Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[Część III] Rezus rozrabia
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Forumowe RPG 2 / RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Anonim97
Strażnik Obozu
<b>Strażnik Obozu</b>



Dołączył: 30 Gru 2010
Posty: 337
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Percy

PostWysłany: Czw 23:12, 26 Sty 2012    Temat postu:

Popilnujesz ich chwilę? Skoczę gdzieś w kąt się przebrać. - usłyszał głos obok siebie.
Olgierd dopiero teraz zauważył, że Blanca wstała. Chciał zachować opinię "poważnego" więc szybko przestał się śmiać i zdążył posłać jej spojrzenie bez wyrazu i kiwnąć potakująco głową. Podszedł do wartowników, którzy do tej pory spali, i kopnął herosa.
- Pobudka śpiochu, mieliście czuwać a nie spać. - powiedział.
Wszyscy zaczęli się już powoli budzić, a córka Ateny wróciła. Pokój zaczął lekko wirować, a potem zaczął coraz szybciej się kręcić. Ktoś pisnął na tyle głośno, że synowi Morfeusza zaczęło dzwonić w uszach.
- Trzymajcie się! - wrzasnęła Blanca.
Złapał się pierwszej lepszej rzeczy. Pokój wirował coraz szybciej, a Olgierd zamknął oczy. Kiedy pokój przestał wirować znaleźli się w innym miejscu. Pierwsze co mu przyszło do głowy to się oddalić. Odszedł kawałek od grupy chwiejnym krokiem dotknął kolumny i zwymiotował. Kiedy doszedł do siebie powrócił do grupy. Miejsce to pachniało czymś czego nie znosił, pachniało Olimpem. Na podwyższeniu stała gigantyczna sowa, która przeszywała go wzrokiem. Zdrętwiał, kiedy pomyślał kto to może być. Ukradkiem spojrzał na innych, i już wiedział, że się nie pomylił.
- Cześć… mamo - powiedziała Blanca, co ostatecznie potwierdziło jego przypuszczenia.
Przed nim stała Atena. Jej córka uczyniła znak, żeby podeszli bliżej. Niechętnie i ociągając się wykonał jej polecenie. Pokłonił się jak reszta, jednak nie spuszczał wzroku z bogini, bał się, że ona za chwilę odgryzie mu głowę, a jego jelita wyciągnie sowimi pazurami. Kiedy się wyprostował usłyszał głos:
- Witajcie. Niestety nie dane mi jest rozmawiać w mojej właściwej postaci. My, bogowie mamy bardzo niewiele praw, jeśli chodzi o tą jaskinię. Tylko nieliczni mogli wejść za zgodą Zeusa. Przywołałam was, bo jesteście coraz bliżej ukończenia zadania, - Jasne... nie zdążył dokończyć swej myśli ponieważ Atena ponownie przeszyła go wzrokiem, nakazując mu milczenie. - które może teraz wydawać wam się niemożliwe. Wszystko to, co znaleźliście w trakcie, proszę was, wyjmijcie na stół. - kontynuowała.
Syn Morfeusza poczuł jak go ktoś pchnął w plecy każąc mu wyjść. Wyciągnął z plecaka pelerynę i rzucił ją na stół. Powrócił do szeregu wciąż nie spuszczając z bogini wzroku.
- Musicie ich strzec jak największy skarb. Od nich zależy powodzenie waszej misji. Czy tego chcecie czy nie, wasz los jest z nimi związany. Mają ogromną moc, niemalże boską. Jakiś czas temu zostały skradzione, jednak dzięki wam znów są razem. Nie są to wszystkie rzeczy. Brakuje wam ostatniego elementu - medalionu. Znajdziecie go na statku. Pozwoli wam on wyjść z labiryntu i oddać rzeczy z powrotem tam, gdzie ich miejsce, czyli na Olimp. A tymczasem… - bogini zawiesiła głos - Chris jest w dobrych rękach. Nie narzeka na swój los, chociaż… jako syn Aresa na pewno na niego nie zasługiwał.
- Przynajmniej tyle dobrego - powiedział na stronie wyraźnie zdenerwowany.
- Mamo! - krzyknęła Blanca.
Syn Morfeusza już się nie przysłuchiwał sentymentalnej rozmowie, a po chwili ziemia zaczęła ponownie wirować. O mało znowu nie zwymiotował.

***

- O bogowie, to Argo! Słynne Argo Jazona! Rozdzielmy się, musimy znaleźć ten pierścień. Kto pierwszy ten lepszy! Do roboty… - zaczęła mówić Blanca.
Do cholery, czasem nie ma ważniejszych spraw na głowie niż lekcja historii. pomyślał. Nagle pojawiła się przed nimi armia truposzy.
- Hell Yeah! - wyciągając broń i materializując zbroję, a po chwili dodał - załatwmy tych truposzy!
Zaczął ciąć na lewo i prawo truposzy, które zaczęły na nowo powstawać. Po chwili trupy przywarły go do masztu. Najpierw podbiegł do niego, i złapał się jedną ręką masztu, a drugą z mieczem wystawiając na wysokość czaszek przeciwników. Kiedy okręcił się dookoła masztu odbił się od niego nogami wyskakując. Złapał trupa na wysokości barków przeskoczył nad nim wciąż go trzymając. Potem dał stopy na wysokości jego żeber i wyrzucając go w kierunku innych trupów. Na niewiele się to zdało, gdyż ponownie kolejne fale trupów go okrążyły. Podciął jedną linę z żagla, która wyniosła go do góry. Znalazł się na maszcie, na który po chwili zaczęły się wspinać kolejne trupy. Strasznie trudno było utrzymać równowagę, ale jednak jakoś dawał radę. Kilka razy stracił niebezpiecznie równowagę o mało nie tracąc przy tym życia. Każdy kto by się mu w tej chwili przyjrzał pomyślałby o tych filmach z piratami, gdzie też toczyły się walki na maszcie.
- Nie atakujcie ich, musimy zabić tego idiotę na górze! - wrzasnął ktoś.
W tej samej chwili, wykorzystując chwilę zdekoncentrowania syna Morfeusza, trup wyprowadzał śmiertelny cios w gardło. Syn Morfeusza ledwo się uchylił, ale stracił równowagę i zaczął spadać. Wykonał ostatnie co mu przyszło do głowy. Wbił swoje miecze w żagle, co spowolniło jego upadek. Gdy zbliżał się do końca żagli wyskoczył i znalazł się naprzeciwko "tego idioty na górze" jak go elokwentnie określili jego towarzysze.

***

Za bardzo przesadziłem, sorry, ale ostatnio grałem w Prince of Persia no i jakoś tak samo przyszło Razz. Jeżeli możecie, to czy możecie mi zostawić dowódcę? Spokojnie, nie ja go zabiję, ale mam pomysł na kolejnego posta.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annabeth&Percy
Artystka
Artystka



Dołączył: 10 Paź 2010
Posty: 745
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 23:04, 30 Sty 2012    Temat postu:

Adrianna zamknęła oczy by się jak najbardziej skupić. Poczuła jak z ziemi powoli wyłaniają się pnącza. Grube i mocne. Jej moc rosła. Szczególnie ta od panowania nad pnączami. Jednak wiedziała, że pomimo tego to zadanie jest dla niej bardzo trudne. Pnącza oplotły ją, Olgierda i syna Zeusa. Teraz zaczęła kierować pnącza ku przepaści a później tak aby powoli opuszczały całą trójkę na dno. Gdzieś tak w połowie nagle coś rozproszyło jej uwagę i więzy lekko się poluźniły. Mało brakowało a by spadli jednak udało jej się powrócić do poprzedniego stanu „nicości” w jej głowie.
W końcu udało się im dotrzeć na dno. Kiedy Adrianna stanę na ziemi pnącza zniknęły a ona się zakołysała jednak Perc ją złapał. Zrobili krótki odpoczynek a po pytaniu Syna Zeusa czego w zasadzie mają szukać udali się za Olgierdem wzdłuż przepaści. Kiedy przeszli połowę drogi ziemia obok nich się osunęła. Potem szli już baardzo powoli i ostrożnie. W końcu doszli do jakiejś skrzynki. Syn Morfeusza próbował ją podważyć ale mu nie wyszło. Okazało się, że trzeba wpisać kod. Adrianna i Perc starali się coś wykombinować ale w końcu udało się to Olgierdowi. Nagle podłoga osunęła się spod ich nóg i... Wylądowali na łóżku. Znajdowali się w jakimś dziwnym pokoju. Nagle weszła do niego jakaś dziewczyna. Heros... Okazało się, że jest ona córką Hekate. Powiedziała, że zaprowadzi ich do reszty... Weszli do innego pokoju w którym była Blanca i Seth. Na widok dziewczyny Adrianna strasznie się ucieszyła, na widok tego drugiego... Trochę mniej. Ale też. Córka Ateny rzuciła się im na szyje, a potem Olgierd powiedział, żeby poszli przywitać się z innymi. Poszli to zrobić. Były rzewne przywitania i tym podobne choć Adrianna jak to ona ograniczała się do przyjacielskiego uścisku.
Przeszli do jakiegoś pokoju, najwyraźniej salonu, w którym były fotele i kanapa. Adrianna wraz z Percem usiedli na kanapie. Dziewczyna od razu zasnęła. Obudził ją krzyk ludzi. Podniosła się i zobaczyła Chrisa z rozciętą krtanią. Dziewczyna nie krzyknęła ale ten widok przeraził ją. Blanca krzyknęła, żeby się stąd wynosili a więc wszyscy prawie pobiegli do sypialnie. Adrianna padnęła na pobliskie łóżko i już spała...
Następny dzień przyniósł kolejne nowości, bo oczywiście po co spokojny dzień. Trafili do matki Blanki, która kazała odnaleźć im jakiś medalion na jakimś statku. Nagle wszystko zaczęło wirować i wylądowali na owym „jakimś” statku przed armią truposzy...
Adrianna przewróciła oczami i automatycznie przemieniła swój pierścień i bransoletkę w miecz i tarczę. Podeszła do pierwszego z umarlaków i zaczęła z nim walkę. Nie była ona łatwa zważywszy na to,że walczyła z kimś... Kto już jest martwy. Pomimo wielu celnych ciosów nie udało się jej go chociażby unieszkodliwić na chwilę. Jak tylko udało się jej odrąbać jedną rękę to ona po chwili na nowo przyczepiała się do obrzydliwca. W pewnym momencie wyprowadziła bardzo silny cios mieczem w piszczel truposza. Piszczel pękł i... Już nie powrócił na miejsce. Nagle przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Pnącza wystrzeliły z desek statku i oplątały truposza. Mocno się skupiła, a pnącza ścisnęły trupa tak mocno, że pogruchotały wszystkie jego kości. Nie podniósł się.
Już miała wziąć się do walki z kolejnym trupem ale poczuła mocne uderzenie w tył głowy. Upadła na ziemie a świat przed nią rozmazał się i sczerniał..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Miss Holmes
<b>Miss Holmes</b>



Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Wto 17:18, 31 Sty 2012    Temat postu:

Czasami spała twardo jak kamień i wtedy zdarzały jej się te akcje z lunatykowaniem(o czym lepiej nie wspominać), a czasami spała tak płytko, że słyszała przez sen wszystko co się dzieje wokół niej. Dotyk zniknął. Przestała myśleć o czymkolwiek. Pustka… Niezgłębiona ciemność… I głosy. Ktoś się śmiał, a potem nagle zamilknął. Wydawało jej się, że słyszy jakiś inny głos, ale starała się to zignorować. Chciała zatopić się w ciemności, mimo że czuła dziwne uczucie skupiające się w jednej z rąk, które wciąż nie pozwalało jej na zanurzenie się. Zirytowana spróbowała przedrzeć się, tym razem ku górze. Wypłynąć na powierzchnię ciemności…
Nagle otworzyła oczy. Poczuła ból w nadgarstku. Zobaczyła, że ściska w ręku lustro. W tym momencie Sophie przestraszyła się. Była pewna, że włożyła je do plecaka, pieczołowicie zawijając we wszystkie(wciąż mokre) ciuchy, które tam było. Zastanawiała się wtedy, czy Lana albo Ailyn nie mogłyby ich wysuszyć. Ale z drugiej strony, nie chciała, żeby jej ciuchy spłonęły. Dziwne…
Usiadła na łóżku, gdy pomieszczeniem szarpnęło po raz pierwszy. Zakręciło jej się w głowie. A potem kolejny wstrząs. Przycisnęła plecak i lustro do siebie jedną ręką i zacisnęła oczy. Drugą ręką oplotła drewnianą ramę łóżka słysząc głos Blanki. W końcu wstrząsy ustały. Sophie uderzyła tyłkiem o ziemię. Łóżko zniknęło, a ona wylądowała na podłodze z marmuru.
-Wszystko w porządku. Sophie się melduje.- Wymruczała do Blanki. Podniosła się, czując się, jakby sama miała ciało z tego marmuru. Wyszukała w plecaku napój winogronowy. Wszyscy mogą sobie myśleć, co chcą, ale nie ma nic bardziej energetycznego niż sok z winogron. Potruchtała za resztą pod ołtarz. Słyszała słowa Wielkiej Sowy Ateny, a potem zrobiła to, co kazała jej bogini. Taka wielka sowia maskotka, pasowała by mi do pokoju… Bez zastanowienia. Jakby jej ciało, tylko czekało na sygnał. Położyła lusterko tuż przed nią. Nieśmiało spojrzała na nią od dołu. Ta postać wcale nie jest, aż taka niewłaściwa,stwierdziła. Ale źle się czuła nie ściskając go bezpiecznie w dłoniach.
Kiedy Atena skupiła się na czymś innym Sophie zabrała lusterko i schowała do plecaka. Ciekawe, czy to lusterko Zeusa do golenia… Podpisałby się na nim?
Po kolejnych szarpnięciach wylądowali na statku.
-To ja już wolę portale-mruknęła.
Dziwne postacie pojawiły się z nikąd. Sophie wytrzeszczyła oczy. Jak… Co? Tak nagle? Super sztuczka! Potem już nie było tak super, jak jeden z potworów zamachnął się na nią. Tarcza rozwinęła się automatycznie, ale i tak bolało. Uderzenie było cholernie mocne. Obrzucając wszystkimi znanymi jej przezwiskami potwory, siekając na lewo i prawo mieczem, próbowała przywołać pnącza, ale momentalnie się zachwiała. Była zbyt słaba i wkurzyła się. Jak nie może zgnieść tych brzydali, to zrobi im wodę z mózgu.
Skupiła się i jeden z przeklętych rzucił się na drugiego. Inny wyskoczył za burtę. Trzeci opuścił broń i przyglądał się zaszokowany temu, co się działo.
- Nie atakujcie ich, musimy zabić tego idiotę na górze!
Sophie rozproszyła się i znów zarobiła. Walnęła w burtę zagryzając w zęby. Skoczyła do przodu, starając się przebić do ‘tego idioty’.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
laniette
Cukiereczek Apolla
Cukiereczek Apolla



Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 594
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Wto 18:28, 31 Sty 2012    Temat postu:

Sen Lany był jednym z tych snów, po którym z ulgą uświadamiamy sobie, że to wytwór naszej wyobraźni. Obudzenie się z niego zajęło Lanie trochę czasu, tak jakby ktoś nie chciał jej pozwolić opuścić tego koszmaru. Gdy tylko umysł córki Apolla zaczął pracować, pokój zaczął się gwałtownie obracać. Lana stoczyła się z łóżka i wpadła na tą wkurzającą córkę Hekate. No cóż zdażały się jej gorsze pobódki. Gdy całe to wirowanie ustało, herosi znaleźli się w świątyni. Nie miała pojęcia czyja to świątynia, wiedziała tylko, że nie była bezpośrednio na powierzchni, ani nawet pod ziemią. W jaskiniach czuła, gdzieś wysoko swojego ojca, tutaj nie było go wcale. Najprawdopodobniej byli teraz w wyimaginowanej świątyni.
Jak się okazało była to świątynia Ateny, coż... bogini mądrości nigdy nie wywoływała w Lanie entuzjazmu. Nic do podziwiania, chyba, że ktoś planuje zostać konsekrowaną dziewicą, co jak co, ale to na pewno nie było przeznaczenie Lany.
Z myśli wywały ją słowa sowy. Okazało się, że była to Atena, która oczywiście słyszała każdą myśl Lany. Córka Apolla po cichutku wycofała się na tył grupy. Bogini dała Herosom wskazówki i następnie wysłała ich na statek. Lana była pewna, że Atena ją nie lubi gdy wylądowała w kałuży i na dodatek ścierając sobie kolana. To drugie nie było problemem, ale ledwo udało się Lanie wyschnąć i znowu była mokra. Okazało się, że to jakiś słynny statek, ale najważniejszy był fakt, że zostali zaatakowani przez grupę stworów.
Lana wyciągnęła łuk i zaczęła strzelać do stworów. Generalnie nie miało to większego sensu, jako iż potwory ciągle przybywało, dzięki ich dwa razy większej mamuni stojącej na rufie. Ciężko było do niej dotrzeć. Kilka herosów próbowało ją zaatakować efekt był taki, że córka Hekate wykrwawiała się tóż pod cielskiem potwora. ah te dzieci, nie można ich nawet na chwilę zostawić. Lana przyjżała się statku, miał on jeden dość spory maszt. Pięta bomu odczepiła się od masztu, dzięki czemu bom wisiał zaczepiony jedynie dzięki linie.
-Uwaga na głowy!
Wycelowała i trafiła w linę. Bom przygniótł potwora i potoczył się po statku wypadając za burtę i wyrywając barierki. Ktoś ostatecznie wykończył potwora, a Lana rzuciła się na pomoc Lirze. Rana nie była zbyt głęboka, ale obficie krwawiła. Lira była wyjątkowo oporna na działanie mocy uzdrawiającej Lany. Możliwe, że to przez jej magiczną krew. Wmusiła jeszcze w niej trochę ambrozji. Słaniając się podeszła do Sophie.
- Weź się podziel, sokiem bo musiałam to dziecko uratować.
Lira z wyrzutem spojrzała na Lanę.
-No co? Taka jest kara za bycie nadgorliwym.
Lana rozejrzała się po podkładzie i zobaczyła coś niepokojącego. Nogi Adrianny wystawał spod urwanego żagla.
- Blanka chodź mi pomóc szybko!
Razem podbiegły i odsunęły żagiel. Adrianna żyła, była nieprzytomna, ale żyła.
- Bogowie, ale mnie przestraszyła, ale chyba tylko uderzyła się w głowę. Zaraz ją obudzę.
Objęła dłońmi głowę Adrianny i chwilę później Ada z jękiem otworzyła oczy.
- Hej, uderzyłaś się w głowę leż spokojnie bo muszę poczuć czy nie zrobiłaś sobie większej krzywdy
Po krótkim badaniu Lana nie stwierdziła żadnych urazów.
- Ból się może trochę utrzymywać, wyleczyłabym go, ale wykorzystałam mnóstwo energii na tą nową. Zgłoś się później, a na razie..- Lana wyciągnęła z torby tabletkę- To nie działa tak dobrze jak nektar czy ambrozja, ale wiesz, że z nimi trzeba uważać, więc zjedz to. Ból nie będzie Cię rozpraszał.
Pomogła wstać Adriannie.
- Czy komuś jeszcze się coś stało, czy możemy iść dalej?

Okej herosi, szukamy Medalionu. Za 3 posty ktoś go znajduje w kajucie kapitańskiej. Później będzie nas czekać spotkanie z Hadesem. Prawda, że nie umiecie się doczekać? Zapewne jeszcze się nie domyśliliście, że to statek widmo. Za godzinę pojawi się umarła załoga by wypłynąć i straszyć żeglaży. Wiecie taki Latający Holender, zwiastun śmierci, który zabiera zmarłych na morzu do podziemia. Wspaniale prawda?

I sory za literówki, ale jakoś ostatnio mam problem z ortografią. Wiecie, licea niezbyt dużo uczą Very Happy I na dodatek sprawdzanie pisowni nie działa. Jakby co to nie krzyczeć i wgl błagam o litość.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez laniette dnia Wto 21:17, 31 Sty 2012, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anonim97
Strażnik Obozu
<b>Strażnik Obozu</b>



Dołączył: 30 Gru 2010
Posty: 337
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Percy

PostWysłany: Wto 22:20, 31 Sty 2012    Temat postu:

Znalazł się na przeciwko potwora. Dopiero teraz przyjrzał się jego broni. Wyglądała ona na połączenie długiego miecza i buławy. Nie zdążył nawet dokładniej się przyjrzeć, gdy stwór zaatakował. Ledwo zablokował cios mieczem, gdy potwór wyprowadził cios drugą częścią. Uderzył go w mostek, przez co heros stracił powietrze i padł na kolana. Ujrzał kątem oka jak potwór podnosi miecz do góry, z zamiarem odcięcia herosowi głowy. W ostatniej chwili przekoziołkował w prawo. Miecz wbił się w pokład, przez co heros zyskał trochę czasu żeby nabrać powietrza w płuca. Powstał gdy szkielet ponownie zaatakował. Tym razem nie popełnił tego samego błędu. Gdy potwór zaatakował drugą częścią odsunął się i sam wyprowadził cios dwoma mieczami. Cios trafił w czaszkę trupa. Normalnie cios byłby zabójczy, lecz jednak nic potworowi się nie stało. Szkielet zaatakował z niesamowitą szybkością i Olgierd ledwo się uchylił. Miecz potwora przeciął mu łuk brwiowy i kawałek czoła. Krew napłynęła synowi Morfeusza do oczu. Wydawało mu się, że cały świat zwolnił, słyszał jedynie bicie swego serca. Zaczął atakować potwora z ogromną wściekłością. Nie zważał już na obronę, na rany ani inne takie sprawy. Chciał po prostu zabić tego potwora. Doskonale pamiętał to uczucie. Towarzyszyło mu po śmierci Roya aż do Obozu Herosów. Olgierd atakował coraz bardziej zaciekle, nie patrząc gdzie atakuje. Szykował się do ataku z wyskoku, gdy potwór uderzył go w prawe ramię. Najnowszy cios był silny, a w połączeniu z pozostałymi obrażeniami sprawiły, że chłopak wypuścił broń z ręki. Szkielet wyprowadził potężne kopnięcie i syn Morfeusza odleciał i walnął głową w barierki, które ochroniły go przed utonięciem. Ostatnie co widział to potwór, który podniósł miecz do góry gotowy do uśmiercenia herosa. Heros zobaczył jak żagiel uderzył potwora, chroniąc go przed śmiercią. Rot uśmiechnął się i pomyślał - A masz sukinkocie. - i zamknął oczy.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anonim97 dnia Wto 22:56, 31 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Miss Holmes
<b>Miss Holmes</b>



Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 21:40, 01 Lut 2012    Temat postu:

Sophie podeszła wystarczająco blisko, ale zanim zdążyła zaatakować, to Olgierd ruszył do akcji. Postanowiła bronić więc jego tyły, bo kumple ‘tego idioty’ nagle zwróciły uwagę na syna Morfeusza. Jednak przeklęci, jakby nie zauważyli jej stojącej przed walczącym herosem. Poczuła, że płonie. Zawsze to samo. Nikt nie bierze mnie na poważnie. Bo jestem malutka i do tego córka Dionizosa. Ale jak to się mówi, cicha woda brzegi rwie. Prawdopodobnie, jakby podczas walki wystawiono mnie nagle w jej centrum, to potwory padłyby ze śmiechu, a zaraz padły w proch, bo nie spodziewałby się... Dostała w ramię. Klinga ledwo jej dotknęła, ale mimo to zagryzła zęby i warknęła sama na siebie:
-Skup się Sophie, nie czas na majaki. – Zbyt wybujała wyobraźnia dawała o sobie znak w jak najbardziej nie odpowiednim momencie. Czyli jak zwykle.
Usłyszała głuche uderzenie. Spojrzała na Olgierda, który pod dziwnym kątem leżał przy burcie. Zakrwawiony. Niedobrze Sophie. Niedobrze. Potwór zbliżał się do herosa powolnym krokiem. Myśl! Myśl! Kątem oka zobaczyła jakiś ruch. Żagiel powiewał tuż nad nimi. W tym momencie Lana wystrzeliła w bom i rozległ się trzask. Żagiel spadł na szkieletora.
Sophie jednym susem znalazła się przy nim. Przed nią wyrosło jeszcze z 3 przęklętych. Coś w stylu osobistej ochrony, jak podejrzewała. Nie miała żadnej techniki walki. Umiała szermierkę i to dobrze, ale najlepiej sprawdzało się szybkie wymachiwanie klingą. Tak szybkie, że przeciwnik musi tylko się bronić, a nie ma czasu atakować. Ciosy muszą być dość wywarzone. Przedarcie się przez truposzy zajęło jej kilka sekund. Im ich pan stawał się słabszy, tym szybciej zamieniali się w proch.
Kopnęła szkieletora w plecy w momencie kiedy zaczął się podnosić i po chwili ładnym cięciem odcięła mu głowę. Po chwili został po nim piach.
Przypadła do Olgierda, który najwyraźniej odpłynął. Miał paskudne cięcie na ramieniu i Sophie zrobiło się od razu niedobrze. Pogrzebała w plecaku i wyciągnęła butelkę nektaru. Wylała odrobinę na ranę i zmusiła syna Morfeusza do wypicia łyka. Zaczął coś mamrotać.
-Ciii. Wszystko będzie pięknie. – Otworzył oczy i dziwnie na nią spojrzał. Odwzajemniła spojrzenie. Potem chłopak przymknął powieki. – Jak się czujesz? – spytała z wahaniem.
-Wszystko pięknie- powiedział z przekąsem. – Możesz iść. Pewnie inni też potrzebują pomocy.
-Chodź pomogę ci wstać i…
-Dzięki, ale sam sobie poradzę. – Odsunęła się i sama wstała. Odwróciła się, gdy usłyszała jeszcze ciche:
-Dziękuję.
Lana wprost wpadła jej w ramiona słaniając się.
-Weź się podziel, sokiem bo musiałam to dziecko uratować.
Wcisnęła jej całą butelkę do ręki.
-Lana uważaj. Niedawno zemdlałaś, więc oszczędzaj się. – wyszeptała gniewnym tonem, a potem dodała już łagodniejszym-Proszę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sophie dnia Śro 21:50, 01 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annabeth&Percy
Artystka
Artystka



Dołączył: 10 Paź 2010
Posty: 745
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 22:53, 01 Lut 2012    Temat postu:

Adrianna ocknęła się i zobaczyła nad sobą Lan. Dziewczyna powiedziała jej, że ból się jeszcze utrzyma ale nie będzie jej rozpraszał, a potem odeszła w poszukiwaniu innych rannych. Adrianna wstała. Zakręciła się jej w głowie i mało zabrakło a by upadła. Poczuła ból z tyłu głowy. Nie będzie przeszkadzać? Zobaczymy...
Odzyskała równowagę. Rozejrzała się dookoła i odnalazła swój miecz i tarczę. Spojrzała w górę i zobaczyła jak Olgierd walczy z „tym idiotą”. Dobra, niech on sobie z nim walczy bo ja raczej na niewiele się zdam w takim stanie... Rozejrzała się i jej wzrok staną na drzwiach do kajuty kapitańskiej. Nikt nie stał przy drzwiach a ona zdawała się wołać do niej „Chodź tu...” Hm... Ciekawe co tam się znajduje... Spróbowała pobiec w tamtym kierunku ale szybko przekonała się, że to trudne zadanie więc odrobinę zwolniła jednak nadal nie na tyle by łatwo było jakiemuś potworowi ją dosięgnąć bo jakby tak się stało to niestety walka mogłaby się skończyć nie na jej korzyść.
Kiedy dobiegła czy też doszła do jej drzwi przystanę. Rozejrzała się dookoła ale nikt nie zwracał na nią uwagi. I nie tylko... Odgłosy walki jakby przycichły. Jakby to wszystko działo się z dala od niej. Sięgnęła dłonią do klamki. Nie, to nie może być tak proste... A może? Nacisnęła klamkę. Drzwi same się otworzyły. Nie wiadomo dlaczego i skąd z kajuty powiał lekki wiaterek. Przekroczyła próg. Teraz już w ogóle nie słyszała tego co dzieje się na zewnątrz. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Na ścianach wisiało wiele map i obrazów przedstawiających okręty w czasie sztormu. Mapy za to pokazywały jakieś nieznane jej lądy, jakby z innych światów. Nagle jej wzrok padł na stół naprzeciwko wejścia. Było na nim wiele papirusów i kolejnych map. A także mała szkatułka. Dziewczyna podeszła szybko to stołu. Coś ją tknęło i zgarnęła papirusy i mapy do podręcznej torby. Zaczęła przyglądać się bardziej szkatułce. Była bardzo mała i drewniana. Nie była ozdabiana albo coś. Jedyne co było w niej metalowego to zawiasy i zamek. Już miała się wziąć za wyłamywanie go kiedy coś poczuła. Odwróciła głowę do najciemniejszego konta. Zobaczyła tam zarys postaci szykującej się do ataku. Wyciągnęła miecz przed siebie w geście obronnym. Klinga truposza odbiła się od jej. Potwór nie był zadowolony. Dziewczyna bez zastanowienia przeszła do ataku jednak stwór był szybszy niż przypuszczała. Zrobił unik i kontratak. Nie zdążyła się odsunąć na odpowiednią odległość, miecz przeciwnika przeszył jej policzek. No przesadziłeś mój drogi, mam już dość wrednych blizn na twarzy. Z jak największą siłą natarła na rękę truposza. Potwór zawył jednak nie upuścił miecza. Dziewczyna była zmęczona a ból cały czas jej doskwierał. Nagle z statku wyłoniły się pnącza i oplotły nogi potwora tak by ten nie mógł się ruszyć. Adrianna spróbowała wyprowadzić parę celnych ciosów ale nie szło jej to tak dobrze jakby mogło. Pnącza ustąpiły pod naporem stwora. Dziewczyna zaczęła się cofać. Kiedy dotarła już do ściany ponownie poczuła na twarzy ten wiaterek, który poczuła przy wejściu. Odzyskała siły... Postanowiła zrobić ze stworem to czego nie mogła wcześniej. Zamknęła oczy. Pnącza na nowo oplotły truposza, ale tym razem całego Skupiła się jeszcze bardziej a pnącza przemieniły się w najtwardsze drewno. Potwór nie mógł się już ruszyć.
Adrianna odetchnęła. To ją wykończyło. Ledwo doszła do szkatułki. Zebrała resztki energii i podważyła ją mieczem. W środku znajdował się medalion. Chwyciła go do ręki i wybiegła z kajuty. Tam walka się kończyła. Jednak poczuła obok siebie jakiś ruch. Już miała zaatakować, ale spostrzegła, że to heros a dokładniej Olgierd.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blanca
Muza/Maniaczka Klat



Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 1477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Maków
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pią 15:38, 03 Lut 2012    Temat postu:

Leżąc na pokładzie statku z krwią sączącą się z rany próbowała podnieść rękę. Jakimś cudem dosięgnęła swojego bo i podparła się na nim. Przed oczami wciąż jej wirowały nieziemskie ilości umarlaków. Jakiś idiota nadepnął jej na nogę. Wrzasnęła, machając kijem na wszystkie strony. Czuła się oszołomiona, więc wyciągnęła z kieszeni cukierka. Niewielka ilość ambrozji, ale pomogła jej znów czuć wszystkie kończyny. Wstała i rozejrzała się dookoła. Wszyscy walczyli, jednak nie wszystkim szło to tak, jak powinno. Schyliła się, chroniąc kark przed mieczem jednego z trupów. Spojrzała na niego poirytowana. Uderzyła końcówkami bo o ziemię i zapaliła krańce. Zakręciła nim jak batonem* i uderzyła stwora w łeb. Roztrzaskała mu czaszkę, a kości potoczyły się po pokładzie statku. Kopnęła go z półobrotu w klatkę piersiową, przy okazji przewracając jeszcze jednego. Wiedziała, że długo się nie utrzyma. Zauważyła upadającą Adriannę. Odepchnęła jakiegoś natręta i pobiegła do koleżanki razem z Laną. Jakoś przywróciły ją do porządku, jednak Blanca obawiała się, że stan córki Demeter może być poważny. Nie chciała stracić kolejnego sojusznika, więc postanowiła robić za stróża.
Na środku pokładu zauważyła Sophie i Lirę walczące z kilkoma szkieletami. Kątem oka dojrzała wiszący na linie worek wypełniony czymś ciężkim. Wyjęła szpilkę ze związanych włosów i dmuchnęła na nią delikatnie. Zamigotało, a w jej ręku pojawił się wachlarz. Skupiła się i rzuciła nim w linę. Wachlarz przeciął ją wbijając się w ścianę kajuty. Worek spadł, miażdżąc kilka potworów. Zadowolona z siebie mruknęła pod nosem zaklęcie i znów trzymała swój bat. Owinęła go dookoła belki i zeskoczyła na dół, łapiąc nogami przeciwnika. Rzuciła nim o ścianę i przeturlała się po pokładzie. Poczuła kłujący ból w lewym barku. Zamachnęła się lewą ręką do tyłu, próbując własnoręcznie nastawić obolałe miejsce. Ktoś krzyknął. To Olgierd, walczący z potwornym kapitanem. Niewiele myśląc podbiegła do nich i zamachnęła się na stwora. Uderzyła swoim bo w szyję przeciwnika, jednak siła odbicia odrzuciła ją kilka kroków do tyłu. Zobaczyła, że palą ją palce. Nadmiar energii w bo spowodował skutki uboczne. Miała taką sytuację kilka razy podczas bardzo intensywnych treningów na arenie, ale nigdzie indziej. Zagryzła wargę ze zdenerwowania. Nie wiedziała, co robić. Miliony wzorów, trajektorii i planów przenikały jej myśli, mącąc wewnętrzny spokój, nad którym tak usilnie pracowała. Zaatakowała od dołu, próbując wytrącić z równowagi kapitana. Kilka razy udało jej się spowodować poważniejsze obrażenia typu krwotoki, a nawet złamania. Potwór jednak nie miał zamiaru łatwo się poddać. Uderzył ją kilka razy w brzuch i kolano, które teraz stało na krawędzi między zmiażdżeniem a przytrzaśnięciem. To będzie bolało. Adrenalina poszła w górę. Wskoczyła na ster i rozpaliła krańce kija do czerwoności. Odbiła się od desek i wbiła rozpalony czubek w głowę potwora. Kij ugrzęzł przez co zmuszona była odskoczyć dalej. Upadła na ziemię, chowając głowę. Dziewczyny dobiły go, powodując spory huk i zamieszanie.
Wstała i otrzepała się z pyłu. Zaległa cisza, potwory przestały być niezniszczalne. Pokiwała z uśmiechem głową w stronę dziewczyn. Dobra robota. Poczuła małe ukłucie zazdrości, że to nie jej dane było wykonać całego zadania, gdy usłyszała głos w swojej głowie:
- To nie twoja misja, pozwól innym zabłysnąć. Jesteś przeznaczona wyższym celom.
Splunęła, słysząc głos swej matki, jednak ostatnie zdanie zainteresowało ją. Może wreszcie dane jej będzie zaistnieć dzięki swoim osiągnięciom? Nie zdążyła się zagłębić w swoje rozmyślania, bo wszyscy usłyszeli krzyki Adrianny. Udało jej się znaleźć medalion, schowany w kajucie. Wreszcie coś, co szło po ich myśli.
W tym momencie cały statek otoczyła paskudna, ciemna mgła.
- Zbierzcie się w jedno miejsce i nie odchodźcie nigdzie! - zdążyła krzyknąć, gdy nagle dookoła pojawiły się nowe oddziały szkieletów. Te jednak były jakby… bezcielesne, duchowe. Nie zamierzały ich atakować, zabrali się raczej za odnowę statku, co jakiś czas podchodząc i powarkując groźnie na herosów. Postawiła swoje bo i zostawiła rozpalone krańce, dzięki czemu było im cieplej. Im głębiej statek płynął w ciemność, tym chłodniej się robiło. Wyczuwała zło czające się dookoła. Ktoś chwycił ją za ramię.
- No proszę, po raz kolejny muszę męczyć się z tymi żałosnymi heroskami. W każdym bądź razie, witam na moim okręcie - za sterem statku pojawił się Hades, patrząc na nich z wyższością. Machnął ręką, a liny otoczyły ich, nie pozwalając im się ruszyć. Blanca była zirytowana. Chciała tylko dojść już do Obozu i zaprzestać tej misji. Zbyt wiele się na niej wydarzyło, a wspomnienia za bardzo bolały.
- Teraz jak na was patrzę, to chyba nie doceniałem waszych umiejętności… Daliście radę zabić kapitana, a to nie lada wyzwanie - spojrzał uważnie na Sophie, która schyliła głowę, próbując uciec od ciężkiego spojrzenia Pana Podziemi.
- Daj nam odejść, Hadesie. Nic od ciebie nie chcemy, jedynie możliwości opuszczenia tego miejsca - Blanca odezwała się niepewnie, powstrzymując drżenie głosu. Niewiele brakowało, a upadłaby. Adrenalina powoli opadała, a ból ogarniający ciało powracał.

* baton - tak nazywa się potocznie kijka, którym kręcą mażoretki [takie odniesienie do parady]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Blanca dnia Pią 15:41, 03 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anonim97
Strażnik Obozu
<b>Strażnik Obozu</b>



Dołączył: 30 Gru 2010
Posty: 337
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Percy

PostWysłany: Pią 23:49, 03 Lut 2012    Temat postu:

Ciemność była wszechogarniająca. Olgierd zaczął już myśleć, ze trafił do najciemniejszych otchłani tartaru, gdy nagle poczuł palący smak, który rozgrzał cale jego ciało. Następne co poczuł do ból. Potworny ból, który rósł coraz bardziej. Potem poczuł, jakby mu ramię płonęło żywym ogniem.
- Ambrozja? - zapytał się, lecz z jego ust wydobył się tylko niewyraźny bełkot.
- Ciii. Wszystko będzie pięknie. - usłyszał głos uspokajający go. Otworzył oczy. Zobaczył córkę Dionizosa. Po chwili zamknął znowu oczy. - Jak się czujesz? - usłyszał ponownie troskliwy głos co brzmiał jak balsam na rany.
- Wszystko pięknie - powiedział z przekąsem, po czym dodał – Możesz iść. Pewnie inni też potrzebują pomocy.
- Chodź pomogę ci wstać i… - kontynuowała Sophie.
Tu syn Morfeusza zdenerwował się. Może i stoczył ciężką walkę z nieumarłym, może i był zmęczony, może i odniósł wiele ran, ale nigdy nie był aż tak słaby, żeby wymagał, aż tyle opieki. Honor i godność mu na to nie pozwalały.
- Dzięki, ale sam sobie poradzę. - Zaczął powoli wstawać, kiedy pomyślał, jak chamsko się zachował. Ona najpewniej uratowała jego zdrowie, lub nawet życie. Kiedy heroina odwróciła się, żeby pomóc pozostałym, Olgierd dorzucił ciche: - Dziękuje - i podszedł do kapitana potworów.
Ciało dowódcy, mimo iż już zamieniło się w proch, zostawiło głowę i broń. Trofea pomyślał, wziął je i poszedł do reszty. Cały pokład statku był zdominowany przez proch potworów. Zobaczył Sophie i podszedł do niej.
- To Ty zabiłaś potwora? - zapytał.
Córka Dionizosa, potwierdziła, że to ona zadała ostatni cios, ale nie poradziła by sobie bez pomocy innych.
- Najważniejsze, że to Ty zadałaś mu ostateczny cios. - powiedział po czym wyciągnął czaszkę i broń potwora, i podał ją heroinie . - Więc to prawnie należy do Ciebie. - rzekł i odszedł.
Następną osobą jaką spotkał, była córka Demeter. Podszedł do niej, żeby coś powiedzieć, gdy nagle miecz znalazł się przy jego gardle. Zaskoczyło go to, lecz zachował kamienną twarz.
- Drugi raz mi już mierzysz w krtań. Aż tak bardzo Ci przeszkadzam? - zażartował, wciąż czując zimną stal na gardle.
- Może i tak, ale nie zasługujesz na mój miecz* - odrzekła Adrianna też zachowując kamienną twarz.
Syna Morfeusza zdziwiła ta odpowiedź, lecz dopiero po chwili wyczuł nutkę złośliwości i ironii. Uśmiechnął się lekko. Po chwili córka Demeter zwołała resztę drużyny i poinformowała ich, że znalazła medalion. W tym samym czasie gęsta mgła wyłoniła się na statku. Olgierd odruchowo wyciągnął swoją broń.
- Zbierzcie się w jedno miejsce i nie odchodźcie nigdzie! - zawołała Blanca.
Armia szkieletów zmaterializowała się po raz kolejny. Tym razem były one inne. Były bardziej przeźroczyste i mniej chętnie do walki. No tak, to są duchy - pomyślał heros. Na widok oręża upiory zaczęły się niepokoić, syczeć i rzucać pełne wściekłości spojrzenia. Heros schował broń, wiedząc, że oni mu nie zagrażają. Statek poruszał się coraz bardziej w ciemność, a jedynym źródłem ciepła, był płonący kij córki Ateny. Potwory mimo, że tylko jedna broń była wyciągnięta, nadal były wściekłe. Olgierd mimo iż potwory tylko syczały i bełkotały, zdawało mu się, że zaczął rozróżniać pojedyncze słowa, a konkretnie na magiczną broń spod której padły i przez którą nie mogły skoncentrować się na pracy.
- No proszę, po raz kolejny muszę męczyć się z tymi żałosnymi heroskami. W każdym bądź razie, witam na moim okręcie - Olgierd usłyszał głos, który wielokrotnie słyszał w snach i poza nimi.
Po chwili pojawił się przed nimi, a dokładniej na mostku kapitańskim, sam Pan Ciemności, Władca Krainy Umarłych, jeden z trzech władców-braci, Hades. Machnął ręką, a heros poczuł jak dookoła niego zaplątują się sznury.
- Teraz jak na was patrzę, to chyba nie doceniałem waszych umiejętności… Daliście radę zabić kapitana, a to nie lada wyzwanie - rzekł
Herosa zdziwiło to zdanie. Po raz pierwszy słyszał jak Hades kogokolwiek chwali. Lecz nie zaćmiło to jego umysłu. Skoro sam Pan Ciemności pofatygował się tu do nich, to z pewnością miał jakiś interes, który nie wróżył nic dobrego.
- Daj nam odejść, Hadesie. Nic od ciebie nie chcemy, jedynie możliwości opuszczenia tego miejsca - powiedziała Blanca, której po chwili głowa opadła na ramiona, lecz nie zemdlała.
Hades nawet tego nie skomentował. Syn Morfeusza próbował zmaterializować miecze i przeciąć liny, lecz mu to nie wychodziło.
- Możesz sobie próbować herosku ile chcesz, podobnie jak inni. Wasza moc i broń na niewiele się zda. - rzekł wyraźnie rozbawiony bóg.
- Dobra Hadesie, mów czego chcesz. Nie mamy ochoty na Twoje gierki. - rzekł zniecierpliwiony Rot.

***

*Sorry, ale nie pamiętam dokładnie co chciałaś odpowiedzieć.[/b]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anonim97 dnia Sob 17:22, 04 Lut 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Miss Holmes
<b>Miss Holmes</b>



Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Sob 20:46, 04 Lut 2012    Temat postu:

Sophie zobaczyła, że Olgierd idzie w jej kierunku i odwróciła się do niego.
- To Ty zabiłaś potwora? – zapytał. Skinęła głową.
-Właściwie tylko go dobiłam, więc w sumie się nie liczy. - Skrzywiła się lekko.
Szeroko otworzyła oczy, gdy poddał jej czaszkę i broń szkieletora. I co ja mam z tym niby zrobić? Potrząsnęła głową i uniosła czaszkę do góry.
-Zabijać, albo być zabitym. Oto jest wyzwanie. – wymruczała, zastanawiając się co jej odbija.
Poczuła coś dziwnego. Zmarszczyła brwi.
-Ja… coś dziwnego się dzieje - powiedziała w tym samym momencie, kiedy Blanca krzyknęła, żeby się zebrali. Wciąż ściskając trofea przeszła na środek pokładu. Wtedy pojawiły się duchy, ale czuła, że to nie to. Duchy nie mają umysłów, które potrafiła by wyczuć. Zastanawiała się intensywnie. Znała to uczucie, ale nie potrafiła go nazwać. Co właściwie czuła? Co…
-Bóg- wyszeptała. Ale było już za późno. Zadrżała z zimna. Hades pojawił się za sterem, a chwilę potem oplotły ich liny. Nie mogła nawet drgnąć. Normalnie by się wściekła, pewnie zaczęłaby wszystkich wyzywać, co raczej nie byłoby najmądrzejszą rzeczą w towarzystwie tak humorzastego boga, ale jak najbardziej w jej stylu. Tylko, że potęga umysłów bogów jest taka pociągającą, co sprawiało, że Sophie była więźniem swojego daru. Bóg umarłych przenikliwie na nią spojrzał. Zamrugała szybko, po czym spuściła głowę. Włosy zasłoniły jej twarz, a ona intensywnie próbowała wyrwać się z tego otępienia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sophie dnia Sob 20:51, 04 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
laniette
Cukiereczek Apolla
Cukiereczek Apolla



Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 594
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 0:07, 05 Lut 2012    Temat postu:

BLANCA:

Blanca słysząc głos Olgierda lekko się zirytowała. Licytowanie się z Hadesem i podskakiwanie mu nie było dobrym pomysłem. Wolała nie zaczynać, bo Pan Umarłych mógł w każdej chwili umieścić Olgierda w Tartarze czy innym strasznym miejscu, więc nadepnęła mu na stopę. Chłopak pisnął. Blanca zgromiła go wzrokiem, że nawet Meduza uciekłaby w popłochu. 
- Na czym to ja skończyłem? A tak, wasze zdolności… - rozejrzał się, patrząc czy duchy wykonują należycie swoją robotę. - Oczywiście mogliście zrobić to lepiej, kapitan wcale nie był tak silny jak wam się wydawało, zapewne stać was na więcej… - jego protekcjonalny ton głosu zaczynał denerwować córkę Ateny. Patrzyła na niego spode łba, mamrocząc pod nosem hiszpańskie przekleństwa. 
- Widzę wasze rany i stwierdzam, że nawet córka Apolla się zbyt dobrze nie spisuje. Moje dziecko, powinnaś ich uleczyć w kilka sekund, aby nie czuli bólu, a ty co? Nic tylko inne rzeczy ci w głowie. Gdzie jest ten mój syn? Ah, tu jesteś. Coś czuję, że nie przydajesz im się, dlatego pójdziesz ze mną - Hades wykonał ruch dłonią i ciemna mgła otoczyła Setha w pasie. Przyciągnęła go do boga, który przyglądał im się ironicznie. 
- Nie mam zamiaru przeszkadzać wam w misji, która mnie nie dotyczy, aczkolwiek… przez przypadek wpadliście między młot a kowadło. Staliście się ofiarami konfliktu, który do was nie należy. Mianowicie… poznaliście już właściciela tej przeklętej dyskoteki, prawda? Uroczy facet, taki męski… Aż mdłości mnie biorą gdy o nim pomyślę. W każdym bądź razie, jest on strasznie uciążliwy. Przez niego mam pewne problemy z duszami przebywającymi na Łąkach Asfodelowych. Dlatego składam wam ofertę. Chcę, abyście pozbyli się w wasz słynny heroskowy sposób mojego, nazwijmy go przeciwnika. Oczywiście otrzymacie za to nagrodę, wszak dla takich chwil żyjecie, czyż nie? 
Wszyscy spojrzeli na niego ze zdumieniem. Od kiedy to Hades potrzebował pomocy? Blanca zrobiła krok do tyłu, jak gdyby obawiając się, że czarna mgła otaczająca Setha dosięgnie i ją. Stała na przodzie i czuła się odpowiedzialna za bezpieczeństwo grupy. Ścisnęła mocniej swoje bo. 
- Nawet gdybyśmy zabili tego właściciela, to co tak naprawdę otrzymamy? Nic od ciebie nie potrzebujemy. A jeśli się nie zgodzimy? Jak sam powiedziałeś, sprawa nas nie dotyczy. - odezwała się.
- Moglibyście się zemścić, przecież to on was tu umieścił. Przez niego również zginął wasz dowódca… - Blanca poczuła, jak przyspiesza jej tętno. Zadrżała na myśl o Chrisie. On pewnie odszczeknąłby się i kazał Hadesowi się odwalić. 
- Sprawę Chrisa zostaw w spokoju. - warknęła. Odwróciła się do niego plecami i zwróciła do swoich przyjaciół. 
- Pozostawiam wam ten wybór. Idziemy zgładzić tego typka, czy ruszamy w dalsze poszukiwania wyjścia. 
Wszyscy zaczęli wyrażać swoje opinie. Przekrzykiwali jeden drugiego, a Blanca powstrzymywała się, by nie zatkać czymś sobie uszu. Ich brak zgodności bolał, zwłaszcza że od tak dawna tworzyli jedną drużynę, jedną armię walczącą o wspólne dobro. 
- Zapomniałem wspomnieć. Za zabicie go, pokażę wam jak możecie użyć tych magicznych przedmiotów, które macie pochowane po kieszeniach. 
Nikt nawet nie spytał, skąd wie. Był bogiem i wiedział wszystko. 
- Nie zgadzamy się Hadesie. Zajmij się sam swoją sprawą, a nam pozwól działać we własnym zakresie. 
- Wasza odmowa dogłębnie mnie zmartwiła, szkoda tylko, że nie wyruszycie całą grupą - pstryknął palcami i w środku grupy zapalił się czarny ogień. Ktoś krzyknął. 
- Gdzie jest Sophie?! - wrzasnęła Lana. - Ty nadęty, obrzydliwy, niemający gustu ani wyczucia baranie, ty… - rzuciła się do przodu, jednak lina odepchnęła ją do tyłu. Adrianna i Olgierd podtrzymali ją za ramiona, żeby przestała się miotać. 
- Dlaczego to zrobiłeś?! - teraz nawet Blanca podniosła głos.
Spojrzała w bok. Lana wyciągnęła łuk.
- Nie radzę ślicznotko, nie dasz rady , ze mną zwyciężyć. Co do do córki Dionizosa, jest bezpieczna. Kto wie, jeżeli pokonacie dla mnie właściciela, to nawet ją wypuszczę?
Znikąd pojawiła się jeszcze większa mgła, która zaczęła otaczać Hadesa. Seth w ostatniej chwili wyciągnął niewielki nóż i rzucił nim w ich stronę. Córka Apolla wzięła go, a gdy to zrobiła ogarnęła ich ciemność. Nawet ogień tlący się na krańcu kija Blanki stał się niewidoczny. Wszyscy siedzieli cicho, nie wiedząc co robić. Gdy znów wróciło światło, wszystko się zmieniło. Znaleźli się na jednej z dróg labiryntu, w którym poprzednio się zgubili.
- Wszyscy cali i zdrowi?
Odpowiedziały jej pomruki i jęknięcia. Chyba nie byli zbyt zadowoleni tymi ciągłymi podróżami i zmianami miejsca pobytu. Blanca już miała się odezwać, gdy Olgierd upadł na kolana i złapał się za głowę.
- Co się dzieje? - Lana spojrzała na niego z niepokojem.
- To Seth. Mówi, że nie ma zamiaru dać się zaszufladkować ojcu i jeśli chcemy, jest w stanie przetransportować dwie osoby do Hadesu. Może damy radę uwolnić Sophie.
Lana natychmiast się ożywiła.
- Seth?! Seth, słyszysz mnie? - odezwała się do ucha Olgierda.
Blanca uśmiechnęła się. Co ta miłość robi z ludźmi… Syn Morfeusza stał się radioodbiornikiem. Udało im się ustalić, że pójdzie Lana, ponieważ była już tam i ma jako taki zmysł obserwacyjny. Córka Apolla dobrała sobie Adriannę do pomocy.
- Lecę po ciebie Sophie! Blanca, pilnuj ich, musimy wrócić w jak największym składzie do Obozu - dziewczyny uściskały się i Lana zniknęła. To samo zaraz stało się z córką Demeter.
Blanca spojrzała na pozostałych. Miała pod opieką Olgierda, Perca i Lirę. Czyli nie było źle.

* * *
LANA


Lana razem z Adrianną wylądowała przy punkcie kontrolnym. Trzy osobne wejścia połączone łukiem z napisem WITAJCIE W EREBIE.
- Więc tak trzecia bramka prowadzi bezpośrednio na łąki Asfodelowe. Możemy przejść przez nie i dojdziemy do pałacu. Hades trzyma zakładników w w celach za ogrodem persefony.
- Skąd to wiesz?- zapytała ze zdziwieniem Adrianna
- Hades już raz zabrał mi ukochane osoby, nie pozwolę by znowu to się stało. Teraz największym problemem jest przejście przez kontrole. Jack był synem Hekate i zaczarował czytniki, ale jak...
Typowe, gdy Lana się denerwuje, to zaczyna gadać do siebie. Zamknęła oczy i zaczęła myśleć. Po chwili już miała pomysł.
- Okej, jestem w stanie wprowadzić śmiertelnika, w śpiączkę farmekologiczną. Jeżeli chodzi o upiory, to próbowałam raz i jestem w stanie je lekko oszołomić. Gdy przebiegniemy przez bramki najprawdopodobniej staniemy oko w oko z Cerberem, ale on nie powinien zrobić nam krzywdy. Jakby co to wyprodukuj dla niego jakieś drzewo, psy uwielbiają drzewa, na pewno z chęcią je oznaczy.
Upiory były odporne na magię leczniczą, w końcu nie było w nich nic do leczenia. Jednak po killku chwilach upiory jakby zasnęły. Heroski szybko przebiegły przez bramki. Cerber spojrzał na nie, rozpoznał Lanę i zaczął wesoło merdać ogonem.
-Przykro mi piesku, ale nie ma go ze mną
Przeszły obok Cerbera i rzuciły się w kierunku łąk, było z górki więc poszło szybko. Adrianna krzyknęła zaskoczona na widok dusz. Pałac był po lewej, obok niego płynął Styks, Lana wzdrygnęła się na widok rzeki, a rana pod piersią na nowo zaczęła boleć. Lana poczuła dotyk innego umysłu, zatoczyła się.
-Lana co jest?- wystraszyła się Adrianna
- To Sophie, czuje ją. Udało jej się dostać do umysłu strażnika, ale musimy jej pomóc.
Przemknęły pomiędzy duszami i stanęły u wrót pałacu. Weszły na dziedziniec i od razu poczuły zniewalający zapach granatów. Lana już miała zerwać jednego, gdy usłyszała ostry głos Adrianny,
-To owoce mojej siostry, nie dotykaj ich!
Ruszyły aleją by dostać się do celi i prawie wpadły na jakiegoś Herosa. Lana wyciągnęła nóż, już miała zadać cios, gdy rozpoznała herosa.
- Nico! Na bogów, co ty tu robisz?
Nico był jednym z bardziej znanych herosów w obozie, od kiedy razem z ojcem uratował Olimp.
- Lana tak?- upewnił się Nico- usłyszałem co zrobił mój ojciec, sami nie wydostaniecie się z podziemia, więc skontaktówałem się z Sethem. Nie może teraz wam pomóc, ale przysłał mnie. Musicie szybko się wydostać, Blanka sobie radzi, ale w obozie mamy kłopoty, potrzebujemy herosów.
- Jakie kłopoty?
- Nie mamy czasu wyjaśnię wam po drodze.
Nico zaprowadził ich do celi. W między czasie opowiedział o Rezusie. Chłopakowi udało się uwolnić większość mocy, jako iż jest synem boga i tytana jest nadzwyczaj potężny. Udało mu się uzyskać poparcie niewielu herosów, ale rekompensuje to potworami, które są mu nadzwyczaj posłuszne.
- Uwięził Chejrona, w obozie jest coś w rodzaju wojny domowej. Herosi próbują go odbić, ale nie jest łatwo. Dlatego musicie jak najszybciej zakończyć misję.

Gdy dotarli do lochów, Sophie odwaliła za nich prawie całą robotę. Wniknęła w umysł strażnika i zmusiła go do otwarcia celi.
- Łał to jest naprawdę coś- pochwalił ją Nico
Sophie wysłała mu swój najpięknieszy uśmiech, po czym zemdlała. Strażnik momentalnie odzyskał kontrolę i dobył miecza. Lana rozpoznała go, to był Jack, jej były chłopak. Nie zdążyła nawet podnieść ręki. Adrianna na szczęście osłoniła ją przed ciosem i zaczęła walczyć. Nico natomiast uklęknął przy Sophie.
- Kontrola umarłych wymaga naprawdę dużo wysiłku, jesteś w stanie ją wybudzić.
Lana pokręciła głową
- W tej chwili nie da rady. Jest osłabiona po pobycie w podziemiu. Musimy wyjść na powierzchnię.
Nico kiwnął głową.
-Masz kogoś znajomego w Los Angeles? Jeżeli zabieram naszą czwórkę to potrzebuję miejsca niedaleko głównego wejścia gdzie się zatrzymam i nabiorę energii. A poza tym musisz wyleczyć Sophie a pod ziemią nic nie zrobisz.
- Moja mama tutaj mieszka , przenieś nas tam.
Po chwili herosów ogarnęła ciemność.

Lana usłyszała dźwięk tłuczonego szkła, a następnie radosne szczekanie. Cały świat został przysłonięty przez kupę jasnej sierści.
- Hej kolego, złaź ze mnie.
Matka Lany pozbierała potłuczone szkło i pomogła herosom w ułożeniu Sophie wygodnie na kanapie. Opatrzyła też córce Demeter drobną ranę, którą odniosła w walce i poszła przygotować coś do jedzenia i zaparzyć kawy, dla Nica, który nie wyglądal najlepiej.
Lana w końcu poczuła słońce, które wpadało przez szklaną ścianę i właśnie zachodziło. Dostała więc zastrzyku energii i obudzenie Sophie, które wydawało jej się niemożliwe w podziemiu zajęło jej parę sekund i nawet się nie zmęczyła. Czuła, że może zrobić wszystko.
-Hej Lana świecisz- zwróciła jej uwagę Adrianna
Dziewczyna szybko się opanowała, Sophie chwilę dochodziła do siebie, ale już za chwilę rzuciła się na Lanę, Nica i Adriannę z wdzięcznością. Mama Lany przyniosła im kanapki. Nico powtórzył wieści Sophie.
- Niestety nie mam pojęcia jak dostać się najszybciej do obozu.
Po jego słowach zaległa cisza, którą przerwał błysk i na plaży zmaterializował się czerwony kabriolet. Lana zerwała się z kanapy i tak samo postąpiła jej matka. Obie rzuciły się na Apollina.
- Cześć piękne- uściskał Lanę i uraczył długim pocałunkiem jej matkę- Słyszałem, że ktoś potrzebuje transportu.
Lana pożegnała się z matką i wsiadła do samochodu, który zamienił się w 5 osobowe porshe. Dziewczyna zajęła oczywiście miejsce z przodu, Nico nie wyglądał na zbytnio uradowanego towarzystwem Apolla.
Bóg słońca pomachał do matki Lany.
- Pa piękna wkrótce Cię odwiedzę! Kierunek Obóz Herosów, proszę zapiąć pasy.

A teraz wszyscy czekają na post Blanki!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez laniette dnia Nie 0:13, 05 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blanca
Muza/Maniaczka Klat



Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 1477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Maków
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 13:40, 05 Lut 2012    Temat postu:

Blanca słysząc głos Olgierda lekko się zirytowała. Licytowanie się z Hadesem i podskakiwanie mu nie było dobrym pomysłem. Wolała nie zaczynać, bo Pan Umarłych mógł w każdej chwili umieścić Olgierda w Tartarze czy innym strasznym miejscu, więc nadepnęła mu na stopę. Chłopak pisnął. Blanca zgromiła go wzrokiem, że nawet Meduza uciekłaby w popłochu.
- Na czym to ja skończyłem? A tak, wasze zdolności… - rozejrzał się, patrząc czy duchy wykonują należycie swoją robotę. - Oczywiście mogliście zrobić to lepiej, kapitan wcale nie był tak silny jak wam się wydawało, zapewne stać was na więcej… - jego protekcjonalny ton głosu zaczynał denerwować córkę Ateny. Patrzyła na niego spode łba, mamrocząc pod nosem hiszpańskie przekleństwa.
- Widzę wasze rany i stwierdzam, że nawet córka Apolla się zbyt dobrze nie spisuje. Moje dziecko, powinnaś ich uleczyć w kilka sekund, aby nie czuli bólu, a ty co? Nic tylko inne rzeczy ci w głowie. Gdzie jest ten mój syn? Ah, tu jesteś. Coś czuję, że nie przydajesz im się, dlatego pójdziesz ze mną - Hades wykonał ruch dłonią i ciemna mgła otoczyła Setha w pasie. Przyciągnęła go do boga, który przyglądał im się ironicznie.
- Nie mam zamiaru przeszkadzać wam w misji, która mnie nie dotyczy, aczkolwiek… przez przypadek wpadliście między młot a kowadło. Staliście się ofiarami konfliktu, który do was nie należy. Mianowicie… poznaliście już właściciela tej przeklętej dyskoteki, prawda? Uroczy facet, taki męski… Aż mdłości mnie biorą gdy o nim pomyślę. W każdym bądź razie, jest on strasznie uciążliwy. Przez niego mam pewne problemy z duszami przebywającymi na Łąkach Asfodelowych. Dlatego składam wam ofertę. Chcę, abyście pozbyli się w wasz słynny heroskowy sposób mojego, nazwijmy go przeciwnika. Oczywiście otrzymacie za to nagrodę, wszak dla takich chwil żyjecie, czyż nie?
Wszyscy spojrzeli na niego ze zdumieniem. Od kiedy to Hades potrzebował pomocy? Blanca zrobiła krok do tyłu, jak gdyby obawiając się, że czarna mgła otaczająca Setha dosięgnie i ją. Stała na przodzie i czuła się odpowiedzialna za bezpieczeństwo grupy. Ścisnęła mocniej swoje bo.
- Nawet gdybyśmy zabili tego właściciela, to co tak naprawdę otrzymamy? Nic od ciebie nie potrzebujemy. A jeśli się nie zgodzimy? Jak sam powiedziałeś, sprawa nas nie dotyczy. - odezwała się.
- Moglibyście się zemścić, przecież to on was tu umieścił. Przez niego również zginął wasz dowódca… - Blanca poczuła, jak przyspiesza jej tętno. Zadrżała na myśl o Chrisie. On pewnie odszczeknąłby się i kazał Hadesowi się odwalić.
- Sprawę Chrisa zostaw w spokoju. - warknęła. Odwróciła się do niego plecami i zwróciła do swoich przyjaciół.
- Pozostawiam wam ten wybór. Idziemy zgładzić tego typka, czy ruszamy w dalsze poszukiwania wyjścia.
Wszyscy zaczęli wyrażać swoje opinie. Przekrzykiwali jeden drugiego, a Blanca powstrzymywała się, by nie zatkać czymś sobie uszu. Ich brak zgodności bolał, zwłaszcza że od tak dawna tworzyli jedną drużynę, jedną armię walczącą o wspólne dobro.
- Zapomniałem wspomnieć. Za zabicie go, pokażę wam jak możecie użyć tych magicznych przedmiotów, które macie pochowane po kieszeniach.
Nikt nawet nie spytał, skąd wie. Był bogiem i wiedział wszystko.
- Nie zgadzamy się Hadesie. Zajmij się sam swoją sprawą, a nam pozwól działać we własnym zakresie.
- Wasza odmowa dogłębnie mnie zmartwiła, szkoda tylko, że nie wyruszycie całą grupą - pstryknął palcami i w środku grupy zapalił się czarny ogień. Ktoś krzyknął.
- Gdzie jest Sophie?! - wrzasnęła Lana. - Ty nadęty, obrzydliwy, niemający gustu ani wyczucia baranie, ty… - rzuciła się do przodu, jednak lina odepchnęła ją do tyłu. Adrianna i Olgierd podtrzymali ją za ramiona, żeby przestała się miotać.
- Dlaczego to zrobiłeś?! - teraz nawet Blanca podniosła głos. Spojrzała w bok. Lana wyciągnęła łuk.
- Nie radzę ślicznotko, nie dasz rady , ze mną zwyciężyć. Co do do córki Dionizosa, jest bezpieczna. Kto wie, jeżeli pokonacie dla mnie właściciela, to nawet ją wypuszczę?
Znikąd pojawiła się jeszcze większa mgła, która zaczęła otaczać Hadesa. Seth w ostatniej chwili wyciągnął niewielki nóż i rzucił nim w ich stronę. Córka Apolla wzięła go, a gdy to zrobiła ogarnęła ich ciemność. Nawet ogień tlący się na krańcu kija Blanki stał się niewidoczny. Wszyscy siedzieli cicho, nie wiedząc co robić. Gdy znów wróciło światło, wszystko się zmieniło. Znaleźli się na jednej z dróg labiryntu, w którym poprzednio się zgubili.
- Wszyscy cali i zdrowi?
Odpowiedziały jej pomruki i jęknięcia. Chyba nie byli zbyt zadowoleni tymi ciągłymi podróżami i zmianami miejsca pobytu. Blanca już miała się odezwać, gdy Olgierd upadł na kolana i złapał się za głowę.
- Co się dzieje? - Lana spojrzała na niego z niepokojem.
- To Seth. Mówi, że nie ma zamiaru dać się zaszufladkować ojcu i jeśli chcemy, jest w stanie przetransportować dwie osoby do Hadesu. Może damy radę uwolnić Sophie.
Lana natychmiast się ożywiła.
- Seth?! Seth, słyszysz mnie? - odezwała się do ucha Olgierda.
Blanca uśmiechnęła się. Co ta miłość robi z ludźmi… Syn Morfeusza stał się radioodbiornikiem. Udało im się ustalić, że pójdzie Lana, ponieważ była już tam i ma jako taki zmysł obserwacyjny. Córka Apolla dobrała sobie Adriannę do pomocy.
- Lecę po ciebie Sophie! Blanca, pilnuj ich, musimy wrócić w jak największym składzie do Obozu - dziewczyny uściskały się i Lana zniknęła. To samo zaraz stało się z córką Demeter.
Blanca spojrzała na pozostałych. Miała pod opieką Olgierda, Perca i Lirę. Czyli nie było źle.
- Chodźcie, musimy znaleźć jakieś wygodniejsze miejsce i pomyśleć co zrobić z tym szefuńciem. - machnęła na nich ręką i ruszyli. Nie spieszyli się, szli w zwartej grupie. Nikt się nie odzywał, nastroje nie były zbyt radosne. Nie wiedziała, czy było to spowodowane porwaniem Soph, odejściem Setha czy śmiercią innych. Wszystko to nałożyło się na siebie w tak krótkim odstępie czasu… Łzy napłynęły jej do oczu. Potrząsnęła głową. Nie będzie płakać. Jest dowódcą, musi pokazać innym, by i oni również byli silni. W pewnym momencie doszli do rozwidlenia. Oba wejścia nie wyglądały zbyt zachęcająco. Jedno wejście emanowało dziwną energią, ciągnęło ją do siebie. Coś tam było, mogło grozić niebezpieczeństwem, ale nie chciała narażać na to innych.
- Olgierd… Weź Perca i Lirę i pójdzie na lewo, ja idę na prawo. W razie czego wiesz, jak się ze mną skontaktować? Masz dopilnować, by nic im się nie stało. - chłopak kiwnął głową. Poklepała go po ramieniu i wyciągnęła bo. Zapaliła kraniec i weszła do ‘swojego’ tunelu. Poczuła niemal natychmiast magię wiszącą w powietrzu. Ciężkie powietrze przeszkadzało jej w skupieniu myśli. Im dalej szła tym chłodniej się robiło. Zapięła koszulę pod samą szyję, mamrocząc pod nosem. W końcu jednak wyciągnęła ciepłą, fioletową bluzę i okryła się nią. Co za porąbane miejsce, nic tylko zimno. Jestem jakaś inna że preferuję ciepło? No nie wydaje mi się. W końcu doszła do końca korytarza. Weszła do sporej sali, której pilnowało dwóch strażników. Wyglądali jak ludzie, jedynie ich nogi przypominały stopy jakiegoś drapieżnego kota. Zagrodzili jej drogę włóczniami, które trzymali w dłoniach. Już miała się na nich zamachnąć kijem, gdy usłyszała głos.
- Panowie, ta szanowna dama przyszła ze mną porozmawiać. Odłóżcie swoje zabawki i pozwólcie jej podejść.
Dziwaczne stwory odsunęły się patrząc na nią złowrogo. Już wiedziała, że to spotkanie nie będzie miłe. Zaczęła żałować, że odprawiła resztę. Może nie dać sobie rady. Ile razy już powtórzyła sobie to zdanie?
- Poznaję cię… Jesteś koleżanką tego zarozumiałego koleżki, który próbował ze mną wygrać. No cóż, nie udało mu się…
- Nie walczył z tobą. Pewnie gdybyś stanął naprzeciw niego w uczciwej walce, rozniósłby cię na strzępy. Planuję zrobić to za niego. - stanęła pewniej na nogach łapiąc przegub swojej ręki.
- W takim razie może pozwolimy mu zobaczyć, co? - właściciel dyskoteki zaśmiał się. Chyba już nigdy nie zapomni tego śmiechu. Był obleśny i odrażający. Facet pstryknął palcami i znikąd pojawił się duch Chrisa. Osłupiała. Stanęła jak głupia, spuszczając ręce w dół. Syn Aresa stał tam, równie zdziwiony co ona, bez żadnych ran, w swoich ulubionych ciuchach… Jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Jedynie subtelna poświata dookoła jego ciała i lekka przezroczystość sugerowały, że nie żyje.
- Skąd… jak? - wybełkotała.
- Nie tylko Hades ma takie zdolności, dziecinko. Mam sporą moc i takie rzeczy to nie nowość. Myślałem, że się ucieszysz na jego widok.
- Blanca… - wymamrotał chłopak. Szatynka czuła jak cała pewność siebie z niej ulatuje. Dlaczego jak zwykle wszystko szło kompletnie beznadziejnie? Miała ochotę usiąść, zacząć płakać, krzyczeć, kopać… cokolwiek. Potrzebowała chwili, by odreagować.
- Poza tym, dlaczego chcesz mnie zabić? Ah tak, Hades was nasłał. Szkoda, że jesteś tylko jedna, możesz mieć z tym niemały problem. Cóż, nie powinniście się wtrącać w nieswoje sprawy. Ta walka dotyczy mnie i tego nadętego bufona. Jeśli chcesz stąd odejść i mi nie przeszkadzać, to twoja ostatnia szansa.
Spojrzała na niego. Wiedziała, że jeśli się odwróci do wyjścia zaatakuje ją on lub jego dziwaczne stwory. Z drugiej strony, walka z nimi również miała średnie szanse powodzenia. Przeniosła swój wzrok na Chrisa. Stał bezradny. Wiedziała, że gdyby tylko mógł zacząłby walczyć nawet się nie zastanawiając. Jednak jego wzrok jakby popychał ją do działania. Mówił: Walcz, dasz radę! Wzięła głęboki oddech i przywołała swoje bo.
- Jest tylko jedna rzecz, o której nigdy nie wolno zapominać. Honor znaczy czasem więcej niż życie, a ty zdecydowanie nie masz o tym pojęcia.
Właściciel uśmiechnął się kpiąco i machnął ręką. Strażnicy podbiegli do niej, trzymając włócznie gotowe do ataku. Odbiła się od fotela i przeskoczyła nad nimi, przygotowując swoją broń do walki. Obróciła się i zrozumiała. To o tym mówiła jej matka. Ta walka zaważy na tym, jak zapamiętają ją inni. Podniosła kij i zderzyła go z włócznią jednego z przeciwników. Stojąc w tej pozycji kopnęła drugiego w brzuch. W ułamku sekundy przerzuciła kij do drugiej ręki unikając ciosu nadchodzącego z góry i schyliła się. Podcięła jednemu nogi i w ostatniej chwili zablokowała uderzenie drugiego. Grunt pod nogami jej się zachwiał, gdy oberwała w bark. Nie do końca wiedziała, co zrobić, miliony planów kłębiły jej się w głowie. W końcu jednak postanowiła. Odpychała ciosy przeciwników, próbując zagonić ich blisko siebie i szefa, który siedział za biurkiem, przyglądając się wszystkiemu ze spokojem. Kilka razy wylatywała w powietrze niesiona przez siły odśrodkowe swojego bo. Oprócz kilku siniaków zarobiła też spore draśnięcie na wewnętrznej stronie lewej łydki. Szczypało jak cholera, ale jakoś to zniosła. Nie mogła sobie narobić wstydu, nie przy Chrisie. Nawet jako duch wyśmiewałby ją do końca życia. Upadła na kolana, próbując nie zahaczyć twarzą o ostrze i dźgnęła jednego z nich zapalonym krańcem w brzuch. Stwór wpadł na swojego towarzysza powodując małe zamieszanie. Kątem oka dojrzała grymas na twarzy właściciela i zadowolony pomruk Chrisa. Wyprostowała ręce. Kręciła bo jak batonem, tworząc ognisty okrąg. Gdy już utrzymał się w powietrzu, szybko zmaterializowała bat. Kilkoma okrężnymi ruchami wprawiła ogień w ruch i popchnęła go w stronę strażników. Otoczył ich, co znacznie ograniczyło ich możliwości obronne. Wiedziała co musi zrobić. Wzięła rozbieg i na dosłownie dwa metry przed nimi odbiła się od ziemi, wyliczając trajektorię swojego lotu i możliwe miejsca upadku. Przekręciła się tak, że wisiała w powietrzu do góry nogami i wyciągnęła broń przed siebie. Spadła na strażników, uderzając w nich rozżarzonym końcem. Rozległ się spory huk i w miejscu gdzie przed chwilą stali była tylko ogromna sterta pyłu, dym i Blanca, klęcząca na jednym kolanie podpierająca się o swoją broń. Podniosła się i spojrzała na właściciela.
- Twoja kolej.
‘Mężczyzna’ warknął niezadowolony. Mała miała tupet. Nie miał zamiaru bawić się z nią w kotka i myszkę. Wyszedł zza biurka pewnym krokiem.
- Ci panowie nie byli łatwą przeprawą, więc przyznam, że jestem pod wrażeniem. Jednak nadal tu stoję i jestem gotowy pożywić się twoim strachem. Pozwól mi tylko przypudrować nosek… - zaśmiał się. Zajął się ogniem i po chwili stał ubrany w zbroję wykutą z czegoś naprawdę trwałego. Blanca nigdy nie widziała takiego materiału. Jego broń była z jednej strony mieczem zakończonym kilkoma kolcami, zaś druga strona przypominała maczugę. Przełknęła ślinę. Nie chciała oberwać z maczugi, gdyby mogła wybrać wzięłaby miecz, wyglądał bardziej zachęcająco. Miecz… Cholera nie wzięłam go! Przegrała. Oficjalnie przegrała. Już miała puścić broń po nogi potwora, gdy usłyszała głos:
- To nie koniec. Sięgnij do bransoletki i przywołaj miecz. Jeśli uważa cię za swoją właścicielkę, przybędzie.
Mamo… dziękuję, pomyślała. Przymknęła oczy i pomyślała o jedynej broni której bała się używać. Nie była pewna co do swojego zapasu energii, ale w końcu stwierdziła, że to nieważne. Stwór, patrząc na jej miecz zaśmiał się tylko.
- Takie chuchro przeciwko mnie?
Wymamrotała cicho zaklęcie i żywioły oplotły klingę. Poczuła dodatkową moc płomienia, który kiedyś otrzymała od córki Hestii. Przyjęła pozycję i pokazała gestem ręki, żeby zaczynał. Próbowała wykorzystać swoje zdolności i znaleźć jego słabe punkty. Ledwie wyczuwalnie, jakimś cudem dojrzała. Najsłabszą częścią zbroi była ta tuż pod żebrami. Syknęła niezadowolona. Okolice serca i brzucha zawsze były trudnym do zaatakowania miejscem. Stwór zaatakował z góry, uciekła więc w bok. Widząc jak ostrze gładko wbiło się w podłogę zamarła. W ostatniej chwili ocuciła się na tyle, by odbić kolejny atak. Unikanie ciosów kiepsko jej szło, a ucieczka nie wchodziła w rachubę. Rzuciła tekst o honorze i teraz musiała go dopełnić. W końcu zdecydowała się zaatakować. Wybrała atak w lewy bok, bo zwykle ta strona jest kiepsko broniona, jednak się przeliczyła. Potwór zablokował ją i zmienił stronę swojego oręża. Udało jej się ominąć maczugę, ale dostała z rękojeści. Upadła na ziemię, czując jak krew cieknie jej z ust. Splunęła. Obróciła się na plecy i zamachnęła mieczem. Pojedyncze wiązki lian oplotły nogi przeciwnika. Dało jej to chwilę, by wstać, odetchnąć i wybrać sposób ataku. Rzuciła wachlarzami, które poraniły go w potylicę. Czarny płyn trysnął z rany. Powstrzymała odruch wymiotny i skoczyła na potwora. Złapała się jego pleców i wyciągnęła miecz. Miała zamiar wbić go między kręgosłup a żebra, próbując trafić w czuły punkt z drugiej strony.
- Blanca, uważaj! - usłyszała krzyk Chrisa. Obejrzała się i to był błąd. Maczuga z całym impetem uderzyła ją w brzuch. Wydawało jej się, że słyszy odgłos miażdżonych kości. Poleciała wysoko pod sam sufit i przeturlała się niedaleko stóp syna Aresa. Podniosła głowę, trzęsąc się. Zaczęło jej się robić zimno, a przed oczami majaczyły dziwne wizje.
- Chris… widzę mojego tatę… - wymamrotała, próbując się podnieść. Chłopak nie do końca wiedząc co robi uklęknął nad nią. Jako duch niewiele mógł zrobić, jedynie wsiąknąć w coś… I wtedy wpadł mu do głowy plan. Połączył się z pogruchotanym ciałem Blanki i jakoś zaczął nad nim panować. Wyczuł jej myśli. Była otępiała i oszołomiona. Pozwól sobie pomóc. Wziął do ręki miecz. Był nieźle wyważony, ale czuł ciężar energii.
Odwrócił się do potwora. Pojął tok rozumowania dziewczyny i zaczął atakować według jej poleceń. Z początku szło mu raczej kiepsko, zmiana ciała niezbyt mu w tym pomogła. Po kilku chwilach umysł Blanki obudził się. Przejęła inicjatywę, a od Chrisa czerpała jedynie energię. Atakowała bez przerwy, pod każdym kątem, nie powstrzymując się przed niczym. Czuł jej wściekłość, nie tylko na demona ale i na samą siebie. Winiła się za swoją słabą postawę. Miał ochotę krzyknąć jej, żeby się ogarnęła, bo i tak całkiem nieźle jej szło. W pewnym momencie szatynka podrzuciła miecz do góry nad głowę potwora i prześlizgnęła się pod jego nogami. Złapała miecz, a gdy stwór się obrócił, uderzyła z całej siły w to słabe miejsce. Demon zawył wściekły i zdążył jeszcze pazurami przejechać po twarzy dziewczyny. Po chwili przed nią znajdowała się jedynie sterta kończyn i ogromna plama krwi. Upadła na kolana, a Chris szybko opuścił jej ciało.
- Czemu ja do cholery jestem przezroczysty?! - mruknął, próbując złapać ją, zanim uderzy głową o podłogę.Nie udało mu się to i mógł jedynie czekać aż się obudzi.
Gdy w końcu otworzyła oczy, siedział obok niej, przyglądając się jej ranom.
- To jednak nie był sen… - wymamrotała, podnosząc się. Zaschnięta krew w kąciku ust smakowała paskudnie. Obejrzała swoje dłonie. Były czarne, umazane krwią i wciąż drżały.
- Nie ruszaj się zbytnio. Nie jestem w stanie ci pomóc jak widzisz.
Spojrzała na niego. Nawet jako duch był złośliwy. Ale mimo to wydawał jej się podejrzanie spokojny.
- Co ci się stało? Od kiedy to jesteś taki miły i pomocny, co? - zironizowała, próbując doprowadzić się do porządku. Na czworakach doszła do swojego rzuconego w kąt plecaka. Resztki maści w słoikach, woda i niewielki ręcznik. Jakoś da radę.
- Wszak byliśmy w jednej grupie, nie? Zresztą, patrzenie na to jak umierasz nie byłoby zbyt przyjemne. Chociaż, jakbyś zginęła miałbym towarzystwo w Elizjum…
- Więc jednak ci się udało? Dostałeś się tam, gdzie chciałeś? - uniosła brwi. Zdążyła już opatrzeć lewą łydkę, która stopniowo zaczynała robić się sinofioletowa. Chłopak nic nie odpowiedział tylko przyglądał się temu, co robi.
- Tak. Strasznie dziwne miejsce. Niby jest fajnie, ale po pewnym czasie człowieka to nudzi. W ogóle jest lista osób, które już za życia są wpisywane automatycznie do przejścia do Pól Elizejskich. Nie chcę być niemiły, ale chyba się w takim razie jeszcze spotkamy.
Kiwnęła głową. Nie do końca wierzyła jego słowom. Chris zawsze wykazywał dziwne poczucie humoru, a jego sarkazm odbijał się na zachowaniu innych. Ale pomógł jej, co wciąż nie mogło do niej dotrzeć. Już miała się odezwać, gdy znikąd pojawiła się ciemna mgła. Podniosła się szybko i wyjęła bo. W głowie jej się zakręciło, więc podparła się na kiju.
- Spokojnie, spokojnie to tylko ja - usłyszała. Hades wyłonił się ze swoich oparów, patrząc na nią z zadowoleniem. - Widzisz? Tak się broniłaś przed tym zadaniem, a jednak je wykonałaś. Gratuluję. W zamian za to, powiem ci jak wykorzystać te magiczne przedmioty.
- Nie rób tego Blanca. Dobrze wiesz, czemu one służą - głos jej matki rozległ się w jej głowie.
- Wybacz Władco Ciemności, ale spóźniłeś się ze swoją ofertą. Zamiast tego chcę się jedynie stąd wydostać.
- Nagroda jednak cię czeka. Ten idiota siedzi już w Tartarze, dzięki czemu mam spokój. Patrząc na ciebie wiem, czego ci trzeba. Spełnię jedną twoją prośbę dotyczącą ludzi i śmierci. Spójrz na mnie. Wiem o czym myślisz, więc póki masz szansę to z niej skorzystaj.
Zamarła. Dlaczego ci wszyscy bogowie zawsze wiedzieli, co im chodzi po głowach?! Lekko zestresowana odwróciła się w stronę Chrisa. On chyba też zrozumiał. Podszedł bliżej niej.
- Blanca nie rób tego. Nie przywołuj mnie z powrotem. Tak chciały Mojry i ty dobrze o tym wiesz…
- Ale ja sobie nie dam rady! Jestem jakimś chodzącym nieszczęściem! Poza tym, zawsze byłeś ogniwem spajającym grupę… - zaczęła się jąkać. Miała wyjawić swoje osobiste powody? Bo chciała Chrisa znów widywać w Obozie? Dręczyć się myślą, że spędza wolne chwile z Dianą a nie z nią? Ucisk w brzuchu nie dawał jej spokoju. Jeśli to ma go przekonać… Zawsze był dla niej przykładem idealnego dowódcy, świetnego przeciwnika. Miała szansę go odzyskać.
- Chris… są inne powody, dla których chciałabym żebyś wrócił - wyszeptała, modląc się by Hades i jej matka tego nie słyszeli. Syn Aresa spojrzał na nią zdziwiony.
- Nie mówisz…
- Nieważne, to twoja decyzja. - łzy cisnęły jej się do oczu. Powstrzymała je jednak i spojrzała ponownie na Pana Podziemi. Pomyślała o wszystkich jej przyjaciołach, którzy zginęli. I wtedy doznała olśnienia. Chłopak Lany, syn Hekate. Zginął w czasie jej misji.
- Chcę przywrócić syna Hekate, który podczas wykonywania zadania tutaj zginął wpadając do Styksu. Jego chcę z powrotem. - uniosła dumnie głowę.
- Skoro tego chcesz… - bóg pstryknął palcami i obok niej pojawił się chłopak córki Apolla. Wyglądał całkiem dobrze, mimo dość długiego pobytu w podziemiach. Był lekko rozkojarzony.
- Pamiętam cię… - odezwał się, patrząc na Blankę. Uśmiechnęła się do niego.
- Lana bardzo za tobą tęskniła. Chyba na nas już czas.
Hades zaoferował się, że wyniesie ich na powierzchnię. Blanca przypomniała mu jeszcze o pozostałych herosach.
- Dobra to przeniosę najpierw ich. Z wami to są jednak same problemy - westchnął. - Wracam za pięć minut, żegnajcie się ładnie. A żeby było wam łatwiej, dzieciaku Aresa, możesz się nacieszyć ciałem przez ten czas.
Gdy zniknął, zostali we trójkę. Blanca wciąż czerwona pakowała swoje rzeczy do plecaka. Idiotka, po cholerę to mówiłaś?! Nie chce wracać, nie chce…
Chris podszedł do niej.
- Żałuję, że nie mogliśmy wcześniej porozmawiać. Zawsze zgrywałaś ważniaka i…
- Że co proszę?!
- Oj tylko żartowałem. Chodź tu - przytulił ją delikatnie. Schowała twarz w jego koszulce próbując się nie popłakać. - Jeszcze cię odwiedzę, obiecuję. A takich obietnic zawsze dotrzymuję.
Odsunęła się od niego. Popatrzyła na jego zadziorny uśmiech. Wiedział co robi, nawet jako duch był pewny siebie. Jej dużo jeszcze brakowało, by osiągnąć taki stan.
- Wróciłem! - Hades krzyknął śpiewnie, rozkładając ręce. - Gotowi? Nie mam zbyt wiele czasu, już i tak sporo go na was zmarnowałem.
- Trzymaj się - Chris uścisnął jej rękę, pożegnał się z chłopakiem Lany i zniknął. Blanca skinęła głową. Witaj Obozie, prawdziwy domu.

Woah, 7 stron worda, mój rekord. Co do grupy Olgierda - zaatakują was potwory. Gdy pokonacie ostatniego, dojdzie do was Hades i wyśle do Obozu. Potem piszemy dalej. Powodzenia. A od siebie dodam, że pomysły wyszły z głowy Lany i mojej, więc się brawa należą. Kaboom i booya!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annabeth&Percy
Artystka
Artystka



Dołączył: 10 Paź 2010
Posty: 745
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 16:45, 05 Lut 2012    Temat postu:

Adrianna odsunęła miecz od krtani natrętnego herosa. Zauważyła, że chłopak niepewnie się uśmiechną, ale ona tylko przewróciła oczami. Nagle wszystko się na nowo zmieniło. Pojawiła się kolejna chorda truposzy jednak teraz okazały się one być duchami. Adrianna nie wiadomo skąd ale czuła, że jednak jest bezpieczna pomimo że w głębi siebie czuła przeraźliwy chłód i... Strach. Nie wiedziała skąd on się pojawił bo przecież wcześniej niczego takiego nie czuła, a przeżyła nie mało. Zauważyła, że inni herosi chowają swoją broń, która i tak raczej by się im nie przydała w starciu z tymi duchami. Adrianna też to zrobiła choć niezbyt chętnie. W takiej sytuacji wolałaby mieć coś obrony pod ręką, ale chyba wszystkim wyjdzie na lepsze jak obejdzie się bez tego.
Nagle, nie wiedzieć czemu, jej strach powiększył się. Po chwili ujrzała powód. Przed sobą ujrzała pana umarłych we własnej osobie. Wow, cóż za zaszczyt... Pomyślała z pogardą. Nie cierpiała tego boga jak zresztą większość herosów. Wtem liny oplątały się wokół nich wszystkich. Adrianna starała się wyrwać ale nie dała rady. Nastąpiła krótka wymiana zdań między Olgierdem i Blancą a Hadesem. W pewnym momencie Hades zabrał Setha. Adrianna od początku za nim nie przepadała ale to zawsze jakiś sprzymierzeniec. Hades dał im do wyboru: zabić jego „przeciwnika”, albo szukać wyjścia. Blanca postanowiła za nich, że dalej będą szukać wyjścia. Nagle pośród tłumy zapłoną ogień, w którym zniknęła córka Dionizosa. Lana chciała rzucić się na boga podziemia, ale Adrianna i Olgierd w porę ją złapali i przytrzymali. Potem Hades zniknął zabierając ze sobą Setha. Olgierd puścił Lanę i chwycił się za głowę. Okazało się, że Seth zaczął „przemawiać” przez niego. Powiedział, że może zabrać dwie osoby na podziemia by uwolniły Soph. Postanowiono,że pójdzie Lan. A Lan dobrała sobie Adriannę. Dziewczyna jakoś potwornie nie ucieszyła się z tego powodu. Nie cierpiała duchów, a myśl o Łąkach Asfodelowych nie pocieszyła ją. Jednak szansa uwolnienia Sophie pocieszała ją.
Adrianna poczuła jak grunt osuwa się spod jej nóg. Statek rozpłyną się tak jak herosi a przed nią pojawił się punkt kontrolny wejścia do Hadesu. No tak...A ja się spodziewałam czego innego... Lan powiedziała, że powinny udać się do trzeciej bramki, która zaprowadzi ich do Łąk Asfodelowych a później do posiadłości Hadesa gdzie w celach trzyma zakładników. Kiedy zapytała się skąd Lan to wszystko wie dziewczyna zaczęła mówić, że hades zabrał już jej ukochane osoby. Adrianna uniosła lekko jedną brew trochę zdziwiona tą wylewnością ale nic nie mówiła. Jednak nie wiedziała jak oszukać czytniki. Na szczęście po chwili wpadła na pewien pomysł. Postanowiła oszołomić upiora. Jednak potem czekał ich Cerber czym się raczej nie przejmowała. Jak to powiedziała Adrianna w razie czego wyczaruje mu jakieś drzewko. No tak... Banalna rzecz. Pomyślała dziewczyna.
Kiedy zaczęły wprowadzać swój plan w życie na początku nie poszło jak po maśle, ale znowu też nie tak źle. Na początku potwory wykazywały odporność na magię Lany, ale po jakiejś chwili zasnęły. Heroski przebiegły przez bramkę i znalazły się przed Cerberem.
Przykro mi piesku, ale nie ma go ze mną – powiedziała Lana.
Adriannę zdziwiła ta wypowiedź. Cały czas nie wiedziała o co do koca chodzi córce Apollina. Miała ochotę się zapytać, ale czuła, że to ani nie dobre miejsce ani czas.
Przeszły obok psa. Teraz pojawiły się przed nimi Łąki Asfodelowe. Adrianna wydała z siebie okrzyk na widok wszystkich tych duchów. Nie wiedziała czemu duchy tak na nią działają. Wywoływały u niej strach, której nie udało się u niej wywołać innym potworom. Było dla niej po prostu nie naturalnym spotkanie z duchem. Nie wiedziała czemu. Szły dalej. W pewnym momencie Lan zakołysała się, a Adri w porę ją złapała.
- Lana, co jest? – zapytała dziewczyna trochę przerażona zachowaniem towarzyszki. No tylko mi brakuje, żeby Lana mi tu zeszła...
To Sophie, czuje ją. Udało jej się dostać do umysłu strażnika, ale musimy jej pomóc. - odpowiedziała córka Apolla.
Adrianna po raz kolejny uniosła brew. Naszła ją ochota by się zapytać ale tylko pokręciła głową. Udały się dalej przez Asfodelowe Łąki. Adrianna nie czuła się komfortowo przechodząc tak wśród duchów. Czuła ich wzrok na sobie, słyszała ich szepty. Jakby odległe pomimo że ich właściciele stali obok. To wszystko wywoływało u niej gęsią skórkę, ale na szczęście Lana tego nie widziała. W końcu doszły do pałacu Hadesa. To jej nie pomogło. Przeszły przez bramę i od razu poczuły zapach granatów. Zapewne dla Lany zdawał się on być piękny jednak Adriannę strasznie drażnił. Nie wiedziała czemu, ale po prostu nie lubiła swojej siostry. Żadne dziecię Demeter jej nie lubiło, jednak, żadne z nich nie wiedziało czemu. Tak jakby miały to we krwi. Lana sięgnęła po jeden granat. Oczywiście... Tego brakowało.
- To owoce mojej siostry, nie dotykaj ich! – warknęła do córki Apolla.
Dziewczyna szybko cofnęła dłoń i spojrzała się trochę dziwnie na owoce.
Udały się dalej. Woń tych wszystkich owoców cały czas gryzła Adriannę, jednak stwierdziła, że już woli to niż kolejny spacer wśród duchów na Łąkach Asfodelowych. Nagle wpadły na jakiegoś herosa. Lana już miała go zaatakować kiedy wydała okrzyk radości. Adrianna poznała go. To był Nico. Jedno z dzieci Hadesa. Znała go tylko z widzenia więc siedziała cicho.
Kiedy w końcu znaleźli się w lochach okazało się, ze Soph załatwiła większość roboty za nich. A właściwie to oczarowała strażnika tak, że otworzył jej celę i ją wypuścił z głupkowatym rozmarzeniem na twarzy. Niestety jak dziewczyna tylko przekroczyła próg celi zemdlała a czar prysł. Strażnik obudził się i natychmiast wyprowadził atak na Lanę, która stała jak skamieniała i wpatrywała się w niego. Adrianna najszybciej jak mogła przemieniła bransoletę w tarczę i osłoniła dziewczynę. Nie wiedziała czy Lana była jej wdzięczna czy nie bo od razu atak strażnika przeniósł się na nią. Jak najprędzej przemieniła swój pierścień w miecz i zaczęła walczyć. Strażnik okazał się godnym przeciwnikiem. Blokował każdy jej cios a jego ataki były bardzo silne. Dziewczyna ledwo nadążała z obroną. W końcu udało się jej wyprowadzić porządny atak. Miecz trafił w rękę przeciwnika jednak ten jakby w ogóle tego nie poczuł. Wyprowadził kontrę przez, którą miecz wyleciał jej z ręki. Upadł z trzaskiem na ziemię i zmienił się w pierścień. Dziewczyna prędko przemieniła swój drogi pierścień w sztylet a potem miecz. Teraz była wdzięczna za walkę z tym omackowanym potworem w czasie poprzedniej misji. Gdyby nie ona teraz zapewne byłaby zdana na szczęście. Nagle zaczęła ogarniać ich ciemna mgła. Strażnik wykorzystał moment nieuwagi dziewczyny i wyprowadził bardzo mocna pchnięcie. Siła uderzenia była tak wielka, że powaliła ją na ziemię. Czuła, że zaraz się przeniosą więc już nawet się nie podnosiła. Nagle coś zaczęło błyszczeć w owej mgle. Wyciągnęła rękę w tym kierunku. Poczuła ból, okazało się, że strażnik jednak zranił ją. W ostatniej chwili jej palce zacisnęły się na pierścieniu.
Kiedy znowu nastała jasność o dziwo... Znajdowali się w mieszkaniu. Okazało się, że to mieszkanie matki Lany. Zobaczyła jak Lan i Nico kładą nieprzytomną Sophie na kanapie. Sama Adrianna opadła na fotel. Przemieniła swoją broń z powrotem w biżuterię. Podbiegł do niej pies. Dziewczyna zaczęła go głaskać. Widać, że był prze szczęśliwy na widok herosów.
Lana podeszła do Soph. Zajęło jej dosłownie chwilę obudzenie jej. Adrianna zauważyła też, że Lana... Świeci.
- Hej, Lana, ty świecisz... – dziewczyna prawie od razu przestała.
Potem wszystko działo się jak dla Adrianny szybko. Mama Lany poczęstowała ich czymś i opatrzyła jej ranę, przyleciał ojciec Lany i zabrał ich na przejażdżkę do Obozu Herosów.
Dziewczyna cieszyła się, że wraca na obóz. Była potwornie zmęczona całą tą misją. Stwierdziła, że jak tylko przylecą pójdzie się położyć i prześpi co najmniej tydzień. Spojrzała na swoją rękę na której miała swój pierścień. Nie wiedziała czemu tam, w lochach, zaczął świecić. Jakby nie chciał tam zostać, nie chciał się rozłączać z nią. Ona też tego nie chciała. Ten pierścień i bransoletę dostała od swojej matki. To jedyne co od niej dostała.
Z takimi myślami zamknęła oczy i zapadła w sen...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Miss Holmes
<b>Miss Holmes</b>



Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 18:39, 05 Lut 2012    Temat postu:

Do Sophie docierało wszystko jak spod wody. Poruszyła się i odkryła, że ma bardzo luźne więzy, co ją zaskoczyło. Było to uczucie wystarczająco mocne, żeby ocknęła się z transu. Zaczęła odcinać się od wpływu boskiego umysłu, budując wokół siebie ‘myślowy’ mur i już po chwili mogła się w miarę skoncentrować na tym co się dzieje. Brawo Sophie, twoje odloty zawsze pojawiają się w odpowiednich momentach!
Wszyscy zaczęli się przekrzykiwać, ponieważ każdy miał inną wizję co do tego, co powinni zrobić. Sophie skrzywiła się i nie odezwała. Była gotowa uczynić wszystko, co zdecyduje Blanca. Jej było obojętne, co zrobią.
-Za zabicie go pokażę wam, jak możecie użyć tych magicznych przedmiotów, które macie pochowane po kieszeniach.
Nagle jej plecak zaczął jej ciążyć. Tak bardzo kuszące było to, żeby się dowiedzieć! Poczuła, że znów zaczyna odpływać. Wyprostowała się, usiłując pozbyć się z głowy tej uporczywej myśli. Blanca odmówiła, a uczucie stało się coraz bardziej naglące.
Spojrzała na Hadesa w momencie, gdy odpowiedział Blance. Patrzył prosto na nią. Poczuła strach…
-Wasza odmowa dogłębnie mnie zmartwiła.- Spojrzał na nią o ile to możliwe, jeszcze bardziej intensywnie.- Szkoda tylko, że nie wyruszycie całą grupą.
W momencie, gdy wypowiedział te słowa, jej żołądek zwinął się w supełek. Nie…
-Nie!- wrzasnęła, równocześnie czując jakieś dziwne szarpnięcie. Wszystko zniknęło, a jej głos odbił się echem od ścian pomieszczenia, w którym wylądowała. Nie pomieszczenia, a… celi. Skoczyła do krat i zaczęła je szarpać. Uzmysłowiła sobie, że ma przy sobie broń. Swoją i tego umarlaka. Wyciągnęła miecz i z całej siły uderzyła w kraty. Nawet nie drgnęły, ale siła ciosu odrzuciła Sophie do tyłu. Walnęło mocno o ścianę, ale nie martwiła się o siebie.
-Lustro!-- Szybko zrzuciła z siebie plecak i wsunęła do niego rękę. Przesunęła dłonią po gładkiej tafli. Było całe. Odetchnęła i oparła się o ścianę. Jej wściekłość momentalnie powróciła. Poderwała się na nogi i zaczęła trząść kratami.
-Wypuść mnie!- wrzasnęła.- Wiem, że mnie słyszysz! Wypuść mnie w tej chwili!
Szarpała kratami i krzyczała wyzwiska w stronę Hadesa.
-Zniszczę Cię zobaczysz! Myślisz, że co? Żonka wyjechała, a ty możesz sobie trzymać kobiety w lochach?! Jak będę na Olimpie, to powiem Demeter! Zatruwa Ci życie, co nie? Będzie gorzej! - Wiedziała, że takie groźby są co najmniej dziecinne, ale w tym momencie mało ją to obchodziło.
Z bezsilności usiadła. Po chwili zauważyła strażnika. Nie miała pojęcia, czy był tu od początku, czy może pojawił się teraz. Spojrzała na niego, a wtedy się rozpłynął. Duch. Strażnik jest duchem! Nie mogła patrzeć na niego bezpośrednio. Hmm, a gdyby tak…
Sophie prawie dostała zawału, jak z nikąd pojawiła się miska owoców. Kopnęła ją, a piękne mango, jej ulubione owoce rozsypały się po podłodze. Myśli, że jestem taka głupia? Nawet ja czasami uważam na lekcjach. Ale te owoce pachną tak kusząco… Zaburczało jej w brzuchu. Zaczęła jeść ciastka, które miała w plecaku i wypiła z karton soku winogronowego. Zastanawiała się, ile będzie tu siedzieć. Wtedy spostrzegła, że duch zrobił się jakiś wyraźniejszy… Nie musiała patrzeć na niego z ukosa, co oznaczało… Zamarła. Umieram. Panika zalała ją gwałtownie, serce przyśpieszyło. Skupiła się próbując wyczuć jakiś ludzki umysł, ale wszystkie wokół były martwe. Nie czuła nawet Hadesa… Zaraz, chwilkę. Czuła umysł stojącego przed celą strażnika. Nigdy jeszcze nie udało jej się wyczuć umysłu umarłego. A gdyby tak spróbować… Delikatnie próbowała dotknąć jego umysłu. Wybaczać, czy może na niego oddziaływać. Natychmiast zwrócił się w jej stronę. Próbował ją zablokować, ale ona miała więcej do stracenia. Włożyła w to całą energię. Zaczęło kręcić jej się w głowie, ale poczuła, że wolna strażnika powoli się zatraca.
Wtedy wyczuła Lanę. Miała z nią połączenie empatyczne, takie jakie potrafią wytwarzać satyrowie. To była jedna z jej umiejętności. Szybko wyjaśniła przyjaciółce, co się dzieje, po czym ponownie skupiła się na duchu. Po chwili była już pewna, że ma nad nim kontrolę.
-Otwórz drzwi-wyszeptała. Ledwo stała na nogach. Strażnik posłusznie spełnił jej polecenie. Jeszcze wyniósł jej rzeczy. Widziała czarne plamy przed oczami i słyszała aż za wyraźnie bicie własnego serca. Zbyt dużo energii zużyła.
Do celi wpadła Lana, Adrianna i… Nico. Sophie znała go dobrze i trochę się bujała. Często zjawiał się na obozie. Była tak zaskoczona, że zapomniała, że ma odpłynąć.
-Wow, to jest naprawdę coś – powiedział chłopak. Uśmiechnęła się słodko, a po chwili poczuła, że już dłużej nie utrzyma się na nogach. Zemdlała.
***
Zamrugała oczami. Leżała nad czymś miękkim. Nad nią pochylała się Lana, coś mówiła, ale Sophie nie rozróżniała słów. Właściwie czuła się dobrze. Nawet doskonale. Usiadła gwałtownie i zakręciło jej się w głowie. Rozpoznała mieszkanie matki Lany. Raz urwały się ze szkoły i pojechały autostopem z Nowego Jorku do Los Angeles. Rzuciła się na swoją najlepszą przyjaciółkę, a potem na Adriannę i Nico. A co tam! Tylko jedna myśl nie dała jej spokoju. Los Angeles…
-Co my robimy na powierzchni?!- Prawie krzyknęła, w momencie, gdy do pokoju weszła mama Lany.
Nico wszystko jej wyjaśnił, a Sophie zamarła w kanapką w połowie drogi do ust, coraz szerzej otwierając oczy. Nie mogła w to uwierzyć! Potrzebujemy jak najszybszego transportu. Podróż cieniem nie wchodziła w grę, syn Hadesa był zbyt wyczerpany. Nie mógł być to też śmiertelniczy środek transportu. Zbyt długo by to trwało. Więc co?
W tym momencie w salonie Lan pojawił się kabriolet. Kanapka wypadła Sophie z ręki. Apollo! Jest więc i boski transport!
Po rzewnych powitaniach i pożegnaniach, wsiedli do rydwanu Apollona, który zamienił się teraz w Porsche. Szybko usiadła z tyłu, a zaraz potem Adrianna kazała jej się przesunąć.
-Wolę siedzieć przy oknie – mruknęła, jak rozkapryszone dziecko. Potem uzmysłowiła sobie, że nie będą jechali autostradą i będzie siedziała obok Nico. – W sumie to bez różnicy- stwierdziła, a córka Demeter wywróciła oczami i wsiadła do auta.


Poprawiłam. Nie Las Vegas, tylko Los Angeles Very Happy
Lan


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sophie dnia Pon 20:22, 06 Lut 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anonim97
Strażnik Obozu
<b>Strażnik Obozu</b>



Dołączył: 30 Gru 2010
Posty: 337
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Percy

PostWysłany: Nie 22:08, 05 Lut 2012    Temat postu:

- Dobra Hadesie, mów czego chcesz. Nie mamy ochoty na Twoje gierki. - rzekł zniecierpliwiony Rot.
W tym momencie Blanca nadepnęła mu na stopę. Mimowolnie pisnął z bólu. Dobra, rozumiem, mam się zamknąć pomyślał. Hades kontynuował swoją przemowę:
- Na czym to ja skończyłem? A tak, wasze zdolności… - rozejrzał się, patrząc czy duchy wykonują należycie swoją robotę. - Oczywiście mogliście zrobić to lepiej, kapitan wcale nie był tak silny jak wam się wydawało, zapewne stać was na więcej… -
Jasne… Dla boga wszystko jest banalnie proste skomentował w myślach Olgierd. Pan Ciemności wciąż rozmawiał, jak to się nie popisali walką ani umiejętnościami. Zaczął mówić o Sethcie gdy, mgła otoczyła tego o którym była mowa i zniknął. Hades kontynuował swoją wielce interesującą przemowę, gdy w końcu podał powód, dla którego się tu znalazł. Chciał zawrzeć umowę. Herosi mieli zabić tajemniczego właściciela dyskoteki. Coś tu nie gra. Od kiedy, to potrzebował czyjejś pomocy? Przecież sam mógł zabić tego gościa. – myślał. Blanca zapytała się, co będą z tego mieli. W tym momencie bóg poruszył drażliwy temat Chrisa. Blanca się zdenerwowała i pozostawiła wybór towarzyszom, co będą później robić. Syn Morfeusza przemilczał tą sprawę. Kompletnie nie zdawał sobie sprawy, co robić dalej. Hades dał argument, dlaczego, warto zabić właściciela dyskoteki. No cóż, ten argument był bardzo dobry. Blanca jednak nie zgodziła się.
- Wasza odmowa dogłębnie mnie zmartwiła, szkoda tylko, że nie wyruszycie całą grupą - pstryknął palcami i w środku grupy zapalił się czarny ogień. Ktoś krzyknął.
W tej chwili spostrzegli, że Sophie nie ma.
- Gdzie jest Sophie?! - wrzasnęła Lana. - Ty nadęty, obrzydliwy, niemający gustu ani wyczucia baranie, ty… - heroina rzuciła się do przodu, jednak Olgierd złapał ją za ramię.
Rozległa się kolejna wymiana zdań. Znikąd pojawiła się jeszcze większa mgła. Była tak gęsta, że nic nie można było zobaczyć. Nawet płonącego kija Blanci. Kiedy mgła się rozeszła, znaleźli się w labiryncie. Syn Morfeusza, padł na ziemię. Olgierd, słyszysz mnie? Słuchaj mam plan. – zabrzmiał głos w jego głowie Od razu kilku herosów podbiegło pytając, czy nic mu nie jest.
- To Seth. Mówi, że nie ma zamiaru dać się zaszufladkować ojcu i jeśli chcemy, jest w stanie przetransportować dwie osoby do Hadesu. Może damy radę uwolnić Sophie. – powiedział heros.
Córka Apolla natychmiast się ożywiła.
- Seth?! Seth, słyszysz mnie? - wrzasnęła do ucha Olgierda.
Herosowi wydawało się, że mu bębenki pękły od tego pisku. Złapał się za ucho. Teraz wszyscy zaczęli się zastanawiać, kto pójdzie do Hadesu. Ostatecznie poszły Lana i Adrianna.
- Chodźcie, musimy znaleźć jakieś wygodniejsze miejsce i pomyśleć co zrobić z tym szefuńciem. – powiedziała liderka grupy.
Szli w całkowitej ciszy, nikt nie miał zamiaru się odzywać. Za dużo się wydarzyło w tym czasie. Doszli do rozwidlenia dróg. Blanca poszła w prawo, a reszta w lewo. Tunel którym szli, emitował jakąś dziwną, nieznaną moc. Moc miała w sobie coś przyciągającego. Im głębiej szli, tym owa potęga stawała się silniejsza. Szli coraz dalej, aż zaczęło się im wydawać, że coś zaczęło piszczeć i że zaczęli oddychać ową tajemniczą siłą. Podróż pewnie trwałaby długo, lecz okazało się, że to zasadzka. Potworów było około 21, a herosów 3. Czyli siedem potworów na herosa, trochę mało, jak dla mnie pomyślał. Lecz jednak potwory były dużo lepsze niż się spodziewał. Stwory szybko go otoczyły, więc musiał bronić się jednocześnie z kilku stron, i przez to nie mógł wykonać żadnego kontrataku. Raz stwory atakowały z prawej, raz z lewej, raz od frontu, ale najczęściej z kilku stron naraz. Dobrze, że jestem wygimnastykowany – pomyślał. Dookoła herosa nie było żadnego stalagnatu, żadnej skalnej półki, ściany, ani nic, czym mógłby sobie dopomóc do walki. Musiał korzystać tylko i wyłącznie ze swoich umiejętności. Moce, czemu o nich zapomniałem pomyślał. Przyzwał sobie pięć zmiennokształtnych stworów. Jego magiczni sojusznicy doskonale wykonały swoje zadanie. Po kilku chwilach od przyzwania nie było już żadnych wrogów. W tej chwili zmaterializował się przed nimi Hades. Tym razem spotkanie trwało nadzwyczaj szybko. Herosi nie zdążyli się odezwać, gdy już zostali przeniesieni do Obozu Herosów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anonim97 dnia Nie 22:11, 05 Lut 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike126
Kryzys Tantala
Kryzys Tantala



Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 540
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olimp
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 17:35, 06 Lut 2012    Temat postu:

Gyd Lira odzyskała przytomność, zobaczyła pochylającą się nad nią twarz Lany. Dziewczyna opatrzyła ją i dała napić się nektaru. Córka Hekate była zaskoczona, że się nią zajmuje, ale odniosła przecież dość duże obrażenia. Gdy heroska skończyła i odeszła w stronę Sophie, Lira wstała, ostrożnie przenosząc ciężar ciała na lewe biodro.
Może ją polubię, pomyślała.
W tej samej chwili usłyszała jednak cichą uwagę Lany.
Albo nie.
Dziewczyna ruszyła po pokładzie, szukając swojego drugiego sztyletu. Po kilku minutach znalazła go blisko steru. Podeszła do grupki, a wtedy wokół nich zmaterializowały się znikąd bezcielesne upiory. Córka Hekate poczuła zimno, gdy na jej rękach zwinęły się ciężkie sznury okrętowe. Wtedy znikąd pojawił się Hades i zaczął wygłaszać długą, ironiczną przemowę.
Wydarzenia następowały po sobie tak szybko, że ledwie nadążała. Zanim się spostrzegła, stała na okręcie sama z Blancą, Olgierdem i Percem. Dobry zespół, chociaż trochę mały. Jej nastrój bynajmniej się nie poprawił, gdy napotkali dwa tunele. Córka Ateny zdecydowała się iść samodzielnie. Wkraczając do drugiego tunelu, Lira obejrzała się za siebie. Coś jej mówiło, że czeka ich niełatwa droga.
I rzeczywiśćie, zaraz potem natrafili na potwory. Oczywiście przewyższały ich liczebnie. Dziewczyna nie mogła za bardzo skakać ze względy na niedawną kontuzję, ale wymyśliła sprytny plan. W tunelu było dużo cienia, więc podczas ataku cofnęła się, przemieszczając się poprzez ciemność tuż za kark atakującego stwora. Jeden szybki ruch ręki ze sztyletem i po sprawie.
Podróż cieniem była męcząca, ale dzięki temu córka Hekate zdołała z zaskoczenia wytępić swoją grupę potworów. Gdy chłopcy również skończyli wyżywać się nad biednymi bestiami, prawie usiadła. Musiała wyjąć z plecaka cukierka ambrozjowego, by mieć jeszcze siłę.
Przed nimi znów pojawił się Pan Podziemia. Dziewczyna poderwała się szybko na nogi, w nadziei, że nie zauważył jej wycieńczenia, ale on tylko uśmiechnął się ironicznie i skinął ręką. Heroska poczuła charakterystyczne uczucie i po chwili stała razem z innymi w Obozie Herosów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blanca
Muza/Maniaczka Klat



Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 1477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Maków
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Sob 13:08, 11 Lut 2012    Temat postu:

LANA:

Lana już z Porsche zobaczyła, że sytuacja nie wyglądała najlepiej.
- Jak widzicie Rezus ma jakiegoś syna Posejdona. stworzył z jeziora i strumienia ścianę nie do przejścia, nie mam pojęcia jak to się utrzymuje tak długo.- powiedział Nico
Rezus zajął część wschodnią obozu. Lana ujrzała wielką armię potworów, stacjonującą w tej części obozu. Było ich bardzo dużo, wyglądali jak armia nie do pokonania.
- Nie rozumiem na co czeka Rezus?
- Najprawdopodobniej nie wie jak odzyskać całość swojej boskiej mocy. Jest przecież synem tytana i boga, porwał Chejrona i Rachel i próbuje coś z nich wyciągnąć. Poinformowałem Percy'ego Jacksona i Annabeth, ale nie dadzą rady tu dotrzeć by pomóc. Naszej grupie przewodzi Clarisse. Panie Apollo, umiałby nas Pan wysadzić przy zbrojowni?
- Jasna sprawa dzieciaki.
Apollo skierował swój samochód ku dołowi i chwilę później samochód stał zaparkowany między Areną i Zbrojownią. Z Areny zaczęli wychodzić herosi, było ich całkiem sporo, około 40. Nigdzie nie było widać Blanki i reszty. Clarisse wyszła z szeregu, skłoniła się Apollowi, miała niezbyt ładną, wciąż krwawiącą ranę na czole. Lana zbliżyła się i rana od razu zniknęła.
- Nie potrzebowałam twojej pomocy- warknęła.
Lana wzruszyła ramionami.
- Mogło wdać się zakażenie, a wydaje mi się, że potrzebujemy jak najwięcej herosów.
- Właśnie potrzebujemy herosów, możesz mi powiedzieć gdzie podziewa się reszta waszej bandy. Gdzie mój braciszek Chris? Mam ochotę zmiażdżyć go za przyprowadzenie tego typa do obozu.
Lana nie sądziła by Clarisse i Chrisa łączyły kiedykolwiek jakieś więzi, jednak gdy poinformowała wszystkich o jego śmierci rozległ się cichy jęk. Nikt może nie kochał jakoś zbytnio syna Aresa, jednak wszyscy musieli przyznać, że jego pomoc w walce bardzo by się teraz przydała.
- Z tego co wiem oni zostali w...
W tym momencie zmaterializowali się przed nimi, zmęczeni, brudni i głodni herosi. Adrianna pierwsza spostrzegła braki.
- Gdzie Blanka?- zapytała
- Rozdzieliliśmy się, właściwie nie mam pojęcia jak się tu znaleźliśmy, ale śmierdzi mi tu Hadesem.
Lanie przeszło przez głowę mnóstwo obelg pod adresem pana podziemi. Apollo jednak przerwał jej rozmyślania z szerokim uśmiechem.
- Myślę, że za niedługo zmienisz zdanie o Panu Umarłych.
No cóż najwyraźniej trwał dzień pojawiania się znikąd. Blanka zmaterializowała się przed grupą, a obok niej... Wszyscy wyrazili swoje zaskoczenie. Jack był dość znaną postacią w obozie, nadzwyczaj magicznie uzdolniony, nieziemsko przystojny no i kompletnie martwy. A jednak stał tutaj i patrzył z radością na rozdziawioną paszczę Lany. Para przywitała się dosyć... dosyć kontaktowo. No cóż nie codziennie umarły chłopak, wraca do krainy żywych prawda?
- Ale, ale jak?- zapytała Lana gdy tylko miała wolne usta
- Nie mamy teraz na to czasu- odrzekła Blanka- wiem jak pokonać Rezusa, musimy zrobić naradę.
Herosi weszli z powrotem na Arenę. Razem z nimi władował się Apollo. Lana spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Rezus wypowiedział mi wojnę gdy uwięził moją wyrocznię, duch Delf jest w niebezpieczeństwie, będę uczestniczyć w naradzie.

BLANCA:

Gdy razem z Jackiem zmaterializowali się w Obozie, lekko ją przytkało. Wszystko wyglądało… inaczej. Podczas ich nieobecności to miejsce zmieniło się w pobojowisko. Domki wyglądały, jakby napadły je stada potworów. Pierwsze co zrobił Jack było oczywiście przywitanie się z Laną. Przyglądała się temu z lekką zazdrością, tupiąc ze zirytowania nogą. Nie mieli czasu. W trakcie walki z właścicielem wszystkie odpowiedzi nagle się pojawiły. Jakby z każdą raną mu zadaną cząstka wiadomości wchodziła do jej umysłu i pozostawała tam na długo. Wiedziała po co są te elementy, mniej więcej wiedziała jak ich użyć. Bardzo przydałaby im się w tym momencie pomoc i wiedza Chejrona. Zastanawiała się, jak szybko daliby radę odbić centaura z rąk Rezusa. Jednak zbyt mała liczba możliwości i niewielkie zasoby w postaci herosów raczej nie sprzyjały akcji takiej jak ta.
Gdy Lana zapytała ją, skąd wzięła Jacka odpowiedziała tylko:
- Nie mamy teraz na to czasu. Wiem jak pokonać Rezusa, musimy zrobić naradę.
Kazała swoim ‘podopiecznym’ rozejść się i zgromadzić grupowych domków, a sama udała się do Wielkiego Domu. Rozłożyła mapę Obozu na stole i czekając na innych przyglądała się sytuacji. Rezus całkiem przemyślnie wybrał miejsce na swoją bazę - Północny Las. Było tam całkiem sporo małych stworzeń, od których mógł czerpać energię.
- Jest źle, bardzo źle, ale jeśli… - mamrotała ciągle, jeżdżąc palcem po mapie, co jakiś czas zaznaczając ołówkiem miejsca i linie ataku. Gdy w końcu wszyscy się zebrali, spojrzała na nich. Wyglądała, jakby była z deka obłąkana, ale wszyscy już wiedzieli. Miała plan, który musiała dokładnie przeanalizować. Oprócz ludzi z jej misji, którzy w większości również reprezentowali swoje domki zauważyła kilka ponurych postaci w tym Clarisse. Chyba nie była zbyt szczęśliwa śmiercią swojego brata.
- Posłuchajcie mnie. Nie było nas dosyć długo, dlatego możemy nie wiedzieć dokładnie jak to wszystko wygląda. Czy ktoś z was w ogóle ma pojęcie gdzie jest przetrzymywany Chejron? Bo tak naprawdę to jego nam najbardziej potrzeba. Myślę, że dzięki temu że Rachel jest Wyrocznią Apollo będzie miał większe szanse ją znaleźć - spojrzała na boga, który kiwnął głową i zniknął. O proszę, jaki szybki do działania…
- Co do nas… Wciąż nie wiem kogo wysłać po Chejrona. Tu wydaje mi się, że najbardziej spiszą się dzieci Demeter, bo znają tamte tereny a ich zdolności mogą im w tym pomóc. Adrianno, mogę na was liczyć? - spojrzała w kierunku przyjaciółki, która kiwnęła głową. Wszyscy byli gotowi chronić swojego opiekuna Obozu za wszelką cenę.
- W razie czego wołajcie o pomoc, doślemy kogoś.
Spojrzała znów na mapę. Powinni zająć linię frontu między Zbrojownią a Pawilonem Jadalnym. Odstępy nie mogły być większe niż dwa metry między każdym z walczących. Wyliczyła wszystkie dane i spisała je na mapie.
- Słuchajcie, chcę żeby domek Apolla i Hermesa dzięki swoim możliwościom latania był tu - wskazała położenie domków. Byli idealni do odpierania ataków z góry. Każdemu domkowi starała się przydzielać zadania w jakich czuł się najlepiej. Domek Hefajstosa miał zadbać o stałe dostarczanie oręża i zbroi, Apollo oprócz obrony zajęty był leczeniem. Sama Blanca sprawdziła stan swoich lekarstw. Jeśli walka nie będzie zbyt ciężka, będzie mogła im pomóc. Atena, Ares i Wielka Trójca stanęły pośrodku, by móc rozpocząć atak podobny do ataku falangi. Blanca jednak zmieniła formę pierwszego ataku, który miał zacząć się dzięki zdolnościom Perca. Clarisse przypomniała jej o bokach, gdzie jeszcze nikogo nie było. Tam porozstawiały resztę - na lewo były domki Afrodyty i Dionizosa, na prawej reszta. Zagryzła wargę. Brakowało ostatecznego elementu.
- Taktykę mamy, ustawienia wszystkie też, pozostała jedna rzecz. Podczas misji zdobyliśmy przedmioty, które pomogą nam pokonać Rezusa. Gdy się rozdzieliliśmy, miałam okazję walczyć z właścicielem dyskoteki, pamiętacie go? Zesłał nas do labiryntu. - po Sali rozszedł się cichy pomruk.
- Z każdą raną jaką mu zadałam w głowie świtał mi plan, jakby od zabicia go zależało, czy będziemy w stanie ich użyć. Teraz wiem, co należy robić. Musimy te przedmioty połączyć w jedno. Trzeba je złożyć u stóp Wyroczni, której jednak nie ma. Oby Apollo zdążył ją jak najszybciej tu sprowadzić. Bez niej nie może się to zacząć, bo to ona ma wskazać cechy osoby, która przyjmie na siebie te rzeczy. Ogólnym ich działaniem jest wzmocnienie siły witalnej, poprawa koncentracji, szybkość i te sprawy. Coś jakby ulepszenie wszystkiego, czego potraficie. Tylko potrzebujemy odpowiedniej do tego osoby, dlatego pytam się was. Czy jest ktoś chętny stanąć twarzą w twarz z Rezusem?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Blanca dnia Sob 13:11, 11 Lut 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Przypalona Ambrozja
Przypalona Ambrozja



Dołączył: 21 Cze 2011
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lubelskie

PostWysłany: Nie 20:43, 19 Lut 2012    Temat postu:

Brian siedział na krzesełku w głębi sali podczas narady, i pluł sobie w brodę. Oczywiście, czysto metaforycznie. Bo chyba jedynie w ten sposób jest to możliwe.
Podążał za grupą przez cały czas, od chwili kiedy do niej dołączył. Jednak zawsze na początku każdej bitwy natychmiast zajmował się nim jakiś wyjątkowo ohydny stwór, przyprawiając o omdlenie, a w efekcie, o kompletny ból głowy i dziesiątkę guzów na głowie.
Kiedy rozległo się pytanie, o stanięcie twarzą w twarz z Rezusem, zapadła głucha cisza.
Jokehorn oczywiście się do tego nie palił. Ostatnio każda próba bohaterstwa przyprawiała go o solidny i długotrwały ból głowy, co nie było przyjemne. Gdyby miał ich piętnaście, może jakoś by to wytrzymał. Ale łepetynę miał tylko jedną.
Wstał jednak. Gdy wszystkie strony zwróciły się w jego stronę, on zaczerwienił się i zamachał w stronę drzwi, wyjmując grzebień z kieszeni.
- Ja tam... ee... pójdę sobie już polatać.
Kiedy wszyscy nadal się w niego wgapiali, zaczął jąkać się dalej:
- N-nie, żebym nie był ch-chętny, a-ale... no... ee... tam...ten...no... to chyba jednak usiądę. Jeszcze znowu coś rzuci mną o ścianę.
Usiadł niepewnie, chowając grzebień do kieszeni.
Kiedy twarze powoli zaczęły się od niego odwracać, odetchnął z ulgą, ale nadal każdy z jego mięśni był napięty jak struna. Rozluźnił się dopiero wtedy, kiedy ostatnia twarz znów zaczęła wpatrywać się w dziewczynę, która wcześniej zaproponowała walkę "twarz o twarz" z Rezusem.
Nie wątpił w swoje umiejętności szermierki. Myślał nawet, że szło mu to całkiem nieźle, ale niestety pech prześladował go bezustannie.
W końcu, całkowicie zrezygnowany, zaczął powoli zjeżdżać na krześle, aż w końcu twarz była na poziomie rąk, opartych na podłokietniki. Z całej postaci wystawał tylko czerwony ze wstydu nos.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nereida
Serce Oceanu
Serce Oceanu



Dołączył: 24 Sie 2010
Posty: 501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ocean
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 20:20, 20 Lut 2012    Temat postu:

Blanca wszystko sprawnie podzieliła. Obmyśliła plan walki. Ustawiła dzieci poszczególnych bogów w różnych miejscach. W końcu była córką bogini mądrości – Ateny, takie rzeczy ma we krwi. Gdy padło pytanie na temat walki z Rezusem, to chyba od razu było oczywiste, że Herejza tego nie zrobi. Była zbyt słaba. Ostatnimi czasy bardzo opuściła się w walce i w używaniu mocy. Sam fakt, że jeszcze żyła był imponujący. Nawet gdybym miała zrobić coś konkretnego musiałabym zbliżyć się do wody… zaciągnąć go w pobliże jeziora…
Po pytaniu Blancy zapadła cisza. Dziwne, ale nikt chyżo nie rwał się do stracenia kończyn lub innych części ciała…
Nagle wszyscy spojrzeli w kierunku chłopaka, który siedział na krześle, ukryty gdzieś w głębi sali.
Herejza w sumie nawet go nie znała, a przynajmniej nie rozmawiała z nim. Chwila… jak on miał na imię? Brandon, Brez, Brian? Coś takiego. Spojrzeli na niego, a on wyrazie spięty zarumienił się i zaczął jąkać. No to już chyba znamy odpowiedź…
Nawet gdyby córka Posejdona chciała walczyć, była pewna, że skończy się to porażką. Przy poprzednich walkach z potworami zawsze kończyło się coś nie tak. Czy miała jakąś część ciała, która nie została uszkodzona? Oczywiście, że nie. Przywoływanie wody szło jej coraz gorzej, tak samo walka szpadą. Martwiła się co będzie gdy zacznie się walka z Rezusem.
Dziewczyna wpadła w lekki trans. Jedna z koleżanek zauważyła to i od razu ją tknęła pytając się co jest?
- Wszystko dobrze, zamyśliłam się…
Można powiedzieć, że coraz bardziej pogłębiała się w pesymizmie. Chciała tylko aby wszyscy wyszli z tego żywi i nie poszli w ślady Chrisa.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nereida dnia Pon 20:21, 20 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anonim97
Strażnik Obozu
<b>Strażnik Obozu</b>



Dołączył: 30 Gru 2010
Posty: 337
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Percy

PostWysłany: Pon 21:24, 20 Lut 2012    Temat postu:

Znaleźli się w obozie, który wyglądał jak po przejściu tornada. Wszystko było poniszczone, a kilka domków zostało bardzo mocno zniszczonych. Znajdowali się na arenie, a konkretnie między znajomymi herosami. Olgierd nie zdążył złapać powietrza po teleportacji, gdy już nadeszło pytanie:
- Gdzie Blanka? - zapytała się Adrianna.
- Rozdzieliliśmy się, właściwie nie mam pojęcia jak się tu znaleźliśmy, ale śmierdzi mi tu Hadesem. - odpowiedział Olgierd
W tym momencie usłyszał wypowiedź kogoś, kogo nie słyszał nigdy. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że kawałek dalej stał Apollo opierając się o swoje słoneczne Porshe. Tuż obok syna Morfeusza zmaterializowała się kolejna grupa herosów, w skład której wchodziła Blanca i jakiś chłopak którego nie kojarzył, ale był pewien, że kiedyś o nim słyszał. Kiedy Lana pocałowała owego chłopaka, już wiedział kto to był. Był to niejaki Jack syn Hekate. Kilku herosów, w tym Olgierd, zgodnie z radą córki Ateny poszli na naradę wojenną. Apollo też poszedł z nimi. Blanca przedstawiała im swój plan. Na ratunek Chejronowi, miały pójść dzieci Demeter. Blanca dalej kontynuowała swoją przemowę. Mówiła o przedmiotach, o właścicielu dykoteki, o Rachel i o odpowiedniej osobie. W końcu padło pytanie:
- Czy jest ktoś chętny stanąć twarzą w twarz z Rezusem? - zapytała córka Ateny.
To pytanie bardzo zaciekawiło syna Morfeusza. Pozwalało to na dokonanie zemsty, za śmierć Chrisa i wielu innych herosów, za Chejrona i także za Obóz Herosów. Przysparzało to wiele możliwości, ale mogło też przynieść najgorszą z nich: śmierć. Olgierd musiał się porządnie zastanowić. Postanowił zabrać głos.
- Moim zdaniem powinna pójść najbardziej doświadczona osoba, żeby miała największe szanse... - zdążył się ugryźć w język zanim powiedział "przeżycia" - ...wygranej. Zanim jednak wybierzemy tą osobę, Blanco, chciałbym dorzucić kilka "ale" do Twojego planu, jeśli nie masz nic przeciwko. - spojrzał na Blancę, która nakazywała mu kontynuować - Otóż, prawa flanka jest za słaba. Znajduje się tam sporo niedoświadczonych herosów. Ja i kilku innych nie damy rady jej bronić. Czy mogłoby do nas dołączyć kilka dzieci Aresa i może jeszcze Ateny?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anonim97 dnia Czw 20:04, 05 Kwi 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Forumowe RPG 2 / RPG Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 7 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin