nimi znajdowało się morze lawy, a oni sami byli uzbrojeni w krótkie miecze. Zdołali zorientować się, to znaczy Blanca się zorientowała, bo Perc nie dał rady, że aby wygrać, trzeba zrzucić przeciwnika na dół. Oboje zgodzili się, że nie mają na to najmniejszej ochoty i odłożyli broń. Nawet kiedy platforma zaczęła się bujać, nie podjęli walki. Wręcz przeciwnie. Pomagali sobie, żeby nie spaść wprost do basenu z lawy, co stanowiło przepiękny przykład współpracy. Pojedynek trwał już jakieś dziesięć minut, a wciąż nic się nie dało. Po tym czasie oboje, Perc i Blanca, poczuli na szyi lekkie ukłucie. Kiedy złapali się za kark, poczuli malutką igiełkę. Obraz zaczął im się rozmazywać pod wpływem nieznanej substancji, najpewniej jakiegoś narkotyku. Potem doszło najgorsze - omamy. Herosi przestali się rozpoznawać. Przed ich oczami pojawiały się obrazy najstraszniejszych potworów. Narkotyk działał coraz mocniej, aż w końcu wszystkie stwory zlały się w jednego, który miał swoje ucieleśnienie w herosach. Perc nie miał już przed sobą Blanki tylko ogromnego minotaura, dzierżącego obusieczny topór. Blanca zaś patrzyła w oczy Lajstrygonowi, kpiąco wyszczerzającemu ku niej swoje zęby. Klingi zderzyły się ze sobą ze złowieszczym szczękiem. Herosi walczyli tak zaciekle, jak potrafili, chcąc pokonać obrzydliwe monstra. Z obu stron platformy padały gniewne okrzyki i bluzgi. Bujanie przybierało na sile. W końcu doszło do tego, że Perc, i Blanca więcej uwagi poświęcali na utrzymaniu równowagi niźli na walce. Jednak synowi Zeusa zabrakło gracji i zwinności. Pośliznął się i zaczął staczać się na dół. W ostatniej chwili chwycił się krawędzi, chroniąc się przed kąpielą w morzu ognia. Sytuację wykorzystała Blanca, która migiem doskoczyła do przeciwnika i wbiła mu krótki miecz w rękę. W chwili, gdy wyciągała go z powrotem, narkotyk przestał działać. Zdążyła jedynie wykrzyknąć imię Perca i zamachać dziko ręką tuż nad krawędzią. Było za późno. Syn Zeusa przepadł po raz kolejny. Niech jego dusza znajdzie ukojenie w królestwie Hadesa.

Jako drudzy mieli zmagać się Lana oraz Chris. Jej się to nie spodobało. Jemu również, mimo iż cieszył się perspektywą sprawdzenia swoich umiejętności w jakiś niekonwencjonalny sposób. Tym razem zasady gry były podobne: zabić przeciwnika, jednak zmieniła się arena. Oboje ustawili się na długim, poziomo ustawionym palu. Nie dość, że musieli utrzymać równowagę, to jeszcze za zadanie mieli strącić przeciwnika. Tak nie mogło się stać.
- Skoczę. Tak będzie najlepiej. Nie pozwolę ci zginąć - powiedział Chris, wpatrując się w morze groźnie wyglądających szpikulców pod nimi. - Nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów. Do zobaczenia po drugiej stronie.
Nie przejmując się krzykami Lany ani jej gwałtownymi ruchami, skoczył ku zatraceniu. Niemalże dosięgał już szpikulców, kiedy jego lot został zatrzymany przez kręcący się pal podobny do tego, który przed chwilą opuścił. Dostał mocno w brzuch, ale przynajmniej przeżył. A więc tak to działało. Kolejne utrudnienie. Gdyby jakimś cudem udało im się utrzymać równowagę dostatecznie długo, wtedy do akcji wkraczały inne paliki, które za zadanie miały strącać zbędnych herosów. Zorientował się także, że próba samobójstwa nie wchodziła w grę. To, że zatrzymał się w ostatniej chwili nie było przypadkiem. Maszyneria specjalnie tak zadziałała. Następnej próby skoku nie podjął, gdyż do głowy wpadła mu interesująca myśl.
- Śmierć nie jest jedynym rozwiązaniem - zamruczał pod nosem i zaczął wspinać się na górę do Lany, która zgrabnie utrzymywała się na pozostających w ruchu palikach. Chrisowi szło ślamazarnie, jednak w końcu wspiął się na odpowiednią wysokość. Pewnym krokiem, nie zważając na wirujące pale, podszedł do Lany.
- Pchnij mnie - powiedział, czym zasłużył sobie na komentarz Lany, że takiego przystojniaka jak on nie należy strącać prosto na zaostrzone szpikulce. - Pchnij mnie. Wiem, co robię - powtórzył i mrugnął do niej, jakby oboje skrywali tylko im znany sekret. Dziewczyna spełniła jego prośbę. Po raz kolejny tego dnia leciał, żeby umrzeć, co zakrawało na ironię, biorąc pod uwagę, że on wcale nie chciał zginąć. Tym razem jednak wyciągnął miecz i zahaczał nim o wirujące pale, spowalniając upadek. Ani razu nie zatrzymał się. Zbliżał się do końca podróży, więc zaczął mocniej żłobić dziury w drewnie, żeby jak najbardziej wytracić prędkość. Kiedy kolce zbliżyły się na niebezpieczną odległość, aktywował włócznię, którą wbił w ziemię miedzy szpikulcami, a sam zatrzymał się na niej, unikając kolców. Utrzymywał równowagę jedynie dzięki sile rąk i koncentracji, przecząc prawom fizyki. Trzonek wygiął się niebezpiecznie, lecz nie złamał się. Kiedy chłopak uznał, że jest bezpieczny, dotknął opuszkiem palca jednego z ostrzy. Kropla krwi skapnęła na ziemię. Gra się skończyła. Drużyna czerwonych prowadziła dwoma punktami. Niebiescy przegrywali tylko jednym.

Na trzeciej arenie stawili się Lira i Olgierd. Dwoje dzieciaków. Na szczęście nie dano im do rąk niczego ostrego, czym mogli się, nie dajcie bogowie, pokaleczyć. Mieli się ścigać, tylko tyle. Tor przeszkód był podobny do tego, na którym swego czasu dosyć przyjemnie bawił się Chris. Przeszkody były niemal identyczne, a zawodnicy wyrównani. Rozpoczął się bieg. W początkowej fazie, kiedy liczyła się tylko siła, prowadził syn Morfeusza, co również zakrawało na ironię. Zrobił użytek ze swoich wiotkich mięśni, wyprzedzając dziewczynę o dobre kilkanaście sekund. Pierwsze kłopoty spotkały go, kiedy natrafił na bardziej zróżnicowane przeszkody. Chłopak kompletnie nie radził sobie z pokonywaniem belek, maszyn, drabin i tym podobnych. Lira natomiast, wspomagając się magią, zwinnie pokonywała coraz to bardziej wymyślne ustrojstwa. Wynik zdawał się być przesądzony. Córka Hekate zmasakrowała Olgierda, który nawet nie ukończył wyścigu. Zmęczony syn Morfeusza padł na ziemię, gorączkowo łapiąc zbawienne powietrze, podczas gdy Lira wesoło hasała w te i z powrotem zadowolona ze swojego wyniku.


Czwarta para - Herejza oraz Seth. Zapowiadało się ciekawie, gdyż miała ze sobą walczyć dwójka dzieci Wielkiej Trójki, a ich zadanie wymagało wykorzystania pełnego repertuaru ich mocy. Herezja zostało odesłana w głąb ziemi - domeny Hadesa, zaś Seth wylądował w wodzie - domenie Posejdona. Mrrrocznie. Aby nie doprowadzić do śmierci związanej ze zmianą naturalnego środowiska, syn Hadesa otrzymał maskę, która miała za zadanie zapewnić stały dopływ tlenu poprzez filtrację wody, zaś córka Posejdona otrzymała coś na kształt okularów noktowizyjnych, które pozwalały na orientację ciemnościach i mroku świata podziemnego. Zasady gry były nadzwyczaj proste. Mieli odnaleźć i zebrać po trzy święcące kule umiejscowione gdzieś na arenie. Do ich mózgów wszczepiono miniaturowe chipy, dzięki którym mieli widok na poczynania przeciwnika i mogli mu przeszkadzać. Spotkały się dwa silne charaktery, więc nie mieli nic przeciwko małej konfrontacji. Pierwsza do ataku przeszła Herezja, zmniejszając zawartość tlenu w wodzie. Chłopak tracił oddech i słabł z sekundy na sekundy pozbawiony życiodajnego pierwiastka. Zginąłby, zanim wszystko na dobre się nie zaczęło, lecz w tym samym momencie córka Posejdona odnalazła pierwszą kulę, co nieco ją rozproszyło i uwolniła moc. Trwało to za szybko, więc areny zaczęły działać przeciwko zawodnikom. Dziewczyna z trudem omijała, spadające z sufity odłamki skalne, a chłopak musiał bronić się przed napadami wodnych stworów. Drugą kulę Herezja zobaczyła przypadkiem, kiedy uchylała się przed lawiną kamyczków. Córka Posejdona prowadziła już dwoma punktami, czym zaskarbiła sobie gniew Setha. Ten zaczął wykorzystywać swoje atuty. Najpierw posłał do domeny Hadesa kościstych wojowników, a później wstrząsnął ziemią, pozbawiając przeciwniczkę równowagi. Siłę wstrząsu odczuł on sam, dzięki czemu zrozumiał, że obie areny są ze sobą połączone. Jego taktyka okazała się skuteczna. Już po chwili remisowali - Seth znalazł dwie kule w najzwyklejszej na świecie muszli. Syn Hadesa nie mógł jednak odnaleźć trzeciej kuli, a Herejza sprawnie pozbywała się ostatnich szkieletów. Kiedy skończyła, ruszyła na poszukiwania, które nie trwały długo. Zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki. Trzecia kula w podziemiach znajdowała się na szczycie niezbyt wysokiego, acz stromego wzgórza. Seth widział to doskonale i postanowił zareagować. Poruszył sufitem areny ziemnej, używając całej swojej energii. Wywołał niemałe trzęsienie ziemi. Dno jego strefy zaczęło się rozpadać. Jego przypuszczenia się potwierdziły. Areny nie tylko były połączone, ale stanowiły jedną całość. Przedostał się do domeny Hadesa, pogrążając Herejzę pod tonami ziemi i wody. Chwycił trzecią kulę, która stanowiła o jego zwycięstwie. Pojedynek się zakończył. Nikt jednak nie wiwatował na cześć Setha, gdyż wszyscy rzucili się na ratunek córce Posejdona. Udało jej się przeżyć tylko dzięki dużej ilości wody, która na nią spadła. Otoczyła się twardym bąblem, lecz wykorzystała na to zbyt dużo energii. Była wyczerpana i niezdolna do dalszej wędrówki. Na szczęście miała jeszcze czas na odpoczynek, gdyż przyszła pora na ostatnią walkę. Na scenie pojawiły się Adrianna i Sophie. Zapowiadało się nieciekawie, więc Chris zdrzemnął się na chwilę, a kiedy wydobył się z objęć Morfeusza, okazało się, że córka Dionizosa wygrała swoją rundę, przy okazji pozbawiając życia swoją rywalkę w wyniku nieoczekiwanego zbiegu okoliczności, którego szczegóły niezbyt Chrisa interesowały. Wyniki zawodów po ostatniej konkurencji przedstawiały się następująco: czerwoni zajęli pierwsze miejsce z trzema punktami na koncie, a niebiescy zostali pokonani z liczbą dwóch oczek. Poza tym zginęło dwóch herosów, którzy i tak nie powinni być żywi, toteż wszystko wróciło do normy. Najważniejsze jednak, że reszta ukończyła zawody i wreszcie mogli odebrać nagrodę. Lecz nic się nie stało. Małpi stwór, który zapowiedział zmagania, nie pojawiał się. Cisza, która nagle ogarnęła cały kompleks, mocno zagęściła atmosferę. Pomylili się. W tym miejscu nie mieli znaleźć niczego. Ich wysiłki poszły na marne. Utracili energię, radość z życia, dwóch kompanów, a nie zyskali niczego. Niektórym chciało się płakać, lecz wszyscy umiejętnie kryli łzy. Smutnych min jednak nikt nie zdołał zakryć maską obojętności. Jedynie Chris pozostał w dobrym nastroju. Cóż, przynajmniej była fajna zabawa. Postanowił jednak zachować ciszę. Nie chciał jeszcze bardziej dołować kolegów swoim dobrym humorem. A nawet gdyby chciał, nie mógłby, gdyż w tym samym czasie pojawił się przed nimi portal. Ostatnio takie anomalie pojawiały się coraz częściej. Wrota do innych kompleksów tworzyły się jakby na zawołanie. Z pewnością działała tutaj siła wyższa i syn Aresa mógł się tylko domyślać, który właściciel dyskoteki stał za tym wszystkim. Nie mając nic do stracenia, przeszli przed nieznaną substancję, aby przenieść się do… pomieszczenia będącego idealną kopią średniowiecznej, chińskiej świątyni, w której duchowo spełniali się zapaleni mnisi, czcząc jakiegoś tam Buddę czy innego Konfucjusza. Chris nigdy nie łapał, o co chodzi w tych wszystkich religiach i cieszył się, że istnieli bogowie greccy, którzy swoją bytność potwierdzali wiele razy, najzwyczajniej w świecie, ukazując się śmiertelnikom, czego nie czynili żadni inni ważniejsi bogowie innych religii. Sprawy wiary należy jednak odstawić na inną opowieść, gdyż herosi skupili się na kontemplacji tego pomieszczenia. Po całym pokoju rozstawione były zapachowe kadzidełka, pochodnie, na podłodze leżały słomiane maty, a w samym centrum umieszczona została fontanna. Misternie wykonana przedstawiała Erosa celującego strzałą miłości w nieziemskiej urody dziewczę. Woda wypływała z jego półotwartych ust i skapywała po strzale prosto na głowę nimfy, a stamtąd liczne kropelki rozpryskiwał się na wszystkie strony, tworząc niesamowity widok. Refleksy świetlne tworzone przez pochodnie dodawały temu wszystkiemu magii niezwiązanej z żadną boską egzystencją. Woń rozprowadzana przez kadzidełka upajała zmysły i pozwalała się zrelaksować. Postanowili zrobić sobie przerwę. Niektórzy z herosów wzięli sobie poduszki leżące przy ścianie i ułożyli się miękko, oddając się całkowitemu odprężeniu. Inni przycupnęli przy fontannie, by podziwiać jej kunszt. Chris postanowił zrobić coś odmiennego. Przypomniał sobie teksty i starożytne zwoje traktujące o walce, o technice medytacji, która pozwalała osiągnąć spokój, dzięki któremu umiejętności wojownika rozszerzały się poza granice możliwości. Przyklęknął na słomianej macie w pozycji półlotosu, uspokajając oddech. Teraz oddychał miarowo, a jego umysł był czysty, pozbawiony natrętnych myśli. Przymknął delikatnie oczy i skupił się na wewnętrznej energii, którą był pewien, że posiada. Zapach kadzidełek koił jego zmysły w parze z szumiącym odgłosem fontanny. Zamknął uszy na rozmowy pozostałych herosów. W końcu tamci przestali dla niego istnieć. Przestał istnieć także kompleks medytacyjny, zniknął cały świat. Chris był jedyną istotą zdolną do myślenia. Woń zapalonych patyczków drażniła jego węch. Pobudziła jego umysł do tworzenia nowych obrazów. Stał się w nich niezwyciężony. Widział siebie jako wojownika nieznającego żadnych przeszkód dla jego umiejętności. Ogólnie załapał niezłą fazę i fajnie było. W końcu jednak obrazy zamgliły się, a sam czuł się wypychany z własnego umysłu. Był pewien, że jeśli nie zaprzestanie medytacji, jego dusza odłączy się od ciała, więc czym prędzej otworzył szeroko oczy. Nic się nie zmieniło. Herosi w dalszym ciągu upajali się cichością i spokojem tego miejsca. Czy jednak na pewno? Chris czuł się inaczej. Jakby odbył długą podróż, która wymęczyła jego organizm, lecz pozostawiając związaną z tym naukę. Spojrzał na swoje dłonie. Z początku nie dostrzegł w nich żadnej różnicy, jednak gdy się przyjrzał - dalej nie znalazł odmiany. A więc medytacja nie poskutkowała. Chris zawiódł się na sobie. Zaprzepaścił niepowtarzalną okazję, żeby napełnić siebie samego niespotykaną mocą. Z gniewu uderzył pięścią w podłogę. Siła, z jaką to zrobił, sprawiła, że drewniane deski zatrzeszczały i połamały się, wypluwając z siebie deszcz drzazg. Ze zdziwieniem przyjrzał się swojej dłoni. Jak to zrobił? Nigdy wcześniej nie dysponował taką siłą. Powtórzył całą operację, jednak tym razem nic z tego nie wyszło oprócz bólu ręki.
Gniewny umysł, mocne pięści - pomyślał, zaskakując samego siebie przenikliwością tej uwagi. A więc jednak sztuka medytacji odcisnęła na nim piętno. Teraz musiał tylko nauczyć się je wykorzystywać. Zrobi to, kiedy to wszystko się skończy. Pozostał im do sprawdzenia tylko ten kompleks. Jednak znajdowali się w posiadaniu tylko trzech przedmiotów. A to oznaczało, że gdzieś tutaj są ukryte kolejne dwa. I musiały być one odpowiednio chronione. Chris podniósł się z podłogi i przerwał sielankowe rozmowy pozostałych. Przerwa się skończyła, czas na robotę. Po chwili wszyscy krzątali się po pomieszczeniu i szukali. Poszukiwania nie przynosiły żadnych skutków. Na dodatek fakt, że dokładnie nie wiedzieli, co mają znaleźć, sprawił, że wszystkim odechciało się żmudnej pracy. Nawet Chris się poddał, choć miał pewność, że to, czego szukali, gdzieś tam było. Głęboko ukryte. Zażenowany przyklęknął przy fontannie, nabrał wody w garści i obmył twarz. Kiedy ponownie sięgnął dłońmi, jego wzrok przykuł niewielki kształt na samym dnie znacznie odbiegający kolorem od kamienia, z którego została zbudowana fontanna. Sięgnął ku niemu ręką, a kiedy udało mu się dokładnie zlokalizować jego położenie, pchnął do środka. Coś zazgrzytało. Kamienne płytki budujące dno rozsunęły się, ukazując śluzy, którymi zaczęła spływać woda. Kiedy po życiodajnym płynie nie została ani kropla, rzeźba zaczęła się okręcać wokół własnej osi, coraz bardziej zagłębiając się w podłoże. Na jej miejsce pojawiła się misa w kształcie muszli, wypełniona jakimś niezidentyfikowanym płynem, a na samym jej dnie leżał sztylet. Czwarty przedmiot. W końcu znaleźli. Wystarczyło go zabrać i kontynuować poszukiwania ostatniego już artefaktu. Chris zachował jednak należytą ostrożność, kiedy wkładał rękę do płynu, a raczej kiedy próbował to zrobić. Jego dłoń została powstrzymana przez nagły przeskok elektryczny. Syn Aresa gwałtownie odskoczył od misy. To coś było pod napięciem! Trzeba więc podejść tę piekielną maszynerią sposobem.
- Może trzeba zapłacić - zastanowił się na głos syn Aresa, jednocześnie sięgając po miecz. Rozciął sobie skórę na wewnętrznej części lewej dłoni i pozwolił kilku kroplom krwi skapnąć do cieczy. Czerwień szybko zmieszała się w misie i po kilku sekundach nie było po niej śladu. Chris spróbował jeszcze raz zabrać sztylet z podobnym skutkiem co poprzednio.
- No co jest! - wykrzyknął chłopak, uderzając postument butem. - Nażarłaś się mojej krwi. Teraz oddawaj co moje!
Ten nagły wybuch złości był nie w jego stylu, jednak sytuacja wydawała się wystarczających usprawiedliwieniem. Heros nie wiedział, co zrobić. Byli tak blisko i tak daleko zarazem. Jednak nie mogli odejść z niczym. Znajdą sposób.
- Może wybrałeś złą formę płatności - powiedział ktoś mądrze.
- Taaak, masz rację - doznał objawienia. - Wiem już, czego sobie życzy nasza magiczna misa. - wypowiadając te słowa, sięgał po miecz. Włożył czubek jego ostrza do płynu. Zmieściła się tylko połowa całej klingi, jednak to wystarczyło, aby cały postument zawirował i ponownie zniknął w głębi podłoża. Tym razem nie pojawiło się nic nowego. Chris zaczął się denerwować, że jego ofiara poszła na marne, lecz po chwili z dziury w ziemi z ogromną prędkością wyleciał wykupiony sztylet. Chris chwycił go zręcznie i przyjrzał mu się dokładnie. Zdobiona złotem rękojeść i ostrze w kształcie pioruna. Widział już podobną broń. Te same zdobienia i kształt. Załamania dokładnie w tym samym miejscu, uwzględniając stosunek wielkości...

Jednak, kiedy spotkasz się ponownie ze swoim przyjaciółmi, odkryjesz, że prawda może przedstawiać się zupełnie inaczej
Słowa właściciela dyskoteki spadły na niego niczym grom. W jednej chwili zrozumiał wiele niewiadomych. Pojął, jak dużą rolę spełniły te oto magiczne instrumenty. Wiedział już, dlaczego... Rozważanie nad sensem ich misji przerwał mu któryś z jego towarzyszy. Ktoś krzyczał, że świat się kończy. Rzeczywiście, sufit kompleksu zapadał się. Drewniane belki spadały, grożąc bólem głowy, utratą przytomności lub nawet śmiercią.
- Musimy uciekać. Natychmiast- zakomenderował i jak na zawołanie pojawił się portal.
- Ale został jeszcze piąty przedmiot. Trzeba go znaleźć! - odpowiedział mu ktoś.
- Tutaj go nie ma. Wszyscy do portalu. To rozkaz! - krzyknął głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Patrzył, jak jego towarzysze przechodzą przez portal, jednocześnie rozglądając się po rozpadającym się kompleksie. Kiedy tak obserwował, poczuł na sobie czyjś wzrok i na pewno nie był to nikt z drużyny. Spojrzał na przeciwległą ścianę, a jego wzrok spotkał się inną parą oczu. Kiedy zamrugał, oczy zniknęły. Czyżby to była zwykła iluzja? Złuda, omam, wytwór jego wyobraźni? Musiał to sprawdzić. Skierował się ku ścianie, zza której wyzierał na niego tajemniczy wzrok, lecz został zatrzymany przez innego herosa.
- Wszystko się wali. Uciekamy!
- Tylko coś sprawdzę. To ważne!
- Nie zdążysz. Musisz przejść!
W tym samym momencie ktoś pociągnął go za koszulkę i tymże sposobem znalazł się po drugiej stronie portalu. A tajemnicze oczy jeszcze na długo pozostaną dla niego zagadką niemającą rozwiązania.

Czego się spodziewał? Może kolejnego kompleksu, w którym odczują obecność piątego przedmiotu, mimo iż wedle zapewnień Chejrona, Rezus nie odwiedził innych kompleksów, o ile jeszcze jakieś istniały. A może znów trafią na dyskotekę, gdzie jej właściciel strzeli im kolejny wykład? Innymi słowy spodziewał się wszystkiego, lecz nie tego, co ujrzał. Pozostali zdawali się być równie zdezorientowani. Byli otoczeni bielą. Całkowicie. Wzdłuż i wszerz ciągnęła się nieskazitelna biel. Nie dało się wyróżnić ścian, podłogi, okien czy jakichkolwiek innych kształtów. Wydawało się, jakby unosili się w powietrzu, jednak każdy czuł pod stopami stabilne oparcie. Po chwili Chris zrozumiał. Oto został im dany czas na myślenie i rozmowę. Mogli nim dysponować, jak chcieli, uwolnieni od presji poszukiwań, obrony przed potworami, konieczności wypełnienia misji. Syn Aresa podzielił się swoimi spostrzeżeniami z resztą drużyny. I dodał jeszcze:
- Kiedy zdobyliśmy sztylet, pojąłem sens naszej misji. Zdałem sobie sprawę, że znałem prawdę niemalże od samego początku. Jednak nie potrafiłem jej zrozumieć. Udało mi się to dopiero, gdy ujrzałem ostatni przedmiot, który musieliśmy znaleźć. Nie pomyliłem się, ani wy się nie przesłyszeliście. Sztylet jest piątym artefaktem. Nasze poszukiwania się zakończyły. Udało nam się zebrać pięć magicznym przedmiotów, o których wspominał mi właściciel dyskoteki i które oferują niebagatelne możliwości. Pozwólcie jednak, że zacznę od początku. Kiedy Chejron wysłał nas z misją zbadania kompleksów, żadne z nas nie zdawało sobie sprawy o istnieniu jakichkolwiek artefaktów, już nie mówiąc o tym, że posiadaliśmy jeden z nich. Tak, książka napisana nieznanym językiem jest jednym z przedmiotów. Nie wiem, czy zauważyliście, ale każdy przedmiot był chroniony. Żeby zdobyć lustro, musieliście je znaleźć, a później stoczyć walkę z potworami. Szata była zamknięta w skrzyni chronionej skomplikowanym szyfrem. O kielich musiałem się ścigać z ohydnym potworem. Sztylet wymagał od nas zapłaty, którą poniosłem z ciężkim sercem. Lecz co z księgą? Kiedy po raz pierwszy opuszczaliśmy bibliotekę, nie zaatakowały nas potwory. Dopiero, kiedy przyszliśmy po słownik, rozpoczęła się nagonka. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Księga chroniła samą siebie. Jak mi się zdaje, nikt z nas nie otwierał jej od czasu opuszczenia biblioteki. Pewnie dlatego, że cały czas miałem ją w swoim posiadaniu, a ja do czytania skory nie jestem. - Mówiąc te słowa, wyciągnął opasłe tomiszcze ze swojego plecaka i podał ją jednemu z herosów, którego poprosił o odczytanie kawałka tekstu. Jakie było zdziwienie wszystkich, kiedy wytypowany heros z łatwością odcyfrował wskazany fragment.
- Skoro udało nam się przetłumaczyć księgę, tajemny język przestawał być odpowiednią ochroną. A raczej iluzją, gdyż właśnie tym był. Dzięki temu obecnie potrafimy odczytać tekst bez słownika i przez to musieliśmy stoczyć okropną walkę w bibliotece, której skutki odczułem najmocniej z nas wszystkich. Następnie zdobywaliśmy kolejne przedmioty, jednak żadne z nas w dalszym ciągu nie potrafiło dostrzec prawdy. Skąd się wzięły te przedmioty? Po co zostały stworzone? Jak się ze sobą wiążą? Odpowiedź jest prosta: Rezus. On stał za tym wszystkim. Nie sądzę, aby to on stworzył artefakty, ale na pewno miał wkład w ich odnalezieniu i zdobyciu. A później ich użył. Skorzystał z księgi, żeby poznać tajemne rytuały, w których była mowa o Kronosie. Domyślam się, że szata była koniecznym elementem odprawienia ceremonii. Sztylet miał za zadanie utoczyć nieco krwi, która miała skapnąć do kielicha. Jedynie lustro stanowi tajemnicę, choć przypuszczam, że mogło być swego rodzaju przekaźnikiem. Łączyło Rezusa po jednej stronie z kimś po drugiej. A tym kimś zapewne był...
- ...Kronos, moi mili. Rezus chciał przelać w swoje ciało moc najpotężniejszego z tytanów. Śmiały plan, który mógł się powieść, jednak na nasze szczęście Zeus odpowiednio zabezpieczył się przed obecnością swojego ojca w kompleksach. Między innymi dlatego Rezusa zaatakowały potwory, a później zjawiliście się wy - wytłumaczył właściciel dyskoteki. - Swoim wtargnięciem zmusiliście Rezusa do zaprzestania rytuału i ukrycia przedmiotów. Sądzę, że nauczył się tej sztuki z tej samej księgi, w której posiadaniu się znajdujecie. Rozesłał artefakty do pięciu kompleksów, zabezpieczając je, jak się przekonaliśmy, nie dość wystarczająco. Jednak pełniły one jeszcze jedną funkcję. Chroniły te kompleksy i ich zawartość przed niewskazaną obecnością.
- Jaką zawartość? - zapytał ktoś z drużyny.
- Niezwykle cenną. Księgi w bibliotece, potwory na arenie treningowej, schronienie w domu, możliwość rehabilitacji w łaźniach i najważniejsze:, poznanie wynikające z pobytu w świątyni medytacji.
- Co oznacza to poznanie? - odezwał się kolejny heros.
- Wasz przyjaciel powinien wam to wyjaśnić - odpowiedział tajemniczo właściciel dyskoteki, zerkając ukradkiem na Chrisa. - Myślę nawet, że ten ktoś już teraz chciałby zadać pewne pytanie. Najistotniejsze ze wszystkich.
- Przed kim Rezus chciał chronić kompleksy?- zapytał Chris, a głodne wiedzy spojrzenia herosów zwróciły się ku właścicielowi dyskoteki.
- Przede mną.
- A kim ty jesteś? - dociekał dalej.
- Istotą, która nie powinna istnieć. Dzierżę tak ogromną moc, że nawet mnie ona przeraża - odpowiedział właściciel dyskoteki. - Zeus nigdy nie był pierwszy. Zawsze stali przed nim jego bracia, Posejdon i Hades. Tym razem to władca Podziemi ubiegł wszystkich pozostałych. To on pierwszy spotkał się z Reą, matką moją i Rezusa. O tak, obaj jesteśmy braćmi, choć tylko przyrodnimi. Ale to mnie z racji pierworództwa przypadła większa moc.
- Dlaczego więc magia Rezusa ci przeszkadzała, skoro nawet nie umywała się do twojej?
- Dlatego, że pochodziła od Zeusa. Wychowaliśmy się na jego terenie, mimo iż starałem się być jak najbliżej ojca. Dlatego też wybrałem dyskotekę. Jest ona położona dużo niżej niż pozostałe kompleksy.
Po tych słowach urwał swą wypowiedź. Po kilku sekundach milczenia herosi zaczęli się niecierpliwić. Chris również nie należał do tych, którzy potrafią bezczynnie czekać długimi godzinami, tak więc wkroczył do akcji.
- Czy to wszystko, co masz nam do powiedzenia? - zapytał.
- Ja tak, ale ktoś inny chciałby przekazać wam kilka słów - odpowiedział, a jego słowa spotkały się ze zdziwieniem herosów. Kim była ta osoba i co miała im do powiedzenia? - Przechwyciłem tę rozmowę całkiem niedawno. Zapewne byliście zajęci, żeby odebrać, tak więc automat nagrał przekaz iryfoniczny. Posłuchajcie.
Wtedy przed twarzami herosów ukazał się obłoczek pary, a na nim twarz Chejrona.
- Mam wam do przekazania wiele, więc zacznę bez dłuższych wstępów. Rezus nie poprzestał na włamaniu do mojej kwatery. Książki, które wtedy mi wykradł, były niezwykle cenne, lecz ich stratę dało się przeżyć. Jego ucieczka wtedy oznaczała większe kłopoty, o których przekonaliśmy się kilka chwil temu. Rezus powrócił do obozu, lecz nie był sam. Towarzyszyło mu kilka nieznanych mi potworów. Ich potęga była tak ogromna, że rany, których doznaliśmy, nie zagoją się szybko. Zginęło kilku naszych. Spłonęło kilka domków oraz stajnie, a fragment Wielkiego Domu uległ zawaleniu. Źle się u nas dzieje. Spodziewamy się kolejnego ataku, lecz nie jesteśmy na niego przygotowani. Musicie przerwać misję niezależnie od postępów, które poczyniliście. Życie herosów z Obozu jest teraz najważniejsze, a nam potrzeba dodatkowych rąk do walki. Wracajcie natychmiast.
Wtedy obraz zamigotał i już zaczęły się burzliwe rozmowy między herosami, kiedy mgiełka znów się wyostrzyła i ponownie ukazała się im twarz Chejrona. Tym razem był jeszcze bardziej przygnębiony, o ile to w ogóle było możliwe.
- Te słowa kieruję głównie do Blanki i Chrisa. Diana była twoją siostrą, Blanko, a ciebie, Chris, o ile mi wiadomo, darzyła większym uczuciem. Przykro mi, lecz jestem pewien, że jej śmierć nie poszła na marne. Dzielnie stawiała opór bandzie Rezusa. Niech odpoczywa w pokoju.
Po tych słowach krew zagotowała się w żyłach syna Aresa. Jego twarz wykrzywił gniewny grymas. Złość ogarnęła jego ciało tak nagle, jak jeszcze nigdy wcześniej. Trwał w tym stanie przez kilka minut. Po fazie wściekłości przyszedł spokój. Chris odetchnął kilka razy pełną piersią i ochłonął. Rozejrzał się po pozostałych, którzy przywdziali zdziwione miny. Czyżby jego emocje były aż tak widoczne i niespodziewane? Spojrzał Blance w oczy i odkrył w nich taki sam przypływ złości, który przez chwilę i jemu towarzyszył. W tej chwili rozumiał się z córką Ateny, jakby byli przyjaciółmi od zawsze. Jej ból po stracie siostry musiał być jeszcze większy niż jego, mimo to rozumiał go. Gdyby nie był sobą, zapewne podszedłby do dziewczyny i objął ją pocieszająco, jednak syn Aresa nigdy czegoś takiego by nie zrobił. Był na to zbyt twardy i bezuczuciowy.
- Chejron nas potrzebuje - przemówił głosem rozsądku. - Nie ma sensu dłużej zwlekać.
Zlustrował badawczym wzrokiem wszystkich herosów. Na ich twarzach malowała się determinacja. O tak, jeśli wydarzenia streszczone przez Chejrona były rzeczywiście tak straszne, ci ludzie idealnie nadadzą się, aby zapobiec problemom. Zbliżył się jeszcze do właściciela dyskoteki. Przez chwilę obaj mierzyli się wzrokiem.
- Co teraz zamierzasz? Kompleksy są twoje. Jak to wykorzystasz? - zapytał.
- Póki co jedynie mogę do nich wejść. Będę jeszcze musiał umocnić swoje panowanie nad nimi.
-; Co się stanie z artefaktami? Zabierzesz je ze sobą?
- Nie, nie, nie. To ty je weźmiesz. Jeszcze nie odkryliście ich prawdziwego przeznaczenia. - Wręczył Chrisowi przedmioty, a ten rozdał je towarzyszom. - A teraz idźcie. Potrzebują was.
Wtedy syn Hadesa i Rei popchnął Chrisa, a ten runął w przepaść.

Znaleźli się przed wejściem do obozu. Przysłała ich tu magia właściciela dyskoteki. Idealnie. Nie zastanawiając się dłużej, herosi ruszyli do Wielkiego Domu dobrze znaną ścieżką. Widoku, jaki ukazał się ich oczom, nie zapomną najpewniej do końca swojego życia. Połowa domków płonęła, mieszkańcy obozu zmagali się z poplecznikami Rezusa, jednak byli zbyt słabi i wielu z nich ginęło. Chejron zmagał się z synem Zeusa, który w chwilach wytchnienia sprowadzał pioruny na Wielki Dom. Budynek, który przez lata stanowił miejsce narad, kwaterę i gabinet centaura i zapewniał bezpieczeństwo, zachwiał się w posadach. Dzieci Hefajstosa poczyniły odpowiednie naprawy po ostatnim napadzie, jednak nie okazały się wystarczające. Siła błyskawic okazała się zbyt potężna. W końcu Rezus sprowadził wyładowanie tak potężne, że Wielki Dom nie mógł mu się dłużej upierać. Ściany runęły. Dach się zapadł. Szyby popękały, wysyłając w powietrze miliony odłamków, które raniły najbliżej znajdujących się herosów. Chwilę później po monumentalnym budynku pozostały jedynie gruzy. Rozległ się zbiorowy jęk mieszkańców obozu, przerywany histerycznym śmiechem Rezusa. Oto dopiął swego. Złamał ducha obozu. Chris nie mógł dłużej przypatrywać się bezczynnie. Chwycił łańcuch i przywołał miecz. W drugą dłoń chwycił sztylet z kompleksu medytacyjnego. Uznał, że należy mu się, jako prawowitemu właścicielowi. W końcu zapłacił za niego najwyższą dla dziecka Aresa cenę. Kiedy zobaczył, jak Rezus zdobywał nad Chejronem przewagę, ruszył na pomoc nauczycielowi. Kątem oka zauważył, że pozostali także nie próżnują i zdążyli włączyć się w walkę ze sługusami syna Zeusa i Rei.

Chris zaatakował z nieznaną mu jeszcze furią. Dopiero teraz na powierzchnię wyłonił się gniew po stracie Diany. Chciał ukarać Rezusa za wszystko, co spotkało jego i jego towarzyszy. Za to, że musieli go szukać i stoczyć dziesiątki potyczek. Za to, że w trakcie misji zginęło tak wielu herosów. Za to, że zniszczył obóz. Za to, że się urodził. Stal zadźwięczała czystym crescendo. Chris napierał tak gwałtownie, aż na twarzy Rezusa pojawiło się zdumienie i musiał się wycofać. Trwało to jednak krótką chwilę, gdyż syn Zeusa szybko zrozumiał, że agresywna ofensywa przeciwnika powodowana jest jedynie złością i niedługo popełni jakiś błąd. Stało się to szybciej, niż oczekiwał. Zbyt daleki wypad Chrisa, a szczególnie jego niecelność, sprawił, że chłopak omal nie stracił równowagi. Żeby uchronić się przed upadkiem, musiał się odsłonić, co Rezus wykorzystał, uderzając przeciwnika w żebra. W ostatniej chwili syn Aresa zdążył obrócić tułów, jednak nie na tyle, aby uniknąć ciosu. Poczuł, jak na brzuchu tworzy mu się długa, niezbyt głęboka na szczęście, rana. Skrzywił się nieznacznie. W tym starciu bardziej ucierpiała jego dusza niźli ciało. Pozwolił sobie na dekoncentrację. Gniew zmącił jego zmysły, jednak odpowiednio wykorzystany, mógłby jeszcze zmienić losy tej walki. Chris odprężył się. Zwycięstwo mógł odnaleźć jedynie w spokoju i czystym umyśle. Czym prędzej wyrzucił z głowy niepotrzebne myśli, a fala spokoju zalała jego ciało. Rezus musiał zauważyć jakąś zmianę w postawie przeciwnika, gdyż niemal natychmiast ruszył do natarcia. Jednak Chris tylko na to czekał. Zablokował cięcie, a ich ostrza złączyły się u wtóru stalowego śpiewu. Walka toczyła się nie tylko na zewnątrz, ale i w ich umysłach. W spojrzeniach, jakimi się mierzyli, odnaleźć można było błysk pierwotnego gniewu. W ten sposób ścierali się jedni z najpotężniejszych herosów tego pokolenia.
- Nie pokonasz mnie - odezwał się Rezus. - Stałem się potężniejszy od wszystkich herosów razem wziętych. Nawet bogowie powinni mnie się obawiać.
- Jeśli jest tak, jak mówisz, tym większa czeka mnie chwała, gdy cię zabiję - odparł Chris i nacisnął mocniej na miecz Rezusa. Ten jednak nie pozostawał bezczynny. Przez jego miecz przebiegło kilka wyładowań elektrycznych, które nieco zdezorientowały syna Aresa, przez co szala przewagi przechyliła się na drugą stronę.
- Nie zmyłem jeszcze krwi Diany z tego miecza. Niedługo dołączy do niej twoja krew - prowokował Rezus, który chciał doprowadzić przeciwnika do furii, jaką okazał na początku starcia. Stało się jednak odwrotnie. Chris zachował całkowity spokój, a gniew, który tłumił wewnątrz siebie, posłużył mu do odkrycia nowych pokładów energii. Tych samych, które zdobył w kompleksie medytacyjnym. Oto właśnie było poznanie, o którym mówił właściciel dyskoteki. Oznaczało ono zamknięcie się na otaczający świat i korzystanie jedynie z najgłębszych źródeł własnego ciała, które było prawdziwą skarbnicą energii. Rezus może i zdobył nowe możliwości, jednak Chris również nie pozostawał w tyle. Gdy zdał sobie z tego sprawę, postanowił definitywnie zakończyć pojedynek. Zebrał się w sobie i z całej siły naparł na miecz Rezusa. Jednocześnie kopnął go w brzuch z taką siłą, że odrzucił przeciwnika na kilka kroków. Patrząc na leżącego, nie myślał o niczym innym, jak dobić go tu i teraz i zakończyć całą tę maskaradę. Zbliżał się do niego powoli i ostrożnie, lecz w tym przypadku pośpiech byłby bardziej wskazany, gdyż korzystając ze zdrowego rozsądku przeciwnika, Rezus chwycił mocniej swój miecz i, wciąż leżąc, wbił go w ziemię, posyłając w stronę Chrisa elektryczny impuls. Syna Aresa dosłownie ścięło z nóg i upadł na ziemię, nie mogąc się ruszyć. Na szczęście uczucie odrętwienia mijało dosyć szybko. Jednak moment, w którym Chris dochodził do siebie, wykorzystał Rezus, by zbliżyć się do przeciwnika, spojrzeć na jego niegroźnie ciało i wybuchnąć śmiechem prosto w twarz.
- I nadal myślisz, że zdołasz mnie pokonać? Niby jak chciałbyś to uczynić? - zadrwił Rezus.
- Bronią, której ty nie posiadasz. - zdołał już wstać i po raz kolejny zmierzył się wzrokiem z synem Zeusa. Jego ręce jednak w dalszym ciągu były bezwładne i nie mógł sięgnąć po miecz.
- Jaka to broń? Sztylet, który osobiście ukryłem? Przyznaj, że spodobała ci się cena, jaką trzeba było za niego zapłacić.
- To coś innego. Coś, czego ty nie posiadasz i czego nigdy nie poznasz. - Wyprostował się całkowicie i na próbę ruszył palcami. Czucie w kończynach powoli zaczęło wracać.
- Więc co? Powiedz mi, co to jest. Natychmiast! - Rezus zdążył już stracić cierpliwość, a w jego oczach odbijała się furia.
Chris postanowił nie trzymać dłużej w niepewności przeciwnika, więc powiedział tylko jedno słowo:
- Przyjaźń.
I wtedy w ramię Rezusa wbiła się strzała, wystrzelona przez Lanę. Zaskoczony heros nawet nie zauważył, jak otwiera się pod nim ziemia, z wnętrza której pod wysokim ciśnieniem wydobył się strumień wody, wyrzucając syna Rei wysoko w powietrze. Wspólna praca córki Posejdona i dziecka Hadesa. Jednak to nie był jeszcze koniec. Olgierd posłał do walki kilka koszmarnych stworów, jednak nie zrobiły one na Rezusie żadnego wrażenia, tym bardziej, że wyleciał w powietrze jeszcze wyżej, odepchnięty czarem Liry. Cóż, chłopaczek przynajmniej się starał. Widząc, że syn Zeusa powoli zaczyna opadać ku ziemi, Chris, który odzyskał już całkowicie panowanie nad ciałem, postanowił wykończyć go całkowicie. Jakby na zawołanie pojawiły się przed nim pnącza winogronowe stworzone przez Sophie, po których zaczął się wspinać. Rośliny, kontrolowane przez swoją stwórczynię, pomagały mu, odpowiednio się ustawiając. W kilka sekund zdołał wdrapać się na kilkanaście metrów. Widział już Rezusa, który powoli spadał na spotkanie śmierci. Chris chciał podejść jeszcze bliżej, jednak zatrzymało go niefortunne pnącze, które odmówiło posłuszeństwo swojej pani. Chłopak nie mógł się oswobodzić, a im bardziej się szarpał, tym liana mocniej się zaciskała, lecz w tedy z pomocą przyszła mu Blanca, która cennym rzutem wachlarzy rozcięła roślinę. Już nic nie stało Chrisowi na przeszkodzie, aby dokończyć dzieła. Wyskoczył na spotkanie Rezusowi. Chwycił za miecz i wycelował nim prosto w serce oportunisty. W tym momencie świat jakby zwolnił. Wszystko dla Chrisa wydawało się nieruchome.[W tym miejscu pojawi się link do zdjęcia obrazującego tę scenę] Uczucie jednak minęło, a on mógł zatopić ostrze w ciele istoty, która przysporzyła tak wielu kłopotów. Nie zdążył. Wielkie psisko piekieł wyskoczyło tak wysoko, że strąciło chłopaka prosto na ziemię. Upadek z tej wysokości z pewnością groził śmiercią lub co najmniej poważnymi uszkodzeniami ciała, jednak ktoś zamortyzował jego lot czy to magią, czy pnączami, nieważne. Obejrzał się na Rezusa, lecz jego ciała nie było nigdzie widać. Dopiero, gdy Chris dokładnie się rozejrzał, zauważył, jak wielkie psisko taszczy na swoim grzbiecie ciało swojego pana. Uciekł mu, niech to szlag. Pozostałe potwory, widząc odwrót przywódcy, również zaczęły się wycofywać. Obóz Herosów przetrwał kolejną bitwę, ale do wygrania wojny jeszcze długa droga. Gdy zrezygnowany wstawał, żeby zameldować się Chejronowi, zdać raporty i takie tam formalności, centaur sam do niego przykłusował. Na jego twarzy malowała się zawziętość, a na zbroi plamy krwi.
- Przestań się guzdrać, herosie. Mamy jeszcze szansę złapać Rezusa - powiedział stary nauczyciel.
Czyżby nadzieja odżyła na nowo?
- W jaki sposób? Już go nie dogonimy, nawet gdybyśmy wiedzieli, gdzie się udał - zaoponował Chris.
- Wiemy. Ukradł jednego pegaza ze stajni.
- A co to ma wspólnego z pościgiem?
- Ostatnio uzbroiliśmy nasze pegazy w sprzęt nawigacyjny i kilka innych bajerów. Musicie się spieszyć, zanim stracimy sygnał.
Dumna twarz Chejrona była dowodem, że to był jego pomysł i cieszył się na myśl, że będzie można go wykorzystać. A raczej wypróbować. Chris również był ciekaw tego nowego systemu, więc już kilka minut później wraz z drużyną ustawili się w rzędzie na skrzydlatych rumakach, a na uszach mieli założone słuchawki z mikrofonem. Przez głośnik odezwał się mechaniczny głos:
- 5 Dywizja Koni Latających, tu wieża, proszę o potwierdzenie gotowości.
- Gotowi - odparł z niezachwianą pewnością siebie Chris.
- Zezwalam na start. 3,2,1, złapcie tego parszywego drania.
Ruszyli gwałtownie, jakby pegazy były szkolone specjalnie do takich akcji. W ciągu kilku sekund udało im się osiągnąć wcale zachwycającą prędkość. Przez słuchawki ciągle słyszeli komendy, w którą stronę skręcić, jaka odległość od celu i tym podobne. W pewnym momencie odezwał się komunikat skierowany wyłącznie do jednej osoby:
- Do Herejzy, proszę przekazać pegazom komunikat: trzy przez cztery, zmiana tarcia.
Dziewczyna posłusznie wykonała polecenie i oto pegazy zaczęły zmieniać szyk, który do tej pory niezorganizowany, teraz stał się idealnie równy i korzystny dla jednego jeźdźca. Większość rumaków ustawiło się klinie, który gładko przecinał powietrze. Wewnątrz tego trójkąta znalazł się Chris, którego wierzchowiec zwolnił nieco ruchy skrzydeł, jednak nie wytracił prędkości. Pozostałe pegazy przecinały powietrze, aby umożliwić jednemu z nich odpoczynek, dzięki zmniejszeniu oporów powietrza. Świetna taktyka. Dzięki temu koń Chrisa nie straci sił, żeby w odpowiednim momencie wystrzelić niczym strzała i dorwać Rezusa. I to właśnie się stało. Kierowani wskazówkami z wieży szybko dogonili uciekiniera. Wtedy rozpoczął się ostatni wyścig. Wszyscy herosi oprócz Chrisa opuścili swoje stanowiska i powoli zaczęli okrążać ściganego. Syn Aresa natomiast wyczekał odpowiednią chwilę, po czym uderzył pegaza piętami, żeby dać mu znak do zwiększenia prędkości. Sylwetka Rezusa stawała się coraz większa, gdy Chris zmniejszał dystans. W końcu znalazł się na tyle blisko, by mógł zaryzykować bezpośrednie starcie. Sięgnął po łańcuch, który w chwilę później przemienił się w miecz. Chris cisnął ostrzem prosto w Rezusa. Nie trafił. Rzut jednak nie był całkowicie beznadziejny, gdyż ostrze drasnęło skrzydło pegaza, które złożyło się niemal natychmiast, skrzywiając tor lotu. Syn Rei nie trzymał się zbyt mocno, przez co spadł. Lecąc w dół ku zapomnieniu, postanowił jeszcze zemścić się na swoim mordercy. Chwycił za miecz i, korzystając z własnej energii, wysłał w stronę Chrisa błyskawicę. Piorun ugodził pegaza, powodując jego natychmiastowy zgon. A jeździec był bardzo bliski, by podzielić jego los. Rumakom zainstalowano sprzęt nawigacyjny, a zapomniano o spadochronie. Porażka. Na szczęście zauważył, że pozostali dogonili go i ustawili się w równym szyku pod nim. Zeskoczył więc z pegaza i zgrabnie wylądował na grzbiecie innego, dosiadanego przez którego z herosów z ich drużyny. Po krótkiej chwili wylądowali i odnaleźli ciało Rezusa. Nie było wątpliwości, że nie żyje. Tak o to zakończył się los syna Rei i Zeusa.


Epilog

Miał się odbyć sąd. Czyny Rezusa okazały się tak straszne, że kara śmierci była dla niego zbyt delikatna. Dzięki uprzejmości Hadesa, dusza herosa na chwilę powróciła do ciała, żeby mogła czynnie uczestniczyć we własnym procesie, który miał się odbyć na gruzach Wielkiego Domu, jako urzeczywistnienie okropności, jakich dokonał Rezus. Obradom przewodniczył Chejron, trochę tylko pokiereszowany po walce, a wśród zebranych pojawili się także bogowie, ciekawi werdyktu, jak i samego oskarżonego.
- Mocą, nadaną mi na tę chwilę przez bogów Olimpu, skazuję Rezusa, syna miłościwie nam panującego Zeusa i matki nas wszystkich Rei, na wieczne męki w najgłębszych czeluściach Tartaru. Przemawiają za tym wszystkie czyny, jakich dokonał lub spróbował dokonać. Zdradził Obóz Herosów, zesłał śmierć na swych pobratymców, zniszczył swój dom i najgorsze, próbował porozumieć się z Kronosem, co uznajemy za najbardziej obrzydliwy występek.
Kilka okrzyków i oklasków poparło ten wyrok.
- Wobec tego proszę Pana Podziemi, by zabrał ze sobą ciało Rezusa i umożliwił wykonanie wyroku.
Gdy Hades skinął głową na znak zgody, Chejron kontynuował:
- Niniejszym zamykam rozprawę.

Kilka godzin później w gabinecie centaura, którym stał się jeden z ocalałych domków, zebrali się wszyscy uczestnicy misji, jak i sam lokator tego pomieszczenia. Atmosfera była przyjemna, wszyscy cieszyli się z pomyślnego rozwiązania sprawy, choć nikt nie myślał, że taki mogą przyjąć obrót. Na stole przed nimi leżało pięć przedmiotów magicznych odnalezionych w jaskiniach Zeusa. Długo debatowali nad tym, co należy z nimi zrobić, lecz w końcu udało im się osiągnąć konsensus. Chejron osobiście zobowiązał się do przeniesienia ich nad krater wulkanu Popocatépetl, którego ognista lawa powinna przetopić artefakty tak, by już nigdy nikomu nie zagrażały. Teraz, gdy Rezus zniknął ze świata nadziemnego, mogli pomyśleć o odpoczynku. Te wakacje były dla nich wszystkich ciężkim przeżyciem. Dwie misje, tyle walk, śmierć towarzyszy, zniszczenie obozu. Jednak jednej osobie nie spodobało się to, że ich przygody się kończą. Był to Christopher Valley, syn Aresa. Na myśl, że będzie musiał wrócić do codziennej, nudnej egzystencji w obozie, przechodziły go nieprzyjemne dreszcze. Tym bardziej, że nie miał już do kogo powrócić. Odpłacił Rezusowi za śmierć Diany, jednak nie wystarczyło mu to. Chciał widzieć, jak oportunista klęczy u jego stóp i błaga o wybaczenie za wszystkie swoje przewinienia. Chciał odebrać Rezusowi miecz w ramach rekompensaty za oręż utracony w trakcie misji. Tej okazji już nie dostanie i dobrze o tym wiedział, lecz nie mógł tego zrozumieć. Stał się więc markotny, a jego udział w naradzie drużyny był jedynie formalnością. Złożył raport, mruknął kilka niewyraźnych słów o zmarłych towarzyszach i zamilknął. Wolał, by to wszystko skończyło się inaczej. Chciał, żeby Rezus żył.


______________________


Na koniec kilka słów ode mnie.
Nie jest to tekst napisany w ciągu 2-3 dni. Przeciwnie. Powstawał on przez kilka miesięcy. Raz napisałem dwie strony w Wordzie, raz dopisałem jedno zdanie, po czym zamknąłem dokument. Co z tego wynika? To, iż od dawna planowałem powrót na forum. Właściwie byłem tego pewien już w momencie, gdy prosiłem administrację o skasowanie mojego starego konta. Po co więc odchodziłem, zostawiałem RPG i konto, skoro wiedziałem, że tak czy siak znów pojawię się na tym forum? Było kilka powodów. Jedne ważniejsze, inne mniej. Jeśli kogoś ciekawią szczegóły na ten temat, z chęcią szerzej omówię ten problem w innym temacie lub na SB. Wystarczy, że ktoś zapyta.
A dlaczego postanowiłem napisać ten tekst? Po prostu chciałem poznać zakończenie tej historii. Może wydawać się to trochę dziwne, ale właśnie tak było. Jako GM znałem tylko szkic wydarzeń, w których miały wziąć udział wszystkie postacie. Wiedziałem, w którą stronę je prowadzić, jednak nie miałem pojęcia, co je później czeka. Skutki wszystkich działań pojawiały się w momencie, gdy o nich pisałem. Pomysł epilogu, w którym zawarłem proces nad Rezusem przyszedł, gdy niemal całkowicie porzuciłem pracę nad tekstem. Podobnie ma się z finałową walką, a także samym konceptem pięciu artefaktów. W pierwotnej wersji, którą układałem w 2010r., zapisując notatki na komórce (wciąż je mam i być może kiedyś udostępnię), ani razu nie pojawiły się słowa "sztylet", "łaźnie" czy chociażby "kompleks survivalowy". Zdradzę, że początkowo część trzecia RPG miała toczyć się tylko w obrębie kompleksu archeologicznego, znanego lepiej z drugiej części. Sami widzicie, jak to wszystko ewoluowało i mam nadzieję, że wszystkie zmiany poszły w dobrą stronę. Tak więc zakończenie tej historii stanowiło taką samą tajemnicę dla mnie, jak i dla was. Nie wiem jak wy, ale ja szczególnie mocno oczekiwałem jej poznania.
Co dalej ze mną? Cóż, tego konta nie zamierzam na razie kasować. Nie sądzę jednak, abym czynnie brał udział w życiu forum, biorąc pod uwagę, że ono prawie nie istnieje (tak, mam na myśli mizerną ilość postów, które się pojawiają i nie chodzi tylko o RPG). Szczerze mówiąc, planowałem ponownie się tu zarejestrować w okolicach maja, jednak bałem się, że wtedy na forum zgaśnie jakikolwiek promyk czyjejś egzystencji.
Cóż, nieco się rozpisałem. Jednak stanowi to tylko ułamek treści, które kołaczą się w mojej głowie. Być może będzie mi jeszcze dane podzielić się z niektórymi z was moimi przemyśleniami, które naszły mnie w czasie mojej nieobecności. Ile to będzie czasu? Około pięciu miesięcy, jeśli się nie mylę, choć osobiście wydawało mi się, że minęło o wiele więcej czasu.


PS. Jeśli któraś część mojej wypowiedzi lub fragment opowiadania świadczyłyby o tym, że trzecia część RPG pt. "Rezus rozrabia"miałaby być ostatnią częścią całego RPG, to chciałbym unicestwić taką myśl w samym jej zarodku. Wedle moich wspomnianych już notatek RPG miało składać się z 6. Gdyby cieszyło się ono początkową popularnością (patrz: część pierwsza RPG), wtedy wdrożyłbym pomysł części siódmej, której zarys również zawarłem w notatkach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
laniette
Cukiereczek Apolla
Cukiereczek Apolla



Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 594
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Wto 19:24, 03 Kwi 2012    Temat postu:

Mroczny!!!!!!!! Ale się stęskniłam. Osobiście uważam, że mój pomysł prowadzenia rpg nie dorasta twojemu nawet do pięt. Fajnie, że pamiętałeś o wszystkich postaciach i czuję się zaszczycona, że zmierzyłeś się akurat z moją postaciom, aczkolwiek mogłeś wykorzystać do tego moje medżik trampy, ale wiem, wiem kompleks bohatera, ogarniam. XD Muszę przyznać jak sobie poszedłeś bez żadnych wskazówek co do rpg to nie miałam pojęcia co robić dalej... Kurczę wiesz jeżeli zdecydujesz się wrócić na stałe na forum to wiedz, że posada gm cały czas czeka. Ano i Sophie Cię zabije za protekcjonalne potraktowanie jej postaci.

O mój boże MROCZNY! Zakładam funclub M, normalnie lovciam Cię stary. <3333333333333333333 Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny
,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,
Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,
Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,
Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,
Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,
Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny,Mroczny! <33


Mniej więcej. A ty powinnaś mnie wspierać, a nie mu pomnik stawiać. ;x
S.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez laniette dnia Wto 19:26, 03 Kwi 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zoey
Przypalona Ambrozja
Przypalona Ambrozja



Dołączył: 15 Wrz 2012
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Domek nr 13
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 14:01, 23 Wrz 2012    Temat postu:

Bardzo mi się podoba. Błedów raczej nie ma (ja nie znalazłam), stylistycznie też dobrze. Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
rolKa178
Kryzys Tantala
Kryzys Tantala



Dołączył: 12 Sie 2012
Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Domek nr 11
Płeć: Percy

PostWysłany: Nie 20:46, 18 Lis 2012    Temat postu:

O mój słodki Jezu.
Mro... mro.... MROCZNY! Jak ja czytałem wszystkie twoje posty... I wiedziałem, że usunąłeś konto... Twój styl pisania jest genialny. Jesteś po prostu geniuszem. I pewnie masz rację, że forum wymarło, ale wiesz, uśmiech losu można zobaczyć nawet w tych najciemniejszych momentach, ale trzeba pamiętać żeby zapalić światło.



Wiem, jestem denny, cytuje Harrego Pottera.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nereida
Serce Oceanu
Serce Oceanu



Dołączył: 24 Sie 2010
Posty: 501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ocean
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 9:51, 04 Maj 2014    Temat postu:

Dobra... i niech ktoś mi powie dlaczego czytam to dopiero dziś?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Chris
Aresowa skarpeta
Aresowa skarpeta



Dołączył: 01 Kwi 2012
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Percy

PostWysłany: Nie 19:06, 04 Maj 2014    Temat postu:

Mnie jeszcze bardziej interesuje odpowiedź na to pytanie. Jak mogłaś nie przeczytać tak genialnego utworu napisanego przez najwybitniejszego pisarza na tym forum? Nie potrafię wyobrazić sobie żadnego usprawiedliwienia dla tak karygodnego czynu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin