Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Pierwszy rozdział - fanowskie tłumaczenie.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> "Kroniki Rodu Kane" / "Czerwona Piramida"
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Blanca
Muza/Maniaczka Klat



Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 1477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Maków
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Sob 18:15, 08 Sty 2011    Temat postu: Pierwszy rozdział - fanowskie tłumaczenie.

Jest to tłumaczenie mojego autorstwa, więc przepraszam za wszelkie błędy, które mogą się tu znaleźć. Chciałabym jednak, aby wszyscy, którzy niecierpliwią się do premiery, mogli w jakiś sposób nasycić się chociaż trochę tym amatorskim przekładem :).
Hope, you'll like it! :)

Spoiler:


Rozdział pierwszy: A Death at the Needle [śmierć na igle? w tym przypadku chodzi o te słynne egipskie obeliski. służyły jako pomniki grobowe, o ile dobrze pamiętam.]


***

Mamy tylko kilka godzin, więc słuchaj uważnie. Jeśli słuchasz tej historii, wiedz, że właśnie jesteś w niebezpieczeństwie. Sadie i ja możemy być Twoją ostatnią szansą.
Idź do szkoły. Znajdź szafkę. Nie powiem Ci, która szkoła lub szafka, ponieważ jeśli jesteś właściwą osobą, sam/sama ją znajdziesz. Szyfr brzmi następująco: 13/32/33. Do czasu, gdy skończysz słuchać, będziesz wiedział/a, co znaczą te cyfry. Tylko pamiętaj, że historia, którą mamy zamiar Ci opowiedzieć, nie jest jeszcze skończona. A jak się zakończy, zależy od Ciebie.
Najważniejsza rzecz: kiedy otworzysz paczkę i zobaczysz, co jest w środku, nie trzymaj jej dłużej niż tydzień. Oczywiście będzie Cię kusić. Mam na myśli, że udzieli Ci prawie nieskończonej mocy. Jeśli jednak będziesz posiadał ją zbyt długo, zniszczy Cię. Poznaj szybko jej sekrety i przekaż dalej. Ukryj dla następnej osoby, w taki sposób, jak zrobiliśmy to z Sadie dla Ciebie. Potem przygotuj się na to, że Twoje życie stanie się o wiele bardziej interesujące. Okay, Sadie każe mi przestać przeciągać i zacząć historię. Dobra. Zaczęło się to w Londynie, w noc, w którą nasz tata wysadził w powietrze brytyjskie muzeum.

Nazywam się Carter Kane. Mam czternaście lat, a moim domem jest walizka. Myślisz, że żartuję? Odkąd skończyłem osiem lat, mój tata i ja podróżujemy dookoła świata. Urodziłem się w Los Angeles, ale mój tata jest archeologiem, więc praca wciąga go całego. Najczęściej bywamy w Egipcie, gdyż jest to jego specjalizacja. Idź do księgarni, znajdź jakąś książkę o Egipcie, jest spora szansa, że jest ona napisana przez Juliusa Kane'a. Chcesz wiedzieć, jak Egipcjanie wyjmowali mózgi mumiom, budowali piramidy lub zaklinali grobowiec Króla Tutenchamona? Mój tata to odpowiedni facet, abyś się tego dowiedział/a. Oczywiście, były inne powody, dla których mój tata tak często się przeprowadzał, ale nie znałem jego sekretów aż do tamtego momentu.
Nie chodziłem do szkoły. Mój tata uczył mnie w domu, ale nie wiem, czy można nazwać to 'domowym nauczaniem' jeśli nie masz stałego domu. Uczył mnie tego, co uważał za ważne, więc wiedziałem sporo o Egipcie, statystykach meczów koszykarskich i ulubionych muzykach taty. Również sporo czytałem - prawie wszystko, co wpadło w moje ręce, od książek historycznych taty po opowieści fantastyczne - ponieważ spędzałem dużo dużo czasu przesiadując w hotelach, na lotniskach, czy wykopaliskach w obcych krajach nie znając nikogo. Mój ojciec zawsze powtarzał, żebym odłożył książki i pograł w coś. A czy ty, kiedykolwiek próbowałeś grać w baseball w Aswan, w Egipcie? To nie jest łatwe.
W każdym bądź razie, tata nauczył mnie trzymać cały swój dobytek w jednej, pojedynczej walizce, która mieści się w schowku samolotu. Ojciec zawsze pakował się w ten sam sposób, wyłączając dozwoloną przez niego torbę na jego archeologiczne przyrządy. Zasada numer jeden: zakaz zaglądania do tej torby. Był to rozkaz, którego nie złamałem aż do dnia wybuchu.
Wydarzyło się to w Wigilię. Byliśmy w Londynie, w odwiedzinach u mojej siostry Sadie. Widzicie, tata ma tylko dwa dni na spotykanie się z nią - jeden w zimę i jeden w lato - ponieważ nasi dziadkowie go nienawidzą. Po tym, jak zmarła nasza mama, jej rodzice (nasi dziadkowie) rozpoczęli wielką bitwę sądową z tatą. Po sześciu prawnikach, dwóch walkach na pięści i niemal śmiertelnym ataku szpatułką (nie pytajcie), wygrali prawo do zatrzymania Sadie ze sobą, w Anglii. Była zaledwie, sześciolatką, dwa lata młodszą ode mnie i nie mogli utrzymać nas razem - przynajmniej takie było ich usprawiedliwienie, czemu mnie nie wzięli.
Tak więc Sadie dorastała jako brytyjski uczniak, a ja podróżowałem z tatą. Widywaliśmy ją dwa razy do roku, co według mnie było sprawiedliwe. [Zamknij się, Sadie. Tak, właśnie dochodzę do tego momentu.]
W każdym bądź razie, po kilku opóźnieniach wraz z tatą dolecieliśmy na Heathrow*. Było dżdżyste, chłodne popołudnie. Przez całą jazdę taksówką do miasta tata wyglądał na lekko zdenerwowanego.
Właściwie, mój tata to duży koleś. Moglibyście pomyśleć, że nic nie jest w stanie go zdenerwować. Ma ciemnobrązową skórę jak ja, przenikliwe brązowe oczy, łysą głowę i kozią bródkę przez co wygląda odrobinę na złego naukowca. Tego popołudnia miał na sobie kaszmirowy płaszcz zimowy i jego najlepszy garnitur, jeden z tych, których używał do publicznych przemówień. Zazwyczaj emanuje pewnością siebie tak, że dominuje cały pokój w którym się znajduje, ale czasami - jak w to popołudnie - mogę oglądać jego drugą stronę, której do końca nie rozumiałem. Oglądał się przez ramię, jakby ktoś na nas polował.
- Tato? - zapytałem, gdy wysiadaliśmy z A-40**. - Co się dzieje?
- Ani śladu po nich. - wymamrotał. Chyba musiał sobie uświadomić, że powiedział to na głos, bo spojrzał na mnie jakby był zaskoczony.
- Nic, Carter. Wszystko w porządku.
Zaniepokoiło mnie to, bo tata był strasznym kłamcą. Zawsze wiedziałem, kiedy coś ukrywał, a oprócz tego, nie męczenie go samo wydobywało z niego prawdę. Prawdopodobnie starał się mnie chronić, chociaż nie wiedziałem, przed czym. Czasami zastanawiałem się, czy nie ma on jakichś mrocznych sekretów z przeszłości, starych wrogów śledzących go, ale ten pomysł brzmiał wręcz śmiesznie. Ojciec był tylko archeologiem.
Inna rzecz, która mnie zaniepokoiła: tata trzymał swoją torbę od pracy przy wykopaliskach. Zwykle, gdy to robił, znaczyło to, że jesteśmy w niebezpieczeństwie. Jak wtedy gdy napastnicy zaatakowali nasz hotel w Kairze. Usłyszałem strzały dochodzące z hallu i pobiegłem na dół, sprawdzić co z tatą. Gdy tam dobiegłem, on po prostu spokojnie zasuwał swoją torbę podczas gdy trzej nieprzytomni napastnicy zawieszeni byli za stopy na żyrandolu; ich szaty opadły im na głowy, przez co można było zobaczyć ich bokserki. Tata wyjaśnił, że nic nie widział i w końcu policja uznała, że była to szalona awaria żyrandola.
innym razem trafiliśmy na bunt w Paryżu. Ojciec znalazł najbliższy zaparkowany samochód, wcisnął mnie na tylne siedzenie i kazał się stamtąd nie ruszać. Schowałem się między siedzenia i zacisnąłem mocno oczy. Słyszałem tatę siedzącego na miejscu kierowcy, grzebiącego w tej swojej torbie, mamroczącego coś do siebie podczas gdy tłum krzyczał i niszczył rzeczy na zewnątrz. Po kilku minutach powiedział, że jest już bezpiecznie i mogę wyjść. Każdy inny samochód był przewrócony i podpalony. Nas za to stał, świeżo umyty i wypolerowany, z kilkoma banknotami o wartości dwudziestu euro wsuniętych pod wycieraczkami.
Tak więc, zacząłem szanować torbę taty. Była dla nas czymś w rodzaju szczęśliwego amuletu, zaklęcia. Ale kiedy tata trzymał ją blisko siebie, oznaczało to, że będziemy potrzebować naprawdę sporo szczęścia.
Jechaliśmy przez centrum miasta, kierując się na wschód, do mieszkania moich dziadków. Minęliśmy złotą bramę Pałacu Buckingham, wielką kamienną kolumnę na Trafalgar Square. Londyn jest całkiem w porządku miejscem, ale odkąd tyle podróżuję, wszystkie miasta zaczynają się zlewać. Inne dzieciaki, które czasem spotykam mówią: Wow, jesteś szczęściarzem, mogąc tyle podróżować. Z tym, że to nie jest tak, że chodzimy tam zwiedzać lub mamy pełno pieniędzy by tak jeździć. Mieszkaliśmy w kilku dość nieprzyjemnych miejscach i rzadko zostawaliśmy gdzieś dłużej niż kilka dni. Przez większość czasu czuję się jakbyśmy byli zbiegami, a nie turystami.
Znaczy się, nie pomyślelibyście, że praca mojego taty jest niebezpieczna. Fakt, robi wykłady na temat: "Czy egipska magia naprawdę mogłaby Cię zabić?" lub "Ulubione kary w egipskim podziemiu." i innych rzeczy, która w ogóle nie interesuje ludzi. Ale tak jak powiedziałem, to jest ta jego druga strona. Zawsze jest bardzo ostrożny, sprawdza każdy pokój hotelowy, zanim pozwoli mi do niego wejść. Wszedłby do muzeum, żeby zobaczyć kilka artefaktów, zrobić notatki i uciec, jakby się bał, że złapią go kamery.
Któregoś razu, jak byłem młodszy, biegliśmy przez lotnisko Charlesa de Gaulle'a*** żeby w ostatniej chwili złapać nasz lot, tata nie zrelaksował się aż do momentu, gdy wznieśliśmy się ponad ziemię; zapytałem go wprost, przed czym ucieka - spojrzał na mnie, jakbym dopiero co odetkał granat. Przez chwilę bałem się, że powie mi prawdę. A potem się odezwał:
- Carter, nic się nie stało.
Jakby 'nic' było najstraszniejszą rzeczą na świecie.
Po tym wydarzeniu, postanowiłem, że nie będę o nic pytał.

Moi dziadkowie, Faustowie, mieszkali w bloku, blisko Canary Wharf****, nad brzegiem Tamizy. Taksówka zostawiła nas przy krawężniku i tata poprosił kierowcę, aby zaczekał chwilę. Byliśmy w połowie drogi, gdy tata przystanął. Odwrócił głowę i spojrzał za siebie.
- Co? - spytałem.
Wtedy zobaczyłem mężczyznę w trenczu. Stał po drugiej stronie ulicy, opierając się o duże, martwe drzewo. Był lekko 'beczkowaty', ze skórą koloru palonej kawy. Jego płaszcz i prążkowany garnitur wyglądały na dość drogie. Miał długie, plecione włosy, ubrany dodatkowo w czarną fedorę, opuszczoną nisko nad ciemnymi, okrągłymi okularami. Przypominał mi jazzmana, z tego rodzaju, na którego koncert zaciągnąłby mnie tata. Mimo tego, że nie widziałem jego oczu, miałem wrażenie, że nas obserwował. Mógł być starym kolegą lub współpracownikiem taty. Nie ważne, gdzie byśmy nie poszli, tata zawsze wpadał na ludzi, których znał. Ale to wyglądało dziwnie, że koleś czekał na nas, przed domem dziadków. I nie wyglądał na zadowolonego.
- Carter - powiedział mój tata - idź.
- Ale...
- Weź swoją siostrę. Spotkamy się z powrotem w taksówce.
Przekroczył ulicę, idąc prosto do nieznajomego w trenczu, co postawiło mnie przed wyborem: iść za tatą i zobaczyć, co się dzieje, lub zrobić to, co mi kazał.
Zdecydowałem się na nieco mniej niebezpieczną drogę. Poszedłem odnaleźć siostrę.

Zanim zdążyłem zapukać, Sadie otworzyła drzwi.
- Spóźnieni, jak zwykle. - powiedziała.
Trzymała swojego kota, Muffina, który był prezentem 'na odchodne' od taty sprzed sześciu lat. Muffin nigdy nie wyglądała na starszą czy większą. Miała puszystą, żółto-czarną sierść jak mały lampart, czujne, żółte oczy i szpiczaste uszy, które były za duże w porównaniu do rozmiarów jej głowy. Srebrny egipski wisiorek zwisał swobodnie z jej kołnierzyka. [Muffin] nie wyglądała wcale jak muffinka*****, ale Sadie nazwała ją jak była mała, więc sądzę, że trzeba dać jej trochę luzu.
Sadie nie zmieniła się od ostatniego lata.
[Gdy to nagrywam, Sadie stoi obok mnie, przyglądając mi się, więc muszę być ostrożny przy opisywaniu jej.]
Nigdy nie pomyślelibyście, że jest moją siostrą. Po pierwsze, mieszkała w Londynie tak długo, że ma angielski akcent. Po drugie, jest podobna do naszej mamy, która była biała, więc skóra Sadie jest dużo jaśniejsza od mojej. Ma proste, karmelowe włosy, nie do końca blond, bardziej brązowe, które zazwyczaj farbuje smugami jasnych kolorów. Tego dnia miała czerwone pasemka, po lewej stronie. Jej oczy są niebieskie. Niebieskie, jak naszej mamy. Ma tylko dwanaście lat, ale jest tak wysoka jak ja, co naprawdę mnie irytuje. Żuła gumę, jak zwykle, ubrana na spotkanie z tatą była w sponiewierane dżinsy, skórzaną kurtkę i wojskowe buty, jakby szła na koncert i miała nadzieję nadepnąć ludziom na nogi. Miała słuchawki zwisające na szyi, w razie gdybyśmy ją nudzili.
[Okej, nie pobiła mnie, więc chyba zrobiłem dobrą robotę opisując ją.]
- Nasz samolot się spóźnił. - odpowiedziałem.
Trzasnęła balonem z gumy, potarła głowę Muffin i rzuciła kotkę do środka.
- Babciu, wychodzę!
Gdzieś ze środka, Babcia Faust wymamrotała coś w odpowiedzi, nie wiedziałem dokładnie co, ale chyba: Nie pozwól im wejść!
Sadie zamknęła drzwi i spojrzała na mnie, jakbym był martwą myszą przyniesioną przez jej kotkę.
- Więc znowu tu jesteście.
- Aha.
- Chodź - powiedziała. - Miejmy to za sobą.
To był właśnie sposób, jaka była. Żadnego: Cześć, jak ci minęło te sześć miesięcy? Tak się cieszę, że cię widzę! Ale nie przeszkadzało mi to. Kiedy widzisz kogoś tylko dwa razy w roku, czujesz się bardziej jak dalecy kuzyni, niż rodzeństwo. Nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego poza rodzicami.
Zeszliśmy powoli po schodach. Zastanawiałem się jak pachnie; mieszanką zapachu starych ludzi i gumy do żucia, gdy zatrzymała się tak gwałtownie, że wpadłem na nią.
- Kto to? - zapytała.
O mało co nie zapomniałem o gościu w trenczu. On i mój tata stali po drugiej stronie ulicy obok dużego drzewa; wyglądali, jakby poważnie się kłócili. Tata stał odwrócony, więc nie mogłem widzieć jego twarzy, ale gestykulował mocno rękoma, co robił zawsze gdy był poruszony. Koleś za to skrzywił się i potrząsnął głową.
- Nie wiem - odezwałem się. - Stał tu, gdy się zatrzymywaliśmy.
- Wygląda znajomo. - Sadie zmarszczyła brwi, jakby próbowała go sobie przypomnieć. - Chodź.
- Tata chciał, żebyśmy poczekali w taksówce - powiedziałem, wiedząc, że nie ma to sensu. Sadie zdążyła ruszyć.
Zamiast przejść przez ulicę, pobiegła po chodniku do końca bloku, chowając się za samochodami, potem poszła na drugą stronę i przycupnęła pod małą, kamienną ścianą. Zaczęła zakradać się w kierunku taty. Nie miałem za dużo do wyboru, jedynie pójść za jej przykładem, ale to sprawiło, że poczułem się głupio.
- Sześć lat w Anglii - mruknąłem - i myśli, że jest Jamesem Bondem.
Sadie pacnęła mnie, nawet nie patrząc i znów zaczęła się czołgać naprzód.
Kilka kroków i byliśmy za tym wielkim drzewem. Po drugiej stronie słyszałem tatę mówiącego:
- ... muszę, Amosie. Wiesz, że to jest ta właściwa rzecz.
- Nie - powiedział mężczyzna, który musiał być Amosem. Jego głos był głęboki i nawet bardzo nalegający. Miał amerykański akcent. - Jeśli ja cię nie powstrzymam, oni to zrobią. Per Ankh******* szpieguje cię.
Sadie odwróciła się do mnie i bezgłośnie zapytała:
- Per co?
Pokręciłem głową, zdziwiony.
- Chodźmy stąd - wyszeptałem, ponieważ sądziłem, że dostrzegą nas w każdej chwili i będziemy w poważnych kłopotach. Sadie jak zwykle zignorowała mnie.
- Nie znają mojego planu - usłyszałem tatę. - Do czasu gdy go odkryją...
- A dzieci? - zapytał Amos. Słysząc to, zjeżyły mi się włoski na plecach. - Co z nimi?
- Rozdzieliłem je, żeby były bezpieczne - powiedział mój tata. - Poza tym, jeśli tego nie zrobię, wszyscy będziemy w niebezpieczeństwie. Teraz odejdź.
- Nie mogę, Juliusie.
- Chcesz się pojedynkować? - ton głosu taty zmienił się na śmiertelnie poważny. - Nigdy nie potrafiłeś mnie pokonać, Amosie.
Nigdy nie widziałem mojego taty agresywnego od czasu Wielkiego Wypadku Ze Szpatułką i nie martwiłem się, że mogłoby się to powtórzyć, ale obaj mężczyźni wyglądali, jakby szykowali się w kierunku bójki.
Zanim mogłem zareagować, Sadie wyskoczyła i krzyknęła:
- Tata!
Wyglądał na zaskoczonego, gdy go przytuliła, ale nie tak bardzo jak ten koleś, Amos. Wycofał się tak szybko, że potknął się o własny trencz.
Zdjął okulary. Nie mogłem przestać myśleć, że Sadie miała rację. Facet wyglądał znajomo - jak bardzo odległe wspomnienie.
- Ja... muszę już iść. - wymamrotał. Poprawił fedorę i ruszył ociężale w dół drogi.
Tata przyglądał mu się jak odchodzi. Jednym ramieniem otaczał Sadie, jakby chciał ją chronić, drugą rękę trzymał w swojej torbie przewieszonej przez ramię. W końcu, gdy Amos zniknął za rogiem, wyjął dłoń z torby i uśmiechnął się do Sadie:
- Cześć kochanie.
Sadie odsunęła się od niego i skrzyżowała ręce.
- O, teraz to kochanie tak? Spóźniłeś się. Dzień Odwiedzin prawie się skończył. I co to w ogóle było? Kto to Amos i czym właściwie jest całe to Per Ankh?
Tata zdrętwiał. Rzucił na mnie okiem, jakby zastanawiał się, ile usłyszeliśmy.
- Nic ważnego - powiedział, starając się brzmieć przekonująco. - Zaplanowałem świetny wieczór. Kto ma ochotę na prywatne zwiedzanie Brytyjskiego Muzeum?
Sadie osunęła się na tylne siedzenie taksówki, między mnie i tatę.
- Nie mogę w to uwierzyć - mruknęła. - Jeden wieczór razem, a ty chcesz się bawić w poszukiwacza.
Tata próbował się uśmiechnąć.
- Kochanie, będzie dobra zabawa. Kustosz egipskiej kolekcji osobiście zaprosił...
- Jasne, wielka niespodzianka - Sadie dmuchnęła na czerwone pasemko włosów, które opadło jej na twarz. - Jest Wigilia, a my jedziemy zobaczyć kilka zapleśniałych, starych reliktów z Egiptu. Czy kiedykolwiek myślałeś o czymś innym?
Tata nie wściekł się. Nigdy nie wścieka się na Sadie. Po prostu patrzył na ciemniejące za szybą niebo i deszcz.
- Tak - powiedział cicho - myślałem.
Kiedy tata cichnął tak jak wtedy i wpatrywał się w nicość, wiedziałem, że myśli o mamie. W ciągu kilku ostatnich miesięcy często się tak działo. Gdy wchodziłem do hotelowego pokoju, zastawałem go z telefonem w jednej ręce i zdjęciem mamy uśmiechającej się do niego z obrazka w drugiej - jej włosy schowane pod szalikiem, niebieskie oczy zaskakująco jasne wśród pustynnego tła.
Albo byliśmy na jakichś wykopaliskach. Widziałem tatę wgapiającego się w horyzont i wiedziałem, że myślał o tym, jak ją poznał - dwoje młodych naukowców w Dolinie Królów, na tropie zaginionego grobowca. Tata był egiptologiem. Mama za to pracowała jako antropolog poszukujący starożytnego DNA. Opowiadał mi ta historię tysiące razy.
Nasza taksówka wiła się wzdłuż brzegu Tamizy. Gdy tylko przekroczyliśmy Most Waterloo, tata spiął się.
- Panie kierowco - odezwał się. - Proszę się na chwilę tutaj zatrzymać.
Taksówkarz zjechał na pobocze na Bulwarze Victorii.
- O co chodzi, tato? - spytałem.
Wysiadł z taksówki, jakby mnie nie słyszał. Kiedy Sadie i ja dołączyliśmy do niego, przyglądał się Igle Kleopatry********.
Jeśli nigdy czegoś takiego nie widzieliście: Igła jest obeliskiem, nie taką zwykłą igłą i wcale nie ma związku z Kleopatrą. Sądzę, że Brytyjczycy myśleli, że to brzmi fajnie, gdy przenosili to do Londynu. Jest wysoki [obelisk] na około siedemdziesiąt stóp, co byłoby pewnie bardzo imponujące w Starożytnym Egipcie, ale nad Tamizą, wśród tych wszystkich wysokich budynków dookoła, wyglądał raczej na niski i ponury. Mógłbyś przejechać obok i nawet nie uświadomić sobie, że właśnie minąłeś coś, co jest starsze o kilka tysięcy lat od Londynu.
- Boże - Sadie chodziła sfrustrowana w kółko. - Czy musimy się zatrzymywać, przy każdym pomniku?
Mój tata spojrzał na czubek obelisku.
- Musiałem to zobaczyć - wymamrotał. - Gdzie to się zdarzyło...
Mroźny wiatr poruszał rzeką. Chciałem wrócić do taksówki, ale tata zaczynał mnie martwić. Nigdy nie widziałem go tak rozkojarzonego.
- Co tato? - zapytałem. - Co się tu wydarzyło?
- Ostatnie miejsce, w którym ją widziałem.
Sadie przestała się wiercić. Spojrzała niepewnie na mnie spode łba i spowrotem popatrzyła na tatę.
- Poczekaj. Masz na myśli mamę?
Tata założył kosmyk włosów Sadie za ucho, która była tym tak zdziwiona, że nawet nie odepchnęła go.
Poczułem, jak deszcz porządnie mnie przemoczył. Śmierć mamy zawsze była czymś w rodzaju zakazanego tematu. Wiedziałem, że zginęła w wypadku w Londynie. Wiedziałem również, że dziadkowie obwiniali o to tatę. Ale nikt nigdy nie opowiedział nam szczegółów. Dałem sobie spokój z pytaniem taty, częściowo dlatego, że bardzo go to przygnębiało, a częściowo, bo stanowczo odmawiał jakichkolwiek informacji. Jak będziesz starszy, mawiał, co była najbardziej frustrującą odpowiedzią.
- Mówisz, że umarła tutaj, - powiedziałem. - Na Obelisku Kleopatry? Co się wydarzyło?
Spuścił głowę.
- Tato! - zaprotestowała Sadie. - Przechodzę tędy każdego dnia, a ty chcesz mi powiedzieć - przez cały ten czas - a ja nic nie wiedziałam?
- Czy wciąż masz swojego kota? - zapytał ją tata, co zabrzmiało naprawdę głupio.
- Oczywiście, że go mam! - odpowiedziała - A co to ma do rzeczy?
- A swój amulet?
Ręka Sadie powędrowała do jej szyi. Kiedy byliśmy mali, jeszcze zanim opiekę nad Sadie zaczęli sprawować dziadkowie, tata dał nam obojgu egipskie amulety. Moim było Oko Horusa, popularny symbol ochrony w Starożytnym Egipcie. (tu jest rysunek tego oka).
W rzeczywistości, tata mówi, że współczesny farmaceutyczny symbol (tu jest jakieś dzikie R) to uproszczona wersja Oka Horusa, ponieważ medycyna jest zobowiązana do chronienia ciebie.
W każdym bądź razie, zawsze nosiłem go pod koszulką, podczas gdy sądziłem, że Sadie zgubi swój lub wyrzuci.
Ku mojemu zaskoczeniu, kiwnęła głową.
- Oczywiście, że mam, tato, ale nie zmieniaj tematu. Babcia zawsze zastanawiała się, jak spowodowałeś jej śmierć. Ale to nie jest prawda?
Czekaliśmy. po raz pierwszy Sadie i ja pragnęliśmy tego samego - prawdy.
- W noc, gdy zmarła wasza mama - zaczął. - Na tym obelisku...
Niespodziewany błysk rozjaśnił nabrzeże. W pół oślepiony odwróciłem się i dostrzegłem dwie postacie: wysokiego, bladego mężczyznę z rosochatą brodą, ubranego w kremowe szaty i dziewczynę o miedzianym kolorze skóry w ciemnoniebieskim ubraniu i chustę - ten typ ubioru widywałem tysiące razy w Egipcie. Stali tam, po prostu, bok w bok, niecałe dwadzieścia stóp od nas, przyglądając się nam. Wtedy światło pociemniało. Postacie stopiły się w niewyraźny widok. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zniknęły.
- Um... - Sadie odezwała się nerwowo. - Widziałeś to?
- Do taksówki - powiedział tata, popychając nas do samochodu. - Jesteśmy już spóźnieni.
Tata zamilkł.
- To nie jest miejsce na taką rozmowę. - powiedział, oglądając się za nas. Obiecał taksówkarzowi dodatkowe dziesięć funtów, jeśli dowiezie nas do Muzeum w mniej niż pięć minut, więc mężczyzna robił co w jego mocy.
- Tato - spróbowałem. - Ci ludzie nad rzeką...
- I ten facet, Amos - dodała Sadie. - Są czymś w rodzaju egipskiej policji czy jak?
- Spójrzcie, oboje... - powiedział tata. - Będę dziś potrzebował waszej pomocy. Wiem, ze to trudne, ale musicie być cierpliwi. Obiecuję, że wyjaśnię wszystko, jak tylko znajdziemy się w Muzeum. Muszę zrobić wszystko od nowa, tym razem dobrze.
- Co masz na myśli? - nalegała Sadie. - Co musisz zrobić?
Wyraz twarzy taty był bardziej niż smutny. Wyglądał jakby, czuł się winny. Poczułem dreszcze, gdy pomyślałem, co mówiła Sadie: że dziadkowie obwiniają tatę o śmierć mamy. To nie mogło być to, o czym mówił, prawda?
Taksówkarz skręcił w bok, w Great Russell Street********* i z piskiem zatrzymał się przed głównym wejściem do Muzeum.
- Chodźcie za mną – powiedział tata. – Gdy spotkamy kustosza, zachowujcie się normalnie.
Pomyślałem sobie, że Sadie nigdy nie zachowywała się normalnie, ale postanowiłem nie mówić tego na głos.
Wyczołgaliśmy się z taksówki. Podczas gdy ja brałem nasz bagaż, tata płacił kierowcy duży zwitek pieniędzy. Wtedy zrobił coś dziwnego. Rzucił garść małych rzeczy na tylne siedzenie wyglądały jak kamyki, ale było zbyt ciemno, żebym mógł się upewnić.
- Jedź – powiedział taksówkarzowi. – Zawieź nas do Chelsea.
To nie miało sensu, bo dopiero co wysiedliśmy, ale taksówkarz już odjechał.
Spojrzałem na tatę, potem znowu na taksówkę; zanim skręciła za rogiem i zniknęła w ciemności, przelotem dojrzałem trójkę pasażerów – mężczyznę i trójkę dzieci.
Zamrugałem. Nie było opcji, żeby taksówka wzięła kolejny kurs tak szybko.
- Tato...
- Londyńskie taksówki rzadko są puste – powiedział rzeczowo. - Chodźcie, dzieciaki.
- Carter, co się dzieje?
Pokręciłem głową.
- Nie jestem pewien, czy chcę wiedzieć.
- W takim razie zostań tu sobie na tym zimnie, bo ja nie mam zamiaru zostawić tego bez wyjaśnienia. – odwróciła się i pomaszerowała za tatą.
Patrząc na to z boku, powinienem był uciec. Powinienem był zabrać stamtąd Sadie i odejść tak daleko, jak to tylko możliwe. Zamiast tego, poszedłem za nią przez bramę Muzeum.

* Heathrow - lotnisko w Londynie.
** A-40 - prawdopodobnie nazwa samolotu.
*** Charles de Gaulle airport - lotnisko w Paryżu.
**** Canary Wharf - teoretycznie powinno brzmieć Kanarkowe Wybrzeże, ale nie wiem, czy coś takiego w Londynie istnieje.
***** Muffin - ciastko, bardzo popularne w Anglii i Ameryce
****** Amos - jeden z 12 pomniejszych proroków,
******* Per Ankh - Dom Życia. Większość świątyni w Starożytnym Egipcie była tak nazywana. Przechowywano tam wszelkiego rodzaju zapiski: matematyczne, medyczne, astronomiczne, geograficzne, prawnicze oraz interpretacje snów. Było to również miejsce gdzie uczono kapłanów i skrybów (ci kolesie, co to spisywali wszystko).
******** Cleopatra's Needle - jeden z trzech obelisków ze Starożytnego Egiptu. Jeden znajduje się w Londynie, drugi w Paryżu, a trzeci w Nowym Jorku. Tak naprawdę, 'igły' nie mają nic wspólnego z Kleopatrą.
********* Great Russel Street - ulica w Londynie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Blanca dnia Nie 15:37, 09 Sty 2011, w całości zmieniany 9 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Miss Holmes
<b>Miss Holmes</b>



Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Sob 19:10, 08 Sty 2011    Temat postu:

Blanco, wiesz chyba czytałam tłumaczenie tej pierwszej strony i strasznie podobne do początku Percy'ego Very Happy Ale to extra, że się podjęłaś ^^

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PercJack17
Róg Minotaura
Róg Minotaura



Dołączył: 27 Paź 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Percy

PostWysłany: Sob 20:09, 08 Sty 2011    Temat postu:

Bardzo dobre tłumaczenie. ;) Początek całkiem, całkiem - najlepsi ci na żyrandolu. ;d
Już się nie mogę doczekać polskiej premiery, już w lutym, to blisko... xD

Seth.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ailyn
Boy z hotelu Lotos
Boy z hotelu Lotos



Dołączył: 29 Wrz 2010
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z odległych rubieży
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Sob 20:51, 08 Sty 2011    Temat postu:

Tłumaczenie wyszło dardzo dobrze :)
A ogólniej rzecz biorąc to pierwszy rozdział mnie zabił xP Na 200% kupię to książkę, jest genialna :]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
laniette
Cukiereczek Apolla
Cukiereczek Apolla



Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 594
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Sob 20:54, 08 Sty 2011    Temat postu:

nie miałam jakiejś specjalnej chcicy na tą serię, ale teraz mam ;D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Miss Holmes
<b>Miss Holmes</b>



Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Czw 18:43, 13 Sty 2011    Temat postu:

Więc, świetnie przetłumaczyłaś ;D Zachowałaś humor i boską narrację pierwszoosobową. Wstawki w nawiasach mnie rozwalają i już chcę wiedzieć co się stanie w muzeum i co z ich mamą? Muszę zachować jednak spokój, bo jeszcze będę wyczekiwać xd Ale już wiem, że to przeczytam Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> "Kroniki Rodu Kane" / "Czerwona Piramida" Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin