Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Ukochana osoba (Annie vs coolness)

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Pojedynki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
coolness
Nawiedzona Romantyczka



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 20:03, 21 Lip 2010    Temat postu: Ukochana osoba (Annie vs coolness)

(Na razie wstawiam jeden pojedynek, resztę postaram się ogarnąć jutro...)

Pojedynkują się: coolness, Annie
Pojedynek a la twórczość własna.
Temat: Ukochana osoba
Tytuł: dowolny
Długość: 1-3 stron, TNR12
Co ma się pojawić:
- zakochany mężczyzna (w kobiecie bądź mężczyźnie)
- narracja pierwszoosobowa
- zdjęcie bądź list
Czego ma nie być:
- szczęśliwego zakończenia
Beta: Niet. Podziękują.
Termin: 12 lipca


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coolness
Nawiedzona Romantyczka



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 20:07, 21 Lip 2010    Temat postu:

Tekst A

A/N: Osobom, które nie tolerują slashy, odradzam czytanie tego tekstu....

SENNE MARZENIA I PARĘ WSPOMNIEŃ

1.
Wszystko zaczęło się, kiedy się zakochałem, a skończyło, kiedy powiedziałem: „kocham cię”.

2.
Poznałem Jamesa zupełnie przypadkiem. I na Boga! Nie żałuję tego. Te chwile, które z nim spędziłem, należą do jednych z najszczęśliwszych w moim życiu.
James Anderson, dwudziestopięcioletni początkujący prawnik już z paroma sukcesami na koncie, został zatrudniony przez mojego szefa. Miał udowodnić, że popełniono błąd w księgowości i znaleźć tego sprawcę.
Zmierzałem w stronę gabinetu Henry’ego Pettersona, czy też inaczej: mojego szefa, niosąc gorącą kawę dla niego. Do obowiązków asystenta, moim obowiązków, należało przynoszenie szefowi tego, czego sobie zażyczył. Tego dnia akurat kawy. Anderson, brązowooki brunet, szedł również w tamtą stronę, trzymając w ręku białą teczkę, która pięć minut później już nie była taka biała. Krótko mówiąc: wpadłem i przewróciłem się na niego, a kawa, którą niosłem, wylała się i na młodego prawnika, i na białą teczkę, która po chwili była już biało-brązowa, reasumując: niezbyt piękna, ale ciekawa. Wspomniałem już może, że jestem artystą? Wszystkie nietypowe rzeczy, połączenia, czy też ludzie mnie pociągają. Nietypowy też był James Anderson.
Wstał, wyciągnął do mnie pomocną dłoń i nie był wściekły. Dziwne, zważywszy na to, że zniszczyłem mu teczkę i umorusałem marynarkę.
— James Anderson, prawnik z wyboru — przedstawił się w dość nietypowy sposób i uśmiechnął się do mnie.
— Anthony Jone, asystent przez głupotę — odpowiedziałem, niejako go naśladując.
Wtedy uśmiechnął się po raz drugi.
Czasami myślę, że to ten uśmiech pokochałem w nim najpierw. Dopiero później jego samego.

3.
James Anderson kłócił się non stop z szefem całej korporacji, z moim szefem i jego także, choć tymczasowo. A Henry, co niebywałe, mu na to pozwalał. I kazał przynosić im obu kawę, co też zawsze czyniłem. Prawnik zawsze uśmiechał się do mnie uroczo i patrzył na mnie porozumiewawczo, kiedy podawałem mu napój. Irytujący zwyczaj.
Pewnego razu nie wytrzymałem, kiedy wychodził, podążyłem za nim, Petterson o dziwo nie zwrócił na to uwagi, najwyraźniej zajęty wgapianiem się w ekran komputera (podejrzewałem, że wydali nową grę „Harry’ego Pottera”; Henry dziecinniał wraz z biegiem lat).
— Musisz to zawsze robić? — spytałem Andersona, kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz budynku.
— Co muszę? — odpowiedział pytaniem na pytanie.
— No, gapić się na mnie tak dziwnie, kiedy podaję ci kawę! — wybuchnąłem. Mówiłem już, że elokwencją nie grzeszę?
Uśmiechnął się i wzruszając ramionami najzwyczajniej w świecie odrzekł:
— Muszę.
— A mógłbyś przestać? — Nie poddawałem się.
— A co mi za to dasz? — Na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmiech.
— Misia i całusa — burknąłem pół żartem, pół serio.
— Za pierwsze podziękuję, a drugie… czemu by nie? — Wzruszył ramionami.
I tak to wszystko się zaczęło.
Przycisnął mnie do ściany najbliższego budynku. Ledwo zarejestrowałem, iż jest chłodna i że ulica w pobliżu jest pusta, na szczęście, ale pewnie nie zwróciłbym nawet uwagi na ludzi, jeśli by ci przechodzili koło nas. Anderson był zbyt blisko, czułem, ba, chłonąłem jego zapach. Kiedy nachylił się nade mną, zapytałem, a raczej wydukałem:
— C-Co robisz?
— Odbieram swoją nagrodę. — I pocałował mnie.
Nie żeby nikt wcześniej mnie nie całował, ale James był w tym mistrzem. Potrafił mnie nakłonić do zachowywania się jak nastolatek, w którym szaleją hormony. A przecież byłem co najmniej pięć lat starszy od Jamesa.
Myślałem, że doprowadzi mnie do szaleństwa jednym pocałunkiem, ale wtedy się odsunął. Przysunąłem się do niego bliżej, chcąc czerpać przyjemność z jego dotyku, ale się mnie lekko odepchnął.
— Nie tutaj, nie dzisiaj — powiedział. — Już nie będę się na ciebie gapił, kiedy będziesz przynosił kawę — rzucił na odchodnym z łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy.
A ja zostałem sam na środku ulicy. Trzydziestoletni nastolatek z burzą hormonów podniecony do granic możliwości.

4.
Anderson dotrzymał obietnicy. Przestał się na mnie gapić, kiedy przynosiłem kawę. I zaczął mnie ignorować. Irytujący facet, nieprawdaż?
Przez tydzień nie odezwał się do mnie, ani jednym słowem. Kiedyś zapytałem go dlaczego tak robił, odpowiedział, że tak było dużo zabawniej.
James był naprawdę dziwny. I przez to taki uroczy.

5.
Kiedy Anderson skończył pracować dla mojego szefa, zaprosił mnie na kolację. Tego samego wieczoru, czy też bardziej już nocy, przestał być dla mnie Jamesem Andersonem, a stał się moim Jimmym.
Kolację zjedliśmy maleńkiej restauracji na rogu Abbey Road. Nic nadzwyczajnego, nieprawdaż?
Trochę wypiliśmy, choć trochę to spore niedopowiedzenie, wypiliśmy naprawdę dużo. Wina, czerwonego, z dobrego rocznika.
Skończyło się na tym, że wylądowaliśmy u niego w mieszkaniu. Zbyt pijani by myśleć, zbyt mało upici by nie pamiętać nad ranem tego, co zrobiliśmy.
Rano obudziłem się wtulony w jego pierś.
— Jimmy… — wyszeptałem, kiedy wstawał.
— Jamie — poprawił mnie natychmiast. Ale dla mnie i tak pozostał Jimmym.

6.
Tak naprawdę nie wiem, w którym dokładnie momencie go pokochałem. Wiem, że nie od razu, ale i tak szybko. Ale nie wiem dokładnie kiedy. Po prostu zacząłem z nim spędzać więcej czasu, myśleć o nim i uśmiechać się na każdą myśl o nim. To właśnie była miłość. I to właśnie wtedy zaczął się początek końca.

7.
Kochałem spacery w nocy, kiedy nikt nas nie widział. Kochałem czułe muśnięcia warg, kiedy byliśmy tylko my. Kochałem przelotne łapanie się za ręce, kiedy szliśmy koło siebie i nikt tego nie zauważał. Kochałem noce, które spędzaliśmy razem, kiedy czas się dla nas zatrzymywał.
Kochałem Jamesa Andersona, mojego Jimmy’ego.

8.
Ale wszystko, co dobre kiedyś się kończy. Ale czasu nie można cofnąć. Niestety.

9.
Nowy Rok nadszedł szybko. Sylwester spędziliśmy razem, pijąc szampana u niego w domu i coraz wymieniając uśmiechy i przelotne spojrzenia.
Naprawdę nie zauważyłem, kiedy minęły te wszystkie dni i noce spędzone razem. Byliśmy ze sobą już cztery miesiące. Nie można jednak powiedzieć, że ze sobą chodziliśmy, czy tworzyliśmy związek. Bo tak nie było. My po prostu byliśmy razem, kiedy nikt nas nie widział.
Piliśmy szampana powoli i milczeliśmy, zamyśleni, a w tle grała muzyka. Jak przez mgłę przypominam sobie, że było „Can You Feel The Love Tonight?” Johna Eltona. Być może to przez tę piosenkę wydarzyło się to, co się wydarzyło.
Kiedy wybiła dwunasta i na niebie pojawiły się fajerwerki, a my stuknęliśmy się kieliszkami, wyszeptałem:
— Kocham cię.
I go pocałowałem.
Poczułem, jak zamarł. Tyle, że nie wiedziałem, że to już jest koniec.
Rano obudziłem się zupełnie sam, miejsce koło mnie było już chłodne, Jimmy’ego nigdzie nie było, jego rzeczy także brakowało.
Na stole, w kuchni leżała tylko kartka. List.

Wyjechałem. Nie szukaj mnie. Moja rodzina, by Cię nie zaakceptowała.
Jamie


Pamiętam, jak wtedy pomyślałem, że on mnie wykorzystał, skrzywdził i zostawił. I, że to wszystko wina tej piosenki. Bo gdyby nie ona pewnie nigdy bym mu tego nie wyznał i bylibyśmy razem. Myślałem wtedy, że on mnie nigdy nie kochał i, że wszystko, co robił byłem kłamstwem. Czytałem ten list wiele razy, mimo że znałem go dosłownie na pamięć. Chciałem płakać, krzyczeć i być wściekłym na Jimmy’ego. Ale nie mogłem. Bo coś do mnie dotarło. On się po prostu bał i dlatego uciekł. Bał się, że jego rodzina nie zaakceptuje naszego związku. Najwyraźniej jego rodzice nie byli tolerancyjni. A on nie chciał tracić z nimi kontaktu przeze mnie, nie wiedząc nawet, czy ma pewność, że zawsze będę przy nim. Bo przecież nawet gdybym mu to obiecał, mogłem złamać dane słowo. Najmniejsza wątpliwość spowodowała, że wolał mieć rodzinę niż być ze mną niewiadomo czy na zawsze. Później i tak się wściekłem. Jimmy odszedł dopiero, kiedy powiedziałem, że go kocham. Najwyraźniej myślał, że kiedyś to się skończy, a on wróci do rodziny, jako grzeczny synek. Przypomniałem sobie wtedy, jak unikał dotyku, pocałunków, tego wszystkiego, kiedy nie byliśmy sami. On się bał, że to wszystko się wyda, że jego rodzice i tak dowiedzą się o tym wszystkim przypadkiem.
Nienawidziłem go za to. I równocześnie kochałem cały czas.

10.
Kocham Jamesa nadal. Mimo tego chciałbym mu przywalić i zapytać:
— Co ty sobie myślałeś, Jimmy?
Ale nigdy nie miałem ku temu już okazji.
Kiedy zniknął przekonałem się, jak mało o nim wiem. Wciąż go szukam. Tyle, że wiem o nim jedynie to, że nazywa się James Anderson i jest prawnikiem oraz masę nieistotnych szczegółów — jakie wino lubi, kiedy złamał nos, że był najniższy w klasie… nic więcej. Ale takie informacje nie wystarczają. Nie mogę go znaleźć. Ale i tak go szukam. Gorąco wierzę w to, że kiedyś go jeszcze zobaczę, choć ostatni raz. Choć pewnie to mało możliwe. Ale nie niemożliwe, prawda?

11.
W moich snach James Anderson wciąż jest ze mną. Całuje mnie i trzyma za rękę nawet wtedy, kiedy nie jesteśmy sami. Jesteśmy szczęśliwi. Razem.
To wszystko, co mi po nim pozostało. Senne marzenia. I parę wspomnień.

KONIEC


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coolness
Nawiedzona Romantyczka



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 20:10, 21 Lip 2010    Temat postu:

Tekst B

Thomas Cameron przez całe swoje życie był pewien, że historie takie jak ta zdarzają się tylko w bajkach. Dzielny szewczyk Dratewka może zasłużyć na miłość królewny, Bella może zakochać się w Bestii i tak dalej. Bo bajki nie muszą trzymać się twardych reguł rzeczywistości. W normalnym świecie to jest po prostu niemożliwe, czego nie mogą zrozumieć scenarzyści hollywoodzkich komedii. Weźmy taki „Notting Hill” - szansa, że wzięta aktorka zainteresuje się kimś przeciętnym jest praktycznie zerowa.
Cameron przekonał się jednak, że wyjątek zawsze potwierdza regułę...

CZERWIEC
- Restauracja Avalon, w czym mogę pomóc?
Thomas odbierał właśnie milionowy telefon tego dnia. Mogłoby się wydawać, że cały Boston zamierza spędzić ten wieczór w ich knajpce i koniecznie chce zarezerwować najlepsze miejsce.
- Przykro mi, proszę pani, na dzisiejszy wieczór nie mamy już wolnych stolików - powiedział najuprzejmiej, jak potrafił. - Ale możemy dokonać rezerwacji na jutro.
- Bardzo mi zależy na tej kolacji. Na pewno nie da się nic zrobić?
Jego rozmówczyni była bardzo miła. Sądząc po głosie, miała nie więcej niż trzydzieści lat. Przedstawiła się jako Katherine Derry. Nazwisko wydawało się Thomasowi znajome, ale nie mógł sobie przypomnieć, skąd je kojarzy.
- Widzi pan, jestem agentką Anny Wilbury. Na dzisiejszy wieczór wybrała właśnie państwa restaurację i z pewnością będzie niepocieszona.
Thomasowi mocniej zabiło serce. Anna Wilbury? TA Anna Wilbury, najbardziej rozchwytywana aktorka sezonu i ulubienica krytyków? Takiej okazji nie mogli przepuścić!
- Myślę, pani Derry, że znajdziemy rozwiązanie. Czy godzina dwudziesta paniom odpowiada?
- Oczywiście. - W głosie Katherine słychać było zadowolenie. Nie potrafiła zrezygnować, dopóki nie osiągnęła celu - w tym wypadku stolika w Avalonie. - Bardzo panu dziękuję, do widzenia!
***
Mimo że Anna Wilbury weszła do restauracji w ciemnych okularach i kapeluszu z ogromnym rondem, Thomas natychmiast ją rozpoznał - może dlatego, że czekał na nią cały dzień. Nigdy jeszcze żadna gwiazda nie gościła w jego restauracji.
Thomas zaprowadził obie panie do elegancko nakrytego stolika, ustawionego nieco z boku. Osłonięty był donicą z jakimiś egzotycznymi kwiatami, których nazwy Thomas nigdy nie mógł zapamiętać.
- Piękna kompozycja. - Anna od razu zwróciła na nią uwagę.
- Dziękuję pani. Powtórzę szefowej, na pewno bardzo się ucieszy.
Rozłożył przed nimi menu, podczas gdy Anna zdjęła kapelusz i okulary. Była bardzo piękną kobietą - miała duże szare oczy i burzę jasnych loków opadających jej na ramiona. Ciągle się śmiała - a uśmiech miała cudowny.
Thomas stwierdził obiektywnie, że Anna Wilbury w każdym calu wygląda jak gwiazda. Gdyby nie to, że wiedział, że to bez sensu, może nawet by się zakochał. Ale Anna była poza jego zasięgiem, więc nie zastanawiał się nad jej urodą, tylko zamówieniem.
***
Zupełnie nie zauważył, kiedy wybiła północ. Obie panie plotkowały w najlepsze, popijając mojito i pogryzając czekoladowe muffinki. Restauracja była co prawda otwarta tylko do dwudziestej trzeciej, ale Thomas nie miał wcale ochoty ich wyprosić.
Anna spojrzała na zegarek i zerwała się.
- Mój Boże! Przecież pan powinien skończyć pracę godzinę temu! Katherine, zbieramy się. Bardzo, bardzo pana przepraszam.
- Ależ nie ma za co. Jeżeli gościom nie spieszy się do wyjścia, to chyba znaczy, że dobrze im się u nas siedzi. - Uśmiechnął się.
- Wręcz fantastycznie. Z prawdziwą przyjemnością przyjdę tu jeszcze kiedyś. Dobranoc!
***
Jak się okazało, „kiedyś” nadeszło bardzo szybko, bo już trzy dni później. Tym razem sama Anna zadzwoniła, by zarezerwować stolik na lunch, i wyraźnie zażyczyła sobie, by to Thomas ją obsługiwał. Nawet nie próbował udawać, że go to nie ucieszyło. Dodatkową motywacją była premia za reklamę restauracji - kiedy rozeszła się wieść, że w Avalonie bywa Anna Wilbury, rezerwacji trzeba było dokonywać z dwutygodniowym wyprzedzeniem.
To wszystko sprawiło, że Thomas z radością czekał na ich kolejne spotkanie - nawet jeśli miał tylko donosić jej przekąski, miło było patrzeć na jej promienny uśmiech.
Przyszła punktualnie, w nieodłącznych ciemnych okularach i dopasowanej błękitnej sukience. Thomasowi zaparło dech. „Jesteś kelnerem, jesteś kelnerem”, powtarzał sobie, całą siłą woli powstrzymując się, żeby nie palnąć jakiegoś głupiego komentarza. Była taka piękna…
***
Po tym lunchu był następny, a po nim kolejny i kolejny, aż w końcu pewnego dnia Anna zadzwoniła na prywatny telefon Thomasa, zapraszając go na kawę.
Był zszokowany. Taka gwiazda, kobieta światowa, piękność, która mogłaby mieć każdego, chce się spotkać z nim, przeciętnym kelnerem z Bostonu, którego w dodatku w ogóle nie zna.
„Nie wyobrażaj sobie za dużo, na pewno chodzi jej o wynajęcie restauracji na jakąś imprezę”, przekonywał sam siebie.
Bardzo chciał, żeby to nie była prawda.

SIERPIEŃ
Ulice Bostonu zalane były słońcem. Niesamowite upały dawały się mieszkańcom miasta nieźle we znaki. Tylko nieliczni byli na tyle odważni, żeby wychodzić na zewnątrz na dłużej niż kwadrans.
Należeli do nich Anna i Thomas. Objęci w pasie spacerowali bocznymi uliczkami, starając się unikać przechodniów i - co ważniejsze - paparazzich. Jak do tej pory, udawało im się to całkiem nieźle.
Od czasu tej pierwszej kolacji Anna i Thomas zbliżali się do siebie coraz bardziej, wbrew wszelkim regułom wszechświata. Gazety miałyby niezły temat na kolejne trzy miesiące - „Wielka gwiazda i kelner z przedmieścia!”. Miałyby, gdyby wiedziały. Anna bardzo strzegła swojej prywatności, ukrywając ich związek przed całym światem.
Thomas rozumiał ją i zgadzał się na bycie „nieoficjalnym chłopakiem”. Właściwie to sam nie miał ochoty oglądać swojej twarzy na okładkach wszystkich brukowców.
Spotykali się w tajemnicy, jak szpiedzy albo przestępcy obmyślający plan skoku. Świetnie im się ze sobą rozmawiało, mogli godzinami gadać o wszystkim i o niczym. Okazało się, że lubią te same filmy, słuchają tej samej muzyki, śmieszą ich te same rzeczy. Zupełnie naturalnie luźna znajomość przerodziła się w oryginalną przyjaźń, a niedługo potem w związek. Ukrywany, to fakt, ale przez to jeszcze ciekawszy. Po raz pierwszy od wielu lat Thomas czuł się naprawdę szczęśliwy.

LUTY
- Widziałeś? - Jack, kolega Thomasa, trącił go w ramię i podał mu trzymaną gazetę. - Ta aktorka, Wilbury, wiesz, muza Woody'ego Allena czy coś w tym stylu, wyszła za mąż. O, zobacz - „Ślub jak z bajki”. Ona chyba grała w tym najnowszym filmie, zaraz, jak on... Już wiem, „Goodnight, darling”! Całkiem niezły, jak na romansidło oczywiście. Widziałeś?
- Jakoś się nie złożyło.
Thomas wziął gazetę i przekartkował ją pobieżnie. Z każdego zdjęcia patrzyła na niego roześmiana twarz Anny: Anna w białej sukni, całująca się z jakimś lalusiem, Anna w ośnieżonym parku, Anna machająca dziennikarzom po premierze nowego filmu... Przewrócił stronę.
- Ale akcja z tym ślubem, co? Niezłą tajemnicę zrobiła, naprawdę. Chyba nikt w całych Stanach nic nie wiedział.
Jack paplał jak najęty, zupełnie jakby to chodziło jego ślub. Ale Thomas prawie nie zwracał na niego uwagi, wpatrując się w ostatnie ze zdjęć ilustrujących artykuł.
- Ktoś wiedział… - powiedział cicho, jednocześnie wracając wspomnieniami do tamtego dnia…
***
- Dokąd mnie prowadzisz, wariacie? – Anna śmieje się, kiedy Thomas ciągnie ją przez opustoszałe uliczki Bostonu o dwudziestej trzeciej.
- Zobaczysz jak dojdziemy. Ale nie będziesz żałować, obiecuję.
Jest ciepła wrześniowa noc. Czuje się już chłód nadchodzącej jesieni, ale liście na drzewach wciąż są zielone, a niebo bezchmurne.
- Jesteśmy. – Thomas zatrzymuje się przed zabytkową kamienicą.
Anna patrzy niepewnie. Budynek wygląda na dawno opuszczony, nie pali się w nim żadne światło.
- A przyszliśmy tu, bo…?
- Zamknij oczy – mówi i obejmuje ją w pasie, wprowadzając do budynku. – Uważaj, schody!
Przez długą chwilę idą w ciszy, przerywanej tylko odgłosem ich kroków na starych drewnianych schodach. Potem Anna czuje na twarzy powiew nocnego powietrza.
- Mogę już patrzeć?
- Możesz.
Anna otwiera oczy i rozgląda się, oniemiała z wrażenia. Stoją na dachu budynku, z którego rozciąga się widok na cały Boston. Oświetlone wieżowce wyglądają niesamowicie.
- Cudownie… - wzdycha, siadając na obmurowaniu dachu. – Skąd wiedziałeś, że stąd jest taki wspaniały widok?
Thomas uśmiecha się i siada obok.
- Słodka tajemnica. Ale cieszę się, że ci się podoba.
Siedzą tak aż do rana, objęci, szczęśliwi, zakochani.
***
Thomas wpatrywał się w zdjęcie z uczuciem, że serce zaraz pęknie mu na pół. Jak bumerang wróciły do niego słowa Anny sprzed paru miesięcy: „To się nie mogło udać. Wybacz. Wychodzę za mąż…”
Jeszcze nigdy nie czuł się tak oszukany. Miłość jak z bajki okazała się bajką o miłości.
- Hej, nieźle to tobą wstrząsnęło. – Jack popatrzył na kolegę z rozbawieniem. - Nie mów mi, że kochasz się w aktorce jak nastolatek, bo nie uwierzę.
- Kocham. Jak wariat. Znałem ją… A raczej myślałem, że znam. Inna restauracja, inna pora roku, inne życie. Naucz się czegoś na moich błędach – życie to nie bajka.
Spojrzał jeszcze raz na zdjęcie. Podpis głosił: „Wybranek Anny Wilbury wie, jak stworzyć romantyczny nastrój”.
Na zdjęciu Anna i jej narzeczony siedzieli na tamtym dachu, ich dachu, objęci wpół, uśmiechnięci, zapatrzeni w siebie, jakby nic poza nimi nie istniało.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez coolness dnia Śro 20:11, 21 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Necklice
Pani mórz
Pani mórz



Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 3175
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 21:26, 21 Lip 2010    Temat postu:

W jakich kryteriach oceniamy tym razem?

Odpowiedziałam w temacie "Dyskusje", aby nie offtopować /ness.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Necklice
Pani mórz
Pani mórz



Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 3175
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Czw 20:30, 22 Lip 2010    Temat postu:

A
Zgodność z tematem: 5
Pomysł: 5
Poprawność: 4,5
Ogólne wrażenie: 5
Punkty dodatkowe: 2
Razem: 21,5

B
Zgodność z tematem: 4 (miała być narracja pierwszoosobowa)
Pomysł: 5
Poprawność: 4,5
Ogólne wrażenie: 5
Punkty dodatkowe: 2
Razem: 20,5


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
matti141
Cnotliwa Afrodyta
Cnotliwa Afrodyta



Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krosno - Miasto Kronosa ;-)
Płeć: Percy

PostWysłany: Czw 8:19, 19 Sie 2010    Temat postu:

A
Zgodność z tematem: 5
Pomysł: 4
Poprawność: 4
Ogólne wrażenie: 4,5
Punkty dodatkowe: 1
Razem: 18,5

B
Zgodność z tematem: 3
Pomysł: 5
Poprawność: 4
Ogólne wrażenie: 5
Punkty dodatkowe: 1
Razem: 18


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blanca
Muza/Maniaczka Klat



Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 1477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Maków
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 13:28, 12 Wrz 2010    Temat postu:

A
Zgodność z tematem: 4,5 (miało nie być listu)
Pomysł: 5
Poprawność: 4,5
Ogólne wrażenie: 5
Punkty dodatkowe: 1 (za homoseksualizm)
Razem: 20

B
Zgodność z tematem: 4 (pomysł z restauracją i gwiazdą jest dość znanym motywem)
Pomysł: 4,5
Poprawność: 4
Ogólne wrażenie: 5
Punkty dodatkowe: 2 (bo tak Razz)
Razem: 19,5


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Necklice
Pani mórz
Pani mórz



Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 3175
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Sob 1:14, 26 Lut 2011    Temat postu:

Wszem i wobec ogłaszam wyniki:

Tekst A

60 pkt.

Tekst B
58 pkt.

Autorką zwycięskiego tekstu jest: Coolness. Duże brawa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Pojedynki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin